polsce co to jest
Definicja: tych gorących 7 dni słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy 7 dni w Polsce

Słownik: Od ponad 3 lat mieszkam w Irlandii. Przed miesiącem wróciłem do Polski. Co prawda tylko na tydzień, lecz zawsze ;-) Poniżej - moja skromna relacja z tych "gorących" 7 dni...
Definicja: Dzień pierwszy: funkcjonariusze bez wąsów i szalony kurs euro...


Wyleciałem z Cork liniami Centralwings, o 2 w nocy czasu irlandzkiego, przyleciałem do Krakowa o 6 rano - czasu polskiego. Na lotnisku spotkałem znajoma Irlandkę z pracy - leciała do Krakowa na parę dni wspólnie z mama - i jej przyjaciółką, coby przepuścić troche euro ;-)

Miałem zamierzenie kupić, jak zazwyczaj, parę upominków w sklepie na lotnisku (ze szczególnym uwzględnieniem irlandzkiej whisky), niestety - sklep był juz zamknięty. Czyżby uznano, ze Polacy (o tej godzinie jest tylko jeden lot - do Krakowa) nie są dobrymi klientami? Nie wiem... Za to otwarty był bar między innymi z pifkiem, z czego cześć naszych Rodaków skwapliwie skorzystała. Efektem tego były niekończące się pielgrzymki do toalety - juz w trakcie lotu.

przedtem - odprawa. Zapomniałem wyjąć kluczy z kieszeni, bramka "zapiszczała"- wiec musiałem oprócz kluczy wyjąć tez pasek ze spodni i poddać się pobieżnej kontroli osobistej. I tak dobrze, ze mnie w skarpetkach nie puścili, jak to poprzednio wciąż robili w Krakowie...

Sam lot bez większych atrakcji. W samolocie komplet pasażerów - i - gorąco, każdy wysiadał mokry...

Odprawa paszportowa na lotnisku w Krakowie bardzo mile mnie zaskoczyła: jak być może część z moich Czytelników pamięta, w czasie wcześniejszych moich wizyt niemal do szału doprowadzali mnie umundurowani i uzbrojeni wąsaci funkcjonariusze. Teraz - zobaczyłem ze chyba idzie nowe. Raz, ze nie mieli wąsów, a dwa - iż własne zgniłozielone mundurki zastąpili białymi koszulami z czymś tam na pagonach. I - najważniejsze - chociaż jeszcze przy sprawdzaniu paszportu nie używają słow: "proszę" i "dziękuje", lecz juz co najmniej - nie patrzą spode łba, jak to bywało poprzednio. A może zwyczajnie tak powiodło mi się trafić?
Zobaczymy - przy wylocie...

tak aby nie było tak miło: w kantorze na krakowskim lotnisku wymieniłem 50 euro. Na taksówkę, i takie tam - pierwsze opłaty. Na początku - odczekałem własne, ponieważ, jak głosiła kartka - trwało "liczenie pieniędzy" (pan liczył, pani się zachwycała swoim płaszczykiem). Kiedy zrobiła się już za mną duża kolejka, pan zaszczycił mnie spojrzeniem i zmienił mi rzeczone euro po... 3,28 zł za sztukę Normalny, dzisiejszy kurs w kantorach to około 3,75. >>tak aby było zabawniej, w ogóle nie dostrzegłem tablicy z kursem walut. Była z pewnością, tylko pewnie w takim, nie rzucającym się w oczy - miejscu... Toteż - uważajcie na lotniskowe kantory.

Później: taksówka do domu, szybki prysznic - i ruszam na miasto ;-) Wsiadam do autobusu, który wkrótce po ruszeniu staje na skutek... awarii. Wysiadamy. Mijają nas dwa autobusy, żaden się nie zatrzymuje: pierwszemu wyświetla się na przedniej szybie
napis: "Wyjazd na linie", a drugiemu: "Zjazd do zajezdni". Mój autobus, po wyświetleniu napisu "Awaria" - ruszył dziarsko zaraz po opuszczeniu poprzez niego ostatniego pasażera. Poszedłem na tramwaj...

