kokonizm czyli przemyślenia co to jest
Definicja: siebie muru obojętności na myśli i uczucia. Wewnętrzna panika przed bliskością kogo i.

Czy przydatne?

Co znaczy Kokonizm czyli przemyślenia alkoholika na odwyku

Słownik: Kokonizm – brak zdolności odnajdywania się w trudnych przypadkach, dystansowanie się od bliskich osób i tłumienie uczuć w sobie. Budowanie wokół siebie muru obojętności na myśli i uczucia. Wewnętrzna panika przed bliskością kogo i czego
Definicja: Nie pamiętam kiedy to się zaczęło. Możliwe, iż jako dziecko tak mocno przeżyłam odejście ojca do innej kobiety, iż już wtedy pojawiło się u mnie uczucie, iż w przyszłości będę cierpiała tak jak moja matka. Nie umiałam zaakceptować swojego ojczyma ponieważ wierzyłam, iż tata kiedyś wróci i znowu będziemy rodziną. Nie umiałam zaakceptować macochy ponieważ uważałam ją za wroga.
tata zawsze lubił otaczać się kobietami. Wierzę, iż kochał moją matkę lecz jego charakter i styl życia jaki prowadził sprawiał, iż ranił ją swoim zachowaniem. Jak to kiedyś zwykł mawiać mój znajomy: kocham żonę lecz lubię kobiety. Przeżyli wspólnie 20 lat. Za niewiele żebym mogła wiedzieć jak tj. mieć oboje rodziców i tworzyć rodzinę. Odszedł gdy miałam niespełna 6 lat, może przedtem, pamiętam jedynie, iż na moją I Komunię Świętą przyjechał. Nie pamiętam zbyt sporo z tego okresu. Pamiętam za to precyzyjnie jedną kłótnię. Matka płakała zamknięta w łazience a > tata prosił ją aby wyszła. Pamiętam, iż zasypiałam z jego kapciami, z przekonaniem, iż przecież nie wyjdzie bez nich z domu, z koszulą nocną matki aby mieć pewność, iż po nią przyjdzie i nie zostanę sama w domu. Usypiałam ze starszą siostrą ponieważ sama się bałam przy zgaszonym świetle. Jak na to patrzę to widzę dziecko przerażone uczuciem samotności.
Wychowywała mnie babcia, matka mojego ojca wraz ze własnymi córkami. Matka pracowała, > tata pracował a ja w złobku chorowałam. Tylko weekedny spędzałam z rodzicami lecz oprócz tego jak > tata odprowadzał mnie w niedzielę do babci nie pamiętam czasu spędzonego z nimi. Pamiętam precyzyjnie smutek jaki czułam gdy mnie zostawiali.
O ich rozwodzie dowiedziałam się kilka lat po nim, od swojego brata ciotecznego. Nie pamiętam czy po tej informacje przestałam wierzyć w to, iż rodzice będą znowu wspólnie lecz raczej żyłam tym przekonaniem jeszcze dłuższy czas.
Ojczym chciał mnie wychować. Za każdym wspólnie gdy zwracał mi na coś uwagę słyszał, iż nie jest moim ojcem. Powtarzał, iż nie chce nim być ponieważ mam ojca, lecz jest z moją matką i z nią chce mnie wychować. Zawsze byłam uparta i przekorna. Nie chciałam by obcy wydawał mi polecenia i nie czułam się w obowiązku podporządkowywać się jego zaleceniom i prośbom. Nasze duży stawiały matkę pomiędzy nami. Tak na niezłą sprawę nie pamiętam by stawała po mojej stronie. Może nigdy nie uważała, iż mam rację a może bała się, iż stając po mojej stronie straci kogoś kto zajął miejsce ojca u jej boku.
Nie czułam się dobrze w domu. Wszystko mnie drażniło, wszystko przeszkadzało. Poza domem czułam się lepiej. Może już wtedy była to jakaś forma ucieczki od klimatu, który sprawiał, iż miałam niedobry humor. Nie uciekałam do przyjaciół ponieważ ich nie miałam. Owszem, miałam własne towarzystwo, znajomych, z którymi miło spędzałam czas lecz nikogo z nich nie mogłabym ani wtedy ani teraz nazwać swoim przyjacielem.
Jako jedyna z całej „paczki” nie okłamywałam swojej matki. Kiedy umawialiśmy się na ognisko pytałam czy mogę iść na ognisko. Nie mogłam. Koleżanki, które mówiły, iż idą się uczyć do siebie nawzajem zawsze na tych ogniskach były. Bardzo długo nie umiałam jej okłamać. Bardzo długo nie chodziłam na klasowe ogniska, na spotkania ze znajomymi. Patrzyłam na koleżanki i zaczęłam chcieć tej wolności, którą one miały. Pierwszy raz nie bolał. Powiedziałam, iż będę na ognisku z nauczycielką. Mimo wszystko chciałam powiedzieć aczkolwiek część prawdy. Nauczycielki na ognisku nie było, byłam ja. Jeżeli można powiedzieć, iż to nie jest kłamstwo tylko mówienie nie całej prawdy to tak właśnie było. Może to moja wina a może mojej matki, iż z tak błahego powodu zaczęłam się od niej oddalać. Jeżeli w ogóle można powiedzieć, iż kiedykolwiek byłyśmy ze sobą blisko.
Urodziła mnie mając 34 lata, moja siostra jest 12 lat starsza ode mnie. Ta różnica wieku i poglądów sprawiła, iż nigdy z żadną z nich nie umiałam rozmawiać. Przeżycia jakie miałam w trakcie kłótni rodziców sprawiły z kolei, iż jako najmłodsza ze swojego pokolenia poprzez kolejne 20 lat byłam traktowana jako ta „malutka”. To traktowanie w ogóle jednak nie sprawiało, iż czułam się kochana i potrzebna. Po ślubie matki z ojczymem spakowałam się z zamierzeniem pójścia przed gdziekolwiek przed siebie. Gdyby nie mój szwagier zapewne tak właśnie bym zrobiła. Jedynie on zauważył, iż coś się dzieje, iż nie umiem się odnaleźć w nowej sytuacji. Po części chyba zastępował mi ojca. Po części, ponieważ > tata nigdy nie odwrócił się ode mnie. Zabierał do siebie na weekendy, kupował zabawki, wysyłał pocztówki z delegacji, dzwonił. Moja siostra tego od niego nigdy nie miała. Byłam zazdrosna o macochę, czułam do niej niechęć za to, iż odebrała mi ojca. Świadomie czy nie wciąż z nią rywalizowałam, wciąż z nią walczyłam. > tata przyjmował inną postawę niż matka. Bronił mnie, stawał zawsze po mojej stronie. Lub z miłości lub w ramach rekompensaty, z poczucia winy, iż nas zostawił.
Podstawówkę przeżyłam dzielnie broniąc się przed klasowymi liderami. Zawsze byłam inna i miałam inne poglądy niż przewarzająca część klasy. Lubiłam zwracać na siebie uwagę i wzbudzać kontrowersje. Nie umiałam się dogadać z koleżankami więc spędzałam czas z kolegami. Zawsze jakoś tak odstawałam od ekipy. Nie umiałam się odnaleźć w towarzystwie, wśród znajomych. Nie pasowałam nigdzie. Swoim buntowniczym charakterem nie raz przysporzyłam problemów matce. Z wywiadówki zawsze wracała w nerwach i prawie zawsze kończyło się to biciem. Pamiętam do dziś jak leżałam w poprzek łóżka czekając aż wróci z pasem. Nie wiem co chciała tym osiągnąć lecz jeżeli coś dobrego to z pewnością jej się to nie powiodło.
Szkoła średnia wybrana oczywiście poprzez matkę. Nie pytała co chciałabym w życiu robić a gdy sama z siebie jej to mówiłam nie słuchała. Zbiegiem okoliczności szkoła, do której chciałam złożyć dokumenty miała zostać zamknięta z racji na mała liczba chętnych do edukacji w niej. Mój rocznik chyba złożył sporo podań ponieważ w kolejnym roku wznowili nabór i szkoła istnieje do dziś. W mojej klasie były prawie same dziewczyny, tylko jeden chłopak – sąsiad z piętra niżej, kolega z podstawówki. Ironia, iż znalazłam się wśród dziewczyn umiejąc rozmawiać z chłopakami. Nie miałam przyjaciółek, nie umiałabym nazwać ich własnymi koleżankami. Ot zwyczajnie, tylko koleżanki ze szkoły, z jednej klasy, nic więcej, nic ponadto. Następne 3 lata byłam outsiderem. Kimś, kto nie umiał się dostosować do innych. Pretensjonalny ton wypowiedzi, nad którym do chwili obecnej nie umiem zapanować, zdanie inne niż przewarzająca część. Moją przyjaciółką została osoba, z którą najczęściej prowadziłam burzliwe dyskusje. Po 3 latach szczerej niechęci do siebie nawzajem nagle zaczęłyśmy się rozumieć. Jak mi powiedziała po wielu latach - zawsze mnie szanowała ponieważ może i byłam wredna i złośliwa lecz nigdy nie byłam fałszywa i umiałam w oczy powiedzieć człowiekowi własne zdanie. Jakaś prawda w tym jest. aczkolwiek kłamstwa i brak szczerości przewijały się poprzez moje stosunki z matką to nadrabiałam to wśród znajomych i obcych mi ludzi. Sama nauczyłam się przyjmować prawdę w oczy i do teraz wolę ją tak niż za plecami. Nie lubiłam i nie lubię osób fałszywych. Nigdy nie chciałam się do niczego zmuszać i nie dawałam możliwości innym by mnie zmuszali. Im bardziej ktoś na mnie naciskał tym większy stawiałam opór. Jedynie moja matka zmuszała mnie do rzeczy, które nie leżały w moim charakterze i regularnie były niezgodne z moimi przekonaniami.
Matury nie zdałam. Wyjechałam 50km od rodzinnego domu aby do czasu jej zaliczenia i zdania egzaminu na studia uczyć się dalej. Przyjaciółka wspólnie z mną. Pierwszy rok z dala od matki był najwspanialszym okresem mojej wczesnej młodości. Czułam się wolna. Czułam się sobą. Poczułam się szczęśliwa. Pierwszy raz w życiu, właśnie wtedy poczułam radość. Nikt mi niczego nie kazał, do niczego nie zmuszał. Wszystko co robiłam, robiłam dla siebie. Mój wyimaginowany świat nabierał realnych kształtów. Spróbowałam wszystkiego czego chciałam spróbować. Bawiłam się najlepiej jak tylko mogłam. Poznałam cudownych ludzi, którzy jak ja, brali z życia garściami i nie pytali czy można jeszcze trochę więcej. Świat był nasz. aczkolwiek przewijali się poprzez moje życie mężczyźni z żadnym z nich nie chciałam się wiązać. Wszystkie znajomości kończyłam zanim jeszcze się zaczęły. Może to strach przed odrzuceniem a może nie byłam na to gotowa. Wyszłam za mąż za mężczyznę, którego pokochałam pierwszy raz. aczkolwiek zakochana byłam już kilka razy to chyba on dopiero był moją pierwszą miłością. Uchylał mi nieba, spełniał każde pragnienie, o którym wiedział. Byliśmy w siebie zapatrzeni. Jednak po ślubie zakończyła się sielanka. Zaczęłam czuć, iż usycham. Jak wyjeżdżając z domu czułam, iż zaczynam żyć tak przy nim zaczęło mi brakować powietrza. Życie jakie prowadziliśmy do ślubu z dnia dziennie przestało istnieć. Odcięliśmy się od znajomych i przyjaciół. Nagle zostaliśmy sami męcząc się nawzajem własnym towarzystwem. Chciałam nie raz wybiec z domu nie patrząc gdzie biegnę tylko po to aby zaczerpnąć oddechu i poczuć, iż nadal żyję. Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Mieliśmy ten sam cel w życiu lecz zupełnie inne drogi by go osiągnąć. Gdy już ta próżnia zaczynała mnie wykańczać poznałam kogoś kto chciał mnie wysłuchać. Im dłużej rozmawialiśmy tym bardziej był mi bliski. Akceptował mnie i szanował. Chciał mi pomóc. Kiedy poczułam coś więcej straciłam grunt pod nogami. Nie umiałam powiedzieć jasno, którego z nich kocham i jaką miłością. Znowu zaczęłam uciekać. Zamknęłam się w sobie przelewając myśli i uczucia na papier. Daleko od męża, daleko od przyjaciela. Nie umiałam wybrać, podjąć decyzji. Nie chciałam ranić żadnego z nich ponieważ obaj byli bliscy mojemu sercu. Odeszłam od męża. Separacja miała nam pomóc lecz zamiast tego oddaliłam się od męża a zbliżyłam do przyjaciela. Decyzja o rozwodzie zapadła bardzo szybko.
następny raz nie umiałam się odnaleźć w wypadku w jakiej się znalazłam. Dałam się ponieść w wir wirtualnych znajomości. Jeździłam po Polsce poznawać ludzi, którzy do chwili obecnej byli tylko nickiem w okienku monitora. Mój przyjaciel chciał być ze mną. Ja chyba chciałam być z nim. Nie mam pewności, z pewnością chciałam aby był blisko. Jednak będąc ze mną już nie umiał mnie rozumieć jak do chwili obecnej. Nie rozumiał, iż moje wyjazdy dają mi poczucie wolności. Spotykając się ze znajomymi czuję, iż żyję. Dla niego zrezygnowałam z tego.
W trakcie trwania tego związku zrezygnowałam także z wielu innych rzeczy. poprzez kilka lat pozwalałam mu by wypalał we mnie uczucia. Pozwalałam aby odebrał mi moją godność, dumę. Zaczęłam wierzyć, iż niczego w życiu nie osiągnę, iż nic nie umiem, iż nie jestem wartościową osobą, iż nie można mnie kochać i iż nigdy nikt nie będzie umiał być ze mną. Naiwnie wierzyłam, iż jeżeli tylko dobrze się postaram zobaczy, iż jest w błędzie. Okazywałam miłość na tysiące sposobów mając nadzieję, iż i on mnie pokocha i będzie moim przyjacielem tak jak był najpierw. Myliłam się. Było co raz gorzej. Kiedy już dorosłam do tego aby pomyśleć o swojej przyszłości bez niego u swojego boku dowiedziałam się, iż będziemy mieli dziecko. Naprawę się ucieszyłam. lecz tylko ja. poprzez całą ciążę byłam sama lecz nie odeszłam. poprzez rok po urodzeniu syna byłam sama lecz nie odeszłam. aczkolwiek zbyt wiele czasu minęło i zbyt wiele smutku w sobie miałam... odeszłam.
Zamykając za sobą drzwi znowu poczułam się szczęśliwa. Jak wtedy gdy zamykałam drzwi domu, w którym się wychowałam. lecz teraz już nie było tak lekko.
Sama z dzieckiem w wynajętym za pożyczone kapitał mieszkaniu, bez pracy. Dlatego dowiedziałam się, iż mam przyjaciół, którzy nie pytają czy jest mi dobrze czy źle ponieważ widzą to sami. Którzy pomogą nawet gdy nie poproszę o pomoc. poprzez prawie rok stawałam na nogi nie mogąc się utrzymać na nich o własnych siłach. tak aby nie zwariować zawinęłam się szczelnie w swój bezpieczny kokon wyzbywając się uczuć i zapijając myśli o samotności.
Samotności na życzenie
  • Dodano:
  • Autor: