waleczna co to jest
Definicja: Ivanović pokazała charakter, pokonując Nicole Vaidisovą po trzech zaciętych setach: 4-6.

Czy przydatne?

Co znaczy Ana I Waleczna

Słownik: W czwartek, na korcie centralnym Wimbledonu, widzowie byli świadkami najlepszego jak dotąd spotkania kobiet w tegorocznym turnieju. Serbka Ana Ivanović pokazała charakter, pokonując Nicole Vaidisovą po trzech zaciętych setach: 4-6, 6-2, 7-5.
Definicja: Nie jestem ogromnym fanatykiem tenisa, jednak od czasu do czasu – w szczególności przy okazji turniejów wielkoszlemowych – lubię spędzić dwie czy trzy godziny, oglądając w akcji idealne tenisistki i najlepszych tenisistów świata. W tegorocznym Wimbledonie zawodnicy zmagają się głównie z deszczem, który nieustannie krzyżuje im szyki w najmniej spodziewanych momentach. Najwspanialszym na to odpowiednikiem jest mecz Rafaela Nadala ze Szwedem Robinem Soderlingiem, który trwał na niezłą sprawę aż pięć dni – od soboty do środy, i przerywany był siedmiokrotnie. Organizatorzy mają poważny problem, bo sporo wskazuje na to, że turniej nie skończy się w niedzielę, jak zaplanowano, tylko potrwa dłużej.

Gdy jednak pogoda okazuje się łaskawsza, na główny plan powracają zawodnicy. A im bliżej do końca rozgrywek, tym więcej niespodzianek. Szczególnie w turnieju kobiet. Odpadły już najwyżej rozstawione Maria Sharapova i Amelie Mauresmo. W czwartek długimi momentami wydawało się, iż ich los podzieli nr 6 turnieju, a więc urodziwa Serbka Ana Ivanović. Finalistka tegorocznego French Open zmierzyła się w meczu ćwierćfinałowym z rozpędzoną Czeszką, Nicole Vaidisovą (właśnie ona pokonała w poprzedniej rundzie obrończynię tytułu, a więc Mauresmo).

specjaliści przewidywali wyrównane spotkanie, a faworytkę nadzwyczajnie ciężko było wskazać. Szybko także okazało się, że nie pomylili się w swoich prognozach. Już pierwszy set pokazał, iż żadna z zawodniczek nie będzie w tym spotkaniu dominować, zaś im dłużej trwał mecz, tym większa towarzyszyła mu dramaturgia. Obydwie zawodniczki dopadały krótkie kryzysy, a szala zwycięstwa przechylała się kilkakrotnie – to na jedną, to na drugą stronę. Ostatecznie z pojedynku zwycięsko wyszła Ana Ivanović. Z perspektywy zakończonego już spotkania mogę śmiało powiedzieć, że był to idealny indywidualny występ tenisistki, jaki kiedykolwiek widziałem. 19-letnia Serbka zaprezentowała wszystko, co najważniejsze w sportowej rywalizacji: waleczność, zapał do gry, wiarę w końcowy efekt, bez zapominania o zasadach fair play. Dlatego wygrała mecz, który już wydawał się przegrany, i awansowała do półfinału londyńskich rozgrywek.

Zaczęła mecz spokojnie, może nawet ospale, poprzez co dała się przełamać już w pierwszym gemie. Później serwowała lepiej, jednak utraty nie zdołała odrobić. Młodsza od niej o rok Czeszka była zdecydowanie agresywniejsza, częściej atakowała, potrafiła znakomicie zastosować słabszą stronę Ivanović, jaką tego dnia stanowił jej bekhend. Pierwszy set zakończył się rezultatem 6-4 dla Vaidisovej, co zwiastowało wielkie emocje w dalszej części gry.

utrata własnego serwisu już najpierw drugiego seta – podobnie jak i w pierwszym – była już poważnym ostrzeżeniem dla serbskiej zawodniczki. Ivanović szybko zrozumiała, iż na następne błędy nie może sobie pozwolić. Toteż momentalnie odrobiła breaka, zaczęła grać lepiej i pewniej, jednak znajdująca się w wysokiej formie Vaidisova w ogóle nie spuszczała z tonu. Mecz wyrównał się, w większości gemów dochodziło do gry na równowagi i przewagi. Przy następnym podaniu Ivanović Czeszka miała szansę na następne przełamanie, jednak Ivanović wybroniła się, aby po chwili wygrać gema przy serwisie rywalki. I to w jakim stylu – do zera!

Był to główny okres drugiego seta, w którego końcówce Vaidisova wyraźnie osłabła. Zupełnie jakby sparaliżowała ją kwota, o którą grała. Zaczęła wyrzucać piłki w aut, popełniać proste błędy. Przestały wychodzić jej drop-shoty, ataki i crossy… przestało wychodzić wszystko. W czasie gdy Ana grała coraz lepiej, wyraźnie rozkręcając się w tej części gry. Wreszcie ujrzeliśmy ją taką, jak na kortach Rolanda Garrosa. I ten entuzjazm, z jakim uchwyciła odpowiedni rytm… Wygrała własne podanie, aby następnie nie dać szans Vaidisovej i znów przełamać ją, wygrywając drugiego seta 6-2.

Można powiedzieć, iż w tym momencie mecz zaczął się od początku. A zarazem nadeszły prawdziwe emocje. Wydawało się, iż rozochocona niezłą passą Ivanović pójdzie za ciosem. Lecz i Czeszka nagle przypomniała sobie, iż jest czternastą rakietą świata. Odzyskała świeżość i zapał do gry, w niepamięć puściła przegrany drugi set. Siłą i szybkością uderzeń z pewnością przewyższała tego dnia Anę. Rzucając wszystkie siły do ataku, zdołała wybić ją z rytmu i przełamać jej serwis, wychodząc na prowadzenie 3-1 w drugim secie. W tych chwilach jedno przełamanie nierzadko okazuje się decydujące, toteż koniec Ivanović wydawał się bliski. w szczególności gdy przy stanie 4-2 jej rywalka miała szansę na następne break pointy.

Kilka min. później było już 5-3 i zwycięstwo czeskiej blondynki było na wyciągnięcie ręki. Gdy do tego Serbka wyrzuciła następny forhend w aut, pojawiły się dwie piłki meczowe – szansa, aby zakończyć to już teraz, nie czekając na własny serwis…

Wtedy to Ana wróciła do gry. Coś się w niej zagotowało, zawrzało; ta spokojna z reguły twarz pokryła się gniewem. Znikł z niej uśmiech, którym w czasie tak wielu spotkań darzyła sympatyków tenisa. Mogę śmiało napisać, iż po raz pierwszy widziałem Anę Ivanović zdenerwowaną. Lecz zdenerwowaną w sensie pozytywnym. Chyba nawet nie myślała o tym, iż jest o krok od porażki. Ona? Ona, która pokonywała już w tym roku Sharapovą, Williams?... Nie, ona na pewno nie wiedziała, iż może przegrać, nie dopuszczała do siebie takiej myśli. Zwyczajnie denerwowała się oddalającym zwycięstwem, i tym bardziej zapałała chęcią do jeszcze lepszej gry. Słowiańska, burzliwa krew nakazała jej walczyć do końca.

Dwie piłki meczowe obroniła w sposób tak prosty, i tak doskonały zarazem, jak gdyby grała towarzysko z niedoświadczoną juniorką. Obroniła dwa meczbole, wybroniła i trzeci. Biegała po całym korcie, zbiegała do siatki, atakowała z głębi. Dobiegała do każdej piłki. Vaidisova odpuściła, zaskoczona tą nagłą przemianą rywalki, aby po chwili oddać własne podanie. 5-5 i znów po równo w trzecim secie! Niemal pewne zwycięstwo wymknęło się czeskiej tenisistce z rąk.

A przecież nie grała słabo. także starała się, atakowała, pozostając przy tym w wielkim skupieniu. Tę jej koncentrację widać było za każdym wspólnie, gdy tylko znalazła się przed kamerą. poprzez przewarzająca część meczu grała wspaniale i efektywnie zarazem; jestem pewien, iż tego dnia mogłaby ograć każdą tenisistkę świata: Venus Williams, Justine Henin, Jelenę Janković…

lecz nie Anę Ivanović. Ta, niesiona entuzjazmem po odrobieniu strat, grała jak natchniona. Przy każdym punkcie tak, jakby walczyła o życie. Sprzyjało jej przy tym szczęście – raz piłka po taśmie spadła na połowę rywalki, a później, w podobnej sytuacji, po uderzeniu Nicole pozostała po jej stronie. Ivanović przeżywała to zresztą niesamowicie. Po każdej akcji wydawała okrzyk – to radości, to przepełniony złością po zepsutej piłce, aczkolwiek tych drugich było znacząco mniej. Nie rzucała jednak rakietą ani nie wygrażała sędziemu, jak to zdarzało się już czynić między innymi Marii Sharapovej. I ta zaciśnięta pięść, ten energiczny szał po następnych winnersach, jakie przybliżały ją do półfinału.

Kto nie widział tej końcówki, ten nigdy nie pojmie ogromnej waleczności i siły charakteru 19-letniej Serbki. Nic to, iż grała z kontuzją ( poprzez cały mecz ze specjalnym opatrunkiem na kolanie). Nic to, iż niedysponowany był tego dnia jej bekhend. Chyba samą ambicją wygrałaby ten mecz, a przecież doszły do tego ogromne zdolności. Vaidisova nie potrafiła już dłużej stawiać oporu. Pękła, a przegrywając 5-6, przy drugiej piłce meczowej dla rywalki, podwójnym błędem serwisowym skończyła spotkanie.

Ivanović wygrała, ponieważ zdecydowanie bardziej tego chciała i walczyła. Nie grała może pięknie, z pewnością niezbyt finezyjnie, ale w najważniejszych momentach okazała się nie do złamania. Już dzień później, w półfinale, jej słabości obnażyła Venus Williams, eliminując 19-latkę z turnieju, ale dam głowę, iż nie miało to dla niej większego znaczenia. Jej prawdziwy ogromny mecz rozegrał się w czwartek. Ci, którzy to widzieli, na długo zapamiętają jej heroiczną walkę o pozostanie w grze i piękny uśmiech, jaki powrócił na jej twarz, gdy zwycięstwo stało się faktem. Zapewne oglądać go będziemy jeszcze nie raz i nie dwa.
  • Dodano:
  • Autor: