live free hard co to jest
Definicja: spodziewać mariażu bondowskiej fabuły z komiksem słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Live Free or Die Hard

Słownik: John McClane to już nie tam sam bohater, którego mogliśmy podziwiać jeszcze w trzeciej części Szklanej Pułapki, tym razem, widzowie mogą się spodziewać mariażu "bondowskiej" fabuły z komiksem
Definicja: Nawet typowo komiksowy bohater, jakim jest „Spiderman” w trzeciej części jest bardziej ludzki, niż bohater „Die Hard” w czwartej części cyklu. McClane’owi przybyło trochę zmarszczek, lecz ciągle zachował swój charakterystyczny styl, aczkolwiek czwarte część jest raczej parodią pozostałych, wraz ze słynnym YupiKayey Motherfucker.

Z czym zatem mamy do czynienie, otóż z łatwą rozrywka, skierowaną jak sądzę w szczególności dla młodej widowni, stąd pewnie także temat. Tym wspólnie dzielny McClane, walczy z cyberterrorystami, próbującymi wdrożyć w życie plan zwany w środowisku Hamerskim wyprzedażą po pożarze, akcja taka bazuje na sparaliżowaniu działania państwa przez uderzenie w jego czułe punkty, sieć, infrastrukturę komunikacyjną, energetyczną, finansową. McClane jako człowiek z innej epoki, który rzadko ma do czynienia z komputerem, tym wspólnie dostaje do pomocy młodego hakera, z którym ramię w ramię musi stawić czoła, superschwarzcharakterowi crackerowi Gabrielowi.

Już pierwsza scena filmu dobrze oddaje klimat, pozostałych, John ma kłopoty z córką, która notabene ma tak samo niewyparzony język jak tata, próbuje ja kontrolować i zapewnić jej w ten sposób bezpieczeństwo, lecz ona woli odgrywać rolę zbuntowanej nastolatki, w ostentacyjny sposób odcinającej się nawet od nazwiska ojca (używa nazwiska Gennero po matce). Jak mawiał Hitchcock, każdy video musi się rozpoczynać od trzęsienia ziemi, a później napięcie musi powoli rosnąć, i tak także się dzieję w „Die Hard 4”. McClane walczy z cała grupą francuskich opryszków, korzystając z samochodu, broni, pięści i…..gaśnicy aby się z nimi rozprawić, później jest już tylko bardziej…..spektakularnie. Nie chcę jednak zdradzać zbyt sporo, wszak ta część opiera się właśnie na efektach szczególnych, a fabuła jest tylko pretekstem do pokazania wyczynów McClane’a. Oczywiście nie mam nic przeciwko kinu sensacyjnego, sam jestem fanem sukcesów i cyklu Die Hard, lecz nie w razie kiedy efekty wysuwają się na pierwszy plan, szwankuje psychologizm i motywacja bohaterów.

W pierwszej części „Die Hard”, John miał jasny cel i odpowiednia motywację, chodziło w pierwszej kolejności o ocalenie jego zony i aczkolwiek czwórka powiela model to jednak nie rozwija tego schematu, video podąża znanymi ścieżkami, a samemu reżyserowi nie udaje się nawet w przekonujący sposób zastosować zgrana talię kart.

McClane, jest superherosem, naprawdę zawsze nim był, walcząc z całym światem i równocześnie borykając się problemami życia osobistego, tym wspólnie jednak jest niczym terminator, pozbawiony emocji, nawet w przypadkach w który rzuca jakiś bon mot, to nie brzmi to autentycznie. Podobnie zresztą jak dialogi, które są zwyczajnie źle napisane, McClane znany właśnie z bon motów tym wspólnie nie ma niczego do powiedzenia, jego teksty zazwyczaj nie śmieszą, a jeżeli już są to oczkiem puszczonym do widza – oczkiem mającym świadczyć o tym, iż w rzeczywistości mamy do czynienia z autoparodią. Motywacja działań McClane tez jest niejasna, kiedy jego partner, pyta go, dlaczego w ogóle John robi to co robi, ten odpowiada, iż nikt nie chciał się podjąć tych zadań i ktoś je musi wykonać. Wspaniały przykład głupoty tego filmu.

Hakerzy są w filmie sportretowani stereotypowo, są do siebie bardzo podobni i zazwyczaj łamią prawo, zdaniem autorów nie ma różnicy pomiędzy „crackerem” – a więc de facto przestępcą i hakerem, - niekoniecznie przestępcą (hakerzy zaliczani do ekipy tak znanego „white hat”, pracują nad udoskonalaniem bezpieczeństwa w sieci, regularnie wykonując zadania na rzecz rządu).
W filmie w ciekawej roli obsadzono samego Kevina Smitha, reżysera, między innymi serii z Jay’em, i Cichym Bobem, „W pogoni za Amy”, „Dogmy”, Smith gra rolę „Warlocka”, superhakera, który, w kryzysowej sytuacji wspiera naszych bohaterów. (Sam reżyser jako fan Gwiezdnych Wojen ma w swoim filmowym mieszkaniu figurki bohaterów sagi.)

UWAGA TERAZ SZCZEGÓŁY FABUŁY!
Pisałem przedtem o zebraniu w czwórce, dużej ilości nieprawdopodobnych scen. W pierwszej części filmu, „strzelanie do helikoptera z radiowozu policyjnego” jest śmieszne i napędza akcje, lecz już w końcówce, kiedy McClane „tańczy” na skrzydeł myśliwca F 35, reżyser przekracza dopuszczaną w tego typu filmach granicą nieprawdopodobieństwa i przy okazji śmieszności. Następna śmieszna scena (pewnie nie dla autorów filmu) to ta w której John idzie odbić z rąk superhakera, własna córkę, w ogóle nie przejmują się tym, iż mogą ją zabić, prowokuje porywaczy i nawet się nie zająknie, wypowiadając słowa o dokopaniu w dupę niedobrym facetom, mimo tego, iż jego córka ma przystawioną lufę pistoletu do głowy.

Podsumowując, czwarta część „Die Hard”, jest bardziej podobna do adaptacji komiksu i do tego nieudanej, wyczyny McClane przypominają wyczyny Bond’a, główny bohater pozbawiony jest cech ludzkich i działa jak automat, w pewnych momentach video przypomina parodię wcześniejszych części, a dialogi pozostawiają sporo do życzenia.

Szkoda, iż reżyser postanowił pójść w kierunku kina akcji i stracić w ten sposób niepowtarzalny klimat wcześniejszych części serii. A sam temat jest bardzo wdzięczny, cyber atak na USA, jest teraz tak samo niewiele prawdopodobny jak niegdyś zamachy na WTC, a więc jednym wyrazem może do niego dojść, Oprócz tego moim zdaniem nie wykorzystano całego potencjału jaki tkwił w duecie McClane - Farell (haker mu pomagający), można było zbudować bardzo ciekawą grę pomiędzy tymi dwom, jednym twardzielem z epoki przedkomputerowej i drugim „cybermaniakiem”. Polecam tylko wyjątkowo wytrwałym widzom.

  • Dodano:
  • Autor: