epika co to jest
Definicja: Szczęśliwym trafem ma sześć stron. Zapraszam do lektury słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Epika

Słownik: Opowiadanie, które napisałem jakiś okres temu jako początek dłuższej historii. Czekało ono, aż dojrzeję aby je poprawić, lecz w takiej sytuacji... Szczęśliwym trafem ma sześć stron. Zapraszam do lektury.
Definicja: Z szmaragdowo niebieskiego oka Ava’y spłynęła łza. Ava, wysoka brunetka, w szarym uniformie stała tuż przed wielkim ekranem, na którym pośród setek małych gwiazd widniała, malejąca z każdą chwilą, niebieska planeta.


Pomieszczenie, gdzie stała samotnie, było duże. Rozsunęły się drzwi z jej lewej i dumnie wkroczył wysoki mężczyzna, także w szarym uniformie, o krótko przystrzyżonej czarnej brodzie. Na jego pagonach wyszyte były po trzy, duże, złote gwiazdy.


Ava szybko przetarła łzę, odwróciła się i zasalutowała.


- Chwała Unii Admirale Tirag! – powiedziała twardo.


- Chrzań tytuły –odpowiedział Tirag i kopnął w jej kierunku jedno czarne, skórzane, krzesło, które stało za metalowym biurkiem, na skraju, którego znajdował się złożony laptop.


- Siadaj – rozkazał jej Tirag. Ava usiadła na krześle. Tirag usiadł za biurkiem i zabębnił palcami po obudowie laptopa. Zapadła niezręczna cisza.


- Pani kapitan, jest pani zasłużona nie bardziej niż ja, czy jakikolwiek inny dowódca na tym statku. Dzięki pani męstwu w czasie dzisiejszej bitwy wracamy z tej planety żywi. Wydaje mi się, jednak, iż zapomniała pani o tym, iż w Gwardii nie ma miejsca na uczucia.


Kamienny słowo twarzy Ava’y nie wymienił się ani poprzez chwilę. Wyraźnie, nieskazitelnym tonem odpowiedziała:


- Nie za bardzo wiem, o co panu chodzi, Admirale.


Tirag nachylił się do niej i uśmiechnął krzywo.


- Ava, znam cię od dziecka, poprzez całe dwadzieścia pięć lat twojego życia. Znam także wszystkich moich ludzi i interesuje się wszystkim, co się dzieje dookoła. Mnie nie oszukasz.

- Nawet, jeśli to problem z głowy – powiedziała Ava gładko. – Sam widziałeś, co się stało!

-Więc rozumiem, iż o nim zapomniałaś? I twoja wizyta u mnie o tak potem porze jest związana z czymś zupełnie innym?

Z oka Ava’y znów spłynęła łza. Mała pięść kobiety uderzyła w biurko. Zerwała się na równe nogi, krzesło uderzyło w ścianę.

- Oni nie mają nawet definicje, czym jest broń palna! Odbijają NASZ atak! Nie mogę nawet uwierzyć w to, iż GO zabili! Nie chcę w to wierzyć! Pozwól mi tam wrócić i rozpłatać im wszystkim gardła!

Gdy Ava wykrzyczała ostatnie zdanie znów uderzyła pięścią w stół. poprzez chwilę z Tiragiem patrzyli sobie w oczy.

- Chcesz wziąć statek?

- Chce tam polecieć sama! Obojętnie jak!

-To samobójstwo. Prędzej czy potem w jakiś sposób cię zabiją.

- jeśli nie oni to zrobię to sama, przy pierwszej okazji!

Tirag przypatrywał się Ava’ie poprzez kilka chwil, jakby kalkulując. Ona, wściekła, oddychała powoli zaciskając ręce na skraju biurka, jakby chciała je zmiażdżyć.

- Nie mogę ci na to pozwolić. jeśli uda ci się to jakoś przeżyć i szczęśliwie się spotkamy to sam cię zabiję – rzekł Tirag, po czym kiwnął głową. Ava uśmiechnęła się krzywo.

- Dziękuje – powiedziała i wyszła pozostawiając Tiraga samego, pośród czterech ścian i setek pędzących jak oszalałe myśli.





Szara mgła unosiła się wszędzie, gdzie tylko nie spojrzeć. Wielki, o długich czarnych skrzydłach, długich, ostrych, pazurach i czarnych łuskach, smok opadał powoli w dół ku ziemi, której nie mógł dostrzec, ani on, ani siedzący na nim jeździec. Jeździec ten był mężczyzną. Miał ponad trzydzieści lat. Jego długie jasnobrązowe włosy opadały na purpurową togę, na którą nałożony był srebrny napierśnik. Na imię mu było Adamos.

Wielkie nogi smoka powoli dotknęły twardej skały, pokrytej piachem naniesionym z pustyni. Wszędzie dookoła rozbrzmiewały dźwięki nawoływań. Widoczność była tragicznie mała, ok. dwóch-trzech metrów.

Adamos wpatrywał się w otaczającą go mgłę, aż w polu jego widzenia pojawił się, dosiadający śnieżnobiałego rumaka bojowego, mężczyzna w pełnej płytowej zbroi i pozłacanym hełmem z czerwonym proporcem. Był to Hetman Flin.

-Adamos! –krzyknął mężczyzna wesoło. –Co to za parszywe sztuczki? Gdzie te przeklęte maszyny?

-Odlecieli –odparł Adamos. –Ta mgła to niestety nie jest żadna ich sztuczka, hetmanie.

Flin wyglądał na zdziwionego.

-Jak nie ich, to skąd to wszystko?

-Jeden z ich strzałów uderzył w wieżę –rzekł Adamos i zeskoczył ze smoka. Poklepał go po olbrzymiej nodze. Na ten symbol smok zamachał kilka razy potężnymi skrzydłami, odbił się od ziemi i odleciał.

-Przecież poprzez te wszystkie lata nawet wam magom nie powiodło się zniszczyć tej przeklętej wieży! –krzyknął Flin.

-Im się jakoś powiodło. Pewnie dziękują swoim bogom za ten sytuacja, inaczej smokom udałoby się dokonać oczyszczenia... Zbierz swoich ludzi i jak najszybciej ich stąd zabierz. Niech zbiorą się nad rzeką i to już –rzekł Adamos i ruszył przed siebie mijając generała, który szybko zawrócił konia i spytał:

-Co takiego było w tej wieży?

Adamos zatrzymał się. Odwrócił głowę i rzekł:

-Gdbym wiedział... Gdybym wiedział... – uśmiechnął się i oddalił w gęstą mgłę.




„Na lodowcu, jak to na lodowcu zawsze jest zimno i wieje wiatr. Czasem pada śnieg” – tak właśnie mówił bardzo regularnie kapłan Todus, który właśnie z sobie tylko znanych powodów, wspinał się po zboczu lodowej góry.

Był on bardzo niski, miał ok. stu czterdziestu centymetrów wzrostu, ciemną karnację i byłoby kłamstwem nie napisać, iż był bardzo gruby. Wyglądał jak reszta jego ludu. Miejscowym zwyczajem miał on zapuszczoną długą rudą brodę, a z rudych włosów miał splecione kilkanaście cienkich warkoczy.

Na jego szyi wisiało kilka łańcuszków, które ginęły pod grubymi zimowymi ubraniami. Todus wspinał się, powoli podpierając się na srebrnej lasce. Cały czas śpiewał wesoły hymn do Boga Lodowej Góry.
Todus i jego rasa byli nazywani poprzez ludzi, którzy trafiali na ich lodowiec, krasnoludami. Nie zmieniało to faktu, iż tak faktycznie nie byli to krasnoludowie, ale zwyczajni, mniejsi ludzie.

Krasnoludowie wierzyli w wielu bogów, a kapłanów takich jak on darzyli wielkim szacunkiem. Zadziwiające, lecz sam Todus stał najwyżej w hierarchii. Nazywany był Najwyższym Kapłanem Todusem. Nie można zaprzeczyć temu, iż budził sympatię, a do tego był bardzo mądry i inteligentny. Jego sposób bycia był dość dziwny, nawet jak na kapłana. Zawsze zadowolony, tryskający szczęściem i optymizmem, a do tego lekko zwariowany.

Zwariowany? Ponieważ kto inny wspinałby się bez powodu na lodową górę, samotnie, tak jak on teraz?
Lekko zmęczony Todus zrzucił swój plecak i usiadł. Westchnął. Przesiedział tak chwilę, podniósł się, założył plecak i ruszył przed siebie. TRZASK. Po pierwszym kroku czapa lodowa pękła i Todus z głośnym okrzykiem runął w przepaść…





Na kamiennej ścianie czarnej mrocznej komnaty wisiał gobelin przedstawiający piękną kobietę.

Tuż przed gobelinem stała postać spowita w czerwonym świetle kilku pochodni zawieszonych na ścianie. Była znacząco wyższa od człowieka, miała męską twarz pozbawioną zarostu i wąskie czerwone oczy. Jej spiczaste uszy delikatnie wystawały spod długich, lśniących i czarnych jak noc włosów.

Istota była ubrana w szkarłatną togę bez rękawów, spod której ukazywały się jej długie ręce i kształtne mięśnie, napięte od zaciskania pięści. Wokół talii miała zapięty ciężki czarny pas, z przypasanymi dwoma długimi mieczami. Z pleców wyrastała para wielkich, czarnych skrzydeł, dodających postaci majestatu i wielkości.

Z ciemności za istotą ktoś odezwał się pewnym, zachrypniętym, głosem:
-Mój najpotężniejszy, mój osiemnasty, mój drogi Leusie, już niedługo ją odzyskasz. Znów nadszedł nas czas. Czas odkupienia. Naszej wiecznej zemsty.

Leus uśmiechnął się sam do siebie obnażając długie białe kły. Jego potężne dłonie zacisnęły się na rękojeściach mieczy.

-Powiedz mi, co mam zrobić –rzekł pełnym nienawiści głosem.




Ava siedziała właśnie na łóżku, w jej kajucie. Kończyła właśnie zapinać czarną koszulę. Koło rozsuwanych drzwi, tuż koło pustego biurka, stał spakowany plecak. Gdy Ava zakończyła, wstała i podniosła z szarej podłogi czarny pas i ubrała go. Następnie z szuflady biurka wyciągnęła dwa pistolety w pochwach, które przymocowała do pasa. Spięła włosy, zarzuciła plecak na jedno ramie.

W wielkim monitorze na ścianie, jak w lustrze, zobaczyła siebie. Cala ubrana na czarno, bez żadnych wojskowych odznaczeń, czy munduru. Do tego smutna. Miała ledwie dwadzieścia pięć lat. Mogła robić teraz cokolwiek innego. Opalać się gdzieś na łące, opiekować się dziećmi, pracować gdzieś lekko. Wszystko inne, lecz ona jak zazwyczaj uparta poszła zupełnie inną ścieżką. Tkwiła na statku kosmicznym, miliardy lat świetlnych od domu. Do tego postanowiła sama wyprawić się na obcą planetę.

Nie miała czasu zastanawiać się nad tym, co robi. Podjęła decyzję.

Nad drzwiami zapłonęła zielona lampka. Nie spodziewała się teraz żadnych odwiedzin. Tirag miał powołać nowego kapitana.

-Proszę –powiedziała. Drzwi rozsunęły się i wkroczył mężczyzna o blond włosach, także ubrany na czarno, z plecakiem.

-Przecież nie możesz umierać tam sama –rzekł wesoło.

-Dan, nie możesz iść ze mną –westchnęła ciężko Ava.

-Mam takie same prawo jak ty. Tirag się ze mną zgodził, aczkolwiek stwierdził także, iż nam obojgu mocno odbiło.

-Ja całe życie byłam sama. Ta planeta zabrała mi jedyną osobę, która była mi bliska. Chcę tam dotrzeć i zabić tylu z nich ilu się da, lecz to przecież nie jest twoja kwestia. Ty masz plany.

-Ava –rzekł Dan i położył własne dłonie w czarnych rękawiczkach na jej ramionach, spojrzał jej w oczy.

-Kochałem go, to był mój brat. Niepotrzebnie targałem go ze sobą na koniec świata. On był i dla mnie jedyną osobą, którą miałem. jeśli jest ktoś kto ma takie same prawo jak ty mścić się za jego śmierć to właśnie ja.

-To samobójstwo –rzekła Ava kręcąc głową z niedowierzaniem.

-wspólnie skopiemy ich więcej –odpowiedział Dan uśmiechając się do niej krzywo.




Był wieczór. Kilkaset namiotów rozbito nad szeroką Pustynną Rzeką. W jednym z namiotów Adamos żegnał właśnie dwóch magów. Gdy wyszli usiadł przy specjalnie przyniesionym dla niego drewnianym biurku. Ze swego plecaka, zabezpieczonego potężnymi zaklęciami, wyciągnął stary, poniszczony, futerał. Położył go na biurku.

Patrzył się na niego, jakby się wahał, czy go otworzyć, czy nie.

Zdjął własną prawą, skórzaną, brązową, rękawicę, a po niej lewą i prawie krzyknął. Na wewnętrznej stronie jego dłoni widniał, jakby wypalony, spory symbol. Było to
wielkie koło jakby z plecionych linii, gdzie widniały duże cyfry: „CVII”.

Wstrząśnięty wpatrywał się w własną dłoń zupełnie jakby była obca.

Nagle do namiotu wszedł Flin. Adamos gwałtownie schował rękę za plecy i z serdecznym uśmiechem zwrócił się do niego:

-Czy coś się stało?

-Niektórzy magowie zaczęli rozpuszczać pośród moich ludzi plotki o tym, iż w wieży podobno mieszkał demon, a ta przeklęta mgła powstała w konsekwencji spełnienia się mistycznej przepowiedni –rzekł szorstko Flin.

-Co przez wzgląd na tym? –zapytał uprzejmie Adamos.

-Proszę coś zrobić, tak aby zdementować te pogłoski. Dowodzi pan przecież magami, jest pan największym autorytetem w kwestiach magii i legend. Cesarz bardzo ceni sobie pańską opinię w każdej sprawie. Gdyby powiedział pan ludziom o tym, iż to nieprawda morale z pewnością aby wzrosło!

Adamos rozejrzał się, wykonał kilka gestów i zbliżył się do Flina, po czym rzekł szeptem:

-Proszę zabrać swoich ludzi z tej wyspy i jak najszybciej wrócić do zamku. Napiszę list do Cesarza w tej sprawie, który ci powierzę. Jeżeli z kolei chodzi o pogłoski puść je mimo uszu. Gdy wrócą na wyspę i zobaczą domy rodzinne prędko im przejdzie myślenie o demonach.

- lecz obrona tej wyspy? –zapytał zdumiony Flin.

-Nie utrzymacie jej przy kolejnym ataku, a nie ona jest najważniejsza. Niech smoki i magowie zajmą się patrolowaniem jej granic.

-Czy to oznacza, iż nie ty im rozkażesz? –zdumiał się Flin.

-To precyzyjnie to oznacza –ciągnął dalej szeptem Adamos. –Przyślij mi dwóch najdzielniejszych mężów, jakich masz. Nie chcę kapitanów, czy sierżantów tylko młodych, którzy dopiero co przywdziali ostrogi. Muszę się gdzieś wyprawić.

-Tak jest! –rzekł Flin i natychmiast opuścił namiot.

Adamos spakował cały swój najważniejszy dobytek, łącznie z futerałem leżącym na biurku, do skórzanego plecaka, przywdział napierśnik i szybko napisał list. Zapieczętował go i właśnie wtedy do namiotu wkroczył Flin z dwoma, odzianymi w skromne napierśniki i karwasze, z przypasanymi mieczami, ok. dwudziestoletnimi rycerzami. Adamos właśnie założył rękawice.

-Ten –Flin wskazał młodzieńca o krótkich czarnych włosach –to Raven, a ten drugi to Fowal –dzisiaj -wspólnie zniszczyli jedną z tych trzech maszyn, które spadły.

-Cudownie –rzekł Adamos, założył plecak i wręczył Flinowi list. –Teraz na chwilę zostaw nas samych.
Flin wykonał rozkaz.

-Pójdziecie ze mną –rzekł Adamos – ponieważ potrzebują ochrony. Teraz zdejmijcie lewe rękawice.

-Tak jest –odpowiedzieli chórem Raven i Fowal. Mimo, iż polecenie było dziwne zdjęli rękawice. Gdy tylko to zrobili obaj zaklęli.

-To jedna z twoich przeklętych magicznych sztuczek? –spytał Raven oglądając swój krąg, gdzie widniały cyfry: „CIX”.

Fowal z kolei otworzył jedynie usta i z niedowierzaniem przejechał palcem po swoich cyfrach: „CVIII”.

-To jakiekolwiek MOJE magiczne sztuczki. także taki mam –rzekł Adamos i pokazał im swą lewą dłoń, po czym znów ubrał rękawicę. –Zapewne więcej ludzi zostało tym naznaczonych.

-Co to oznacza?! –spytał nerwowo Raven. –Jak to się stało?!

-Nie krzycz i powstrzymaj pytania. Mam pewną hipotezę. Muszę to potwierdzić w pewnym miejscu. Będziecie pierwszymi, którzy się dowiedzą.

-To ma z wiązek ze zniszczeniem wierzy, prawda? –rzekł nieśmiało Fowal.

Adamos uśmiechnął się.

-Plotki...

Raven i Fowal popatrzyli po sobie i wyszli za Adamosem.

Zaczęła się już noc. Niebo było zachmurzone. We trójkę niezauważenie przemknęli skrajem obozu. Szli długo wzdłuż rzeki, aż nagle Fowal i Raven stanęli jak wryci. Tuż przed nimi stał wielki smok, który wlepił w nich własne
wielkie zielone ślepia. Adamos pogłaskał go po olbrzymim nosie.

-Nie bądźcie śmieszni –zwrócił się do Fowala i Ravena. –Przecież widzieliście je w czasie bitwy. Wam krzywdy nie zrobią. Wsiadajcie.

Adamos dosiadł smoka. Fowal i Raven sprawiali wrażenie jakby była to ostatnia rzecz w życiu, jaką chcieliby zrobić. Chcąc nie chcąc, dosiedli, jednak smoka, aczkolwiek wzdrygając się przy tym za każdym -wspólnie, gdy
wielkie powstanie mruknęło.

-Tak będzie szybciej –rzekł do nich Adamos poprzez ramię.

Smok zamachał skrzydłami, obił się od ziemi i po chwili znaleźli się w powietrzu.





Ava i Dan siedzieli na niskich prowizorycznych ławkach w okrągłej kapsule, która samotnie zmierzała ku planecie, nad którą stoczyli dzisiaj bitwę. Pomiędzy ich nogami leżały bagaże.

Obydwoje mieli spuszczony wzrok. Nie odzywali się. Po godzinie rozległ się huk, kapsuła zatrzęsła się. Automatycznie rozsunęły się drzwi. Dan i Ava kiwnęli głowami, złapali własne plecaki, wyciągnęli pistolety i wysiedli z kapsuły w ciemną noc.

Dookoła nich po za ciemnością i piachem nie znajdowało się zupełnie nic.

-Masz kompas? –spytał Dan. Ava w odpowiedzi kiwnęła głową i wróciła do kapsuły. Wyciągnęła z niej laptopa, usiadła na piasku, opierając się przy tym o ścianę ich maleńkiego statku. Pistolet położyła na ziemi, odpięła od pasa kompas i rzuciła go Danowi, po czym położyła laptopa na swoich kolanach.
Dan położył kompas na najrówniejszym kawałku piasku, po czym wyciągnął małą latarkę. Zapalił ją. Sto metrów przed nimi znajdowały się
wielkie skały, resztę krajobrazu stanowił piasek. Ava zaklęła.

-Ta przeklęta wyspa pływa po wszechoceanie! Brakuje nam dwudziestu kilometrów do obozu tych przeklętych rycerzyków!

-Więc dopadniemy ich jutro –rzekł smutno Dan i usiadł koło niej.

Ava spakowała laptopa.

-Nie marzę o niczym innym jak tylko… -nagle ziemia pod nimi zatrzęsła się. Dan podniósł się, odbezpieczył broń. Nagle tuż za nim zatrzęsła się znowu. Ava wrzasnęła przerażona.

Odgłos strzałów potoczył się echem po pustyni…




Todus otworzył powoli oczy. Strasznie bolała go głowa. Chyba złamałem kostkę, pomyślał, gdy wszelakie próby podniesienia się spełzły na niczym. Siedział na środku jakiejś ogromnej groty na środku, której stał jakiś filar. Na nim wisiała kamienna tablica, na której ktoś napisał coś złotymi literami i oznaczył to u góry cyfrą „I”.

Todus, zamiast zrobić cokolwiek rozsądniejszego, zaczął czytać:


"Kiedy Bogowie ukształtowali planetę i stworzyli ludzi, wyspy, stworzyli także istotę bardzo potężną. Nazwali ją Dzieckiem Bogów. Dziecko Bogów miało za zadanie strzec ludzi przed niedobrym rządzeniem nadaną im planetą. Minęły wieki, a Dziecko zaniedbało własne wymagania. Pozwoliło ludziom odkryć magię. Bogowie powołali, więc jednego człowieka o imieniu Hermes, aby ten zabił Dziecko. Dziecko odkryło spisek. Postanowiło samo stać się Bogiem i zabić swych Bogów Stwórców. W tym celu Dziecko poprzez trzy dni pracowało. Codziennie stworzyło po sześć sług, jeden potężniejszy od drugiego. Dnia czwartego wyprawiło swoich osiemnaście sług, aby te zabiły Hermesa. Hermes, jednak dzięki swej Mocy Boskiej, przeniknął na wyspę lasów, na której żyło Dziecko, w momencie, gdy Dziecko próbowało rzucić czar pozwalający stać się jej Bogiem. Hermes chciał zabić Dziecko, ale przeszkodził mu potężny osiemnasty sługa. Hermes nie mogąc zabić Dziecka zamknął je wraz ze swymi osiemnastoma sługami w Wiecznym Więzieniu, którego nie mógł zniszczyć żaden z żyjących na ziemi ludzi. Hermes idealnie wiedział, iż być może ktoś przezwycięży jego czar, a wiedział także, iż Dziecko prawie zakończyło rzucać swój. Tak, więc przeniknął poprzez mury i sprawił, iż nawet, jeśli Dziecko, uwolnione, rzuci czar, nastanie Elipson.. Hermes powiedział ludziom mieszkającym na Lodowej Górze Bogów, iż Dziecko powróci. I wtedy to oni będą musieli nauczyć walczyć sto jedenastego, aby ten ostatecznie zniszczył osiemnaście sług Dziecka i samo Dziecko."





w czasie gdy, wiele wyżej i wiele dalej na brzegu lodowej góry, kilku krasnoludów układało na saniach nieprzytomnego mężczyznę, którego przed chwilą morze wyrzuciło na brzeg. Gdy przykrywali go kocami zdumieni przyglądali się jego szaremu ubraniu. Lewa ręka mężczyzny zsunęła się z sań i wierzchem dłoni upadła na śnieg, pokazując przesłoniętemu chmurami niebu, krąg z cyframi CXI…



Koniec rozdziału pierwszego



Publikacji dalszych części prawdopodobnie będę dokonywał w przyszłości na stronie http://www.epika.yoyo.pl
  • Dodano:
  • Autor: