zbuntowani lustrowani co to jest
Definicja: wrzucano tam do jednego kotła wszystko, co miało jakikolwiek związek z życiem publicznym.

Czy przydatne?

Co znaczy Zbuntowani lustrowani

Słownik: Na początku była cisza. Zupełnie odwrotnie niż przy powstaniu świata. Chaosik wykluwał się powoli w sejmowych kuluarach. Poprzez kilka miesięcy wrzucano tam do jednego kotła wszystko, co miało jakikolwiek związek z życiem publicznym.
Definicja:

Idea była prosta. Zlustrować wszystko, co daje głos. Obojętne, w jakiej formie. Ogromny Wybuch nastąpił dopiero wtedy, gdy ustawa o lustracji została podpisana.

Niemal natychmiast zaczęły się krzyżować hasła, odezwy, manifestacje i petycje – lustrować, nie lustrować. Hamletowski dylemat. Na barykady wyległy na początku środowiska dziennikarskie, a w ślad za nimi następni – naukowcy, nauczyciele i pewnie to nie koniec. A może i koniec. Nasza specjalność narodowa. Pokrzyczeć, pomachać szabelkami, odkurzyć hasła o godności i honorze, a z drugiej strony o przyzwoitości i postawach etyki przeplecionych moralnością. Każdy ma rację i każdy ma argumenty.

Zastanawia w tym wszystkim, co robili ci wojownicy poprzez minione miesiące, gdy obecne zarzewie buntu powstawało? Przecież nie działo się to potajemnie. Przeciwnie, duży o kształt ustawy co chwila pojawiały się w informacjach medialnych. Podawali te wieści zresztą ci sami dziennikarze, którzy teraz dopiero ruszyli ze szturmówkami do boju.

Ustawa jest kretyńska, nie da się ukryć. Nie pierwsza i nie ostatnia. Był jednak chwilę na to, aby zapoczątkować bunt lustracyjny na kroku lepienia tego legislacyjnego gniota. Być może powód aktualnych iskrzeń w ogóle aby nie powstał. Co najmniej nie w takim kształcie. Nie byłoby potrzeby nawoływania czy demonstrowania oporu przeciw obowiązującemu prawu. Durnemu, lecz jednak prawu.

Nieposłuszeństwo obywatelskie nie jest jakimś zjawiskiem nieznanym. Niejednokrotnie sięgało społeczeństwo po taki środek sprzeciwu. Jest także on uzasadniony, gdy ustanawiane prawo jest ewidentnie szkodliwe, niesprawiedliwe, wyrządzające bezprawnie szkody, powodujące krzywdę grupom społecznym czy nawet pojedynczych osobom. lecz czy ustawa lustracyjna rzeczywiście wyrządza komuś krzywdę? Otóż można sobie wyobrazić ewentualne zagrożenia. Poczynając od zniszczenia komuś reputacji na podstawie mglistych przesłanek, które staną się pożywką dla rozsiewania najzwyklejszych plotek. Regularnie z rozmysłem rzucanych fałszywych oskarżeń.

Głównym i w zasadzie jedynym przyczyną buntu przeciw lustracji jest naruszenie poczucia godności osobistej. Ta fundamentalna, niezbywalna wartość człowieka nie może być naruszana poprzez nikogo i jakiekolwiek okoliczności takich naruszeń nie usprawiedliwiają. Konstytucja wyraźnie o tym mówi, sytuując godność człowieka jako wartość nienaruszalną nawet w przypadkach stanów wyższej konieczności. Tylko czy ustawa lustracyjna narusza te godność?

Oczywiście, każdy ma prawo sam oceniać, co rozumie pod definicją swojej godności. Ma także prawo, wyłączne i niezbywalne, godności swojej bronić. Dlatego także opór tej części dziennikarzy, którzy nie chcą się podpisywać pod – jak to określają – lojalkami IV RP – jest zrozumiała z ich punktu widzenia i uzasadniona, skoro tak ten wymóg postrzegają.

lecz także nie można odbierać prawa decydowania o sobie drugiej ekipie, która opowiada się za podpisywaniem oświadczeń. W tym wypadku fundamentem jest przekonanie, iż skoro zabierają głos w kwestiach publicznych, to ich wiarygodność dla społeczeństwa jest kwestią fundamentalną. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć, z kim ma do czynienia, czytając opinie, słuchając wypowiedzi, oglądając stosunki.

Obie strony mają święte prawo do podejmowania decyzji we własnych kwestiach. Są to jednak kwestie indywidualnej konstrukcji psychicznej i nie ma potrzeby organizowania jakichś ruchów ogólnokrajowych, tak z jednej, jak i z drugiej strony. Każdy niech sam ze siebie decyduje. Na własny rachunek i ze świadomością ewentualnych konsekwencji ponoszenia odpowiedzialności przed potencjalnym odbiorcą, jak i o odpowiedzialności prawnej. Tworzenie ad hoc list za czy przeciw lustracji ma lekki posmak wojny w piaskownicy.

Można wszak, jak stwierdziła jedna z dziennikarek, zostawić pióro w szufladzie i zająć się handlem guzikami. Automatycznie wówczas wypada się poza krąg zobowiązanych do składania oświadczeń lustracyjnych. Prosty pomysł, efektywny, bez potrzeby buntu. Zbyt prosty chyba jednak i nie o to w tym chodzi.

Pojawia się tu gdyż sprawa sankcji za odmowę składania oświadczeń. Zakaz wypowiedzi publicznych poprzez moment 10 lat naruszać zdaje się konstytucyjne prawo swobody wypowiedzi. Dla dziennikarza to jest równoznaczne z zakazem wykonywania zawodu, co natomiast narusza kolejną zasadę konstytucyjną o swobodzie wykonywania zawodu.

Sankcja ma dotykać nie za to, iż ktoś całymi latami tworzył i publikował pod dyktando i w interesie reżimu. Zakaz ma dotykać za samą odmowę składania oświadczeń. Bez względu na to, co miałoby się w nich znaleźć. Innymi słowy władza uchwaliła instrument przymusu spowiadania się dziennikarzy przed społeczeństwem. Gdyby to była inicjatywa samego społeczeństwa, wszystko byłoby w jakiś sposób zrozumiałe.

> lecz i w społeczeństwie opinie na ten temat także są podzielone. Jak dotąd, poza zdarzającymi się wyzwiskami wobec niektórych dziennikarzy o ich agenturalnej przeszłości, nie płynął od społeczeństwa postulat lustracji. Wg sondaży ponad połowie cała ta lustracja powiewa na wietrze. Władza chce więc, jak należy sądzić, zrobić wszystkim dobrze.

Ciekawą konstrukcję władza także przyjęła w tej chęci robienia dobrze. Mianowicie zaliczyła władza podlegających obowiązkowi lustracyjnemu do ekipy funkcjonariuszy publicznych. Trochę wybiórczo to zaliczenie przebiega, ponieważ dotyczy obowiązków i odpowiedzialności, z kolei nic nie mówi o przywilejach z tego faktu zaliczenia płynących.

A skoro publicysta ma być uważany za funkcjonariusza publicznego, to powinien równocześnie używać choćby z ochrony prawnej państwa przy wykonywaniu swoich obowiązków. Służbowych, jak należy przypuszczać. To oznacza zbieranie materiałów i ich publikacja podlegać winny ochronie państwa. Ciekawe tylko, jak publicysta, funkcjonariusz publiczny, miałby pisać o łajdactwach innego funkcjonariusza publicznego? Przecież za to grodzi automatycznie odpowiedzialność służbowa i dyscyplinarna.

Wychodzi na to, iż dziedzina poruszanych kwestii zawęzi się np. do aspektów życia seksualnego pingwinów lub statystyki opadów. Wszak i o Rospudzie musieliby dziennikarze zmilczeć. I jak tę ewentualną odpowiedzialność egzekwować, a w pierwszej kolejności, kto miałby to wykonywać i w jakich trybach? Trochę to trąci kabaretem.

Tak czy inaczej, odmowa stosowania się do obowiązującego prawa nie wydaje się dobrym rozwiązaniem. Gdyby chodziło o próbę dokonania zmian w samej Konstytucji, z pominięciem społeczeństwa, protest byłby na pewno uzasadniony i pożądany. Tu jednak chodzi o ustawę zwykłą. Już w przeszłości pojawiały się objawy takich intencjaów, aby ignorować prawo, które uwierało niektórych. Tłumacząc, że jest durne. Ostatnio był taki trend przez wzgląd na mandatami spóźnialskich samorządowców przy składaniu – trzeba trafu – także oświadczeń, >> lecz majątkowych dla odmiany.

Zamiast dawać niechlubny przykład anarchizowania państwa, powinno się jednak poczekać na zajęcie stanowiska poprzez Trybunał Konstytucyjny. Właśnie jeden z durnych pomysłów prawotwórczych – skutki za spóźnienia w składaniu oświadczeń majątkowych - odesłał na śmietnik.

konsekwencje bezmyślnie ustanawianych regulacji są takie, iż część samorządowców, którzy już stracili mandaty na podstawie rzekomego naruszenia niekonstytucyjnych przepisów, na należne sobie z mocy prawa stanowiska nie powróci. Za to otwarła się dla nich droga sądowa do żądania odszkodowań. Analogiczna przypadek może nastąpić w razie dziennikarzy, >> lecz i innych grup zawodowych, jeżeli zostaną pozbawione prawa wykonywania zawodu, a Trybunał Konstytucyjny regulaminy te uchyli.

do tej chwili można, naprawdę, zahandlować guzikami, skoro udowadnianie, iż nie było się świnią narusza czyjąś godność. Wyglądałoby dość interesująco, gdyby od połowy marca zaczęły ukazywać się gazety z białymi plamami, a w programach radiowych pojawiłyby się w miejsce autorskich reportaży minuty protestacyjnego szumu.
z kolei w programach telewizyjnych, szczególnie informacyjnych i publicystycznych mogłyby się pojawiać wirujące kółka.

Jako instruktaż dla niektórych.

Witold Filipowicz
Warszawa, marzec 2007 r.
mifin@wp.pl

  • Dodano:
  • Autor: