dwie miary co to jest
Definicja: kierowców słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Dwie miary

Słownik: W okresie jednego miesiąca wydarzyły się dwa tragiczne wypadki drogowe, niemal identyczne. W obu zginęło czterech policjantów. Powodem była nieuwaga kierowców.
Definicja:

Dlaczego jeden wypadek był nagłośniony poprzez media, zaś o drugim niemal nikt nie słyszał? Czyżby życie funkcjonariuszy z pierwszego zdarzenia było więcej warte niż życie drugich? Może pierwsza załoga była z większego miasta niż druga i uznano ją za ważniejszą w policyjnym świecie?
Nie! Do jakże różnego traktowania obu spraw przyczyniła się dramaturgia wypadków i tło z zamieszanymi funkcyjnymi osobami.



Tragedia 2 grudnia 2006
Pierwsza załoga wyjechała 1 grudnia 2006 na polecenie szefa, by odwieźć istotną personę branżowego świata do domu po ciężkim dniu pracy, doprawionym "na ostro" imieninami. Po północy, w drodze powrotnej z Siedlec, już po wykonaniu misji, oboje młodych policjantów przepadło bez śladu. Tworzono rozmaite scenariusze (napad, romans, wypadek). W kompromitujący policję sposób dawkowano wiadomości, sugerując... misję specjalną. Wyznaczono nagrodę za pomoc w znalezieniu tych osób. Cała Polska komentowała poprzez parę dni to medialne wydarzenie. Sprawdzano wszelakie wątki i każdy kilometr drogi powrotnej z Siedlec do Warszawy. Nareszcie pewien przydrożny tubylec zauważył koło policyjnego wozu wystające z bajora. I po paru dniach wielowątkowa historia (a właściwie ogromna plota) zamieniła się w bezlitosny tragiczny finał - zmęczony kierowca powracający z nocnej wyprawy (jako przewoźnik wipa) nie zachował ostrożności i wpadł do sadzawki grzebiąc w policyjnym wozie siebie, towarzysza podróży i karierę paru osób ze świecznika.
Historia miała na tyle trywialne zakończenie, iż obiecana nagroda (30 tys. zł) była z jakby pewnym ociąganiem, lecz jednak nareszcie wypłacona... Niejako odpryskowo poinformowano, iż droga obok wypadku "słynie" z wielu podobnych tragedii i nic nie wiadomo, by polepszono bezpieczeństwo jazdy na tej szosie.



Tragedia 8 stycznia 2007
Drugi wypadek był podobny do pierwszego, lecz równocześnie jakże inny. 8 stycznia 2007 policjanci pojechali do Szklarskiej Poręby, dokąd zawieźli uciekiniera z Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego. W drodze powrotnej wpadli na drzewo i zginęli. Z oczywistych powodów nie zaginęli, ponieważ bardzo szybko znaleziono ofiary w aucie rozbitym na przydrożnej śmiertelnej roślinie, która (jak sporo pozostałych) powinna być wycięta w pień, nim ktoś ponownie na niej zginie. Powód wyjazdu był na tyle legalny (zatem kompletnie niemedialny), iż jakiekolwiek media nie zainteresowały się sprawą - nie ma poszukiwań, domysłów i afery polityczno-zawodowej.



Zderzenie z drzewem - nie byłoby afery
Gdyby pierwsza omawiana para rozbiła się w taki typowy dla zmotoryzowanego Polaka sposób (znalezienie trwałego kalectwa albo śmierci na drzewie jest u nas powszechnym zjawiskiem), to jakiekolwiek media nie zainteresowałyby się tym przypadkiem - nareszcie co pewien czas giną policjanci korzystający ze służbowych samochodów. Ofiary zostałyby odnalezione i nikt nie wywlekałby sprawy taksówkarskich usług świadczonych (okazuje się, iż dość powszechnie) poprzez służbowe radiowozy. Parodniowe poszukiwania sprzyjały domysłom i śledztwu - stąd wypłynięcie afery szybsze nawet niż zaginionego pojazdu.
Co pewien czas odżywają dyskusje na temat wycinania twardych drzew stojących zbyt blisko jezdni i ich zamiany na gibkie krzewy w większej odległości od szosy. Na gadaniu się nie kończy - niektóre drogi istotnie są oddrzewiane poprzez władze gmin, które poważnie traktują ludzkie życie.



Prawna odpowiedzialność a dylematy moralne
I teraz mamy chyba najważniejszą różnicę obu przypadków - dlaczego zawiezienie jednego obywatela RP (wipa) determinuje aferą i dymisjami, zaś drugiego obywatela (chłystka) nie skutkuje takich reperkusji? ponieważ jeden powinien świecić odpowiednikiem i na skutek nieświecenia ktoś zginął? A drugi nie miał obowiązku świecenia i konsekwentnie nie świecił, i również ktoś zginął? A gdyby policyjna persona była wieziona poprzez taksówkarza i on aby zginął w drodze powrotnej zamiast funkcjonariusza? To media nie wyciągnęłyby tej sprawy na światło dzienne, a społeczeństwo nie musiałoby się borykać z następną aferą i z moralnymi rozważaniami? Życie policjanta cenniejsze niż taksówkarza?
Pewnie wielu ze mną się nie zgodzi, lecz osoba prosząca inną osobę o wykonanie pewnej czynności wybiegającej poza jej wymagania, nie może być osądzana za wydarzenia od niej niezależne, które spotkały wysyłaną osobę. Można osądzić za wydanie pozaproceduralnego polecenia, jednak nie za konsekwencje wynikające z tragicznego splotu wydarzeń. Jeżeli nauczyciel wyśle ucznia po kawę do najbliższego sklepiku, a tenże po drodze będzie uczestniczyć w tragicznym wypadku, to trudno skazywać nauczyciela jak za nieumyślne zabójstwo. Owszem, gdyby to był pierwszoklasista, a aleja byłaby o sporym natężeniu ruchu lub dziecko niepełnosprawne. Pewnie, iż pozasądowe opinie na ten temat mogą być daleko idące i każdy z nas powinien wyciągnąć wnioski na przyszłość - nie wydawaj polecenia wybiegającego poza zakres obowiązków, ponieważ możesz mieś poważne trudności zawodowe i z pewnością będziesz napiętnowany poprzez rodzinę ofiary. Na pewno wyrzuty sumienia będą gryźć takie osoby do końca życia i w przyszłości niechaj każdy nad wydaniem polecenia dobrze się zastanowi. Teraz na pewno spadnie liczba wydawanych podobnych a nieformalnych poleceń, lecz jeżeli wydarzy się następny a podobny wypadek, to socjalny osąd nad takim rozkazodawcą będzie znacząco surowszy. I tj. jedyny pozytywny wydźwięk tragicznego wypadku z udziałem pierwszej opisanej pary. ponieważ śmierć drugiej pary (jakkolwiek aby to obrzydliwie nie zabrzmiało) nie dała społeczeństwu jakichkolwiek wskazówek, ani moralnych rozważań...
Skoro już tak sporo napisano na ten temat - a co byłoby, gdyby policjanci zawozili menela (zatem legalnie), a z transportowej okazji chciałby skorzystać notabl (nieformalnie)? Chuligana aby rozgrzeszono (wszak policja jest od wożenia takich aspołecznych jednostek do miejsc odosobnienia), a oficer miałby podobne nieprzyjemności ( ponieważ policja nie jest od podwożenia do domowych pieleszy)?



I delikatny wątek finansowy
"Ta tragedia mogła spotykać każdego z nas" - napisali w specjalnym apelu policyjni związkowcy. Związek udostępnił konto bankowe i rozpoczął zbiórkę funduszy na pomoc rodzinom tragicznie zmarłych. Numer rachunku jest popularny również na stronach internetowych jednostek policji w całym państwie. Pytanie - której pary dotyczy ów apel?

PS Tragedia 30 listopada 1984
To nie jedyne ofiary wśród funkcjonariuszy. W najwyższym stopniu tajemniczy wypadek drogowy wydarzył się 30 listopada 1984 roku w Białobrzegach (trasa Kraków - Warszawa). W jadącego od strony Krakowa fiata uderzył rozpędzony jelcz. Na miejscu zginęli dwaj pasażerowie fiata i ich kierowca. W protokole zapisano, iż ofiary nie miały jakichkolwiek szans, a kierowca ciężarówki uciekł z miejsca wypadku. Nie wszczęto dochodzenia, aby wyjaśnić okoliczności wypadku, nie podjęto również jakiejkolwiek pró aby odnalezienia ciężarówki, ani zidentyfikowania jej kierowcy. Nie przesłuchano jakichkolwiek świadków zderzenia, aczkolwiek tragiczne zderzenie dobrze widziało kilku okolicznych mieszkańców. Pamiętam, kiedy rzecznik rządu PRL, Jerzy Urban, zapewniał społeczeństwo, iż do końca listopada zostaną przekazane materiały dotyczące zabójstwa ks. Popiełuszki. W owym wypadku zginęli dwaj oficerowie MSW, którzy szczegółowo badali kulisy głośnego zabójstwa.

Tylko opisane trzy tragiczne wypadki drogowe, w których zginęło 6 funkcjonariuszy, pokazują, w jaki sposób giną ludzie nazywani czasami władzą. To jednak niebezpieczna służba, aczkolwiek sporo wypadków spowodowanych jest jakże prozaicznymi powodami. Zdarza się, iż policjanci (jak żołnierze) nie giną w bohaterskich wiekopomnych akcjach, lecz po prostu, jak tysiące zwyczajnych ludzi.

  • Dodano:
  • Autor: