zwariowany sklep nieszczęsna co to jest
Definicja: słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Zwariowany sklep - "Nieszczęsna wizyta sanepidu"

Słownik: Cała historia zaczęła się od tego, iż rano do naszego sklepu przyszedł sanepid. Ja, mój brat i tata byliśmy załamani.
Definicja: Ostatnim wspólnie gdy odwiedził nas sanepid byliśmy bardziej przygotowani. Podłogi aż się mieniły od czystości, lecz tym wspólnie kleiły się od brudu. Mówiłem mojemu bratu(nazywał się Bartek i nie pojmował wielu rzeczy) tak aby nie rozlewał oranżady po płytkach, lecz on słuchał tylko ojca. Czasami wydawało mi się, iż wszyscy pochodzimy z innych planet.
Ludzie z sanepidu podeszli do lady. Ubrani byli w białe fartuchy. Jeden z nich trzymał w dłoni neseser. Obydwaj mieli plakietki: wyższy z łysą głową nazywał się Kowalski, z kolei ten grubszy pisał się Nowak. Ostatnim wspólnie również odwiedzili nas panowie o takich samych nazwiskach, jednak wyglądali całkiem inaczej.
-Bez oszustw -powiedziałem- zawsze podajecie się za Nowaków albo Kowalskich.
-Do mojej klasy chodziło pięciu Kowalskich! -zaskrzeczał Bartek.
-Przecież ty nie chodziłeś do szkoły –powiedziałem.
- lecz pierwszą klasę skończyłem z wyróżnieniem –rzekł mój głupi brat.
-Wyróżniało cię tylko to, iż dostałeś świadectwo z samymi ocenami niedostatecznymi - rzekłem z pewną satysfakcją w głosie.
-Nieprawda! – krzyknął Bartek – otrzymałem dwóję z WF-u.
-Tylko dlatego, iż uczył go nasz wujek Mietek – powiedziałem do Kowalskiego i Nowaka, których przypadek ta przestała bawić.
-Mam dość! – krzyknął Nowak swoim basem – my przyszliśmy na inspekcję a nie na jakieś pogaduszki o baranie co nie skończył pierwszej klasy.
-Wypraszam sobie! – wrzeszczał Bartek i wyszedł zza lady.
Podszedł do Nowaka i namierzył ręką jego twarz. Chybił na skutek Kowalskiego, który popchnął go na ladę. Do bójki przyłączyłem się ja. Walnąłem Kowalskiego z całych sił ogłuszając go tym samym.
Spokój! – krzyknął czyjś głos z tyłu.
Był to tata, który nareszcie wyszedł zza zaplecza. Opowiedziałem mu streszczenie całego zdarzenia. Oboje z tatą zauważyliśmy, iż Nowak pisze coś w swoim opasłym zeszycie. Bartek wyrwał mu skoroszyt i rzucił go w moją stronę. Zauważyłem, iż Nowak napisał w raporcie:

1.Za ladą stoją dwa potwory które niewiele nie pożarły mnie i Kowalskiego. Zaproponować szefowi by dał nam dzień zwolnienia z racji na nasz stan psychiczny i fizyczny.

-Tego już za sporo – powiedziałem – może i nie jestem doskonały - lecz potworem nie jestem.
I rzuciłem opasłym zeszytem w stronę głowy Nowaka. Mój pierwszy celny strzał!
-Auu – zapłakał Nowak – to nie do wytrzymania. Dlaczego mi wszystko utrudniacie? Przejrzę sklep i wszystko będziecie mieli z głowy.
Więc wraz z tatą i Bartkiem uznaliśmy, iż nie będziemy już utrudniać roboty temu panu. nareszcie ludzie powinni sobie pomagać.
Nowak przyjrzał się podłodze. Oblizał sobie palec i dotknął nim podłogi.
-brzydko – rzekł z satysfakcją – tu nie było myte chyba z pół roku.
-Istotnie ma pan rację – powiedział tata – ale pomylił się pan o dwa dni.
Nowak zaczął coś notować. Zauważyliśmy, iż Kowalski już wstał. Podszedł do kolegi i coś do siebie szeptali. Zakradłem się z tyłu i zobaczyłem, iż Nowak napisał:

2.Ci ludzie nie mają definicje co znaczy termin miotła czy mop. Gdyby nie to, iż sklep jest w opłakanym stanie właściciele bardzo szybko aby się wzbogacili z racji na najlepsze położenie sklepu.

Wróciłem do Bartka i ojca, który spoglądał na panów z sanepidu podejrzliwie. Wyszeptałem mu i Bartkowi treść drugiego punktu raportu.
-A co tj. termin? – zapytał Bartek Kowalskiego.
-To znaczenie czegoś – powiedział Kowalski, który nadal był w szoku.
-czyli panowie myślą iż my nie znamy znaczenia miotły? – rzekł Bartek.
-Otóż to –powiedział Kowalski.
-Cicho – skarcił go Nowak – idziemy sprawdzić jak się mają sprawy na zapleczu.
Panowie poszli na zaplecze. Chwilę później usłyszeliśmy okropny hałas spadających na podłogę rzeczy. Otrząsnęliśmy się i pobiegliśmy na zaplecze.
Na podłodze leżeli nieprzytomni dwaj panowie z sanepidu. Przykrywała ich sterta butelek po piwie. Zobaczyłem gruby zeszyt w dłoni Nowaka. Skusiłem się by go podnieść.

3.W sklepie nie było sprzątane poprzez pół roku, jednak na zapleczu jest sporo rzeczy potwierdzające to, iż nie było tu sprzątane z dwadzieścia lat. Najprawdopodobniej dwadzieścia lat temu na zapleczu zmarła sprzątaczka. Nie widać jednak szkieletu.

Bardzo mnie to rozśmieszyło, bo dwadzieścia lat temu nasz tata najprawdopodobniej siedział na fotelu i nic nie robił. Mam dziewiętnaście lat, więc nie mogę tego pamiętać. Nowak odnotował jeszcze jeden pkt.:

4.Ten sklep nie nadaje się do użytku i trzeba go bezzwłocznie zamknąć dla dobra ludzkości.

Rzuciłem zeszytem w stronę ojca. Gdy wraz z Bartkiem przeczytali notatki Nowaka postanowiliśmy się naradzić.
-Powinniśmy wprowadzić pewne zmiany w raporcie – zaproponowałem.
-Świetny pomysł – poparł mnie tata.
-Ja będę dyktował , ty będziesz pisał – rzekłem do Bartka.
-Nie umiem – odparł Bartek.
-Tomek , dobrze wiesz iż Bartek nie umie pisać – skarcił mnie tata – oczywiście pisał będę ja.
Podałem ojcu kartkę papieru i długopis.
-W pierwszym punkcie napisz...
-W.. pierwszym...punkcie...
-NIE PISZ TEGO! – ryknąłem z całych sił – NAJLEPIEJ JAK BĘDĘ PISAŁ JA!
Wyrwałem tacie kartkę i długopis z ręki. Popatrzył na mnie groźnie.
-Coś ty do mnie powiedział? – rzekł z lekka opanowanym tonem – stoisz sobie tu, w tym sklepie, który założyłem ja dla dobra twojego i Bartka.
-Nie pomyślałem o tym – wybąkał lekko zażenowany Bartek przynajmniej tak jakby to on pyskował przed chwilą do ojca.
Właściwie o czym ty myślisz, pomyślałem sobie w duchu. Oznaki mądrości u mojego brata zaginęły kiedy miał trzy lata, kiedy ostatni raz powiedział wyraz mózg. tata popatrzył na mnie i powiedział:
-Właściwie to nie ma co gadać z gówniarzem.
Po tych wyrazach podniósł się z krzesła, wyszedł z zaplecza i poszedł zza ladę. Usiadłem na jego miejsce i zacząłem fałszować raport Nowaka. pkt. pierwszy zmieniłem na:

1.Za ladą stoją dwaj bardzo mądrzy ludzie wyglądający na dobrze wychowanych. Poczęstowali mnie i Kowalskiego herbatką. Zaproponować szefowi by dołożył nam więcej zleceń.

Zaśmiałem się w duchu. Nowak i Kowalski zamiast na wymarzonym urlopie badają czystość innych sklepów. Extra!
Popatrzyłem na dalszą część raportu i na moim nowym raporcie napisałem:

2.Stan podłóg jest wprost najlepszy. Sklep bardzo dobrze funkcjonuje i przynosi bardzo duże zyski.

Może powinienem nie zdradzać naszych kokosów, pomyślałem sobie w duchu. Pal licho! Z fiskusem i tak niedawno się rozliczaliśmy. Spojrzałem na pkt. trzeci i nabazgrałem:

3.Sprzątaczka umarła dopiero co, jednak przed śmiercią na zapleczu wykonała to co do niej należało. Wysłuchawszy opowieści zacnych sklepikarzy jestem zmuszony przyznać, iż była to bardzo piękna osoba.

A to ci dopiero, pomyślałem. Czysta Helga zmarła piętnaście lat temu, kiedy byłem jeszcze bardzo mały. Nowak i Kowalski szkieletu nie znaleźli, bo postanowiliśmy oddać jej ostatnią przysługę i ją pochowaliśmy. Stypę odprawiliśmy za jej ostatnią pensję. A co do wyglądu to nie znała znaczenia zdania ubrać się ładnie.
Zmarszczyłem czoło i zacząłem pisać ostatni pkt.:

4.Sklep jest zwyczajnie rajem dla klientów. Należy zorganizować strajk na podwyżki dla właścicieli sklepów.

W dłoni nieprzytomnego nadal Nowaka umieściłem nowy raport. Postanowiłem, iż trzeba obydwóch panów ocucić.
-Bartek, przynieś szklankę wody – powiedziałem.
-Będziemy olewać płytki? – zapytał mnie brat.
-Innym wspólnie...musimy obudzić tych śpiących królewiczów.
Bartek pobiegł po wodę. Czekałem na niego pół godziny aż wreszcie przyszedł.
-Przepraszam cię, Tomek - lecz woda sama ucieka – rzekł, kiedy obróciłem się by na niego popatrzyć.
Kiedy zobaczyłem ile wody przyniósł o niewiele nie otrzymałem zawału. Wody było ledwie na dnie szklanki. Najgorsze to jest, iż cały czas lała się na posadzkę. Bartek nalał wody do szklanki, z której ostatnio pił nasz kuzyn Gerwazy, który bardzo lubi uderzać młotkiem w dno szklanki by wydawała chrupiący odgłos. Zerwałem się na nogi, uderzyłem brata w głowę i poszedłem po szklankę wody. Nie zauważyłem, iż posadzka jest mokra i o niewiele co się nie poślizgnąłem.
-Uważaj gdzie rozlewasz wodę, niezdaro – skarciłem ostro brata.
Wyszedłem z zaplecza i podszedłem do kranu, który stał za ladą. tata stał tam i się do mnie nie odzywał. Wziąłem z kredensu szklankę(tym wspólnie całą) i nalałem do niej wody. Wróciłem na zaplecze, amortyzując się przed upadkiem. Bartek łkał, zapewne poprzez moje ostre słowa.
-Idiota – rzekłem – ryczy jak małe dziecko.
Bartek wyszedł z zaplecza. Nie rozumiem tylko dlaczego się nie poślizgnął. Niemądry ma zawsze szczęście!
Na twarz Nowaka wylałem połowę zawartości szklanki. Zareagował natychmiast.
-AAA...gdzie ja jestem?
-Sklep u Crazych – wycedziłem – pan nas kontroluje.
-Myślałem, iż to tylko koszmar – powiedział Nowak ze strachem w głosie.
- lecz ja nie zważałem na jego słowa. Wylałem resztę wody na Kowalskiego. Reakcja była podobna.
-AAA...gdzie ja się znajduję?
-Sklep u Crazych – wyrecytowałem z pamięci – pan nas kontroluje.
-Myślałem, iż to tylko...
-Koszmar – dodałem – > - lecz nic z tego, panowie, to real.
-Madryt? – zapytał mnie lekko wstrząśnięty Kowalski.
-Nie...Wąchock – rzekłem.
-Dosyć tego! – krzyknął Nowak – Kowalski, zbieramy zabawki i spadamy stąd.
Kowalski podniósł się i wraz z Nowakiem zaczęli biec, ale nie zauważyli, iż posadzka jest mokra.
ŁUP!
2 DNI PÓŹNIEJ
-Cześć, chłopaki wpadłem po starej znajomości.
Był to Kowalski na wózku inwalidzkim. Miał obydwie nogi i obojczyk w gipsie. wraz z ojcem i Bartkiem, z którymi już się pogodziłem zaprosiliśmy go do środka. Włączyliśmy telewizor i zaczęliśmy rozmawiać.
-Nie chcesz krzesła? – zapytał Kowalskiego Bartek.
-Przyniosłem jedno ze sobą – odparł kontuzjowany.
-Ty to tak na zawsze? – spytałem.
-Nie...za tydzień ściągają mi gips.
-A co u Nowaka? – zapytał tata.
-Nie wiem dlaczego, > - lecz szef dał mu bardzo wiele zleceń. Chłopina cały czas pracuje a pensję ma taką samą. Widziałem go ostatnio. Trzy ćwierci od śmierci, mówię wam.
Kurczę trochę przesadziłem z tym raportem, pomyślałem. Przemyślenia przerwał mi znowu głos Bartka:
-I ten twój wypadek to przeze mnie? – spytał Kowalskiego.
-Mówią, iż jesteś niemądry, jednak mi się wydaje, iż bystrością nie grzeszysz – odpowiedział mu.
Pomyślałem sobie, iż każdy jest odpowiedzialny za kogoś: przeze mnie Nowak nie nadąża z niczym, z kolei poprzez Bartka Kowalski musi targać co chwila to własne przenośne krzesło.
  • Dodano:
  • Autor: