reklama dźwignią kultury co to jest
Definicja: kiedyś cywilizacja druku dobiegnie kresu - ostatnią wydrukowaną książką będzie katalog.

Czy przydatne?

Co znaczy Reklama dźwignią... kultury

Słownik: Wszystkim wiadomo, iż pierwszą książką, jaka w dziejach Europy zeszła z prasy drukarskiej pana Gutenberga, była Biblia. Stawiam tezę, iż - jeżeli kiedyś cywilizacja druku dobiegnie kresu - ostatnią wydrukowaną książką będzie katalog jakiej
Definicja: Nie bardzo mam ochotę włączać się do tego żałosnego chórku. Wiadomo, iż niczego nie zmienię. Proponuję jednak krótką i niewiążącą refleksję nie tyle o komercjalizacji kultury, co o komercjalizacji jej odbiorcy.

Takie już są realia ekonomiczne: jeśli chcesz, artysto, tworzyć materię kulturalną - ktoś musi ponosić koszta tej działalności. Nie to jest zresztą wymysł końcówki XX wieku; tak bywało od czasów starożytnych. Nawet architekt piramidy potrzebował faraona, który podpisze czek na kamienie i niewolników. A Buonarotti nie wymalował sklepienia kaplicy Sykstyńskiej za paczkę ziemnych orzeszków i nie zafundował z własnej kieszeni farb i tynku. Mało więc pod tym względem zmieniło się.

A jednak - coś uległo zmianie. Raz za wspólnie w dziejach świata ktoś wyrzucał (mówiąc przenośnie) kupców ze świątyni, a inicjatywa owa spotykała się najczęściej z aprobatą elektoratu. Końcówka XX wieku to - moim zdaniem - pierwszy moment w dziejach, gdzie komercjalizacja kultury witana jest poprzez kultury tej odbiorców z zadowoleniem, ochotą, radością...

Spoglądając na najlepiej sobie znane podwórko prasoznawcze: wydawnictwa prasowe i czasopiśmiennicze nigdy i nigdzie nie były wolne od wpływów komercji. Takie realia: druk czasopisma jest przedsięwzięciem kosztownym, opracowanie materiałów do druku - jeżeli ma być prowadzone na jakim-takim poziomie - kosztuje znacząco więcej. Nie ma porady - ktoś musi pokryć wydatki tej inicjatywy.

Wszystkim wiadomo, iż pierwszą książką, jaka w dziejach Europy zeszła z prasy drukarskiej pana Gutenberga, była Biblia. Stawiam tezę, iż - jeżeli kiedyś cywilizacja druku dobiegnie kresu - ostatnią wydrukowaną książką będzie katalog jakiejś spółki, oferujący niebywałe oszczędności. Na temat komercjalizacji kultury napisano już znacząco więcej niż spłodził Bard z nad Avonu, niejaki Szekspir.

Można więc szukać bogatego sponsora, który zrozumie głębsze znaczenie swych kosztów, lub można wydatki rozłożyć na wielu sponsorów (zwanych reklamodawcami). Tyle, iż każdy z nich chce wypaść jak najlepiej, chce, aby jego sponsorstwo zostało zauważone w natłoku konkurencji. Komercja rywalizuje więc z swoimi konkurentami na łamach pism i gazet rozmiarami reklamy albo hojnym zastosowaniem koloru, lub także wymyślną treścią. W rezultacie - lub (jak w niektórych wydawnictwach polonijnych) klient kupujący gazetę dostaje do ręki obszerny wybór reklam z lekka przyprószony materiałem stanowiącym istotę czasopisma. lub także - przebijamy się poprzez wymyślną formę, aby nareszcie stwierdzić, iż w jej sednie znajdujemy raptem miałką i niezbyt odkrywczą treść - kup pan tę cegłę!

Przebijanie się poprzez masę reklamową wymaga wysiłku fizycznego. Zrozumienie, iż ten czy ów artykuł nie jest faktycznie artykułem, ale krypto-reklamą - wymaga wysiłku umysłowego. A o świeżość umysłu konieczną dla tej pracy coraz trudniej w zabieganym i z obłędem w oczach goniącym w XXI wiek świecie.

Rezygnujemy więc z myślenia, zastanawiania się, analizy i kupujemy kota w worku, z głębokim przekonaniem, iż to najprawdziwsza pantera.

Jakiś czas temu wybitna spółka wódczana Absolut zaoferowała sponsorowanie konkursu literackiego na dowolny temat, byle opowiadanie zawierało chociaż jedno odniesienie do oszałamiającego produktu owej spółki. Konkurs został przyjęty poprzez twórców z zainteresowaniem i spotkał się z uznaniem odbiorców. Protesty, iż to komercjalizacja literatury, pobrzmiewały bardzo cicho. A czytelnicy czasopisma "Saturday Night", na którego łamach rezultaty konkursu opublikowano, byli w gruncie rzeczy zadowoleni, iż cała inicjatywa tak świetnie wypadła. "Absolut" się zareklamował, a kanadyjska poezja współczesna wzbogaciła się o kilka świetnych ( faktycznie!) opowiadań. Realia życia.

Boję się tylko, iż ktoś odczyta mój felieton jako atak na świat biznesu, na zdarzenie reklamy i na niezłą wolę reklamodawców. A wówczas kto zapłaci moje honorarium?

Tak więc, chociaż mój felieton nie ma ambicji stawać w szranki z dziełami współczesnej kultury literackiej, pijcie, drodzy czytelnicy, wódkę "Absolut", jeżeli już macie w ogóle pić wódkę. Jedzcie świetne produkty spółki "Tomek". Kupujcie tylko u pana Stasia. Czyście zęby u lekarz Agaty. Finansujcie z panem Leszkiem. Lataj Lotem. Coca-cola tj. to.

I czytajcie moje felietony
  • Dodano:
  • Autor: