lubię co to jest
Definicja: Wyraz się rzekło słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Bo lubię

Słownik: Wyraz się rzekło...
Definicja: W poszukiwaniu natchnienia, trochę także dla rozruchu, a w najwyższym stopniu w nadziei na powrót do złożonych w lamusie muśnięć Kaliope, zakradam się w środku nocy do omszałej „od zapomnienia” szuflady. Poprzez otwarte okno wpada zbawienny chłód wieczoru, mantryczny dźwięk świerszczy i gdzieś między nim charakterystyczna dla tej pory dnia cisza.
Siadam przy biurku i wyciągam rękę w kierunku miejsca, które od zawsze kryło moje słodkie, a z biegiem lat i te gorzkie tajemnice. Z duszą na ramieniu, w obawie, co tam mogę znaleźć (a może bardziej przed tym, o czym już zdążyłam zapomnieć) pociągam niepewnie wygięty na kształt ucha uchwyt szuflady. Ani drgnie. Próbuję jeszcze raz. Nic, ni zgrzytu. No otwórz się, do cholery! - burczę pod nosem bardziej do siebie niż do niej, dalej bezskutecznie walcząc z szufladzianą zaciętością. Faktycznie, nie widzę powodu, tak aby tak się zamykać…w sobie zresztą! Drgnęła nareszcie. Jeszcze kilka szybkich szarpnięć i ponury, politurowy sezam stanął przede mną otworem.
Co my tu mamy?! Wyciągam pierwszy z wierzchu, wyraźnie naznaczony czasem brulion. Czas, który minął jest pożółkły – przemyka mi poprzez głowę, kiedy tak przewracam przyłożone do nosa kartki. Już tak mam, iż nie wszystko wącham. Zapach mnie oswaja.
Wciągam więc nosem złote myśli, durne rymowanki, kwiaty, motyle, balony i (jakżeby nie!) ogromne, przeszyte strzałą czerwone serca, które jeszcze teraz krzyczą: Love! Love! Love! Są także przydługie rymowanki o charakterze pracy zbiorowej, w których stworzenie wkład wniosła cała klasa. Każdy coś tam dopisywał pod ławką na lekcji, a na przerwie była kupa śmiechu. Właśnie! A propos kupy, ktoś próbował zaznaczyć się w mojej pamięci takim oto wpisem: „Ku pamięci, mięci kupa wpisał się Alojzy Dupa”. Twórca powyższego, własną drogę zgrabnego tekstu oczywiście się nie podpisał, a mnie już nie przychodzi do głowy, kto to mógł być. Rymowankę za to pamiętam do dziś.
Wśród walających się na dnie szuflady kartek w kratkę, bez kratki, w linie i bez linii znajduję nareszcie ślady twórczości własnej. Zaległe listy, wierszowane bajki dla mojej siostry i trochę poważniejsze…co? Nawet nie wiem, jak to nazwać. nie wszystko kończy się lub trzykropkiem, lub ciągiem dalszym, który ma nastać, a który w skutku pewnie już nigdy nie nastąpi. Nie mogę uwierzyć, iż to wszystko wyszło spod mojego pióra…pardon, piórka. Próbuję ogarnąć te wielokropki i ciągi dalsze z resztkami nadziei, iż jednak kryją w sobie jakąś tajemnicę lub drugie dno, do którego tak trudno przecież dotrzeć. Im dłużej im się jednak przyglądam, tym bardziej dochodzę do wniosku, iż nie mają zupełnie sensu, są liche i sprawiają wrażenie stracha na wróble odzianego w kożuch w trzydziestostopniowy upał.
A niektóre wielokropki jakby porozciągały się aż po dziś dzień. O co chodzi?
Zamykam szufladę i wraz z nią to kołaczące się w głowie pytanie o sedno. Wiem przecież, iż jutro także coś napiszę, nie bacząc na to, iż kartki bledną, pióro się buntuje a słowa jakoś niechętnie formują się w zdania i mieszają ich szyki. Ponieważ lubię.
  • Dodano:
  • Autor: