wołam drugi precz koalicjami co to jest
Definicja: być problem nie do przeskoczenia. Jeśli utknie również procedura 3 kroków to co dalej z.

Czy przydatne?

Co znaczy WOŁAM PO RAZ DRUGI: PRECZ Z KOALICJAMI !

Słownik: Jest (teoretycznie) 281, a potrzeba 307 głosów do rozwiązania Sejmu. Te 26, a bardzo prawdopodobnie, iż więcej (być może nawet dużo więcej) to może być problem nie do przeskoczenia. Jeśli utknie również procedura "3 kroków" to co dalej z tym
Definicja: WOŁAM PO RAZ DRUGI: PRECZ Z KOALICJAMI !

Na politycznych szczytach trwa tornado, zmieniające sytuację już nie z dnia dziennie, ale z godziny na godzinę. Wzajemne oskarżenia, przesłuchania, przecieki i co kto tylko sobie zażyczy. Komentatorzy polityczni wszystkich mediów i wszelkiej maści mają raj. Bodaj Piotr Semka powiedział publicznie, iż dobrze się składa, bo w okresie wakacyjnym na ogół trudno o tematy, a w tym roku taka ulga! Piszę o komentatorach wszelkiej maści, gdyż bardzo trudno o takiego, któremu nie da się przypiąć etykiety zwolennika konkretnej partii, albo co najmniej tak zwany "środowiska". Jedynym publicystą, którego osobistych poglądów politycznych ciągle nie mogę rozszyfrować (i niech tak zostanie!) jest Maciej Zakrocki z "Trzeciego wymiaru" TVP3, którego innymi ogromnymi atutami są w okolicy niezbędnej dziennikarzowi dociekliwości, również ogromna kultura osobista.

Nie będę ukrywał, iż moje sympatie polityczne lokuję obecnie gdzieś między PO i PiS, uznając wyższość Platformy w tematach gospodarczych, a PiS doceniając za upór w forsowaniu wizji Państwa, która jest bliska mojej wizji. Jednak nie jestem zaciętym "kibolem" żadnej z tych partii, starając się nie tracić dystansu, żeby widzieć również ich słabe strony, których po obu stronach jest niestety sporo. Dotyczy to zresztą wszystkich ważniejszych ugrupowań polskiej sceny politycznej, a moje (i jak myślę wielu innych bardziej rozgarniętych politycznie i odległych od fanatyzmu partyjnego Polaków) decyzje przy urnie wyborczej, są cały czas wyborami tej partii, która ma najmniej słabych stron.

I tak, gdyby na przykład "Samoobrona" przestała być partią wodzowską, idącą ślepo za swoim przywódcą, który daje sobie wcisnąć i powtarza rozmaite bzdury, w trudnych przypadkach kieruje się częściej emocjami, niż chłodną analizą i rozsądkiem politycznym, szybciej mówiąc niż myśląc, to może patrzyłbym na tą partię przychylniej. Gdyby nie tylko rozliczenia kampanii wyborczych, lecz i bieżące finanse "Samoobrony" były kompletnie transparentne, historia stworzenia partii szczegółowo opisana, a wątpliwości precyzyjnie wyjaśnione, to pewnie patrzyłbym jeszcze przychylniej. Następne punkty przyznałbym tej partii wtedy, gdyby z jej członkami nie rozmawiali prokuratorzy i sądy, w szczególności w tych kwestiach jak posła Łyżwińskiego. Musiałaby jednak w pierwszej kolejności "Samoobrona" inaczej wyważyć w swoim programie tematykę społeczną, nadać jej zrównoważony balans. Z kolei nie jest dla mnie ważne to, dla czego Andrzej Lepper jest zwalczany poprzez wielu polityków: na skutek obawy, iż własną, nabytą na różne metody wiedzą na temat różnych ciemnych, nie tylko politycznych sprawek tych polityków może się w każdej chwili podzielić z opinią publiczną, (być może, zresztą, swoim zwyczajem co nieco dokładając od siebie, albo odpowiednio interpretując fakty).

Podobne podejście mam do wszystkich pozostałych mniejszych partii politycznych, starannie katalogując ich wady, za wyjątkiem SLD, której członkowie to w dużej części elita jeszcze nieboszczki PZPR, a w pozostałej ludzie im mentalnie bardzo podobni. Do tego towarzystwa wręcz doskonale pasuje powiedzenie Stalina, iż Polacy są jak rzodkiewka, czerwona tylko z wierzchu. Selekcja, która zapewniła taki skład osobowy trwała dostatecznie długo poprzez całą PRL, aby efektywnie utrwalić charakterystyczny genotyp typowego członka tego ugrupowania.
W kampaniach wyborczych partia ta niezmiennie eksponuje (cienką) czerwoną skórkę, aby po zdobyciu władzy dbać w pierwszej kolejności o swoje, regularnie szemrane (kwestia Rywina i inne) interesy. Mam ogromna nadzieję, iż wiedza wyborców o tym, iż SLD to raczej sojusz "lewych" demokratów i niż autentycznej lewicy będzie narastać i partia ta ostatecznie zniknie ze sceny politycznej.

z kolei wszystkim innym partiom - również "Samoobronie" - życzę jak największego poparcia wyborców, jeśli tylko przedstawią sensowne programy, gwarantujące szybki rozwój cywilizacyjny państwie i dobrobyt nas wszystkich i przekonają, iż nie to są programy księżycowe, ale nadające się do realizacji, dla której partia dysponuje odpowiednim potencjałem ludzkim i intelektualnym (a więc, iż na przykład mają posłów zdolnych do inteligentnego omówienia tematu, a nie beznadziejnego dukania z kartki). Zwracam jednak uwagę, iż nie to jest możliwe bez takiego sformułowania programów, tak aby przekonywał on do siebie najliczniejszą umiarkowaną politycznie część społeczeństwa. Adresowanie programów i praktyki działania partii do wąskiego elektoratu, o wyrazistych, lecz dość skrajnych poglądach daje być może szansę uzyskania większości głosów lub w dość odległej przyszłości (w konsekwencji stopniowego ewoluowania poglądów), albo specyficznej sytuacji polityczno - gospodarczej, na przykład takiej jaka dała w Niemczech władzę Hitlerowi (czego się jednak raczej nie można spodziewać w dającej się przewidzieć przyszłości.) .

Myślę, iż takie podejście do polityki krajowej, podejście pragmatyczne i zdroworozsądkowe upoważniało mnie do przedstawienia propozycji (opisanej w artykule "Precz z koalicjami" dopiero co opublikowanym w iThinku) podniesienia progów wyborczych tak, aby w Sejmie znalazły się tylko dwie partie z największym poparciem: jedna jako rządząca, druga jako opozycyjna. Technicznie zresztą można to zrobić inaczej; podniesienie progów wydaje się zwyczajnie najłatwiejsze do przeprowadzenia i akceptacji poprzez wyborców. Najistotniejszy argument przeciwko takiej zmianie, taki, iż Sejm przestanie wtedy być proporcjonalną reprezentacją społeczeństwa dość łatwo skontrować, gdyż na skutek nieuczestnictwa znacznej części uprawnionych w wyborach i tak nie wiadomo z pewnością, czy Sejm odzwierciedla politycznie społeczeństwo, nie wspominając już o takich drobiazgach, jak na przykład nieproporcjonalna przewaga posłów mężczyzn, którzy wszak mają nieco inne preferencje polityczne niż kobiety (słyszałem opinię, iż Tusk przegrał prezydenturę, gdyż dla pań był odrobinę zbyt niewiele przystojny - w odróżnieniu przedtem do Kwaśniewskiego, którego niebieskie oczy urzekły sporo wyborczyń).

> z kolei głównym argumentem przemawiającym za moją propozycją jest ten, iż Sejm ( lecz również Rząd) zacznie działać sprawnej i efektywniej, ciągle jednak z zachowaniem kontroli stanowionego prawa poprzez Senat, wybierany tak jak dotychczas w proporcji do uzyskanych głosów. Ta sprawność i efektywność działania jest ostatecznie przynajmniej tak samo, lub jeszcze bardziej istotna, jak reprezentatywność tego organu władzy. W podzielonym politycznie społeczeństwie i proporcjonalnie do tego podzielonym Sejmie, w którym każda partia walczy i to na przysłowiowe noże ("haki") z wszystkim pozostałymi, musi nareszcie dojść do paraliżu. Oznaki tego już są, a pod koniec sierpnia, na pierwszym posiedzeniu Izby pewnie wystąpią już wyraźne symptomy i może dojść do kryzysu, z którym nie będzie wiadomo co zrobić.

również istotnym argumentem jest brak innych pomysłów na rozwiązanie tego, coraz bardziej zapętlającego się kryzysu politycznego, albo pomysły odgrzewane o wątpliwej skuteczności. Takim jest na przykład pomysł Romana Giertycha na Rząd bez przywódcaów partyjnych, słusznie natychmiast wyśmiany poprzez dziennikarzy, gdyż takie rządzenie komplikowałoby mechanizmy decyzyjne Rządu, poprzez konieczność dodatkowych uzgodnień z na pozór odsuniętymi od władzy liderami.

Nie mają także pomysłów na przykład dziennikarze. Naczelny "Dziennika" Robert Krasowski w artykule w sobotnim (11 sierpnia) wydaniu gazety bardzo trafnie diagnozuje aktualny kryzys, a > również i to, iż wybory mało zmienią w układzie sił w nowo wybranym Sejmie, wobec czego jedna z dwu partii PO albo PiS, która najprawdopodobniej wygra wybory, znowu stanie przed problemem sformowania koalicji. ( lecz jako remedium proponuje powrót do przeszłości, do koalicji tych partii, sugerując, iż w tym celu na skłóconych przywódcaów obu partii powinni porządnie nacisnąć działacze drugiego partyjnego szeregu. Warto wobec tego zwrócić uwagę, iż Platforma musiałaby kompletnie zmienić własne nastawienie do sprawy, gdyż priorytetem było dotychczas samodzielne sprawowanie władzy - dlatego także tak cierpliwie czekała na spektakularną wywrotkę PiS-u i koalicji. Następnym krokiem miała być bardzo ostra kampania wyborcza niszcząca PiS jako głównego konkurenta do władzy. Ewentualna powyborcza koalicja z PiS wyklucza niszczenie tego konkurenta w kampanii, które pogłębiło aby wzajemne animozje i narażało PO na zarzut hipokryzji. >> z kolei delikatne potraktowanie PiS-u w kampanii zagraża Platformie nie uzyskaniem wyraźnej przewagi, jeśli nie przewagi nad PiS-em w ogóle i być może znowu znienawidzonym drugim miejscem. To, iż ten pomysł naczelnego "Dziennika" jest z gatunku pobożnych życzeń (nie piszę tego złośliwie, sam bym chciał takiej koalicji) potwierdza rekonstrukcja spotkania Tuska z prezydentem Kaczyńskiem, zamieszczona > również w "Dzienniku", tuż w okolicy tekstu red. Krasowskiego. Z rekonstrukcji tej wynika, iż nie było mowy o tym co się może zdarzyć po wyborach, o koalicji. (a więc wbrew pozorom dalej pat.

Inny pomysł naczelnego "Dziennika" to stworzenie nowej partii utworzonej poprzez w najwyższym stopniu ugodowo nastawionych członków obu partii. Jednak tu sam red. Krasowski stwierdza, iż jest na to za niewiele czasu i można się z nim tylko zgodzić. Na bonus mam wrażenie, iż tych ugodowo nastawionych do przeciwnika działaczy w obu partiach nie ma znowu tak wielu, co najmniej spośród tych z dostatecznie sporym autorytetem, aby z takiego przedsięwzięcia coś konkretnego wyszło. zwyczajnie poprzez dwa lata podziały zaszły daleko i głęboko.

Wobec tego wołam po raz drugi: sięgnijmy do korzeni tego bałaganu, zablokujmy sposobność rządów koalicyjnych i dajmy szansę na rządzenie jednej partii, tworząc zabezpieczenie na wypadek bardzo złych rządów w formie obowiązkowego referendum na zgodne życzenie partii opozycyjnych, raz w ciągu kadencji. Referendum będzie wisiało nad rządzącymi jak miecz Damoklesa i wymuszało porządna jakość. Sposób przeprowadzenia referendum trzeba aby > również zreformować, tak aby ludzie chcieli w nim wziąć udział.

Na mojej witrynie internetowej, giełdzie nowych gier liczbowych, zamieściłem gościnnie APEL DO PREZYDENTA RP o wyjście z inicjatywą zmiany prawa, w tym konstytucji tak aby partie z mniejszym poparciem nie dostawały się do Sejmu. Od nas "szeregowych", czy także "szarych" obywateli zależy, czy uda się to przeprowadzić. Trzeba jednak przełamać w sobie tą paraliżującą bierność, a w pierwszej kolejności poczuć się wreszcie odpowiedzialnym za los i obraz naszego państwie. I zacząć myśleć pozytywnie, iż się uda - wtedy pomysł przestanie być sf, tak jak został dotychczas skomentowany.
Adres strony z apelem: www.gnglotto.webpark.pl.

Krzysztof Płocharz

  • Dodano:
  • Autor: