polskie wiadro pełne co to jest
Definicja: Wilno. Ulicę, przy której mieści się redakcja >>Dziennika Wileńskiego słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Polskie wiadro pełne niespodzianek

Słownik: Wilno. Ulicę, przy której mieści się redakcja >>Dziennika Wileńskiego
Definicja: Cywiński śmiał krytycznie wobec osoby Marszałka Piłsudskiego na piśmie się wypowiedzieć. Za obrazę Marszałka Piłsudskiego ? Bereza murowana ! Generał Dąb – Biernacki, inspektor armii w Wilnie nie rozmieniał się na drobne. Od razu posłał swoich oficerów, aby Cywińskiemu mordę skuli. Dla przykładu. Rektor Uniwersytetu Stefana Batorego interweniuje u samego marszałka Rydza – Śmigłego. Ten ostatni nawet palcem w bucie nie kiwnął. Koniec końców Cywiński ląduje we wspomnianej wyżej Berezie Kartuskiej – skazany poprzez sąd na trzy lata więzienia.
Przed wojną publicyści nie mieli łatwego życia. Wyobraźcie sobie kraj sytuację, kiedy za potencjalny, krytyczny tekst pod adresem Prezydenta IV Rzeczpospolitej – zamieszczony w serwisie iThink.pl, UOP, czy także inny „cebeeś” szaleje po Polsce w czarnych BMW (wszak rząd przesiadł się z Lancii do samochodów, które jednoznacznie kojarzą się z ekipą socjalną kolokwialnie nazywaną dresiarzami. Ciekawe, czy i ja za to po pysku dostanę. Chyba co najwyżej od dresiarzy iż ich z garniturami równam.) i szuka winnego, aby skopać go prawie na śmierć? Chociaż z drugiej strony... niezbadane są wyroki boskie.
O ile w czasach sanacji sposoby siłowe były popularne i powszechnie służące, o tyle w siódmym roku wieku XXI takie sprawy załatwia się trochę inaczej. Np. dymisją Prezesa Kołchoźnika Publicznego. Jeszcze Nie Prezes nasmarował listę ubeków, za co nagroda go czekała w formie skórzanego fotela w gmachu przy ul. Woronicza. Teraz mu ten fotel odebrano, tłumacząc, iż jest on ze sztucznej skóry i jak przyjdzie lato, to mu się nieładne odparzenia na pewnej części ciała zrobią. Lub weźmy Ojca Wszystkich Słuchaczy. Porównał on spotkanie pani prezydentowej z kobietami mediów do szamba. Tutaj mordobicia nie było, lecz za to szwagier się obruszył i uznał to za obrazę bratowej. Mąż swojej żony, a „pierwszy” w IV Rzeczpospolitej zarazem „zakumał czaczę” po czterech dniach i zajął oficjalne stanowisko w tej sprawie. Skoro już jesteśmy przy braciach Kaczyńskich – przywołam na pamięć słynne rysunki w niemieckim publikatorze, przyrównujące ich do dwóch kartofli. Poszły ostre noty protestacyjne, dyplomaci się spięli, iż niewiele im szwy w marynarkach nie popuszczały.
Gdzieś w roku 1998, w prywatnej pogawędce – ze znanym i lubianym podówczas prezenterem Informacje usłyszałem żale, iż pod gmach na Woronicza, na 10 min. przed programem publicystycznym podjeżdża Lancia, wyskakuje z niej Bardzo Istotna Osobistość z ul. Wiejskiej i pędzi do studia, niewiele mokasynów z frędzelkami nie pogubi (Taka wtedy moda wśród establishmentu panowała). Już od progu wykrzykuje: Dlaczego nikogo od nas nie ma? Nie wpuścicie naszego? Poczym syczy do redaktora: Ty już tu nie pracujesz !
Jak za sanacji, tylko po pyskach się nie leją. lecz tak to już od lat bywa na zapleczu Kołchoźnika Publicznego i doprawdy dziwię się sam sobie, iż jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem. Natomiast gorzej mi się robi, kiedy czytam o wspaniałych pomysłach reorganizacji Polskiego Radia. Sukces finalny? Radiowa dwójka ma zniknąć z eteru. Podobno – jak donosi >>Newsweek<< wyrzuca się z pracy realizatorów dźwięku z wieloletnim stażem, a na ich miejsce zatrudnia się ludzi po szkole mediów w Toruniu (Tak tak, tej szkole o której myślicie). Osobiście nie mam nic przeciw tej szkole, ani młodym zdolnym, ale cały ten proceder kojarzy mi się z czystkami stalinowskimi wśród generalicji – kształconej jeszcze w austriackich i francuskich akademiach wojskowych.
Tak skołowane poprzez następne grupy rządzące media publiczne, jak i media niepubliczne zajmują się dziś tylko i wyłącznie lustracją. Słusznie skądinąd, bo Najjaśniej Nam Panujący Władykowie zagrozili dziennikarzom zweryfikowaniem całej społeczności, czy by nie donosili. Podniosło się ogromne larum wśród ludzi na co dzień mocujących się z literami. Tu i ówdzie zawiązały się już samozwańcze wyrocznie. Gdzieniegdzie, ukryci po redakcjach, siedzą za biurkami Ogromni Lustratorzy, którzy już usiedzieć nie mogą na swoich fotelach i wyczekują na magiczne wyraz „aport!”
Ex Prezes Kołchoźnika Publicznego wrócił do swojej rodzimej „Rz”. A Ogromni Lustratorzy dalej grzebią. No i wygrzebali teczkę Ryszardowi Kapuścińskiemu. Jak już smarować ekskrementami wszystkich, to po całości. Tych, co w zaświatach zażywają spokoju także. No i się zaczęło. Na początku Newsweek a później „Rz”. Zgadnijcie, kto zabrał głos w tej sprawie?
Marzę o tym, aby kiedyś obudzić się rano, bez przeświadczenia, iż znowuż jestem zmuszany do nurzania się w wiadrze odchodów. Ciągle tych samych.
  • Dodano:
  • Autor: