nikt nigdy krzyżami co to jest
Co to znaczy: dzieci - ubogich tułaczy... I próżne chodzenie i próżne szukanie, bo cmentarz jak.

Czy przydatne?

Definicja: Znasz li te mogiły, których nigdzie nie ma?
Te, których nikt nigdy krzyżami nie znaczył?
Nie ma ich, a przecież głodna matka Ziemia
wchłonęła swe dzieci - ubogich tułaczy...
I próżne chodzenie i próżne szukanie,
bo cmentarz jak cmentarz - wszędzie ktoś spoczywa...
Kim byłeś za życia, nieważnym się stanie,
gdy wspólne posłanie i jedna pokrywa.

Gdy ciała już nie ma, pamięć pozostaje -
biografia człowieka, której nie wymażesz.
Ktoś doda coś, ujmie i obraz powstaje -
kicz tylko lub dzieło - zarys wyobrażeń.
A potem, po latach ze snu go zrywają.
Ordery pośmiertnie przypinając w klapę
szczycą się geniuszem - na pamięć go znają -
wyrównują niegdyś wyrządzoną stratę.

Tak wskrzeszony z martwych Wolfgang Amadeusz -
ideał prostoty, piękna i harmonii;
kontrast dla Syzyfa, bo nie było dzieła,
na które daremnie siły swe by trwonił...
Tak zrodzony wtórnie człowiek śpiewnej duszy
żyje wciąż w umysłach kolejnych pokoleń
i nic nie jest w stanie teraz go zagłuszyć.
Nikt już nie pogrzebie go we wspólnym dole...

Muzyka i Mozart - słowa niepodzielne
jak kielich i wino, jak dusza i ciało,
bo jedno, gdzieś w głębi, drugiego jest pełne,
choćby nawet modą z różnych stron powiało.
Baśniowa fantazja, jak oddech - ptak płochy,
czymże bez autopsji zachwycić by miała?
Darując, więc geniusz los dziecku epoki,
nie oszczędził głodu, cierpień, poniżania...

Co w zamian otrzymał? Dzieła znakomite.
Nuty niczym ptaki, tak piękne i dźwięczne.
Bez pęknięć, bez skazy bryły jednolite,
kruszec najcenniejszy, skarby niepojęte...
A w nich style, formy epoki minionej,
tęsknoty, nadzieje i upokorzenia;
pragnienia, marzenia nigdy nie spełnione
w przeróżnych tonacjach, odgłosach milczenia...

A cóż Amadeusz? Człowiek nieszczęśliwy.
Człowiek, który pracą sam siebie zniewolił
i choć jego płomień dumny i żarliwy,
ran w rozdartym sercu nigdy nie zagoił.
I na nic się zdała magiczna wprost siła,
bujnej wyobraźni ścieżki niezmierzone,
bo natura z syna swojego zadrwiła
pchając silny umysł w ciało osłabione.

Ciało, które zgasło jako sztuczny ogień.
Jak okruszki śniegu, co w rzece lądują.
Jak zając zraniony, rzucony na drogę
na żer głodnych ptaków, co z wiatrem wędrują...
Ileż to lat życia dałaby mu Sparta?
Jak wielce zniszczyły go wczesne podróże?
Za brzękiem pieniędzy gonitwa uparta,
Posłuszeństwo ojcu i wewnętrzne burze?...

Czemu czarodziejski flet nic mu nie pomógł?
Dlaczego talizman w baśniach moc ma tylko?
I dlaczego „Requiem”, pełniąc rolę promu
Sprawiło, że serce tak wcześnie zamilkło?
Wysłanniczka niebios bramy otworzyła
do krainy chłodu, niezmąconej ciszy.
Nić życia zrywając wiecznym uczyniła,
bo przecież dziś jeszcze wciąż Mozarta słyszysz...

I świąt oczekując grudnia wieczorami,
wspomnij o Wolfgangu jak o rajskim ptaku,
który bawił bliskich tęczy kolorami,
któremu w ostatniej drodze ich zabrakło.
Dwaj karawaniarze prowadzili ciało
na wieczny spoczynek w deszczu, chłodzie, śniegu...
I tylko gałęzi tysiące zadrżało
wędrowca witając gdzieś u kresu biegu.

Znasz li te mogiły, których nigdzie nie ma?
Te, których nikt nigdy krzyżami nie znaczył?
Nie ma ich, a przecież głodna matka Ziemia
wchłonęła swe dzieci - ubogich tułaczy...
A dziś stary Wiedeń słuchaczom powiada,
że kiedyś, choć przecież całkiem nieświadomie,
szczątkami ziemskimi Mozarta hołd składał
nieznanej z imienia ludzkości wzgardzonej...

Data powstania utworu: nieznana

Autor: nieznany

Tytył: Znasz li te mogiły, których nigdzie nie ma? Te, których.

  • Dodano:
  • Autor: