Definicja:
dzień spowity blaskiem slońca
zwyczajny.. niczym nie przybarwiony..
a jednak inny.. bo dzien bez końca
bez końca..smutkiem osławiony..
ból doskwiera każdej sekundzie bytu
..kazde drzewo bez wody umiera..
ty moją woda..szcześciem zdobytym
krwią..bólem i bezkresem cierpienia
lecz w Tobie pokładam jedyne nadzieje
na jutro.. na dziś..i w każdej chwili
na cisze..na spokój..radości wiele..
na to byśmy razem wieczność tworzyli..
wzrokiem zamglonym spoglądam..
nie widząc nic, widze wszystko..
ktos do mnie puka..w dusze zagląda..
to Ona..nadchodzi.. jest juz blisko..
dzień.. zwyczajny.. prawie nierózniący
nieróżniacy sie niczym.. lecz wszystkim
dźwięk słyszę drogą roż do niej wiodący,
Ona jest dla mnie kims bardzo bliskim
lecz imie jej odwiecznie przeraża..
każdy uczestnik tego świata sie boi..
by jej nie spotkac.. bo jest jak zaraza
która mą dusze niedługo ukoi..
Już Ją widze..nadchodzi z ciemności
przemawia do mnie głosem wiodącym..
ide do niej.. póki dzień sie nie kończy..
by skwintować me lata bytności..
Oto jest ona...jedyna ukochana..
jedyna która mej obecności oczekuje..
żegnajcie me niespełnione marzenia..
ja w jej objęciach już szczęsliwy stoje..
bo to ona.. ona mnie zaprasza do siebie
da mi to na co czekam..dzień moj zakończy..
już sie nie martwie.. nie płacze..nie cierpie.
Bo Ona to śmierć...która z życiem mnie rozłaczy.....
zwyczajny.. niczym nie przybarwiony..
a jednak inny.. bo dzien bez końca
bez końca..smutkiem osławiony..
ból doskwiera każdej sekundzie bytu
..kazde drzewo bez wody umiera..
ty moją woda..szcześciem zdobytym
krwią..bólem i bezkresem cierpienia
lecz w Tobie pokładam jedyne nadzieje
na jutro.. na dziś..i w każdej chwili
na cisze..na spokój..radości wiele..
na to byśmy razem wieczność tworzyli..
wzrokiem zamglonym spoglądam..
nie widząc nic, widze wszystko..
ktos do mnie puka..w dusze zagląda..
to Ona..nadchodzi.. jest juz blisko..
dzień.. zwyczajny.. prawie nierózniący
nieróżniacy sie niczym.. lecz wszystkim
dźwięk słyszę drogą roż do niej wiodący,
Ona jest dla mnie kims bardzo bliskim
lecz imie jej odwiecznie przeraża..
każdy uczestnik tego świata sie boi..
by jej nie spotkac.. bo jest jak zaraza
która mą dusze niedługo ukoi..
Już Ją widze..nadchodzi z ciemności
przemawia do mnie głosem wiodącym..
ide do niej.. póki dzień sie nie kończy..
by skwintować me lata bytności..
Oto jest ona...jedyna ukochana..
jedyna która mej obecności oczekuje..
żegnajcie me niespełnione marzenia..
ja w jej objęciach już szczęsliwy stoje..
bo to ona.. ona mnie zaprasza do siebie
da mi to na co czekam..dzień moj zakończy..
już sie nie martwie.. nie płacze..nie cierpie.
Bo Ona to śmierć...która z życiem mnie rozłaczy.....
Data powstania utworu: nieznana
Autor: nieznany
Tytył: dzień spowity blaskiem slońca zwyczajny.. niczym nie.