świat poszedł naprzód co to jest
Definicja: to obiektywnie. Ciekawe, jak się to czyta? Inspirację stanowiła seria Mroczna Wieża, S.

Czy przydatne?

Co znaczy Świat poszedł naprzód

Słownik: Antyutopia. Opowiadanie o degeneracji człowieka i katastroficzna wizja przyszłości świata. Napisałem je mając 15-16 lat, teraz ciężko mi jest ocenić to obiektywnie. Ciekawe, jak się to czyta? Inspirację stanowiła seria Mroczna Wieża, S. Kinga
Definicja:

ŚWIAT POSZEDŁ NAPRZÓD



(Świat poszedł naprzód...)

Dziś, na jałowych ziemiach nie odnajdziesz szczęścia, radości i satysfakcji. Nie odnajdziesz nienawiści ani zazdrości. Nie zachwycisz się pejzażem i nie zatopisz się w muzyce. Jeżeli w przypływie euforii zechcesz przeżyć przygodę - owszem, nic nie stoi na przeszkodzie. W każdej chwili można zadać ból bliskim albo nieznajomemu przechodniowi, i, wspominając tę chwilę, delektować się smakiem czegoś, czego nie można nawet nazwać uczuciem. Pasmo cierpień i zadawanych ran, nazywane poprzez tak wielu - zwyczajnie - zyciem - toczy się i zabiera ze sobą wszystko, co napotka na swej drodze.
Zapomniałeś już, czy żyjesz? Być może dawno już umarłeś...

(Świat poszedł naprzód...)

Heremus siedział spokojnie w swoim starym, bujanym fotelu, cicho rozmyślając. Jego umysłu nie zaprzątały wszak niepotrzebne myśli (o nie, nie, nie jego). Nie tracił czasu, bo tego i bez niepotrzebnej utraty miał za niewiele. Nikłe światło, wpadające poprzez szczeliny w potężnych firanach tworzyło niespodziewane, demoniczne kształty na ścianach, nie znajdując jednak godnej publiczności dla swoich popisów. Nadchodził czas, na ulicy widział to wyraźnie w każdym geście przechodnia i słyszał z każdych zamkniętych ust. (o, tak, to było pewne) Już wkrótce stary miał położyć się z dawną rodziną, zapomnianą już i odrzuconą, ramię w ramię. Jednak zanim to nastąpi - zanim zakończy własną drogę - dokona czegoś wielkiego. (o, tak, to było pewne) Zapamiętają go ci wszyscy ignoranci i te bezczelne dzieciaki, zakłócające mu spokój. (och tak, tak, to nadzwyczaj pewne). Jakże świetnie będzie przed śmiercią uśmiechnąć się ten ostatni raz i wspólnie z tym uśmiechem odejść na spotkanie ze Stwórcą. (och, tak...)
Nie zastanawiając się dłużej, Heremus powstał, przelotnie niby rzucając okiem na starą bliznę na nodze, która już sporo lat temu stała się jego idealną i jedyną przyjaciółką. Nie pamiętał wszak gdzie i jakich okolicznościach został tak (ślicznie, och tak, tak ślicznie) naznaczony, jednak nie sprawiało mu to wielkiej różnicy. Przeszłość - i wszystko, co ze sobą niosła - została dawno już zapomniana i nikt nie starał się już nawet owej straconej wiedzy nadrobić. Podszedł do starej, spróchniałej komody i, gdy otworzył wreszcie wszystkie zamki w jednej z szuflad, wyjął z niej pakunek owinięty grubym czerwonym materiałem. Ostrożnie położył go na stoliku stojącym tuż w okolicy i z rosnącym podnieceniem począł rozwijać. Och, tak, jaki piękny był ten prezencik, jak zwykł go nazywać, och, tak, taki piękny. Spomiędzy tkaniny wyjął ów mozolnie przygotowywany podarunek. Robił to jednak bardzo powoli, zważając na to, iż jego starcze, trzęsące się ręce w każdej chwili mogły odmówić posłuszeństwa i zniweczyć wszelakie plany. Podniósł prawą rękę do góry, trzymając w niej własne dzieło i podziwiał je. W dłoni uniesionej wysoko nad głową trzymał spory kłąb posiwiałych włosów, zlepionych z sobą i tworzących jeden twór - wspólnie z niedużymi robakami, pełzającymi pośród nich. (och tak, takie to było śliczne, takie piękne...) Drugą dłonią namacał na głowie sporą połać łysiny i zręcznym ruchem wyrwał sobie jednego włosa, bardzo intensywnie białego i mocno połamanego. Przysunął rękę do ust i śliniąc się, powoli polizał kłąb, równocześnie pozwalając małym owadom, które się w nim zadomowiły, przejść na jego język. Wyrwanego włosa przyłożył do wilgotnego miejsca na zlepku i, widząc swój „prezencik” jeszcze większym niż zazwyczaj, poczuł nagły przypływ czegoś, co w dawnych czasach można aby było nazwać euforią (och, jaki on był wspaniały).


(świat poszedł naprzód...)

Już zabrał się do ponownego ukrycia swego dzieła, gdy nagle zaświtała mu w głowie całkiem nowa, odmienna myśl.(och, tak, nowa) Tym wspólnie nie zastanawiał się, jaką radością będzie wykonać swój plan - tym wspólnie on wiedział, ze to stanie się dziś. Och, tak, był tego pewien tak mocno, jak tego, że to te dzieciaki są wszystkiemu winne. Nie myśląc już dłużej, podszedł do drzwi, wychodzących na podwórko. Wolną ręką nacisnął na klamkę i otworzył je. Wreszcie ten plan, tak skrupulatnie przygotowywany poprzez wszystkie te lata… Wreszcie zdoła go wykonać i doprowadzić do końca!

(świat poszedł naprzód...)

Wychodząc poprzez próg, Heremus przestał zauważać świat dookoła, nie zważał na nic. Przeszedł kilka kroków i zawahał się... Jednak było już za późno, teraz nie było już odwrotu. --------------------------------------------------------------------------------------------
Nie dostrzegł postaci, zmierzających wzdłuż ulicy podobnie jak on. Byli mu przecież niepotrzebni. Nie dostrzegł tego, że każda z nich, przygarbiona i pokurczona, niosła w rękach coś, na co kierowała wzrok z wielkim oddaniem i uwielbieniem. Nie widział starych kobiet i mężczyzn, idących prawie ramię w ramię, tak jak oni nie widzieli jego ani swoich sąsiadów. Każdy przecież miał własną swoją misję- własny, sporo lat przygotowywany plan. Wszyscy szli niemal równym krokiem, jakby trenowali swój pochód pod czujnym okiem choreografa. Stary już prawie doszedł do końca ulicy - już prawie ukończył pierwszy faza, kiedy nagle...
(świat poszedł naprzód...)
Heremus upadł. Bez widocznej powody; bez śladu potknięcia ani oznak nagłego urazu. Upadł. Nie wiedział, co się dzieje i nie dbał o własne zdrowie, pragnął jedynie uchronić od zniszczenia swój (piękny, och jaki piękny) skarb. Nie widział również tego, że w okolicy niego w równym rzędzie upadło kilkadziesiąt osób i tego, iż każda z nich - tak jak on - troszczyła się jedynie o swój (och, jaki wspaniały, piękny, najdroższy, kochany...) „prezencik”. Zdążył jeszcze po raz ostatni otworzyć oczy, jednak tylko na krotką chwilę, po czym zamknął je. Na zawsze.
Heremus umarł. Tak, jak umarli niezauważeni poprzez niego towarzysze...
(...)



Świat poszedł naprzód. Następne miasteczko umarło pod wpływem fali, która trawiła życie od dawna. Następne istnienia zostaną na zawsze zapomniane. Na tych jałowych ziemiach nic już nie wyrośnie. Ani szczęście, ani radość, ani nienawiść. W tym gdzieś nie ma uczuć, nie ma wzlotów - są za to same upadki...




Świat poszedł naprzód... Och, tak, tak, poszedł naprzód...

  • Dodano:
  • Autor: