Co znaczy Ósma dwadzieścia osiem
Słownik: To nie był zwykły kac-pomyślał, budząc się z najgorszego snu ostatniego czasu.
Definicja:
W chwilach takich ostatnią rzeczą, na jaką człowiek chciałby się zdobyć, jest otwarcie powiek. Lecz przy okazji jest także pierwszą rzeczą, ktorą człowiek zrobić musi. Tym wspólnie najgorszym nie są przetłuszczone włosy, gorzki posmak w ustach czy zarost o długości zdecydowanie niewyjściowej. Jako iż Marek odważnym jest jak niewiele kto, powoli otworzył oczy, a im ukazał się widok niespodziewany, nawet jak na niedzielny poranek. Ponieważ nie był to pokój z materacem domowym, wygodnym jak żaden inny. Leżał na czymś przypominającym pkp-owską kuszetkę, do tego przyzozdobioną wykrochmalonym absolutnie prześcieradłem.
Jednak nie był to koniec niespodzianek dnia czerwcowego. Wczorajszy król życia wprowadzony został w lekki niepokój już przez brak własnego łoża. Lecz to nie był koniec. Poczuł w sobie siłę niedzielnego odkrywcy świata, jął zatem szukać okna, którego nieodłączym elementem była na wpół zasłonięta roleta koloru żółtego i dwa kwiaty o białych, minimalistycznych doniczkach, o ktorych zresztą pamiętał tylko przy na ustawianiu ostrości na izbę swą. Dziś jednak nie było tak łatwo. Jego gałki oczne zrobiły rundę wokół pokoju, a ten, nie dość, iż bez żadnych okien, to miał kilkanaście łóżek i,o zgrozo, w większości nie były one puste.
Tym większe było jego zdziwienie, gdy po swojej lewej stronie ujrzał legowisko z kimś bliźniaczo podobnym. Marek umiał ładnie się wypowiadać, można nawet rzec, iż był obyty i dobrze wychowany, lecz to wszystko nie ma znaczenia w tak kuriozalnej sytuacji. Nie zdążył nawet pomyśleć o próbie wydostania się z pomieszczenia o proweniencji typowo szpitalnej, ponieważ z przeciwległego rogu sali dobiegł go szmer. Szmer okazał się zwykłym szczaniem w gacie jednego z pensjonariuszy. Marek, którego nazwiska nie poznacie, ponieważ wtedy chyba nawet go nie miał, był całkiem rezolutnym młodzieńcem, zatem domyślił się, iż jest w izbie wytrzeźwień albo czymś na jej kształt. Zdziwion był jednak niezmiernie, bo każdy z towarzyszów niedoli, leżących w jednakowych brałogach, przypominał jego samego
Jednak nie był to koniec niespodzianek dnia czerwcowego. Wczorajszy król życia wprowadzony został w lekki niepokój już przez brak własnego łoża. Lecz to nie był koniec. Poczuł w sobie siłę niedzielnego odkrywcy świata, jął zatem szukać okna, którego nieodłączym elementem była na wpół zasłonięta roleta koloru żółtego i dwa kwiaty o białych, minimalistycznych doniczkach, o ktorych zresztą pamiętał tylko przy na ustawianiu ostrości na izbę swą. Dziś jednak nie było tak łatwo. Jego gałki oczne zrobiły rundę wokół pokoju, a ten, nie dość, iż bez żadnych okien, to miał kilkanaście łóżek i,o zgrozo, w większości nie były one puste.
Tym większe było jego zdziwienie, gdy po swojej lewej stronie ujrzał legowisko z kimś bliźniaczo podobnym. Marek umiał ładnie się wypowiadać, można nawet rzec, iż był obyty i dobrze wychowany, lecz to wszystko nie ma znaczenia w tak kuriozalnej sytuacji. Nie zdążył nawet pomyśleć o próbie wydostania się z pomieszczenia o proweniencji typowo szpitalnej, ponieważ z przeciwległego rogu sali dobiegł go szmer. Szmer okazał się zwykłym szczaniem w gacie jednego z pensjonariuszy. Marek, którego nazwiska nie poznacie, ponieważ wtedy chyba nawet go nie miał, był całkiem rezolutnym młodzieńcem, zatem domyślił się, iż jest w izbie wytrzeźwień albo czymś na jej kształt. Zdziwion był jednak niezmiernie, bo każdy z towarzyszów niedoli, leżących w jednakowych brałogach, przypominał jego samego