między słowem czą co to jest
Definicja: ciszę lub brzmienie słów? Nie potrafisz? Nic dziwnego słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Między słowem a ciszą.

Słownik: Spróbuj się zatrzymać. Spójrz tam, w górę. Zajrzyj za horyzont, wytęż wzrok. Odetchnij i uwolnij myśli. Słyszysz jak szumi morze? A słyszałeś kiedyś ciszę lub brzmienie słów? Nie potrafisz? Nic dziwnego.
Definicja: Wyobraź sobie, iż nie ma nieba ani piekła, iż nie ma państwoów ani religii, niczego, za co się zabija albo umiera, a ludzie żyją wszędzie w pokoju - śpiewał w manifeście utopii John Lennon. Od 1968, roku rewolucji, prąd kontrkulturowy rozrywa skostniały Zachód, a u wielu młodych ludzi, w szczególności studentów, przynosi fascynację duchowością Dalekiego Wschodu. Po 40 latach, w Europie bez granic, w kapitalizmie i demokracji, w morzu poprawności politycznej i tabloidowej komercji, dorasta nowe pokolenie buntowników-kontestatorów. Gdzie i przed czym uciekają tym wspólnie?
Kiedy rok temu widziałem tłumy w sali kinowej w czasie wyświetlania filmu Philipa Gröninga „ogromna cisza”, zdałem sobie sprawę jak bardzo świat przyspieszył. Dla mnie w tym pociągu zaczynało brakować miejsca, co więcej - nie było mi w nim wygodnie, doskwierał mi tłok i hałas. Więc wysiadłem. W samą porę, ponieważ nieopodal stacji było kino, a w nim rozpoczynała się projekcja tego nadzwyczajnego dokumentu. Nie wiem, czy to sytuacja sprawił, iż kilka miesięcy później stanąłem przed następnym wyzwaniem - wycieczką w głąb własnej świadomości za sprawą filmu Grahama Colemana „Tybet: trylogia buddyjska”.
Dwa kontemplacyjne obrazy cywilizacji wschodu i zachodu, dla których międzykulturowym pomostem jest medytacja, wyciszają wzburzone myśli, uspokajają i relaksują. To brzmi nadzwyczajnie atrakcyjnie dla każdego z nas – któż nie chciałby zapanować nad chaosem we własnej głowie, zatrzymać młyn mielący setkami myśli, spraw i obowiązków? Pewnie dlatego medytacja stała się elementem kultury masowej. Ludzie zaczęli ją traktować niczym wizytę na siłowni albo aerobik. W Ameryce to duża gałąź rynkowa. Szczęśliwie obie europejskie produkcje zrywają wszelakie konotacje zarówno z tym przemysłem, jak i z popkulturą w ogóle. To symbol czasów, iż publiczność tych videoów jest nadzwyczajnie liczna.
Będąc pod wrażeniem „Wielkiej ciszy” wybrałem się do Zakonu Dominikanów. Chciałem dowiedzieć się, czym jest powołanie. To w pierwszej kolejności Boża zasługa – usłyszałem od zakonnika. Z powołaniem jest jak z małżeństwem – świadomie składamy śluby, przysięgamy wierność, z przekonaniem, iż tak chcemy spędzić resztę życia. Lecz dlaczego ludzie wybierają zakony z tak surową regułą, z jaką mamy do czynienia na przykład w Zakonie Kartuzów? Uciekają przed czymś? - To nie tylko ucieczka przed medialnym zgiełkiem, szumem, w stronę ciszy i medytacji, lecz w pierwszej kolejności obranie drogi życiowej. Za tym wszystkim stoi Bóg.
Istotę zakonów kontemplacyjnych, takich jak klasztor kartuzów w alpejskim Grand Chartreuse, poznajemy dzięki Philipowi Gröningowi, jedynemu reżyserowi, któremu pozwolono sfilmować życie tamtejszych mnichów.
Historia stworzenia „Wielkiej ciszy” jest nadzwyczajna. Na prośbę niemieckiego reżysera o sposobność nakręcenia filmu wewnątrz Grand Chartreuse odpowiedź przyszła po… 16 latach. Pewnego dnia w mieszkaniu Gröninga zadzwonił telefon. Głos w słuchawce zapytał, czy reżyser jest dalej zainteresowany zrealizowaniem dokumentu. Całkowicie zaskoczony odpowiedział, iż musi się nad tym zastanowić i dodał: „Mieliście niesamowite szczęście, iż mnie tu złapaliście”, na co mnich – „Może pan uważa, iż to szczęście, lecz my dzwoniliśmy tu każdego dnia od sześciu tygodni. Nazwałbym to raczej cierpliwością.” Dlaczego kartuzja? Dwudziestokilkuletni wówczas Gröning potrzebował odpoczynku i skupienia. Równocześnie, jako młody reżyser, szukał inspiracji do nowego filmu. Zaintrygowała go surowa reguła zakonu – mnisi składają śluby milczenia, przechodzą na wegetarianizm, zobowiązują się do samotności. To wszystko wywołało, iż podjął wyzwanie.
Życie kartuzkie, którego doświadczamy dzięki „Wielkiej ciszy”, to w pierwszej kolejności istota chrześcijańskiej modlitwy przez medytację, pracę, milczenie. To również rozważania teologiczne, jednakże nie czuję się na siłach podejmować ich interpretacji dla potrzeb tego artykułu, zostawiając to w gestii Czytelnika. Dla mnie video był przeżyciem w pewnym sensie mistycznym. ponieważ jak inaczej nazwać to wrażenie uczestniczenia w wewnętrznym życiu klasztoru, pojawiające się tak nagle i dosłownie znikąd? Widz zdaje sobie w pewnej chwili sprawę, iż bez reszty pochłonęła go medytacja. Aż trudno uwierzyć, z jaką siłą te drobne, codzienne czynności mnichów uwalniają myśli od jakiejkolwiek interpretacji. Nie chce poprzez to powiedzieć, iż mamy do czynienia z biernym przyglądaniem się obrazkom. Dokument wymaga koncentracji i skupienia, wywołuje przykre refleksje nad własnym życiem, zmusza do myślenia. Mam wrażenie, iż dlatego wyzbywamy się egoizmu, przywiązania do elementów. Nasza duchowość poprzez chwilę zajmuje miejsce zwyczajności. Jakże to patetycznie w kontekście otaczającej nas kultury newsowej!
„;;ogromna cisza” własną siłę oddziaływania zawdzięcza również starannemu przywiązaniu reżysera do estetyki zdjęć i dźwięku. Słoneczne impresje kropel wody, latających tu i ówdzie małych drobin kurzu. To śnieżne pejzaże potężnych Alp. Surowe mury klasztoru, drewniane meble. Skromnie kwitnący ogród. Śpiew ptaków, skrzypiąca podłoga. Szum wody. Raptem kilkanaście zdań w ciągu niespełna trzech godz.. Długie ujęcia o prostej, lecz jakże wymownej tematyce ( na przykład zbliżenia twarzy każdego mnicha). Krajobraz La Grande Chartreuse sam w sobie jest wart traktatu o duchowości. Można powiedzieć, iż został zbudowany poprzez tytanów zakochanych w ciszy. – napisał w swojej książce Mnich z Zakonu Kartuzów.
Dokument Gröninga ma jeszcze jeden, w okolicy duchowego i artystycznego, równie ważny wymiar, o którym reżyser powiedział – istotne jest, tak aby ludzie wiedzieli i pamiętali, iż istnieje taki sposób życia, jaki prowadzą mnisi. Istnieje taka legenda o nowoczesnym człowieku, którego bierność wynikła z obawy przed błędem: pewien nowoczesny człowiek zagubił się w pustyni. Słońce paliło niemiłosiernie. Wtem dostrzegł w oddali oazę. Pomyślał: fatamorgana, miraż, który chce mnie oszukać. Widział palmy daktylowe, trawę i źródło. Fantazja biorąca się z głodu – pomyślał – którą mami mnie mój bliski zwariowania mózg. Słyszał płynącą wodę. To tylko halucynacje słuchowe – pomyślał. Jak okrutna potrafi być przyroda! Po pewnym czasie dwaj przechodzący Beduini znaleźli go martwego. Czy to rozumiesz? – pytał jeden drugiego. Przecież daktyle wyrastają mu prawie nad ustami. Umarł z pragnienia, leżąc w okolicy źródła. Na to odparł jego towarzysz: tak, lecz to był człowiek nowoczesny. My z równie niezwykłą łatwością ulegamy konwencjom. „;;;;ogromna cisza” uświadamia nam to, co dla dwóch Beduinów było oczywiste. Tę wartość samą w sobie cenię w filmie w najwyższym stopniu.
Doświadczenie kontemplacji chrześcijańskiej w dokumencie Gröninga wzmogło moje zainteresowanie medytacją w ogóle. Szczególnie intrygowała mnie jej uniwersalność, bo jej przedmioty występują w wielu religiach – hinduizmie, islamie, judaizmie i buddyzmie i jego niezliczonych odmianach. Konsekwentnie odchodząc od rozważania sfery sacrum medytacji, dotyczącej wiary w Boga i teologii, chciałbym skupić się na jednej z nich – buddyzmie tybetańskim. Zainspirował mnie drugi ze wspomnianych we wstępie videoów o religii ( lecz nie religijnych!) - „Tybet: trylogia buddyjska” Brytyjczyka Grahama Colemana. Co warte podkreślenia – dokument ten łamie pewien ważny stereotyp – wielu ludzi sądzi, że buddyzm to wielbienie Buddy wśród kadzidełek i nastrojowej muzyki i wymyślanie odpowiedzi na kłopotliwe zagadki. No i kojarzy postać Dalajlamy. Ta bardzo krzywdząca dla tej religii etykieta być może jest efektem działalności wielu egzotycznych ośrodków medytacyjnych, oferujących elementarną naukę medytacji wymieszaną ćwiczeniami jogi. Dokument Colemana zrealizowano w 1979 r. Reżyser podążył tym samym tropem, co całe rzesze młodych ludzi z jego pokolenia, realizujących własną duchowość wśród mistycyzmu Dalekiego Wschodu. Do „Tybetu: trylogii buddyjskiej” przylgnęła etykieta buddyjskiego odpowiednika „Wielkiej ciszy”, co moim zdaniem jest błędem. video Colemana traktuję jako antropologiczną podróż do Dharamsali, miejsca u stóp Himalajów, gdzie na wygnaniu przebywa Dalajlama. Zainteresowanie badawcze Brytyjczyka obejmuje cały szereg zagadnień – od historii Tybetańczyków, przez obrzędy religijne i przybliżenie postaci Dalajlamy, po medytację. Z kolei główne analogie z „ogromną ciszą” dotyczą środków artystycznych, którymi posłużył się reżyser i tego, w jaki sposób video oddziałuje na widza.
Filozofia buddyjska liczy sobie ok. 300 mlnów wyznawców mieszkających głównie w Azji. Edukacja Buddy to koncepcja szukania prawdy we własnym wnętrzu. Budda nie głosił wiary w łaskę jedynego Boga, ale wzywał do ćwiczeń i osobistego działania. Głosił, że wszystkim rządzi odwieczne prawo świata, które przejawia się w przyczynowej odpłacie za popełnione uczynki. Prawo to zajmuje miejsce w innych religiach przysługujące Bogu - stwórcy i sędziemu świata. Mnisi buddyjscy praktykując medytację pragną osiągnąć nirwanę – stan wyzbycie się doczesności i przeżywanie własnego Ja. Pod wpływem Buddyzmu znajdowali się wybitni filozofowie XIX i XX wieku: A. Schopenhauer, F. Nietzsche, M. Heidegger.
Przybliżam istotę Buddyzmu, gdyż jest ona kluczem do zrozumienia sensu dokumentu Colemana - mnisi podporządkowali całe życie pogłębianiu duchowości i za sprawą filmu współuczestniczymy w ich podróży. Doświadczamy tej jedynej w swoim rodzaju podróży w głąb własnych myśli, której towarzyszy przeciągły dźwięk trąb, dudniący bęben, kalejdoskop ornamentów. Mnisi są naturalni, śmieją się, żartują, roztaczają aurę spokoju. Zachwycamy się krajobrazem potężnych Himalajów z jednej i radosnym śpiew ptaków z drugiej strony. W momencie obchodów rocznicy wygnania z Tybetu, Dalajlama wygłasza kazanie, w którym zawarł jedną z fundamentalnych myśli Buddyzmu - chcąc być zbawionym, trzeba unikać zarówno dogadzania własnym żądzom zmysłowym, jak i umartwiania się i chodzić drogą pośrednią – nie usłyszymy słów nawołujących do walki, wezwań do stworzenia przeciw Chińskiej Republice Ludowej. Konfliktu należy rozwiązać bez stosowania przemocy, na drodze negocjacji z władzami Chin. Nade wszystko pielęgnować majątek kulturowy Tybetańczyków.
Abstrahując od kontekstu religijnego, dostrzegłem w „Tybecie: trylogii buddyjskiej” pewną uniwersalną i areligijną potrzebę autentycznego doświadczenia, przeżycia. Duchowo-cielesnego uzdrowienia, którego metaforą jest ceremonia palenia zwłok zmarłego pod koniec filmu. Doświadczymy bezpretensjonalnego i dosłownego obrazu, który byłby szokujący (zbliżenia twarzy!), gdyby nie wzięty w ramy obrzędu religijnego i słów kapłana.
Dokument Graham Colemana pokazano na 3. Festiwalu Filmy Świata ( lecz Kino! w cyklu Buddyzm w kinie, i podobnie jak video o Kartuzach Philipa Gröninga, przyciągnął do kina na tyle liczną publiczność, iż wkrótce później podjęto decyzję o dystrybucji go na całą Polskę. „;;;;;;ogromna cisza” i „Tybet: trylogia buddyjska” tworzą filmowy dialog dwóch cywilizacji. Widownia tych trudnych i wymagających dokumentów wychodzi naprzeciw miałkości popkulturowej. Aczkolwiek sprawia to wrażenie pewnej elitarności, moim zdaniem te obrazy trafią do tych, którzy chcą. Chcą czegoś ponad i nie zamykają umysłu.
pomiędzy wyrazem a ciszą jest modlitwa.

Korzystałem między innymi z:
„Szkoła ciszy”, Mnich z Zakonu Kartuzów, Kraków 2007
„Człowiek i religie. Hinduizm, buddyzm, judaizm, uniwersalizm chiński, chrześcijaństwo, islam” Michał Zieliński, Bydgoszcz 1999
„Medytacja na wschodzie i zachodzie”, Hans Wladenfels, Warszawa 1984
„Błoga cisza”, Adam Szostkiewicz, [w:] „Pomocnik psychologiczny” wyd.2, 2007
„Cisza w kinie”, rozmowa Katarzyny Bielas z Philipem Gröningiem, „spory format” 5.02.07
  • Dodano:
  • Autor: