tniejaca miłość co to jest
Definicja: poprzez co nie wyrabiam się.. Życze miłego czytania **** słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Nie istniejaca miłość

Słownik: Moje opowiadanie nie jest dokączone z kilku przyczyn.. lecz w wolnej chwili to nadrobie i napisze.. mam jeszcze 2 inne opowiadania które pisze, poprzez co nie wyrabiam się..

Życze miłego czytania
****
Definicja: Ciemna i cicha noc, tak zwykle się zaczynają opowieści powiązane z grozą, lecz nie ta.

kolejnego dnia miało być, normanie, jak co dzień, jednam mama oświadczyła mi ze przenosimy się do nowego domu w Los Angeles. Tam mieszka mojej mamy nowy mąż, z którym od niedawna jest po ślubie, dlatego się przeprowadzamy do niego. Ma dwóch synów, Marca, który jest ode mnie o dwa lata starszy i ma prawa jazdy a drugi to Jack, jest ode mnie starszy o rok. Ja mam 16 lat i różnie się od innych dziewczyn tym, iż nie lubię stroić się i malować. Mój makijaż to tylko tusz do rzęs, czarna kredka do oczu i błyszczyk. Moje krucze, długie, sięgające do prawie pasa włosy są zawsze powiązane. Moje zielone oczy właśnie tego dnia widziały jak mam się pakuje do wyjazdu. Pomagałam jej w tym dniu a gdy nadeszła chwila, kiedy doszło do transportu musiałam wtaszczyć wszystkie kufry do samochodu, który nas zawiedzie na lotnisko. Wszystko tak szybko zleciało ze nawet nie zdążyłam się obejrzeć a już byłam w samolocie. Hostessa kazała mi założyć takie urządzenie na twarz, aby przy wznoszeniu się nie zrobiło mi się nie dobrze, lecz za pięć min. kazała już zdjąć. Nawet nie zauważyłam jak ten czas szybko upłyną.. Dopiero co widziałam wszystko z góry a teraz, już musiałam wysiadać. Czułam się dziwnie, tak jakby obserwowana i nagle z dołu zobaczyłam trzy osoby machające w nasza stronę. Był to Georg z własnymi synami, lecz oni nie wyglądali zbyt miło. Lub się nie wyspali lub nie mieli zamiaru stać tutaj dłużej i chcieli jak najszybciej stąd wyjść. Nie dziwie im się, ponieważ i mnie było tutaj jakoś źle. W prawdzie Nigdy swoich braci przyrodnich nie widziałam i miałam nadzieje ze będą bardziej przystojni. Mark miał jakieś 70,87 cali i był brunetem bardzo krótko ostrzyżonego. To oznacza, jego czubek włosów miał może jakieś pięć milimetrów długości, niedosyt, iż były pożelowane i lakierowane to były postawione na jeża. Powoli w duł robiły się krótsze tak ze na końcu miał może niecałe dwa milimetry. Jego czy były bardzo niebrzydkie, a w słońcu miały śliczny niebieski połysk. Jak na osiemnastolatka to był bardzo dobrze zbudowany i dosyć przystojny. Jack w porównaniu do Marca był niski, miał może niecałe 67,72 cali wzrostu. Włosy były ciemnego blądu a oczy brązowe. Był tylko o rok ode mnie starszy. - No chłopcy, chyba nie pozwolicie aby nasze panie taszczyły te ciężkie walizki – powiedział zadowolony Georg dając mojej mamie całusa i chwycił dwie walizki. Marco zrobił podobnie i Jack. Jednak ja się nie poddałam i także wzięłam swój plecak i torbę. Kiedy już wsiadałam do samochodu koło mnie usiadł Marco a z drugiej Jack, mama z przodu przy Georgu. Jadąc do naszego domku opowiadali jak jest tu fajnie, ze poznam wielu ciekawych osób i takie tam. W końcu, jestem w domu. Ojczym zajechał na plac gdzie samochód zwykle parkuje i ujrzałam piękny pałacyk, i nie mogłam dojść do siebie, gdy zobaczyłam dom z paroma wieżyczkami i pomyśleć ze w dwóch to mój pokój. Kiedy ja tam wpatrywałam się w dom, chłopcy wnosili moje rzeczy, na podwórku mieścił się garaż i ogródek z altaną. Piękny widoczek w szczególności dla mnie jak ja jestem miłośniczką pięknych widoków. Nagle usłyszałam głos
- Kochanie, aczkolwiek na kolację – powiedziała mama.
- Na jaką kolację – powiedziałam cicho sama do siebie, nawet nie zauważyłam jak się ściemniło a mnie jeszcze czekało rozpakowanie się.
- I jak ci się tutaj na razie podoba? – spytał Georg
- Jest bardzo fajnie - odparłam
- Ja radze wam wszystkim iść już spać i nie rozpakowywać się – doradził Marco wstając od stołu i biorąc swój talerz – czy jeszcze to jesz? – spytał się
- Nie – odpowiedziałam nieśmiało a Marko wziął mój talerz i wsadził do umywalki i zaczął myć.
- Masz racje Marco – przytaknęła mama ziewając – ja jak pozwolicie to pójdę spać, ponieważ jestem wykończona – i wstała sięgając po swój talerz
- Zostaw to Carla, ja po tobie posprzątam – powiedział Georg wstając i chwytając jej talerz – a ty Jack pokaż Marii gdzie jest jej pokój – i wstał kierując się w stronę umywalki, z której przed chwilą odszedł Marco
- Tato, ja to zrobię – powiedział
- No dobrze Marco, tylko jej nie zagaduj aby mogła spokojnie spać
- Dobrze – i poklepał mnie po plecach bym wstała. Wedle jego przypuszczeniami wstałam i poszłam za nim. Szliśmy schodami ku górze i zobaczyłam długi korytarz bardzo ładnie ozdobiony. W tym korytarzu widziałam cztery wgłębienia na drzwi. Na końcu tego korytarza było okno pod którym stał stoliczek z kwiatkiem. Podłoga była bardzo niebrzydka ponieważ był przeciągnięty po niej czerwony dywan. Tapeta była niebrzydka, delikatna i dawała wrażenie miejsca bardzo spokojnego. Marco otworzył mi drugie drzwi po lewej stronie a pierwsze od okna. Jak tylko przekroczyłam próg pokoju to aż mnie zatkało. Pokój miał ściany jasno niebieskiego, regał i szafka nocna były zielone a długie zasłony i lampka nocna pomarańczowe. Ślicznie to wyglądało, gdy pokoik był bardzo spory. Te dwie kolumny to był jeden pokój. Po lewej stronie był stolik z trzema małymi pufami, ten stolik był okrągły i szklany. Parę decymetrów dalej była szafka na książki a następnie pod kolejną ścianą szafa, znowu regał na książki, bliźniaka i biurko z komputerem. Trochę dalej była szafka z wieżą, z kolei pod ścianą gdzie były okna to był tylko po środku obraz, spory obraz. Nie przedstawiał niczego ważnego. Była to tylko jakaś rodzina. Dalej przy kolejnej ścianie było tylko ogromne łóżko pokryte zielono-pomarańczową narzutą. Pokój wył bardzo śliczny.
- Już obejrzałaś swój pokoik? To teraz, aczkolwiek pokaże gdzie jest twoja łazienka – powiedział Marco. Zgodziłam się, lecz byłam pod ogromnym wrażeniem. Niedosyt ze mam jak nigdy spory pokój w moich ulubionych kolorach to jeszcze mam swoją łazienkę, niesamowite. Jednak daleko nie musiałam iść, łazienka była naprzeciwko mojego pokoiku. Gdy Marco otworzył mi je zobaczyła dosyć sporą łazienką. W niej był brodzik na prysznic, toaleta, umywalka i wanna. Nad umywalką było lustro i w okolicy ręczniki. Łazienka była ładnie wyłożona lekko niebieską glazurą.
- Dobra, aczkolwiek już, ponieważ pewnie jesteś zmęczona, zaraz przyniosę ci rzeczy z dołu
- Dobrze – odparłam posłusznie i poszłam do swojego pokoju. Tam mój wzrok przywiódł obraz z tą rodziną, patrzyłam się na niego poprzez jakiś czas i nawet nie spostrzegłam jak Marco wniósł wszystkie moje rzeczy. Dopiero po jakiś dobrych dziesięciu minutach zdałam sobie sprawde, iż jest już godzina po jedenastej w nocy. Odeszłam od obrazu i ze mi się nie chciało spać to zaczęłam się rozpakowywać. Godzina po północy, kiedy usłyszałam za własnymi plecami jakiś chichot. Rozejrzałam się, lecz nikogo nie było. Pomyślałam ze mi się tylko coś wydawało i włączyłam wieże, po czym wróciłam do swoich poprzednich zajęć. Właśnie leciała jakaś wolna piosenka, kiedy znowu usłyszałam dziwny chichot za plecami. Raptownie się odwróciłam, ale nikogo nie było. Zrobiłam kilka kroków w przód i kiedy zdałam sobie sprawę ze nikogo nie ma odkręciłam się na pięcie w kierunku biurka. Nagle upadłam na podłogę cała przerażona i trzęsąca się. Przede mną stała osoba, trochę blada i dość młoda. Unosiła się w powietrzu, a jej cała posturka i ciuchy były zamazane. To był duch
- Witaj maleńka, jak się czujesz – powiedział i sfruną na ziemię. Wolnymi krokami przeszedł koło mnie i usiadł na łóżku – jak długo będziesz jeszcze na tej podłodze siedziała, może byś tak wstała? – Powiedział i wyciągną rękę aby pomóc mi wstać. Ja jednak byłam zbyt przerażona aby cokolwiek zrobić, jedynie zdołałam wypowiedzieć
- Aaa kim tyy jesteś?
- Hmm… powiedzmy ze twoim współlokatorem – powiedział lekko – jestem już tutaj od dawna, a jak ty masz na imie?
- Maria – rzekłam trochę jąkając się
- Dziewczyno, wyluzuj, przecież nic ci nie zrobię – powiedział wstając i kucając w okolicy mnie – czy pierwszy raz widzisz ducha – spytał się. Ja tylko pokiwałam głową – a wiec nie jesteś w pełni mediatorską, eh, dlatego tak zareagowałaś. lecz skoro nią jesteś to powinnaś widzieć, chociaż parę innych duchów tych jak ja – ale ja pokręciłam tylko głową – nie, nie widziałaś innych duchów? Jestem pierwszym duchem, jakim widzisz. To nie wiarygodne ze ty… lecz już nie istotne W tym momencie wstałam i bliżej przypatrzyłam się temu chłopakowi. Miał fryzurę podobną do Marca, przyrost może 70,08 cali, oczy miał zielone a usta delikatne i dosyć małe tak jak noc, który miał bardzo zgrabny. Kogoś mi przypominał, tylko, kogo. Już wiem tego chłopaka ze zdjęcia, które wisi u mnie w pokoiku. Podeszłam do niego i tak się popatrzyłam. W dolnym lewym rogu była data
- A, jak masz na imie? – powiedziałam nie pewnie
- Alan, Alan Valentine
Oczom własnym nie wierzyłam
- Alan, ty masz ponad sto lat – wydusiłam z siebie – lecz jak to się stało ze ty nie jesteś w zaświatach tylko tutaj
- ponieważ widzisz, Mario, jak duchy a raczej ludzie zostaną zabici to idą lub do nieba, lub do czyśćca. Jednak są także takie, które kręcą się w tym świecie i szukają ludzi albo przyczyn, dla których już nie żyją
- Jednym wyrazem szukają zemsty
- W pewnym sensie, lecz to zrozumiesz później, teraz, aczkolwiek pomogę ci się rozpakować – i podszedł do biurka aby wypakować moje rzeczy – widzę ze już lepiej się dogadujemy – i spojrzał się w moja stronę. Trochę się poczułam niemądrze, bo ten Alan był faktycznie przystojnym duchem.
>>kolejnego dnia jak wstałam to zobaczyłam jak w półce jest wszystko ładnie poukładane. Zdałam sobie sprawę ze miałam horror wcześniejszej nocy i już schodziłam na dół aby powiedzieć o tym mamie ale na schodach pokazała mi się osoba z mojego snu
- Alan, czy możesz mnie nie straszyć, ja w prawdzie myślałam iż to był sen z tobą
- No, miło mi, od wieków chyba nikt o mnie nie śnił – zażartował sobie – lecz teraz tak serio, ty nie możesz powiedzieć mamie o mnie
- A to dlaczego, i skąd wiedziałeś iż chcę to zrobić – spytałam się podejrzliwie
- Eh, ty jeszcze wiele nie wiesz o duchach
- Mario, aczkolwiek na śniadanie, musimy o czymś pogadać
- Już idę mamo – i powoli zaczynałam iść w stronę kuchni
- Tylko pamiętaj, nikomu o tym nie mów, inaczej jak im powiedz to mogą ciebie wyśmiać, a ja tego nie chce – i zniknął. Taka to już natura ducha.
Kiedy potrzebny to go nie ma, lecz jak się zjawi to faktycznie można wyjść z siebie i stanąć w okolicy z przerażenia.
Kochanie, podać ci Tosta czy wolisz płatki na mleku
- Tosty – odpowiedziałam siadając przy okrągłym stole
- Chcieliśmy z tobą pogadać o szkole – powiedział Georg
- Tak, czyli co ustaliliście? - zapytałam
- Hmmm… - rzekła mama smętnie – jeszcze sami, niewiemy czy dać ciebie do tej szkoły co jest Marco i Jack, czy do szkoły dla dziewczyn – spojrzałam się kantem oka na Marca i Jacka, którzy siedzieli przy Georgu. Patrzyli się na mnie błagalnym okiem bym wybrała ich szkole, nie wiem, dlaczego, chociaż bardziej się tym przejął Marco. Najwyraźniej chciał bym poszła do jego szkoły. - Nie chcemy byś później była na nas zła za ten wybór – odparł Georg odstawiając kubek kawy - Zastanów się dobrze, ponieważ twoje papiery są i tu i tu złożone. A wiec tylko teraz należy do ciebie wybór – dopowiedziała mama i usiadła na krześle za stołem. Ja głęboko myślałam gdzie pójść, w szkole dla dziewczyn możę być trochę nudno, za to u chłopców to będę mieć schronienie
- To wiec jak – zapytał Jack podnosząc się z krzesła i idąc do umywalki
- Hmmm – opowiedziałam po namyśle – chciałabym pójść do szkoły Marca i Jacka
- Dobrze – odpowiedziała mama – zaraz zawiezie ciebie Marco do szkoły, dzisiaj się zapoznasz z klasą, tylko się raz dwa ubierz, a ja za chwile przygotuje ci śniadanie do szkoły..
- Dobrze mamo – i ruszyłam ku górze do pokoju. Kiedy tak szłam nagle na końcu schodów pojawiła się postórka Alana. Przestraszyłam się strasznie widząc tego ducha.
- czyli wybrałaś – rzekła zimnym głosem takim jakby to był niedobry wybór
- lecz co? – zapytałam się
- Szkoła - dopowiedział
- Ach tak… wybrałam, czy to cos złego? – troszkę się zdziwiłam i spojrzałam na niego spod oka.
- Tak, nawet nie wiesz co tam jest, jako ty będziesz miała tam bardzo ciężko – podleciał do mnie i patrzył mi się głęboko wpatrywał w moje oczy. Tez się patrzyłam w jego oczy, były faktycznie śliczne i nie mogłam oprzeć się pokusie aby na niego nie spojrzeć. Jednak wiedziałam iż Marco czeka, wiec ruszyłam do pokoju nie zwracając uwagi na ducha. Ten jednak nie dawał za wygraną
- Dziewczyno, ty nie wiesz co tam się czai, jakie są tam duchy - ciągnął
- Zostaw mnie w spokoju, dobrze, nawiedzaj sobie inne dziewczyny, a mnie zostaw w spokoju. Wystarczy ze musze znosić twoje wizyty u mnie w pokoju
- iż co? – najwyraźniej go zaskoczyłam – masz mnie dość? Dobra zobaczymy jak sobie paniusiu poradzisz, jak zaatakują ciebie duchy
- A co niby mają mi zrobić, są nie groźne – odpowiedziałam gniewnie
- Oj mylisz się, i to grubo. Ty nawet nie wiesz jakie są duchy, umieją zabić człowieka z nienawiści – w tym momencie chciałam mu przerwać, jednak on nie dał i ciągną dalej – jesteś mediatorką i już tego się nie pozbędziesz, to już ci pozostanie, a wiesz mi, to w ogóle nie jest przyjemność być kimś takim jak ty
- Posłuchaj ty pozostałością po człowieku – już się zdenerwowałam – nie mam zamiaru ciebie słuchać. Mam ciebie Grześ, rozumiesz, jak nie to zrozum. A teraz wynocha z mojego pokoju. Masz mi się z niego wynieść. Od dzisiaj ja ciebie nie widzę… rozumiesz biały dymku. Wyglądasz jak mogła, dlatego dla mnie już zniknąłeś. Papa – i wyszłam jak najszybciej z pokoju nie postawiłam żadnego wyboru do obrony Alanowi. Ruszyłam schodami w dół, kiedy nagle pojawił się on
- Co chcesz – zapytałam się ze złością. Wyglądał jakby ktoś przejechał po jego twarzy. Nie był za wesoły.
- Dzięki za ustalenia, były prześliczne – odezwał się zwisając do góry nogami.
- Nie ma za co – i ruszyłam dalej, jednak on mnie zatrzymał łapiąc za rekę.
- Posłuchaj, ja będę ci potrzebny, sama sobie nie poradzisz – powiedział drżącym głosem.
- Niby, do czego? – Zapytałam się
- Mario, schodzisz już? – usłyszałam głos mamy. Kiedy się obejrzałam aby coś powiedzieć Alanowi, już go nie było
- Tak, już schodzę – odpowiedziałam mamie i ruszyłam na dół. Na dole spotkałam się z Makiem i ruszyłam za nim do samochodu. Wsiadając zaczął temat:
- Dzięki
- A niby, za co? – spytałam zdziwiona
- iż wybrałaś naszą szkolę - odpowiedział
- Aaa… to o to chodzi. Powiem ci ze nie za bardzo miałam wybór. Zresztą, kto aby chciał chodzić do szkoły gdzie są same paniusie z wyższej półki. Ja wole jednak liczyć na naturalną i normalniejsza szkołę niż ta dla wyższych sfer. – Marco się tylko na mnie popatrzył i lekko uśmiechną, po czym uruchomił stacyjkę i pojechaliśmy do szkoły. Po drodze gadaliśmy o zasadach panujących w tej szkole. Byłam trochę przerażona tym, co on mi mówił, lecz z drugiej strony nie mogło być tak źle jak on opowiadał.
  • Dodano:
  • Autor: