plastynanci plastynarium co to jest
Definicja: słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Plastynanci z plastynarium

Słownik: Za 100 lat w świadomości współcześnie żyjących, zaniknie różnica między ofiarami obozów zagłady a ochotnikami profesora von Hagensa.
Definicja:



Miejscowość Sieniawa Żarska jest znana w Polsce "dzięki" Guentherowi von Hagensowi (niemiecki doktor zajmujący się preparacją zwłok i wystawianiem ich jako eksponaty). Nabył on ziemię i budynki w tej wsi i zaproponował uruchomienie tam swojej komercyjnej działalności. Planował otwarcie w Polsce zakładu, zajmującego się preparowaniem ludzkich zwłok dla celów naukowych i artystycznych. Ciała przekazywane byłyby na podstawie testamentów. Pomysłodawca, wykorzystując opracowaną poprzez siebie technologię, polegającą na zastępowaniu płynów w organizmie substancjami chemicznymi, robi z nich muzealne eksponaty, które obwozi po wystawach. Aktualnie prowadzi własną działalność w Chinach. W Polsce interesy młodszego von Hagensa reprezentuje jego 90-letni tata.



Na taki "genialny" koncept mógłby wpaść każdy, lecz dlaczego takiego pomysłu nie miał syn profesora Religi? Gdyż jest synem normalnego Polaka? Czy pewne narody podświadomie kładą akcenty na rodzaje działalności psychiatrycznie odbiegających od średniej europejskiej, której poziom wyczuwa każdy przeciętnie wrażliwy obywatel Europy? Zresztą od pomysłu do realizacji jest daleka droga, regularnie na tyle daleka, by z niej w porę zejść... Właściwie to szkoda, iż realizacją zajął się syn niemieckiego esesmana. Gdyby "pracował" nad owym problemem nie-Niemiec i (jednak!) nie potomek nadczłowieka z organizacji uznanej za zbrodniczą, to zapewne nasze spojrzenie byłoby spokojniejsze. Przecież nie sprowadzono aby odkurzaczy Zyklon (są takie!) z Niemiec do Izraela, a takie komercyjne przedsięwzięcie uznano aby za prowokację lub głupotę (podobnie - polskie obozy koncentracyjne). Ponadto - gdyby nie była to głośna produkcja, ale skromna manufakturka odwołująca się do edukacji, a nie do sztuki i interesu, to można byłoby rozważyć taką cichą chałupniczą działalność. Przeszłość ojca producenta a wynalazcy sposoby plastyfikacji i jej wykorzystanie w sztuce, uniemożliwia stworzenie zakładu przetwarzającego naszych rodaków we współczesne konserwy a mumie (bez bandaży i odarte ze skóry).



Podobno owi pokazywani ludzcy manekini zgodzili się (oczywiście przedtem, jako żywi ludzie) na bezpłatne zaplastyfikowanie i komercyjne wystawiennictwo. Ile w tym prawdy? Normalny człowiek z biedy mógłby sprzedać swe ciało dla celów naukowych a nawet ekshibicjonistycznych (termin "wystawa" w wielu językach nawiązuje nawet do tego słowa). Nareszcie, na świecie ludziska przekazują swe części ciała jako zamienne a ratujące życie. Prawo zabrania sprzedaży, przeto regularnie spisywane są fikcyjne umowy darowizn. Gdyby przejrzeć wszystkie kontrakty Hagensa, zapewne udowodniono aby niejedną nielegalną transakcję. lecz co najmniej uznałbym tych biednych ludzi za normalnych. Z kolei rzeczywiste niekomercyjne przekazanie swego ciała do artystycznego przerobu uznaję w naszej kulturze (pewnie zacofanej?) za dewiację. Chęć zaistnienia po śmierci poprzez ludzi, którzy niczego nie osiągnęli? A może są tam jakieś znakomite wyjątki? Można wytypować jakieś sławy do przyszłych ekspozycji? Czyżby nasz orzeł wychodzący z progu do rekordowego lotu po szklaną kulę? Oczywiście, po karierze, szczęśliwym życiu i u schyłku zasłużonej emerytury - taka reklama następnych planów organizacji zimowych igrzysk w Zakopanem...



Niektórzy prawnicy mówią - polskie prawo nie przewiduje takiego "artyzmu", a więc na (nawet) dobrowolne przetwarzanie zwłok w kierunku wystawienniczym. Od wielu lat mawia się - co nie jest zakazane, jest dozwolone. Być może, iż prawo nie zdążyło wyartykułować godnego zapisu, podobnie jak amerykańska konstytucja nie zdążyła wypowiedzieć się na temat jednopłciowych małżeństw - zwolennicy takiego zboczonego mariażu twierdzą, iż ustawa zasadnicza nie zabrania "jednoimiennych ślubów", lecz gdyby zapytać twórców konstytucji, to zapewne aby zemdleli tuż po usłyszeniu nurtującego Amerykanów problemu - oni nie wykluczyli dewiacyjnych pomysłów, gdyż w ogóle nie wzięli pod uwagę, iż w przyszłości ludziska będą chcieli pożenić niepożenialne...



Inni prawnicy mówią, iż polskie prawo jednak zakazuje preparacji polskich obywateli, co pozostawia otwartą importową ścieżkę, a chyba także nie o to chodzi... Gdyby uznać proponowaną działalność za sztukę, to czy coś stanie na przeszkodzie, by w sklepowej witrynie ustawić młodą dziewczynę, oskórowaną i splastyfikowaną, lecz w sukni ślubnej? Przy okazji reklamowałaby nowoczesne odzienie na nową drogę życia - nową dla żywych i szczęśliwych, ostatnią dla manekinki. Na skostniałych stópkach wzute buciki z prawdziwej zwierzęcej skórki, co w okolicy byłoby zilustrowane stosownym wypatroszonym zwierzakiem tej samej marki. Sztuka wyzuta z sumienia? Już zresztą mamy przykłady Polek dobijających się sławy i wojujących nie tylko z sądami - na tamten świat wyprawiane są zwierzęta wspólnie z ich równie wyprawionymi skórami ustawionymi w piramidkę i zewnętrzny atrybut płci niepięknej rzucony na znak męki Chrystusa. Kapitał ponad moralność - nagminne, nie tylko w branży artystycznej...



Przecież nie ma zakazu wystawiania na widok publiczny dzieł sztuki, w szczególności iż szyby pancerne nie są aż tak drogie i zniosą kamienne protesty... A jeżeli "Płonąca żyrafa" (choćby reprodukcja) miałaby zwiększyć liczbę sprzedawanych biletów do zoo tudzież konsumpcję ugrylowanych kurczaków, to dlaczego dzieło nowoczesnego lekarza pt. "pragnienie panny młodej" nie mogłoby nakręcać koniunktury w modzie ślubnej? Nic to, iż młoda dziewczyna naznaczona poprzez fatalne zrządzenie Losu prosto z hospicjum, a różowy plastyk nieco jeszcze pokapuje, ponieważ nie dochowano reżymu jednej z technologicznych procedur...



Czy syn spoziera na tatusia łakomym okiem? Zdaje się, iż jest już w wieku poborowym? 65 lat temu również był poborowym - kiedyś rozwijał sztandary nad cudzymi ziemiami, lecz teraz czas pomyśleć o zwijaniu żagli przed opuszczeniem tego ziemskiego padołu i dokonać obrachunku, a nie pchać się z całunami na tereny, z których przegoniono go ze swastycznymi flagami. Jako starszy współudziałowiec interesu mógłby przekazać własne grzeszne ciało ku frajdzie gawiedzi wraz ze swymi udziałami ku uciesze własnego syna. Adoptowane dzieci regularnie przejmują charakter swych opiekunów prawnych przez wychowanie. Genetycy dostrzegli związek między zamiłowaniami protoplastów a ich latoroślami. Niech się przysłuży ludzkości czymś więcej, niż wykonywaniem esesmańskich wyroków. Syn powinien osobiście okorować tatkę do cna i przyoblec w przystojną a budzącą grozę czapkę z emblematem trupiej czaszki, którą naciśnięto aby na takąż, lecz prawdziwą a ojcowską. I ustawić seniora przed wejściem na wystawę jako żywą (sic!) reklamę interesu, najlepiej z charakterystycznie trzeciorzesznie wyprostowaną ręką, ni to pozdrawiającą widzów, ni to wskazującą im drogę do kasy.



Być może, iż oryginalna działalność juniora nie jest kompletnie naganna - może powinna być adresowana wyłącznie ku studentom medycyny i lekarzom? A jeżeli nawet skierowana jest do publiki, to jednak w godnych pozach i w bardziej kaplicznej atmosferze. jeżeli zaakceptujemy takie muzea, to za jakiś czas następny i równie (bez)łebski przedsiębiorca otworzy biznes, w którym za bilety publika wejdzie do rzeźni (specjalnie przystosowanej do przyjmowania eleganckich widzów, wedle ISO - lustra weneckie, by pracowników tudzież jeszcze żywego wsadu do puszek nazbyt nie płoszyć i rozpraszać), w której będzie mogła oglądać pełną procedurę wytwarzania kiełbasy. Ma prawo gawiedź do takiej rozrywki w wolnym państwie?



aktualnie wyroki kary śmierci realizowane są w obecności osób urzędowych i poszkodowanych rodzin, lecz poczekajmy - z czasem będą organizowane przeloty z UE do USA i Chin, na komercyjne kacie wykonawstwo, a modniej i bardziej trendy - na death performing. Już w internecie zamieszczane są okrutne sceny z udziałem niewinnych osób. A co będzie w przyszłości? Pełna ekspresja krwawego teatru, coś na kształt walki gladiatorów - jednorazowi aktorzy; wygrywający żywy bierze wszystko, przegrywający trup odchodzi (znoszą go) z niczym. Taki teleturniej na ostro - najsłabsze ogniwo życia i śmierci.



A ludziska, jak to ludziska - pewnie piszcząc z bezrobocia, gotowi są obedrzeć każdego ze skóry, nawet żywego a tłustego polityka, który coś obiecał a nie dotrzymał... A co dopiero zmarłego. Oburzaliśmy się kiedyś słysząc o mydełkach i abażurach wykonanych z ludzkich surowców. Po ponad półwieczu mamy zmodyfikowane pomysły krążące jednak cały czas wokół zyskownej utylizacji zbędnego już człeka. I to w wykonaniu niemieckiego lekarza z genetycznym piętnem. Ironia losu? I może zaistnieć przypadek, kiedy Polacy (jako naród) sprzeciwią się inwestycji, zaś inni Polacy (jako gmina) oddadzą sprawę do unijnego arbitrażu i... wygrają.



Za 100 lat rozmydli się (to aluzja do onego koszmarnego mydła) różnica między ofiarami obozów zagłady a ochotnikami profesora von Hagensa - znudzeni życiem widzowie oglądający piece krematoriów z rozsypanymi szkieletami i zwiedzający wędrowne wystawy z soczystymi mięśniami, przeoczą zasadnicze różnice między owymi wytworami myśli niemieckiej. I to będzie efekt ludzi promujących nową historię Europy, kiedy poprawni politycy będą zapominać o martyrologii mlnów mieszkańców naszego kontynentu.



Ostatnio trwa batalia o zgodę na wydruk wątpliwego dzieła "Mein Kampf" autorstwa niejakiego Adolfa Hitlera. Demokratyczni Niemcy są oburzeni wydaniem w Polsce "Mojej ( a więc jego) walki" przetłumaczonej z... ich języka. Nie widziałem ani omawianej wystawy ani nie czytałem książki, lecz dlaczego bardziej wizualna i mocniej wpływająca na widza sztuka ma być lepsza ( ponieważ dopuszczona poprzez cenzurę) od przedwojennych zdań dewianta, oddziałujących na czytelnika negatywnie (zatem zablokowana poprzez cenzurę)? Skoro mamy wolność, to może dajmy do poczytania chętnym to równie wątpliwe dziełko? Zresztą przeczytanie jakiejkolwiek książki w dzisiejszych czasach jest większym wyczynem dla przeciętnego człowieka szarpiącego się z trudami życia codziennego, niż obejrzenie wystawy ( w szczególności dzięki mediom)...



Przy okazji - plastyk, termoplastyk, plastyfikacja i sporo innych podobnych terminów, w naszym języku powinniśmy pisać -sty-, nie -sti-, niezależnie czy myślimy o ludziach, przedmiotach, tworzywach tudzież zjawiskach (w wielu innych językach wyłącznie -sti-, a u nas piszmy wyłącznie -sty-). Czy osoby przetransformowane poprzez Niemca to plastynantki i plastynanci? Jak alianci, amanci, adiutanci, akceptanci, aplikanci, aresztanci, aroganci, asekuranci, aspiranci, azylanci, absztyfikanci, bajeranci, birbanci, bumelanci, beneficjanci, celebranci, ceremonianci, debiutanci, dewianci, doktoranci, dyletanci, dyplomanci, dyskutanci, dywersanci, defraudanci, demonstranci, denuncjanci, eleganci, emigranci, fabrykanci, fatyganci, figuranci, gwaranci, intryganci, interesanci, kombatanci, komedianci, komendanci, komisanci, kooperanci, krytykanci, kursanci, kolaboranci, konsultanci, laboranci, lawiranci, lejtnanci, licytanci, mutanci, melioranci, muzykanci, malwersanci, manifestanci, manipulanci, ministranci, obskuranci, okupanci, pedanci, partyzanci, pendanci, policjanci, pozoranci, paszkwilanci, praktykanci, projektanci, protestanci, protokolanci, rebelianci, ryzykanci, repatrianci, reprezentanci, sekundanci, serwisanci, sierżanci, spekulanci, symulanci, szyfranci, skrupulanci, solenizanci, trasanci, żyranci? Czy (jako osoby o zaplastykowanym, a dokładniej - o zaplastynowanym ciele, jednak bez życia i bez duszy ) to tylko plastynanty?



w momencie obecnej, muzeum w niemieckim Gubinie wabi (jeszcze żywych) Polaków specjalną promocją - każdy z nas może wejść i obejrzeć owo kontrowersyjne miejsce... bezpłatnie (dla innych bilety są po 6-12 euro/euroów/europów (zanim wejdziemy do strefy E powinniśmy precyzyjnie wiedzieć, jak odmieniać tę walutę i jakiego jest rodzaju gramatycznego). Tamże można wyposażyć się w rozmaite pamiątki - albumy, płyty, pocztówki; jeszcze chyba nie ma znaczków pocztowych... Banki mają sympatyczny zwyczaj zamieszczania na swych plastykowych kartach interesujących ilustracji nawiązujących do wydarzeń sportowych albo do cennych inicjatyw socjalnych. A karty telefoniczne... Może jednak nie!



Owo muzeum w jezyku Goethego zwie się Plastinarium, lecz po polsku raczej plastynarium, skoro przyjęliśmy słowo plastynacja.



Plastynacja - mechanizm opierający na usunięciu z tkanek (zwierzęcych albo ludzkich) wody i tłuszczów i nasyceniu ich polimerami, co skutkuje zatrzymanie ich rozkładu, jednak zachowany zostaje ich kształt i kolor; po plastynacji eksponaty są stosowane jako modele anatomiczne w medycynie i w sztuce; Guenther von Hagens - wynalazca i właściciel patentu.

  • Dodano:
  • Autor: