czarownica co to jest
Definicja: Wybrane domy są złe słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Czarownica

Słownik: Wybrane domy są złe.
Definicja:

Czarownica


Niektóre domy są złe.

Zamek Grodziec do nich należał. Ogromne, grube mury, strzelista wieża, potężne kamienne fortyfikacje, wszystko to wspólnie wzbudzało szereg emocji u pobliskich mieszkańców: strach, przerażenie, lecz nigdy – nawet w czasach największej świetności i dobrobytu – nie podziw.

Nad zamkiem Grodziec od zawsze unosiła się aura tajemniczości. Przekupki uwielbiały mówić o dziwnych błyskach, jakie nie raz pojawiały się w oknach wyższych pięter zamku lub o czarnych kotach biegających po dziedzińcu. Tam mieszka czarownica!, powtarzano w gospodach, po paru kuflach piwa, albo w zaciszu własnego domostwa, gdzie nie obawiano się zemsty wiedźmy, ponieważ do poświęconego domu nie wejdzie, prawda, kapłanie?

Nikogo nie dziwiło, iż Jan – kasztelan zamku – zezwolił niedobrym mocom się tam zadomowić. O tym, iż podpisał pakt z diabłem, iż zaprzedał swoją duszę, wiedzieli wszyscy i tylko sędziwy Henryk, miejscowy ksiądz nadal nie dawał temu wiary i odmawiał odprawienia egzorcyzmów. (Może i on sprzymierzył się ze złem? Nie bądź niemądra, Anutka, to sługa boży!) Z kolei nikt nie mógł pojąć, dlaczego piękna Aldona, żona pana zamku, pozwalała na takie świętokradztwo pod swoim dachem. Osoba tak pobożna jak ona nie mogła, nie mogła tego robić. Czary są złe. (Nigdy nie widziałam słodszej i bardziej niewinnej istoty od naszej pani. Jak ona może znosić takie rzeczy? A może ona nie wie, co się dzieje, co? Czarownica może być potężna, mogła omotać panią tymi własnymi zaklęciami… Anutka, ty idź lepiej się dziećmi zajmij, a myślenie zostaw mężczyznom.)

Niektóre domy są zwyczajnie złe.

***

Wieść o tym, iż w rejonie pojawił się łowca czarownic, rozeszła się lotem błyskawicy. Mieszkańcy pobliskich wsi tłumnie garnęli, aby przywitać gościa. Wszyscy mieli nadzieję, iż – za drobną zapłatą – mości pan zatrzyma się na nieco dłużej w Witanówce i uwolni ich od czarownicy z zamku.

***

Anutka wyobrażała sobie łowcę czarownic nieco… inaczej. W jej mniemaniu ktoś, kto pała się tak niebezpieczną profesją, powinien być wysoki i muskularny. Byłoby także dobrze, gdyby miał kruczoczarne włosy i brodę – wydawałby się wtedy potężniejszy i czarownica mogłaby się przestraszyć. Z kolei przybyły mężczyzna był niski i chuderlawy, jego włosy koloru słomy były dziwnie oklapłe, a głos co chwilę stawał się nieznośnie piskliwy. W ogóle ów łowca wyglądał, jakby niedawno wyrwał się spod maminej opieki.

- Witam w Witanówce, mości panie – powiedziała Anutka, dygając przed gościem. – Jestem Anna, żona gospodarza wsi.
- Mistrz Aron. – Mężczyzna skinął głową i potoczył wzrokiem po ludziach zgromadzonych wokół. – Czy w tej… pięknej wsi jest jakaś gospoda? Muszę się posilić, a i konia przydałoby się oporządzić.
- Zapraszam pana do mojego domu, Mistrzu. Mąż chętnie pana pozna, a koniem zajmą się moi synowie… Janek, Dobromił – skinęła na dwóch chłopców, nie mogących mieć więcej niż po siedem lat – weźcie konia, zaprowadźcie do stajni i zróbcie z nim porządek. A pan niech idzie za mną, Mistrzu.

Anutka poprowadziła gościa w kierunku swojej chaty, odprowadzana pełnymi nadziei spojrzeniami innych wieśniaków. Do ich wsi zawitał łowca czarownic, przyjechał tuż przed sobótką, tuż przed sabatem. Czyż to nie symbol od Boga, iż nie ma się czego obawiać, ze czarownica wkrótce opuści zamek na zawsze? Ludzie kiwali głowami i rozmawiali z podekscytowaniem. Tak, to z pewnością to. Wyczekiwany symbol. A ten łowca to prawdziwy dar niebios.

***

Chata, w której mieszkała Anutka z rodziną, nie była zachwycająca ani ozdobna. Była najzwyklejszą, wiejską chałupką – nikt nawet nie przypuszczał, iż gospodarz Witanówki mieszka właśnie tam. Chałupa była zbudowana z porządnego, mocnego drewna, lecz nie była okazała. Nie wyróżniała się niczym i Anutka zastanawiała się, czy Mistrz nie będzie miał pretensji o bycie przyjętym w tak pospolitych warunkach.

- Spokojnie – powiedział cicho Aron, jakby odczytując myśli targające Anutką. – Jestem wdzięczny za jakąkolwiek gościnę – nie raz i nie dwa zdarzało się, ze przeganiano mnie ze wsi.
- Dlaczego? – spytała Anutka z ciekawością. Tak rzadko pojawiał się w Witanówce ktoś z szerokiego świata, tak rzadko miała sposobność spędzać czas z przyjezdnymi…
- Najwyraźniej mój zawód nie był najmilej widziany. – Mężczyzna uśmiechnął się ciepło. Anutka odwzajemniła się cichym „Proszę tutaj”. Gdy otworzyła drzwi, z głębi chaty doleciał ich zapach gotowanej kaszy i mięsa.
- No w końcu. – Głos mężczyzny zdradzał rozbawienie. – Myślałem, żeście drogę zgubili.
Anutka wprowadziła gościa do największego pokoju, gdzie przy palenisku siedział barczysty mężczyzna. Jedną nogę miał położoną na drewnianym krześle; bandaże na niej zaczęły przesiąkać krwią.
- Jestem Bożydar, gospodarz wsi. Proszę mi wybaczyć, iż nie przywitałem pana osobiście. Gdyby nie pewne nieporozumienie z psem rzeźnika – mężczyzna wskazał ręką na obandażowaną nogę – zrobiłbym to, lecz ksiądz Henryk mówił, iż nie powinienem wychodzić z domu.
Mężczyzna zaśmiał się głębokim barytonem, a Aron zawtórował mu swoim nieco piskliwym, chłopięcym tenorem. Po chwili nawet Anutka dołączyła do ogólnej wesołości.
- Mam nadzieję, iż Anutka nie naopowiadała panu jakichkolwiek głupot? – zapytał Bożydar, ocierając łzę śmiechu.
- Nie. Po prawdzie, nic nie mówiła. Jednak z rozmów innych mieszkańców wnioskuję, iż znajdzie się tu dla mnie praca.
Bożydar momentalnie przestał się uśmiechać.
- Na zamku - zaczął - mieszka czarownica. Porywa dzieci, zsyła nieurodzaj... Chcę, żebyś się jej pozbył. Dzisiaj noc sobótkowa, czarownica wiedźma będzie odprawiać te własne czary. Nie będzie się niczego obawiać, nie będzie niczego przeczuwać. Tylko ty nam zostałeś, tylko ty możesz nam pomóc.
- Prosimy. W imieniu całej wioski, wszystkich mieszkańców – powiedziała cicho Anutka, dotykając ramienia męża.
Aron wpatrzył się w wesoło trzaskający ogień. Oprócz kilku króliczych skór w pokoju wisiała teraz grobowa cisza. Ani Anutka, ani Bożydar nie odważyli się nawet oddychać.
- Dobrze – powiedział ostatecznie Aron, przeciągając nieco sylaby. – Pomogę.

***

Boją się, pomyślała czarownica. Boją się, są przerażeni. Czuję to. Czuję zapach ich strachu. Są tak zdesperowani, iż błagają o pomoc tego samozwańczego łowcę. Głupcy. Co za głupcy. Czy faktycznie wierzą, iż ten dzieciak pomoże im się mnie pozbyć? Skończeni głupcy.

Wiedźma wstała z fotela i zaczęła przechadzać po komnacie. Wszystko było już gotowe na dzisiejszą noc. Brakowało jednak gościa wieczoru.
- Henryk! – zawołała, władczym gestem przyzywając do siebie zlęknionego księdza. – Idź do wsi i go przyprowadź. Tylko zrób to tak, aby ci wieśniacy zapamiętali, iż nie mogą się buntować przeciwko mnie.
Ksiądz skłonił się lekko i wybiegł z komnaty. Czarownica uśmiechnęła się drapieżnie i zaczęła zapalać świece. W pobliskim lesie wilk zaczął wyć do księżyca.

***

- Jeśli nie nastąpi nic nadzwyczajnego – ciągnął Aron – pójdę do zamku o świcie. Zaskoczę ją. I zabiję.
Bożydar ścisnął lekko dłoń żony. Ten Mistrz to prawdziwe błogosławieństwo, pomyślał. Mieli szansę pozbyć się wiedźmy z Grodźca. Bogu niech będą dzięki.
- Co ma pan na myśli mówiąc „coś nadzwyczajnego”? – zapytał z uśmiechem.
Aronowi nie było dane odpowiedzieć, bo drzwi chaty Bożydara otworzyły się z hukiem i stanęła w nich Jagienka, żona rzeźnika.
- Jagna, co się stało? – Anutka zerwała się na nogi i podbiegła do trzęsącej się sąsiadki. Jagna objęła przyjaciółkę i zalała się łzami.
- Anka, tak mi p-przykro… Z-zabrała g-go. Z-zabrała…
- Kto kogo zabrał? Jagienka, uspokój się. Kto kogo zabrał.
- O-ona za-zabrała Dobromiła. O-ona g-go z-zabrała. O-ona. Cz-czarownica – powiedziała Jagna, tuląc się do przyjaciółki. Anutka momentalnie zbladła; gdyby nie szybka reakcja Bożydara, upadłaby na podłogę.
- T-tak mi p-przykro – powtarzała Jagienka. – Szli z-z Jankiem ze stajni i Dobromił tam był, i-i nagle go n-nie było, i n-nie wiem j-jak to się s-stało… Janek przybiegł do nas p-przerażony, lecz Dobromiła już n-nie b-było, Anutka, j-ja nie wiem, j-jak to się stało. T-tak mi p-przykro…
Aron z obojętną miną przyglądał się płaczącym kobietom i oszołomionemu Bożydarowi. Westchnął ciężko, podrapał się po nosie i powiedział:
- Precyzyjnie to miałem na myśli, mówiąc „coś nadzwyczajnego”. A teraz proszę mi wybaczyć.
Aron chwycił swój płaszcz podróżny i wyszedł z chaty trzaskając drzwiami.

***

Aldona, pani na zamku, z pewnością panu pomoże. Idealnie ją znam, biedaczka z pewnością nie może znieść tego, co kasztelan do spółki z tą czarownicą wyprawiają, lecz nie może nic zrobić. Boi się męża, biedna pani Aldona… Tak powiedziała mu Anutka.

Aron spokojnym krokiem zmierzał w stronę zamku. Wprawdzie z własnego doświadczenia wiedział, iż na czarownice najlepiej napadać o świcie, lecz nie mógł tak długo czekać. Musiał ocalić tego chłopca, Dobromiła. Obiecał pomóc tym wieśniakom i obietnicy musiał dotrzymać. Oby tylko nie było za późno…

Zamek Grodziec nie różnił się zbytnio od kilkunastu innych zamków, które odwiedził w swoim życiu. Był tak samo posępny, z takimi samymi grubymi, kamiennymi murami, lecz w odróżnieniu do nich wręcz emanował magią. Dobrze wyszkolony łowca już z odległości kilku mil potrafił wyczuć czary. To była zdolność zawodowców szkolonych w Padwie – nie do końca legalnie, oczywiście – i po tym najprościej było rozpoznać oszusta. On nie rozpoznałby magii nawet, gdyby mieszkał drzwi w drzwi z czarownicą.

Aron stanął pod bramą zamkową i zapukał. Wątpił, aby którykolwiek z mieszkańców jeszcze nie spał, więc ogromne było jego zdziwienie, gdy drzwi się otworzyły i stanęła w nich młoda kobieta. Aron skłonił się lekko, nie odrywając wzroku od kobiety. Miała ok. trzydziestu lat. Nie była pięknością, o nie, lecz było w niej coś… fascynującego. Fascynująco niebezpiecznego.
- Ja… Jestem wędrowcem. Okradziono mnie w pobliskim lesie i nie wiedziałem, co mam zrobić. Więc przyszedłem tutaj – skłamał gładko Aron. Kobieta uśmiechnęła się i wpuściła gościa do zamku.
- Witam w Grodźcu. Mam nadzieję, iż zamek się panu spodoba; mąż i ja jesteśmy z niego bardzo dumni. Aron odwzajemnił uśmiech i wszedł do hallu.
- Dziękuję pani…
- Aldono.

Ostatnią rzeczą, jaką młody łowca czarownic zapamiętał, było silne uderzenie w tył głowy. Później była już tylko ciemność.

***

Niektóre domy są zwyczajnie złe.

Od pamiętnej sobótki nikt nie widział więcej ani małego Dobromiła, ani Arona, przyjezdnego łowcy czarownic. Ludzie bali się wychodzić wieczorami ze swoich chałup, w obawie przed czarownicą z zamku. ogromne było więc zaskoczenie mieszkańców Witanówki, gdy kolejnego roku nie wydarzyło się nic niezwykłego. Wszyscy przypisywali to wyjazdowi kasztelana Jana, który po tragicznej śmierci Aldony wziął ślub z dwórką legnickiej księżnej i opuścił zamek Grodziec – mężczyzna zabrał ze sobą wszystkich mieszkańców. Nawet stary Henryk z nim pojechał.

Spokój nie trwał jednak długo; wkrótce później książę kijowski zaatakował Grodziec, niszcząc wszystko, co napotkał na swej drodze. Zamek popadł w ruinę i zapomnienie, stając się obiektem opowieści o duchach i złych wiedźmach, którymi nianie raczyły niegrzeczne dziadki. I nikt już nie pamiętał ani o pani Aldonie, ani o małym Dobromile, ani o Aronie, przyjezdnym łowcy czarownic.

Inne domy złe stają się z czasem.

  • Dodano:
  • Autor: