hermiona riddle co to jest
Definicja: słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Hermiona Riddle

Słownik: To opowiadanie przedstawia świat czarów. Jest zainspirowane książkami z serii Harry Potter. Większość postaci zaczerpnięta z książki.
Definicja: Kiedy weszłam do swojego pokoju zastałam tam Lucjusza Malfoya. Siedział w swobodnej pozie na fotelu. Był kompletnie rozluźniony, jakby planował to i ćwiczył sporo razy. Stanęłam w drzwiach i nie mogłam się ruszyć. Bałam się tego spotkania. A one nadeszło za szybko. O sporo za szybko. Spojrzał na mnie własnymi zimnymi niebiesko-szarymi oczami. Były bez wyrazu. Na usta wypełzł mu ironiczny uśmiech. Nagle wstał z fotela i jednym płynnym ruchem różdżki zamknął za mną drzwi.
- Nie potrzeba nam niepotrzebnych widzów tego ów przedstawienia. Nieprawdaż Hermiono?- Jego głos był przepełniony sarkazmem, który przechodził aż do szpiku kości. Zaczął powoli podchodzić do mnie. W panice zaczęłam się cofać, aż natrafiłam na drzwi. Nie było drogi ucieczki. Nie, nie bałam się, iż on mnie zabije, ponieważ tego aby nie zrobił. Lecz może zrobić mi coś, gorszego, tak o sporo gorszego. Przygwoździł mnie swoim ciałem do drzwi.
- I co boisz się? Tak, masz przyczyny. Nie zapomniałem o tamtym upokorzeniu, którego doznałem mojego twego powodu. tak aby mój własny syn występował przeciwko mnie. To ty go takim uczyniłaś. Przedtem był posłuszny – jego ręce spoczęły na mojej talii. Wiedziałam, co on chce zrobić. Nie pozwoliłam ujść moim emocjom. Zachowałam niewzruszony słowo twarzy. Maskę. Postanowiłam grać. Grać, iż tego chcę, iż on mnie pociąga. Moja różdżka leży za poduszką. Gdyby mi się powiodło… Przywołałam na twarz uwodzicielki uśmiech.
- Tamto to była tylko zagrywka twoim synem. Tak faktycznie chciałam otrzymać ciebie w moje ręce. Pociągasz mnie. Jesteś sukinsynem, lecz mnie pociągasz – to wymruczałam mu do ucha. Wydawał się kompletnie zaskoczony. Wtedy akurat pocałowałam go. Bez większego uczucia. Mocno, brutalnie, lecz wplotłam tam także udawaną namiętność. Oddawał mi pocałunki z taką samą brutalnością. Pchałam go w stronę łóżka w tym samym czasie zdejmując mu ubrania. Gdy wylądowaliśmy na łóżku, ja miałam suknię zsuniętą do połowy o on nie miał na sobie koszuli i paska od spodni. Nadal byliśmy daleko od poduszki. Zdjął mi suknię do końca. Leżałam na łóżku w samej bieliźnie. On również. Teraz byłam pod nim. Głowę miałam na poduszce. Jeszcze chwila i skończy się to przedstawienie. Zaczął obsypywać pocałunkami me ciało zmierzając ku dołowi. Włożyłam ręce pod poduszkę. Wyczułam palcami różdżkę. Wyjęłam ją szybko z pod poduszki i wycelowałam w go. Spojrzał na mnie zdziwiony, a gdy zrozumiał, iż to wszystko było tylko grą w jego oczach pojawiły się ogniki.
- Pięknie. Dałem się nabrać głupiej małolacie. lecz zobaczysz, iż to jeszcze nie koniec! – Krzyknął w gniewie.
- Koniec, oj koniec Lucjusz. Drętwota! – Malfoy Senior leżał nieprzytomny na mnie. Zrzuciłam go i wstałam. Pośpiesznie nałożyłam znowu suknię i wyszłam z pokoju. Skierowałam się prosto do gabinetu ojca. Weszłam bez pukania. Siedział tam tata i Johan. Spojrzeli na mnie zdziwieni. Nie byłam zdziwiona. Miałam rozwichrzone włosy i pogniecioną suknię.
- Ojcze, musisz iść ze mną do mego pokoju – powiedziałam zdenerwowana.
- Ależ Her… - nie zdążył dokończyć, gdyż przerwałam mu.
- Natychmiast! – krzyknęłam. Byłam bardzo zdenerwowana. Kiedy weszliśmy do pokoju, Malfoy już się budził. Miał nałożone już spodnie i teraz zakładał koszule.
- Co to ma znaczyć Lucjuszu?! – Krzyknął zdenerwowany tata. W jednej chwili zamienił się w Voldemorta, który odrodził się w czasie Turnieju Trójmagicznego.
- A-a-ależ Panie… Ja t-tylko pomyliłem p-pokoje. Nic więcej, przysięgam! – Powiedział jąkając się Malfoy Senior. Uciszyłam go zaklęciem i opowiedziałam tacie całą historię. Od deski do deski. Kazał mi wyjść. Wyszłam. Nie wiedziałam, co on zamierza mu zrobić, lecz wiedziałam, iż ma być to coś strasznego. Poszłam do kuchni, gdyż nie chciałam słuchać jego wrzasków. Zrobiłam sobie gorącą czekoladę i zanurzyłam się w marzeniach. O lepszym świecie, bez wojen. W którym nasza rodzina byłaby normalna. Nie byłoby dzielenia ludzi na rasy. Nagle ktoś wbiegł do kuchni nawet nie zauważając mnie. Była to Elizabeth, matka Toma.
- Przepraszam Hermiono, nie zauważyłam cię, lecz twój tata chce zrobić coś strasznego! – Była faktycznie przerażona. Wstałam i szybko pobiegłam do mego pokoju. Nie zastałam go tam jak i Lucjusza. Wtedy zauważyłam, iż drzwi do Sali Zebrań są otwarte. Wbiegłam tam i zastałam tam wszystkich, Śmierciożerców wspólnie z moim ojcem i Malfoyem Seniorem, który leżał na środku koła. Podbiegłam do ojca. Od jego oczu biła taka nienawiść, jakiej w życiu nie widziałam w jakichkolwiek oczach.
- Ojcze! Co ty chcesz nim zrobić?! – Zapytałam siląc się na spokój. tata spojrzał na mnie i w jednej chwili ponownie rzucił zaklęcie na Malfoya. Krzyknęłam i stanęłam między nim a jego ofiarą. Nie mogłam pozwolić, by przeze mnie zginął człowiek. Zrobił coś okropnego, to prawda, ale nie zasłużył na śmierć.
- Odejdź! Nie zamierzam być litościwy w relacji do nikogo. A w szczególności do Malfoya! – Krzyknął.
- Nie ojcze. Wiem, iż zrobił on coś złego. Nawet bardzo złego, ale nie pozwolę, aby przeze mnie ginęli ludzie. Pozwól mu opuścić tą salę. Jest on już i tak na skraju szaleństwa – nie dałam za wygraną. tata spojrzał jeszcze raz na niego i machnął ręką na Crabbea i Goylea, by wynieśli go z Sali i przetransportowali go do jego dworku. Odetchnęłam z ulga, gdy wynieśli go z tej Sali. Wyszłam pospiesznie z niej i skierowałam się do swego pokoju. Zastałam tam bardzo nieprzyjemny widok. Było tam pełno krwi. Wyjęłam różdżkę i krzyknęłam "Chłoszczyć”. Wszystko Zniknęło i powróciło normalności. Wzięłam długą kąpiel, a gdy byłam przebrana w moją pidżamę, ktoś zapukał do drzwi. Tym kimś był Severus. Spojrzał na mnie z obawą. Nie, nie chciałam go widzieć, ale nie mogłam go wyrzucić za drzwi. Czułam się taka samotna od czasu, gdy rozstaliśmy się. Brakowało mi jego pocałunków, słodkich słów. Nie zapomina się tego od tak. Spojrzał na mnie błagalnie. Zaprosiłam go do środka.
- Hermiono przyszedłem upewnić się, iż Malfoy nic ci nie zrobił – powiedział stłumionym głosem. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. Były jak dwa czarne tunele. Bez przerwy, ciągnące się poprzez sporo korytarzy i zakrętów. Nie panowałam nad sobą. Moja rozpacz była silniejsza ode mnie. Tak jak i uczucie, które próbowałam stłamsić w sobie. Wspieram się na palce i pocałowałam go. Wtopiłam się w jego usta. W mym pocałunku zawarłam całą pasję, pożądanie i miłość. Wpierw wydawał się oszołomiony, ale później oddawał mi pocałunki z taką samą pasją. Nagle uświadomiłam sobie, co robię. Całowałam kogoś, z kim dopiero co się rozstałam. Osunęłam się trochę od Severusa.
- Severus nie powinniśmy… Przecież rozstaliśmy się dopiero co, a ja nie chcę znowu cierpieć… - zakończyłam spuszczając głowę w dół. Dotknął lekko mego podbródka i podniósł moją głowę tak, abym mogła spojrzeć mu w oczy.
- Nie będziesz już cierpiała. Nigdy już na to nie pozwolę – powiedział. W głębi serca wiedziałam, iż mówi prawdę, ale byłam do niego uprzedzona. Pamiętałam jak kłamał patrząc mi w oczy. Odsunęłam jego dłoń.
- Nie Severusie. między nami już wszystko się zakończyło. Nie będzie już nic więcej. Ten pocałunek był nie potrzebny. Nie właściwy. Musimy zakończyć to raz na zawsze. Wiedz, iż te chwile z tobą nie były do końca stracone. Mogłam poznać radość i miłość w twoich ramiona, chociaż ty mnie nie kochałeś. Nie, nie zaprzeczaj. ale ja darzyłam cię i nadal darzę tym uczuciem. Trzeba to zakończyć. Nie można ciągnąc tego w nieskończoność – zakończyłam swój monolog i spojrzałam na niego. Stał ze spuszczoną głową. Gdy wreszcie spojrzał na mnie w jego oczach nie dało się już nic wyczytać.
- Dobrze. Zakończmy to raz na zawsze. Żegnam panno Riddle – zakończył oficjalnym tonem. Wyszedł, a ja zostałam sama ze swymi ponurymi myślami. Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. Jeszcze długo rozmyślałam o zdarzeniach dzisiejszego dnia, ale wreszcie zmorzył mnie upragniony sen. Obudziłam się wypoczęta i radosna jak nigdy. Otworzyłam własne zaspane oczy i uświadomiłam sobie, iż został tylko jeden dzień do Wigilii. Wstałam szybko i wyjęłam z szafy jeansy, ciemno zieloną bluzkę z długim rękawem i tego samego koloru sweter. Uczesałam się szybko i wykonałam wszystkie poranne czynności. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam mego ojca.
- Cześć tato! Co ty tak wcześnie dzisiaj na nogach? Spać nie mogłeś? – Zapytałam wesołym tonem. Spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha.
- Wcześnie? Przecież jest już południe! – Otworzyłam usta ze zdziwienia. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, który wskazywał 12.30. No tak pięknie. Przespałam pół dnia. Okazało się, iż tata musi odbyć akcję. Próbowałam zaniechać jego plany, lecz to jeszcze pogorszyło sprawę. Musiałam z nimi jechać. Przecież byłam jedną z nich. Byłam uważana za niedobrą za samo nazwisko. Dzisiaj ok. godziny 15.00 mają napaść na dzielnicę mugoli. tata nie przyjmuje sprzeciwu. Mam tam jechać i torturować ludzie. Ja nie potrafię. Mam za słabe nerwy. Nie umiem… Gdy tata wyszedł usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach. ale nie płakałam. Siedziałam tak z godzinę, ale nagle rozbrzmiał gong oświadczający spotkanie Śmierciożerców. Przebrałam się w czarne szerokie spodnie z lekkiego materiału, na to długi zapinany płaszcz i czarną pelerynę. Strój bojowy nie może krepować ruchów. Została jeszcze maska. Byłam już gotowa. Wyszłam szybko z pokoju i skierowałam się w stronę Sali Zebrań. Byli już tam wszyscy śmierciożercy. tata zaczął przemowę. Gdy skończył była już 14.45. Wyruszyliśmy szybko. Gdy zjawiliśmy się na miejscu było cicho. Za cicho. Nagle wszędzie dało się usłyszeć trzask teleportacji. Pojawili się członkowie Zakonu Feniksa. Walka rozgorzała na dobre. Wszędzie latały zielone promienie zaklęcia Avada Kedavra. Widziałam członków Zakonu, którzy byli torturowani poprzez Śmierciożerców. Nagle zobaczyłam Remusa Lupina, który zwija się z bólu pod zaklęciem Crucio. To było za sporo. Podbiegłam szybko do nich.
- Drętwota! – Krzyknęłam kierując różdżkę na Śmierciożercę, który torturował Lupina. Upadł na ziemię. Remus wstał i spojrzał na mnie. Jego wzrok wyrażał ogromne zdziwienie. Skierował różdżkę na mnie. Zaczęłam biec, lecz nie biegłam jednak dostatecznie szybko. Trafiło mnie jego zaklęcie i sznury oplatały mnie całą. Śmierciożercy właśnie aportowali się. Najzwyczajniej w świecie uciekli. Zamknęłam oczy. Nie pozwoliłam łzom wypłynąć. Prof. McGonagall podeszła do mnie i spojrzała na mnie z smutkiem w oczach.
- Nie sądziłam, iż dojdzie do tego, iż będziemy walczyć po przeciwnych stronach w tej wojnie Hermiono – powiedziała słabym głosem. Ktoś chwycił mnie brutalnie za ramię i postawił na nogi. Tym kimś był, Moody. Teleportował się wraz ze mną do kwatery Zakonu Feniksa. Gdy byliśmy już w budynku sznury znikły. Mogłam wykonywać dość swobodne ruchy. Zostałam zaprowadzona do kuchni. Siedział tam Syriusz Black. Spojrzawszy na mnie uśmiechną się kpiąco.
- Panienka Riddle. Jak miło znowu cię zobaczyć – szydził ze mnie. Kiedyś aby tego nie zrobił. Kiedyś byłam przyjaciółką jego chrześniaka, lecz teraz jestem nikim. Podłą Śmierciożerczynią. Zostałam niemal, iż rzucona na krzesło. Wszystkie oczy były wpatrzone we mnie. Nagle ktoś wszedł do domu. Był to Albus Dumbledore i Severus Snape. Ten ostatni spojrzał na mnie zszokowanym wzrokiem. Spuściłam głowę, a łzy mimowolnie spłynęły mi po policzkach. Nagle lewy rękaw moje szaty został brutalnie rozerwany.
- Nie ma Mrocznego Znaku – powiedział Moody. Podniosłam głowę. Moody stał w okolicy mnie, celując cały czas we mnie różdżką.
- Zabijmy ją od razu. Jednego śmierdzącego Śmierciożercę mniej – klika osób pokiwało głowami z aprobatą. Mój los był już przesadzony. Zginę, jak jakiś parszywy smierciożerca. ,,Przecież nim jesteś” usłyszałam jakiś natrętny głosik w głowie. Nie, nie chciałam taka być. Chciałam mieć jakieś ogromne osiągnięcia. Chciałam się uczyć i zdobyć jak najwięcej wiedzy.
- Tak od jakiegoś czasu chodziłam na spotkania Śmierciożerców. ale nie brałam udziału w akcjach. Nie chciała, ale od jakiegoś czasu tata nalegał coraz bardzie, iż muszę podjąć już to wyzwanie. Bałam się strasznie. Nie chciałam zabijać. Chciałam żyć normalnie. Nie prosiłam się o takiego ojca. Dobrze mi było, gdy miałam rodziców mugoli. Nigdy nie pasowałam do towarzystwa arystokratów czystej krwi. Nadal twierdzę, iż nie pasuję do tej ekipy socjalnej. Zawsze przyjaźniłam się z Harrym i Ronem. Oni nie mieli nic przeciwko temu, iż jestem szlamą. ale gdy dowiedzieli się, iż jestem córką Voldemorta wszyscy nagle odsunęli się ode mnie. Ikt nie chciał mnie znać, zostałam przeniesiona do innego domu. Byłam załamana. Nienawidziłam wtedy ojca jeszcze bardziej. Z czasem jednak zdołał mnie przekonać, iż on w ogóle nie jest taki niedobry, iż on także czasami jest dobry. Nie wiem czy była to tylko gra aktorska. ale dopiero co coś zaczęło się psuć. tata stawał się coraz bardziej zdenerwowany. Zaczął powoli powracać do swego dawnego stylu życia. Jakby zapomniał o mnie w ogóle. Przestał być taki opiekuńczy i troskliwy. Stał się tyranem. Kazał mi robić różne rzeczy. Nawet, gdy tego nie chciałam. I dzisiaj stało się to, czego obawiałam się od dawna. Kazał mi iść na akcję. Ja faktycznie nie jestem zła. To wy stworzyliście taki obraz o mnie. To wy stworzyliście i wmówiliście mi, iż jestem zła – zakończyłam swój monolog. Było w tym wiele prawdy. tata od niedawna powrócił znowu do wypadów, dla zabawy, tak aby pozabijać mugoli. Stał się oziębły w relacji do mnie. Resztę wymyśliłam. Nie wiem, co mnie spotka. Być może zginę właśnie tego wieczora. Lub nie. Zostałam wyprowadzona z kuchni i zaprowadzona do pokoju, gdzie zawsze spałyśmy z Ginny, gdy byłyśmy tu na wakacjach. Syriusz rzucił mnie na łóżko, a sam usiadł na krześle w okolicy. Nie, nie spętał mnie sznurami. Byłam nie groźna. Patrzył się na mnie z dziwnym słowem twarzy. Wreszcie przemówił, a jego głos wydawał się niezdecydowany.
- Nie wiem, czy ci wierzyć. Z jednej strony jesteś córka Voldemorta. Możesz przecież kłamać tak dobrze jak on. lecz z drugiej zaś strony znałem cię przecież poprzez 4 lata. Nie mogłaś się aż tak diametralnie zmienić w przeciągu 4 miesięcy. A może i mogłaś… - zakończył swą wypowiedź. Nie odpowiedziałam nic. Sama zastanawiałam się, czy ja się faktycznie zmieniłam. Z wyglądu nie bardzo. Dalej miałam loki, chociaż już trochę bardziej ujarzmione. Nie byłam wysoka, miałam normalną figurę. Czy jestem niebrzydka? Nie mnie to oceniać. Mam duże czekoladowe oczy, pełne usta, normalny nos. Jestem zwyczajnie przeciętna. A charakter? Byłam, i jestem uparta. Lubię naukę, ale co z wiarą w lepsze jutro? Czy nadal wierzę, w dobro. Wierzę w dobro, ale stoję po złej stronie. Jak to dziwnie brzmi. faktycznie. Chciałabym, tak aby wygrało dobro. ale jak może wygrać dobro, gdy poprzez to zginie mój tata. tata, którego znam od 4 miesięcy. Który porzucił mnie na 17 lat, a później zjawia się i mówi mi, iż jest moim ojcem. Drzwi do pokoju otworzyły się. Poderwałam głowę i spojrzałam na ludzi wchodzących do pokoju. Był to Dumbledore i Moody. Prof. Dumbledore uśmiechną się do mnie życzliwie. A więc tj. już przesądzone? Moja przyszłość legła w gruzach. ale jakiekolwiek z nich nie wyciągną różdżki. Moody staną w cieniu szafy, a Dumbledore podszedł i staną naprzeciwko mnie. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, w których jak zazwyczaj tliły się psotne iskierki.
- Hermiono wstań. Podjęliśmy decyzję. Nie zbijemy cię. ale również nie pozwolimy wrócić ci do ojca. Będziesz tu do końca przerwy świąteczne a później wrócisz do Hogwartu. Tam będziesz pod nadzorem prof. McGonagall. Masz zgłaszać się do niej, gdy będziesz chciała wyjść z zamku a pozwolenia na wyjścia do Hogsmeade zostało tobie kategorycznie zakazane – zakończył. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Myślałam, iż już nigdy stąd nie wyjdę. ale również nie mogłam spotykać się ze swym ojcem. Przecież był moją jedyną rodziną a teraz i to mi zabrali. Spojrzałam po twarzach zebranych i kiwnęłam głową na symbol, iż zrozumiałam. Wyszli wszyscy. Prawie wszyscy. Pozostał w pokoju tylko Remus. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Nie oczekiwałam podziękowań. Po przecież mógł myśleć, iż tak faktycznie chciałam go tylko wziąć w niewolę. ale tak nie było. Nadal traktowałam go jak przyjaciela. Być może on już o tym dawno zapomniał, lecz ja nie. Wiedziałam, iż teraz będzie ciężko. Z pewnością tata będzie próbował się ze mną skontaktować. A może zwyczajnie zostawi mnie na ich łasce? Nie to nie możliwe. Nagle odezwał się Lupin:
- Hermiono chciałem ci podziękować za uratowanie życia. Być może moje podziękowania nic dla ciebie nie znaczą, ale chcę wierzyć, iż jednak coś znaczą. Nie mogłaś się aż tak zmienić w ciągu tych miesięcy. Nie mogłaś zmienić się w żeńska kopię Voldemorta. Nie mogłaś… - przerwał i odwrócił się, by wyjść z pokoju. Wstałam z łóżka. Chciałam go zatrzymać, wytłumaczyć, dla czego tak zrobiłam, przeprosić, iż odwróciłam się od nich. Było już za późno. Remus wyszedł zamykając cicho drzwi od pokoju. Usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach. To nie tak miało być. Nigdy to się nie miało zdarzyć. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam. Kolejnego dnia wstałam dość późno. Weszłam do łazienki i wykonałam wszystkie poranne czynności. Włożyłam na siebie ciemne jeansy, czarno-białą bluzkę i czarne balerinki. Włosy związałam w kucyk. Nie zastanawiając się długo zeszłam do kuchni. Wchodząc tam poczułam zapach owsianki. Gdy znalazłam się w wyżej wymienionym pomieszczeniu i spojrzałam po twarzach wszystkich osób znajdujących się w tym pomieszczeniu szybko wybiegłam z stamtąd i postanowiłam nie wracać. W kuchni znajdowali się wszyscy Weasleyowie, Potter, Tonks, Remus i Syriusz. Wiedziałam, iż byłam tam zbędna. Nie potrzebowali ex przyjaciółki, która ich zdradziła. W moich oczach pojawiły się łzy. Nie powinnam płakać z takiego powodu. lecz płakałam. Oni przecież nie chcieli mnie znać. Byłam inna i z tego powodu czułam się gorsza. Poszłam do biblioteki, którą znalazłam, gdy przebywałam u na wakacjach przed 6 rokiem edukacji. Weszłam i od razu poczułam zapach starych ksiąg. Biblioteka mnie uspokajała. Mogłam siedzieć w niej godzinami. Wzięłam pierwszą lepszą książkę z brzegu i zaczęłam czytać. Eliksiry. Znowu powróciły niechciane wspomnienia.,, Posiekaj kły wampira, zamieszaj 5 raz w lewą stronę, by uzyskał bordowy kolor…” Czytałam właśnie przepis na eliksir pieprzowy, gdy ktoś nagle otworzył drzwi biblioteki. Schowałam się szybko za regał. Jakaś ciemna postać szła w moim kierunku. Gdy weszła w krąg światła zauważyłam blond włosy. Więc to tylko Remus. Wyszłam zza regału i podeszłam do niego. Gdy odezwałam się mój głos był lekko zachrypnięty.
- Remusie nie jest tak, iż twoje podziękowania nic dla mnie nie znaczą. Znaczą i to sporo. Jedynie ty spostrzegłeś, iż pozostałam taka jak byłam przed tymi zdarzeniami – powiedziałam i opuściłam głowę. Bałam się jego reakcji. Jednak nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Remus podszedł do mnie i mnie przytulił. Inni patrzyli na mnie z pogardą, ale nie on. On był wyrozumiały i sprawiedliwy. Zostaliśmy w bibliotece jeszcze dwie godziny rozmawiając, żartując i opowiadając, co zdarzyło się poprzez te miesiące. Znalazłam przyjaciela, którego mi tak brakowało. Gdy wreszcie skończyliśmy rozmawiać była 17. Byłam bardzo głodna, gdyż nie jadłam śniadania, więc postanowiłam pójść do kuchni. Na szczęście nie zastałam tam nikogo. Zrobiłam sobie cały talerz kanapek zabrałam również z kuchni księgę, którą wzięłam z biblioteki i poszłam do swojego tymczasowego lokum. Na szczęście mieszkałam sama. Nie zniosłabym ciągłych pogardliwych spojrzeń rzucanych poprzez Ginny. Przecież była kiedyś moją przyjaciółką. Życie w ogóle nie jest takie łatwe jak wydawało mi się w pierwszej klasie. Wtedy wystarczyło, iż nauczę się podręcznika na pamięć i miałam spokojne życie. Teraz nie miałam nawet chęci do uczenia się jakiś tam książkaów na pamięć. Mam teraz o sporo większe problemy. O tak o sporo większe. Nie wiem ile czasu minęło mi na rozmyślaniach, ale gdy oderwałam się od nich była już bardzo późna godzina. Do końca przerwy świątecznej spędzałam cały czas w bibliotece, bibliotece, gdy nikogo nie było w kuchni chodziłam coś zjeść. Każdy z domowników mnie unikał oprócz Severusa i Remusa. ale ze tym pierwszym rzadko, nawet bardzo rzadko rozmawiałam. Nie chciałam, albo zwyczajnie nie miałam czasu. ale przypadek nieco wymienił 31 grudzień. W sylwestra każdy był zdenerwowany. Wszyscy byli nie spokojni. W domu Syriusza odbywała się tego wieczoru takie małe przyjęcie dla członków Zakonu Feniksa i ich rodzin wspólnie z dziećmi. Nie wybierałam się. ponieważ i po co? by każdy, kogo bym spotkała patrzył na mnie jak na śmierciożercę? Była godzina 22.00. Przyjęcie z pewnością już się zaczęło. Nie przejmowałam się tym. Zatopiłam się w lekturze Eliksirów Leczniczych, gdy nagle ktoś wszedł do mego pokoju
  • Dodano:
  • Autor: