Definicja:
Dudni tętent kopyt... Płynie mroczna jazda...
Ciężkozbrojne chmury atakują niebo.
Już ptaki w popłochu opuszczają gniazda...
Już błękit nie wstanie nad bezbronną ziemią.
Huragan rozpętał łopot setek skrzydeł
sławetnej husarii pod sztandarem diabła.
Roi się wokoło od iluzji sideł.
Melancholia wszystkich w szpony swe dopadła.
Obdarte z kolorów, w uległości geście
drzewa coraz wyżej drżące wznoszą ręce...
Konając w milczeniu, liście w trupim cieście
ścielą pod nogami cuchnące kobierce.
Łzy aniołów roszą cmentarne ulice...
Snuje się nostalgia w listopada łunie.
Ci, którzy zostali, wspominając życie
hołd śmierci oddają i Bogu w całunie.
Zza krat na świat patrzę - żal wypełnił duszę.
Jestem więźniem nocy, szarych dni ofiarą...
Spośród dróg rozstajów jedną wybrać muszę.
Łykam krople szczęścia, szprycuję się wiarą...
Tu nie ma zwycięzców - są tylko przegrani,
lecz przecież i klęskę można przyjąć z klasą.
Nie karmić się złudą, która serce rani,
z podniesioną głową, na złość wrednym czasom.
Słońce na banicji, z tęczą w jednej parze,
wspomnieniami dręczy lipcowe sieroty...
Już wkrótce niewinność świat otrzyma w darze,
by czekać w nadziei na zielony dotyk.
Ciężkozbrojne chmury atakują niebo.
Już ptaki w popłochu opuszczają gniazda...
Już błękit nie wstanie nad bezbronną ziemią.
Huragan rozpętał łopot setek skrzydeł
sławetnej husarii pod sztandarem diabła.
Roi się wokoło od iluzji sideł.
Melancholia wszystkich w szpony swe dopadła.
Obdarte z kolorów, w uległości geście
drzewa coraz wyżej drżące wznoszą ręce...
Konając w milczeniu, liście w trupim cieście
ścielą pod nogami cuchnące kobierce.
Łzy aniołów roszą cmentarne ulice...
Snuje się nostalgia w listopada łunie.
Ci, którzy zostali, wspominając życie
hołd śmierci oddają i Bogu w całunie.
Zza krat na świat patrzę - żal wypełnił duszę.
Jestem więźniem nocy, szarych dni ofiarą...
Spośród dróg rozstajów jedną wybrać muszę.
Łykam krople szczęścia, szprycuję się wiarą...
Tu nie ma zwycięzców - są tylko przegrani,
lecz przecież i klęskę można przyjąć z klasą.
Nie karmić się złudą, która serce rani,
z podniesioną głową, na złość wrednym czasom.
Słońce na banicji, z tęczą w jednej parze,
wspomnieniami dręczy lipcowe sieroty...
Już wkrótce niewinność świat otrzyma w darze,
by czekać w nadziei na zielony dotyk.
Data powstania utworu: nieznana
Autor: nieznany
Tytył: Dudni tętent kopyt... Płynie mroczna jazda... Ciężkozbrojne.