W sumie - dzień się dopiero zaczął ;-)



Dzień drugi: wiele pracy, niewiele płacy...

O tym, ze w Polsce jest juz dużo ofert pracy, pisałem przy okazji stosunku z mojej poprzedniej wizyty w Polsce w kwietniu b.r. W sumie od tamtego czasu - praktycznie nic się nie zmieniło. Pracy jest dużo - lecz place nadal bardzo niskie...

Na co drugim sklepie w centrum Krakowa wiszą ogłoszenia o poszukiwaniu pracowników W lokalnych gazetach również mnóstwo ofert, niektóre nawet - są dość interesujące Niestety, przeciętne place są nadal mizerne.

Pomijam fakt, ze zdecydowana przewarzająca część pracodawców w Polsce nie podaje w swoich ogłoszeniach wynagrodzenia. Nie rozumiem, dlaczego? Wstydzą się? Szkoda, ponieważ zaoszczedziło aby to dużo czasu i poszukującym pracy - i im samym. Popytałem tu i owdzie o zarobki. Owszem, nieznacznie wzrosły: tak od 100 do 200 zl na miesiąc Nie mniej jednak ceny - wzrosły jeszcze bardziej...

Spójrzmy prawdzie w oczy: ceny w Polsce juz dorównały cenom na Wyspach. Szczególnie żywność - jest zwyczajnie droga (jezeli chce się jeść normalnie, a nie tylko i wyłącznie "białe tesco"). Tańsze w Polsce są wciąż jedynie gorzała - i papierosy. Nie palę, a co do polskiej wódki - to w ciągu ostatnich 3 lat podniebienie zrobiło mi się bardziej delikatne... No cóż, nareszcie - nie przyjechałem do Polski, >>>tak aby oszczędzać

Reasumując: ceny wzrosły, płace - stoją w miejscu. I nie zanosi się, >>>>tak aby te ostatnie miały w najbliższej przyszłości wzrosnąć..


Dzień trzeci: wyjeżdżają najzdolniejsi Polacy...

Z uwagi na trwającą w Polsce kampanie wyborcza - nie włączam telewizora. Gdybym to zrobił, to pewnie od razu zmieniłbym datę wylotu na znacząco poprzednia Wystarcza mi billboardy które widze na mieście, a z których to wyzierają cyniczne twarze polskich polityków Wybory co prawda nowe, lecz wybór od lat - ten sam, niestety...

Kupiłem za to parę lokalnych, krakowskich, polskojęzycznych gazet (dlatego "polskojęzycznych", gdyż w wypadku gdy przewarzająca część "polskiej" prasy należy do nie-polskich koncernów wydawniczych, używanie słowa "polska prasa" jest przynajmniej
nadużyciem. Okazuje się, ze prawdziwie polska prasa jest w tej chwili wydawana chyba tylko za granica...).

No lecz, wracając: praktycznie w każdej z tych polskojęzycznych lokalnych gazet krakowskich - jest cos o emigracji. W zasadzie - nic nowego: ze emigracja jest, ze rośnie, ze fachowcy powyjeżdżali, ze trzeba będzie ściągać do pracy Chińczyków (zapewne
nie bacząc na kary, jakie w takim przypadku UE obłoży Polskę, państwo o jednym z najwyższych parametrów bezrobocia w Europie). Oczywiście, nikt z tym nie zamierza nic zrobić, każdy tylko mówi ze "coś" należy z tym zrobić, i na tym się (s)kończy.

W sumie rzecz nawet nie warta wspominania, gdyby nie tekst na jaki natrafiłem we wczorajszej (jest to z 20 września b.r.) "Gazecie Krakowskiej". Otóż w utrzymanym w alarmującym tonie artykule pt.: "Zachód kradnie geniuszy z Krakowa" autorstwa
Katarzyny Kachel, czytamy między innymi (skróty w tekście pochodzą ode mnie):

"Uczelnie z Anglii, Francji, USA, Belgii i Danii umieją sprzątnąć nam sprzed nosa najlepszych licealistów. Dają im stypendia naukowe, społeczne i obiecują niezłą pracę. Olimpijczycy i zwycięzcy międzynarodowych konkursów zamiast błyszczeć w
polskich uczelniach, jadą za granicę. – Jest ich coraz więcej – oceniają dyrektorzy krakowskich prestiżowych liceów, do których trafiają przedstawiciele europejskich i amerykańskich szkół wyższych. Najczęściej zarzucają sieci na geniuszy
matematycznych i fizycznych. (...) Trudno się oprzeć takim ofertom. Tym bardziej, iż innych, równie atrakcyjnych, nie mają. W Krakowie programu dla
utalentowanych uczniów brak. O najzdolniejszych absolwentów nie biją się jakiekolwiek polskie uniwersytety czy akademie.
– Za granicą od razu dają im stypendia społeczne, naukowe, stwarzają możliwości pracy naukowej – zmienia Marek Stępski, dyrektor II LO im. Sobieskiego w Krakowie.
W Polsce z geniuszami kłopot zawsze był – przyznaje Jerzy Lackowski, były kurator małopolskiej oświaty, dyrektor Studium Pedagogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Źle były widziane klasy dla orłów i programy dla najzdolniejszych. Wszystko
zawsze było uśredniane, a ci ponadprzeciętni musieli sobie sami radzić. (...) W polskich liceach zdolni uczniowie ciągle na mało mogą liczyć. Nie ma możliwości zorganizowania dla nich indywidualnego toku nauczania, ponieważ brakuje na to pieniędzy.
Podobnie jest na uczelniach: stypendia naukowe są żenująco niskie, trzeba się nagimnastykować i szukać pomocy w różnych fundacjach."

No cóż, pomijając nadużycie, jakim jest wykorzystanie słowa "kradzież" - gdy mowa o godnych ofertach rozwoju dla wybitnie uzdolnionych Polaków jakie wysuwają zagraniczne uczelnie, w wypadku gdy, ponownie cytuje: "W Krakowie programu dla
utalentowanych uczniów brak. O najzdolniejszych absolwentów nie biją się jakiekolwiek polskie uniwersytety czy akademie.(...)" - to ww. tekst jasno wskazuje, ze polski exodus trwa i obejmuje juz nie tylko zwyczajnych zjadaczy chleba jak niżej podpisany, lecz i osoby szczególnie uzdolnione.

O ile w pierwszym przypadku co niektórzy pozwalają sobie na drwiny, ze wyjeżdżają "nieudacznicy", o tyle w drugim - cyniczne uwagi powinny ustąpić miejsca głębszym refleksjom. Oczywiście, nie liczę na taka refleksje u polskich polityków, ponieważ ci, jak
napisałem na wstępie, maja teraz ważniejsze dla siebie problemy...

I tak na koniec, przez wzgląd na tym exodusem nie tylko pospolitego polskiego ludu, lecz i tego nie-pospolitego, z mała dedykacja dla polskich polityków, cytat z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego (które - nomen-omen - miało miejsce ponad 100 lat temu w podkrakowskich Bronowicach):

Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie, czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci się ino sznur,
ostał ci się ino sznur...


Dzień czwarty: polska bieda

W Polsce jest bieda. Oczywiście, nikt tutaj nie umiera z głodu, nareszcie - Polska jest średniej wielkości państwem należącym do UE. Niemniej - Polska jest państwem biednym...

Kraków, ul. Floriańska Podchodzi do mnie młody człowiek i wręcza mi obrazek z Janem Pawłem II. Za chwile, do kompletu, dokłada drugi - tym wspólnie ze sw. Krzysztofem. W tym czasie zasypuje mnie lawina słów z których wyłapuje, ze jest biednym
studentem i prosi mnie o wsparcie. Wyciągam z kieszeni garść drobnych, tak na oko z 10 zl. "Biedny student" patrzy, czy by się nie pomyliłem Za chwile szczęśliwy oddala się szybko ode mnie, może z obawy - ze się rozmyśle? Takich sytuacji w ciągu
ostatnich paru dni miałem tutaj mnóstwo Powie ktoś, to nie żebracy - tylko cwaniacy, trzepiący kasę na takich naiwniakach jak ja. Może tak, może nie... A raczej z pewnością nie wszyscy żebrzący, których jest mnóstwo..

Tesco, ul. Kapelanka, Kraków Na jednej z półek właśnie umieszczono przeceniona żywność. Natychmiast rusza w tym kierunku istny tłum. Przepychanie, kotłowanina Jak za komuny we wczesnych latach 80-tych, kiedy rzucono do sklepu cos innego niż
przysłowiowy ocet.

Kraków, ul. Dietla: czekając na tramwaj ze zdumieniem widze kolejka ludzi przed sklepem sprzedającym odzież na wagę.

"Gazeta w Krakowie" (lokalny bonus do G.W.) pisze o głodnych dzieciach w szkole. Po artykule, na obiady dla nich składają się czytelnicy gazety. Płacone poprzez mieszkańców podatków poszły zapewne na odprawy dla posłów i kampanie wyborczą - dla
przyszłych posłów Prawdopodobnie zresztą tych samych...

Kwitną za to spółki udzielające "chwilówek" - ulotkami z ich reklamami jest obklejony każdy słup sygnalizacji świetlnej Zresztą, co tu kryć, cały ten nasz "boom mieszkaniowy" powstaje na kredyt. Większe inwestycje - ze środków UE. Itd, i tym podobne..

W Polsce nie ma praktycznie rodziny, z której aby ktoś z jej bliższych albo dalszych członków nie wyjechał do pracy za granice. Dzięki przesyłanym funtom i euro - udaje się wiązać koniec z końcem..

Oczywiście, są wyjatki. Są w Polsce osoby, które zarabiają godziwie, są tacy, których stać na zagraniczne wakacje. Zawsze byli. lecz nie ma ich zbyt wielu...

Ludzie głosują nogami - masowo wyjeżdzając... Spotkałem się ze znajomym, który był na Wyspie - i wrócił. Uwierzył w propagandę sukcesu. Owszem, ma prace. lecz, "powrót był błędem" - stwierdza. Teraz znowu chce wyjechać z Polski...

W Polsce jest robota. lecz przy "zachodnich" cenach - płace nadal są "wschodnie". Dopóki to się nie zmieni, Polska będzie państwem biednym...


Dzień piąty: do Polski przyjeżdzają pracowac... nieudacznicy?

Jak wspominałem, nie ma praktycznie dnia >>>>>tak aby chociaż w jednym z lokalnych krakowskich tytułów prasowych nie było czegokolwiek o emigracji... O, cytuje: "dramatycznej sytuacji na polskim rynku pracy" napisał na pierwszej stronie krakowski "Dziennik Polski".

W artykule pt.: "Obcy pilnie potrzebni", p. Włodzimierz Knap pisze między innymi (:

"Cos trzeba zrobić z dramatycznym brakiem rąk do pracy - alarmują pracodawcy i eksperci rynku pracy. Rząd zastanawia się nad zniesieniem barier w zatrudnianiu obcokrajowców, ponieważ dotychczasowe rozwiązania nie zdały egzaminu. W Polsce pracuje
dzisiaj od 700 tys. do 1,3 mln cudzoziemców, aczkolwiek wg oficjalnych danych jest ich nie więcej niż 20-30 tys. w czasie gdy, wg szacunków Ministerstwa Pracy na czarno pracuje w Polsce od 750 tys. do 1 mln obywateli ukraińskich Jednak nawet taka armia
nie wypełni luki po Polakach, którzy wyjechali z państwie w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. (...) Prof. Krystyna Iglicka - Okólska z Ośrodka Badan nad Migracjami Europejskimi na Uniwersytecie Warszawskim przyznaje, ze Polska jest dzisiaj atrakcyjna
dla tych cudzoziemców, w pierwszej kolejności Ukraińców, którym nie powiodło się na Zachodzie. - Do nas trafiają z reguły ukraińskie opiekunki albo nisko wykwalifikowana siła robocza. Takie osoby nie są i nie mogą być ważnym wzmocnieniem dla rodzimej gospodarki. Smutne to, lecz nawet Czeczeńcy szukają ziemi obiecanej poza Polska, mimo ze jesteśmy przecież w UE - mówi prof. Krystyna Iglicka - Okólska.

Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, boleje nad tym, ze z Polski - jak mówi - wyjeżdzają najczesciej świetni fachowcy, młodzi, zaradni i dobrze wykształceni ludzie, zwyczajnie kwiat naszego społeczeństwa - w czasie gdy w naszym
państwie w większości znajdują prace cudzoziemcy, którzy nie byli w stanie znaleźć pracy nie tylko w państwach zachodnich, lecz nie sprostali nawet wymaganiom stawianym poprzez czeskich czy rosyjskich pracodawców

W ostatnich trzech latach Polskę w poszukiwaniu zatrudnienia opuściło ok. 1,5 mln osób. Ich wyjazd spowodował, ze przypadek na rynku pracy jest dramatyczna, a będzie jeszcze gorsza, gdyż fala emigracji przybiera na sile."

Tyle cytatów z "Dziennika Polskiego". Mnie zastanawia, jak tj., ze w Polsce - wg, cytuje: "szacunków Ministerstwa Pracy na czarno pracuje w Polsce od 750 tys. do 1 mln obywateli ukraińskich"? I co? Czy ktoś ich ściga, każe płacić podatki czy
zus? Ja, kiedy otworzyłem swoja D.G., juz po 2 miesiącach miałem na karku kontrole z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Krakowie. Dzielni kontrolerzy usiłowali sprawdzić, wywracając mi firmę do góry nogami, zajmując mi 2 dni czasu co wywołało u mnie
tym samym wymierne materialne utraty, czy czasem by kogoś nie zatrudniam na czarno. Oczywiście - nie zatrudniałem, i oczywiście - jakiekolwiek "przepraszam" za zawracanie mi 4 liter nie padło - nie mówiąc już o zwrocie poniesionych wydateków (musiałem
kserować dla nich wszystkie dokumenty, zamknąć spółka na czas kontroli, itp)... A tutaj - proszę: mln Ukraińców pracuje w Polsce na czarno, o czym Ministerstwo Pracy wie... Pytanie: co z tym robi?

Druga rzecz, która mnie zastanawia, to czy faktycznie tak trudno zrozumieć, ze dopóki w Polsce przy europejskich cenach będą wschodnie płace, dopóty Polacy będą wyjeżdzać?

Nie wiem czy Kraj wiedza, ze polski rząd cos ze 2 miesiące temu wydelegował do Irlandii swoich przedstawicieli, którzy mieli za zadanie spotkać się z przedstawicielami polskich organizacji polonijnych, by ich zapytać - "co należałoby zrobić,
>>>>>>tak aby Polacy wrócili do Polski?". Ot, takie pytanie... Ktoś wziął za to kasę, przeleciał się na Wyspę na wydatek polskich podatników, przy okazji najadł i napił, gdy w czasie gdy wystarczyło zadać to pytanie na pierwszym z brzegu stosunkowo popularnym polonijnym forum dyskusyjnym, by dostać jasne odpowiedzi. Szybko, konkretnie - i za darmo...


Dzień szósty: drogi polski chleb...


Dzisiaj wybrałem się do tesco, przy okazji porównując ceny rożnych wytwórów, gdyż od dawna uważam, ze ceny żywnosci w Polsce są juz na poziomie "europejskim", regularnie zresztą ten poziom znacząco przekraczając, przy wciąż "wschodnich" płacach...

Zerknąłem w pierwszej kolejności na ceny chleba, ponieważ o cenie i smaku chleba najczęściej dyskutują nasi Rodacy w Irlandii... O ile smak jest kwestia dyskusyjna, o tyle ceny można poddać porównaniu No i proszę: najtańszy, tescowy krojony chleb kosztuje w
Polsce (hipermarket "Tesco", ul Kapelanka, Kraków)... 1,79 zł. Natomiast najtańszy krojony tescowy chleb w Irlandii (hipermarket "Tesco", Paul Street, Cork), kosztuje... 35 centów..

A wiec - choćbyście nie wiem po ile liczyli euro - i tak wyjdzie na to, ze, taniej jest... w Irlandii. Podobnie jest zresztą z cenami innych wytwórów spożywczych.. Dodatkowo można policzyć, ile możemy kupić wytwórów za godzinę pracy w Irlandii - a ile - za godzinę pracy w Polsce. I wtedy wyjdzie nam czarno na białym, gdzie jest niedrogo, a gdzie drogo...

lecz i to jeszcze prawie wszystko. Pamiętam, ze tuz przed moim wyjazdem do Irlandii - w czerwcu 2004 roku - najtańszy "tescowy" chleb kosztował w granicach 70-80 groszy. A więc poprzez te 3 lata - podrożał 2-krotnie...

A płace? Jeśli nawet wzrosły, to o - dosłownie - pare proc....


Dzień siódmy: z powrotem na Zielonej Wyspie ;-)

Znowu jestem w Cork ;-) Sam powrót przebiegł bez większych ekscesów Z małych humoresek: na lotnisku w Krakowie - gdy tylko przekroczyłem jego próg - podbiegł do mnie człowiek z którym pracowałem w poprzedniej spółce (w Irlandii, rzecz jasna), a
który - traf chciał, tym samym lotem również leciał do Cork. Był to pan w średnim wieku, całkowicie bez znajomości języka, za to dość meczący dla otoczenia, na którym bez końca wymuszał świadczenie na własna rzecz mniej albo bardziej drobnych usług.
Kiedy mnie zobaczył od razu wiedziałem, ze cos będzie ode mnie chciał. No i - nie pomyliłem się.
- Panie, nie masz pan przypadkiem zbyt niewiele bagażu? - zaczął
- Ze co? - wymamrotałem całkowicie zaskoczony
- No ponieważ ja mam nadbagaż, wiec jakbyś pan miał niedobagaż, to byś pan wziął cos ode mnie - ciągnął tenże mój "znajomy"
- Nnnnooo, wydaje mi się, ze ja mam ten sam problem - rozpocząłem rozpaczliwą obronę
- A co pan żeś nakupił? - zainteresował się mój rozmówca
- Książki - odparłem wedle prawda
- ??? ... a... "książki"? - tutaj mój rozmówca puszcza do mnie porozumiewawczo "oko" równocześnie kantem dłoni stukając się w
szyje
- Nie, nie takie "książki" w płynie i z procentami - wyprowadzam go z błędu Takie papierowe, do czytania.
- Panie, cos pan? Poważnie? Idzie na tym zarobić? - drąży temat coraz bardziej zdziwiony
- Nie kupiłem ich na sprzedaż Kupiłem je dla siebie. Do czytania - powtarzam.
- Acha... - w oczach mego interlokutora widze gwałtowny spadek resztek szacunku, jakim mnie darzył od chwili, gdy kiedyś
zadzwoniłem w jego imieniu do agencji pracy i pomogłem mu w tłumaczeniu rozmowy w banku.
- No właśnie - definitywnie kończę rozmowę wyciagajac komorke pod pozorem pilnej rozmowy.

No coż, ludzie są dziwni prawda? Książki wożą, zamiast papierosów i gorzały... > lecz > >>>>>>>tak aby nie było - "Żubrówke" tez nabyłem, tyle ze juz w sklepie na lotnisku ;-)

A na samym lotnisku, w czasie odprawy - doznałem dwóch następnych miłych "zaskoczeń": po raz pierwszy przy przechodzeniu poprzez bramkę nie musiałem sciągać bbutów i wyciagać paska ze spodni, co do chwili obecnej zawsze przy odprawie w Krakowie było stałym rytuałem - i - nie uwierzycie Kraj - przy odprawie paszportowej polski funkcjonariusz oddając mi paszport po długim i wnikliwym studiowaniu podobieństwa mojej fizjonomii do zdjęcia w moim paszporcie, powiedział... "dziękuję". Byłem pod wrażeniem :-) Chyba faktycznie cos się rozpoczyna zamieniać..

rozpoczyna się zamieniać, i owszem. > lecz z cała pewnością jeszcze nie na tyle, > >>>>>>>>tak aby poważnie myśleć o powrocie - to tak uprzedzając ewentualne pytania Czytelników
  • Dodano:
  • Autor: