szkockie niebo co to jest
Definicja: przecież tam niezwykle regularnie i niezwykle ogromnym trudem jest po tych jakże.

Czy przydatne?

Co znaczy Szkockie niebo

Słownik: Ma do siebie to szkocki wiejski krajobraz, iż rankiem bardzo wczesnym tarzają się mgły nad łąkami bagnistymi, które bagniste są bardzo ponieważ pada przecież tam niezwykle regularnie i niezwykle ogromnym trudem jest po tych jakże romantycznych wrzosowiska
Definicja: Co do wrzosowisk, trzeba jednak przyznać, iż są ponieważ Brytyjczycy, jako naród bardzo cywilizowany, dzikością się brzydzący, wycięli już praktycznie wszystkie lasy na wyspie i nawet słynny Sherwood jest tylko w jakimś malutkim ułamku tym, czym był wtedy gdy ganiał po nim zakapturzony Robin a wszelakie bardziej zadrzewione miejsca w Szkocji zdają się niektórym zdawać miejscem do wyrzucania wszelkich śmieci tak dogodnym, iż na każde drzewo przypada tam co najmniej jedna puszka po piwie i znaczny fragment pralki albo zmywarki.
Zauważyć jednak trzeba, iż brak drzew, przez który to otwierają się przestrzenie arcyszerokie, wywołuje jakiś niesamowity sukces psychologiczny. W pierwszej kolejności, gdy już jakieś drzewo gdzieś przypadkiem wyrośnie to stoi z taką dumą i majestatem, tak wyraźnie zarysowuje się w jaźni obserwatora jakby chciało w niego wrosnąć, dosięgnąć go własnymi konarami i przekazać mu jakieś tajemnice. Niskopienna roślinność z różnymi krzewami i krzewinkami zyskuje jakąś wyższą rangę, nie będąc w ogóle tłem niczego, ale emanując własną pierwszoplanowością. Do tego cisza, właściwie dwie różne cisze. Cisza, której gdzie indziej próżno szukać i cisza dopełniona poprzez głosy owiec. Tak, dopełniona a nie mącona! Przepełnione emocją jakąś niewypowiedzianą beczenie tak wkomponuje się w radiację ciszy, iż tylko dodaje jej jeszcze psychodelicznego charakteru. Nie da się ukryć- mieszkałem na szkockiej wsi pośród tego beczenia tylko klika miesięcy, lecz zostawiłem tam tak wiele siebie, iż czasami pobekuje sobie moja dusza wspólnie z baranami a wspomnienie kieruje się ku chmurom upartym tak bardzo, iż nie wybaczyłyby sobie, gdyby aczkolwiek jednego dnia zapomniały przesłonić słońce.
Nie zaprzeczę jednak, iż mamy tu do czynienia z przesłanianiem na tyle kreatywnym, iż rozpaćkane na niebie barwy chwytały mnie za nos i przeklejały go do szyby malutkiego okienka skierowanego na zachód i kazały tak tkwić w odrętwieniu poprzez długie minuty. Fizyk aby zaprotestował, iż minuty nie mogą być dłuższe czy krótsze, lecz to przecież opis literacki bardziej niż naukowy a i nawet jeżeli o naukowe fakty chodzi to faktem jest, iż im bardziej na północ, tym dzień jest dłuższy latem i dłużej waha się słońce czy zachodzić czy nie zachodzić. Nie wpada rozpędzone do wody pod takim kątem jak przykładowo nad naszym Bałtykiem, ale wyhamowuje jeszcze nad wrzosowiskiem aby przetoczyć się po nim rozpalając te wszystkie krzaczki tak, iż zdają się drżeć w jakiejś ekstazie nie mówiąc już o tym, co odbywa się wtedy z obserwatorem. Jego zachwyt spływa zwyczajnie po szybie, do której przyklejona jest jego twarz. lecz zaraz. Dlaczego poprzez szybę – obruszy się czytelnik- czy nie można wyjść, zaznać na sobie tych czerwonych smug, które przeciskają się gdzieś poprzez te chmurne pierzyny?
Jasne, iż można, pochłaniałem je na wszelakie metody, na sposób siedzący, leżący, idący pieszo, jadący na rowerze i wreszcie na sposób jadący samochodem. Odnosząc się do tego ostatniego metody trzeba poczynić uwagę, iż prowadzenie pojazdu z kierownicą po lewej w państwie, w którym ruch jest lewostronny pociąga za sobą ciekawe implikacje. Wchodzą tu w grę oczywiście pewne utrudnienia, lecz rzadko przecież jest tak aby minusy występowały bez małych chociaż plusów. A plusem ogromnym jest chociażby to, iż można wyrzucić ogryzek bezpośrednio na pobocze nie ryzykując, iż tor jego lotu skrzyżuje się torem przejazdu wehikułu nadjeżdżającego z naprzeciwka. Ogryzek to niewątpliwie ekologiczny śmieć, lecz wzorcowo ułożony na trawie staje się ekologiczny jeszcze bardziej, bo może być stamtąd bezpiecznie porwany poprzez ptactwo albo gnić sobie spokojnie osłonięty poprzez blaszki traw. Drugim plusem jest oczywiście sposobność bezpośredniego zaskoczenia przechodnia pytaniem o drogę. Przechodzień taki, widząc tak dziwaczny pojazd, orientuje się czasami, iż ma do czynienia do gościem z kontynentu i zdarzyło się nawet, iż w uprzejmości swojej pan pewien próbował wzbogacić własne wyjaśnienia o informację na temat odległości wyrażoną w kilometrach. Przelicznik, który zastosował odbiegał jednak znacząco od faktycznego. Poza tymi ciekawymi możliwościami praktycznymi rysuje się jeszcze inna –bardziej metafizyczna.
Siedząc na krawędzi jezdni miast przy jej osi kierowca nie jest już w stu procentach uczestnikiem ruchu drogowego, ale staje się w jakiejś części uczestnikiem przestrzeni. Kierowca wystawia rękę po przestrzeń i łapie ile może sunąc się po wąskich dróżkach a gałęzie przydrożnych krzewów zdają się masować jego jaźń. Nieprzyjemnym elementem tego masażu są jedynie kolczaste płoty, które wciskają się wręcz na drogę chcąc ją ścisnąć za gardziel wraz z nieszczęsnym kierowcą wtykając mu przed nos tabliczkę z napisem „private”. Nareszcie tradycje kapitalistyczne państwo ten ma dość długie. Długie na tyle aby nawet jeziora mogli mieć „private” i odganiać wszystkich tych, którzy chcieliby popatrzeć jak w ich tafli odbija się niebo. A może i niebo wkrótce rozparcelują i podzielą kolczastymi płotami? Delektujmy się nim póki można!
  • Dodano:
  • Autor: