śmieci śmierci co to jest
Definicja: To tylko fanfik matrixowy jest. Tylko fanfik słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Śmieci śmierci.

Słownik: To tylko fanfik matrixowy jest. Tylko fanfik.
Definicja: Noc. Godziny, kiedy Orfar, anioł Ciemności przechodzi poprzez świat ze swoim ciężkim mieczem, wyplewiając z niego całe światło słoneczne i zostawiając jedynie mrok. Dla większości stworzeń ten czas jest ukojeniem, podsumowaniem po ciężkim dniu. Pewną opozycję dla wyznawców takiego postrzegania godz. nocnych są wampiry, lecz... jak to mówią, wyjątek potwierdza regułę.
Oczywiście, mówiąc metaforycznie, nic na tym świecie nie jest do końca ani czarne, ani białe. Noc bywa czasem niespokojna i nieprzespana, zupełnie tak, jak pewien Wybraniec, leżący w okolicy swojej wybranki i w zadumie podziwiający profil jej jasnych, doskonałych pleców.
- Ti? – rzucił cicho w przestrzeń. Odpowiedział mu nieznaczny pomruk, który równie dobrze mógł być płomiennym zaprzeczeniem, jak i wymyślnym przekleństwem.
- Trin, śpisz? – spróbował po raz następny, ciągle gapiąc się na jasny, kontur chudych pleców dziewczyny, której reakcja, tym wspólnie, była natychmiastowa.
- Użyj swoich mocy, by to sprawdzić, wybrańcze – warknęła uprzejmie, ton jej głosu sugerował zaś, iż jeśli chłopak zamierzał nawiązywać jeszcze jakąkolwiek formę kontaktu z nią, zostanie pozbawiony życia w możliwie w najwyższym stopniu brutalny i poniżający sposób, jaki tylko przyjdzie jej do głowy. Neo uśmiechnął się delikatnie, dziękując przy okazji, iż jest zbyt ciemno na to, by Trójca to zauważyła.
- A więc wnioskuję, iż nie śpisz.
- Pogratulować zdolności wyciągania dobrych wniosków, prowincjonalny Jezusie.
Trinity szybkim ruchem obróciła się w jego stronę, tak, by mógł bez skrępowania patrzeć jej w oczy, i/albo dostrzec w nich dyskretne iskierki irytacji.
- Jesteś zła? – zapytał, dotykając lekko jej policzka.
- Nie. Zmęczona.
- W sensie jak w najwyższym stopniu metaforycznym, jak mniemam.
- W sensie „miałam-do-dupy-dzień-i-nie-chce-mi-się-o-tym-gadać”.
- Czy jest sedno dalej Cię o coś pytać?
- Także Cię kocham.
- Rozumiem, mam się zamknąć i spieprzać.
- Poprawnie wyciągnięte wnioski.
Po tej wypowiedzi trwali w całkowitym milczeniu, które jednak po niecałej minucie przeciął ostry głos rozbudzonej Ti.
- Neo?
- Słucham Cię. – padła odpowiedź- Zawsze i wszędzie, najdroższa.
Dziewczyna uniosła ironicznie brew.
- Ostatnio masz przesłodzone kwestie. Musisz koniecznie wywalić swojego scenarzystę – rzuciła beztroskim tonem, podnosząc się lekko na ramionach, po czym z namysłem dodała: - Znalazłam dzisiaj szczelinę.
- Co? – zapytał inteligentnie Wybraniec, niemalże rozwalając ją na łopatki ogromem niezmierzonej siły swej wysmakowanej, ironicznej riposty. Trójca przewróciła teatralnie oczami.
- Szczelinę, przesmyk, miejsce, gdzie kończy się Matrix.
- Mogłabyś tak bardziej... po ludzku?
Dziewczyna prychnęła wściekle, niczym dzika kotka.
- Czy ustalenie „kraniec Matrixa” nie jest aż nazbyt łopatologiczne i nie uderza Cię w Twoją szczątkową inteligencję, wybrańcze? – zapytała grzecznie, po raz następny przewracając się na, skądinąd niewypowiedzianie wygodnym, metalowym łóżku, które było za małe na to, tak aby pomieścić jedną, niezbyt sporą osobę, a już z pewnością nie nadawało się dla dwójki dorosłych, co najmniej pod względem fizycznym, osobników. Neo niedbale oparł podbródek na dłoni.
- Znowu umknęła Ci puenta.
Trinity wzruszyła ramionami.
- Cały czas ją gonię, niczym kojot strusia Pędziwiatra.
- Czyżby wracała młodzieńcza etap na klasyczne kreskówki? Nie chcę Cię zmartwić, ukochana, lecz tak właśnie rozpoczyna się Kryzys Wieku Średniego – wygłosił, z lekkim rozbawieniem obserwując do granic niemożliwości zirytowaną dziewczynę.
- Gdyby nie fakt, iż jesteś mężczyzną moje życia, kazałabym Ci się zamknąć.
- Cóż za wyrafinowana żaluzja.
- Staram się, jak mogę. W każdym bądź razie... szczelina – powiedziała Trinity, przypominając sobie najwyraźniej, co miało stanowić element owej konwersacji.
Dziewczyna wstała z łóżka, powodując tym samym głuche skrzypnięcie sprężyn, i usiadła na jego krawędzi, twarzą do leżącego Wybrańca, po czym siedziała tak poprzez chwilę w milczeniu. Dopiero ciche chrząknięcie towarzysza pomogło jej wrócić do rzeczywistości. A przynamniej próbowało pomóc.
- Cholera, wybacz, zamyśliłam się – powiedziała tonem wręcz ociekającym od wyrzutów sumienia, po czym bez jakiegokolwiek wstępu podjęła urwany przedtem temat - Zapomniałam, iż ty nawet nie wiesz, jak takowa szczelina wygląda. Postaram Ci się to opisać. No więc – szybkim ruchem rozmasowała palcami skronie, po czym, zgodnie ze swoim zwyczajem, zanurzyła je swoich krótkich, czarnych włosach - Wyobraź sobie w najwyższym stopniu ciężki, gęsty deszcz z zielonych literek, jaki kiedykolwiek widziałeś. Widzisz to? Teraz pomnóż to sobie razy sto. Gotowe?
Chłopak pokręcił przecząco głową.
- Zaczynam podejrzewać, iż lub mam bardziej ograniczoną wyobraźnię, niż przypuszczałem...
- Cieszę się, iż masz o sobie aż tak wysokie mniemanie.
- ... lub powinnaś jak najszybciej udać się do specjalisty.
Trinity puściła tę uwagę mimo uszu i z ochotą wróciła do tłumaczenia Neonowi istoty całego skomplikowanego zjawiska.
- Mamy więc deszcz kodu. A teraz wyobraź sobie mały, czarny punkcik pomiędzy tymi cholernymi szlaczkami- najpierw jest drobny, drobniejszy niż ziarenko piasku – mówiła z przejęciem, wydatnie gestykulując - a później, stosunkowo upływu czasu, zwiększa się i zwiększa, aż nareszcie poprzez ułamek sekundy zasłania cały widok, i później wszystko wraca do normy. Z daleka można to pomylić z wirusem, praktycznie nie ma szczelina nie ma z nim jednak nic wspólnego.
Neo popatrzył na nią z konsternacją.
- Dlaczego mi o tym opowiadasz?
najpierw spodziewał się, iż Trinity uraczy go jakąś ironiczną ripostą, ona jednak uśmiechnęła się delikatnie.
- Uwielbiam znajdować szczeliny – wyjaśniła przepełnionym dziwnym poczuciem winy tonem - Tj., można chyba tak powiedzieć, mój fetysz. Wyobraź sobie, taki mały punkcik, który później zamienia się w taką ogromną otchłań... To jak eksplozja gwiazdy, euforia tuż przed momentem upadku, to lepsze niż szybka jazda samochodem, leprze niż seks, lepsze niż cokolwiek.
Neo obdarzył ją uważnym spojrzeniem zza ciemnego wachlarza rzęs. Siedziała na łóżku, otulona brudnym swetrem, wyprężona niczym struna, spokojne, czujne spojrzenie butelkowo-zielonych oczu miała utkwione w jego dłoniach. Trwała w tej pozycji nieruchomo, niczym antyczna rzeźba, chudymi rękami obejmowała nagie, kościste kolana, na których podpierała również długi podbródek. Ciemności wyostrzyły jej rysy, nadały jej twarzy słowo przyczajonego drapieżnika. Mimo całej swojej swobodnej dziewczęcości miała w sobie coś doświadczonego, niepokojąco starego. To czaiło się na dnie jej duszy, tańczyło niebezpiecznie w sennym tonie głosu, ukrywało skrzętnie w pięknych ślepiach.
Neo zmrużył oczy, po czym powiedział coś, co chciał powiedzieć od dawna, coś, co stanowi przykład w najwyższym stopniu banalnego wyznania, na jakie może się zdobyć mężczyzna, rzecz, którą zazwyczaj mówi się kobiecie, kiedy oczekuje się od niej wyjątkowo namiętnego pożycia, //albo chociaż umiejętnie zaparzonej kawy:
- Jesteś piękna.
Mimo panujących wszędzie ciemności bez trudu zauważył, iż się zarumieniła.
- Jesteś piękna i bardzo, bardzo smutna – dokończył, przygryzając lekko swoją brew.
- A ty dorabiasz sobie ideologię do mojego uzewnętrzniania się, wybrańcze – odpowiedziała zaczepnie, jednak w jej wypowiedzi zabrakło typowej dla niej, ironicznej nuty. Neo uznał to za dobry symbol.
- Nie, poczekaj, stój. Porzuć jeszcze na chwilę własne riposty. Jeszcze parę min. –dodał błagalnie, przybliżając się do niej i łapiąc ją za chude ramiona - Daj mi zapytać Cię o jedną rzecz.
Piękna brew po raz następny tego wieczoru uniosła się ironicznie.
- Nie zostanę Twoją żoną.
- Czy to było przyzwolenie?
- Sam sobie odpowiedz, zamocz się w odmętach mojej jaźni, zbawco.
Neo udał, iż tego nie słyszał.
- Chciałem się ciebie zapytać... o to, czy jesteś tu szczęśliwa.
Z uwagą obserwował zmiany na jej twarzy: feerię uczuć, od czystej furii, poprzez uprzejme wzburzenie, aż do całkowitego zagubienia.
- Chcesz znać prawdę? –zapytała, a gdy chłopak skinął głową, odpowiedziała: - Nie Neo, nie jestem. I nie sądzę, iż ktokolwiek mógłby. Właściwie każdego dnia zastanawiam się, co ja tu jeszcze robię. I nie pieprz mi tu o jakimś chwilowym kryzysie, wszyscy dobrze wiemy, iż te psychologiczne brednie, wymyśliliśmy my sami, żebyśmy mieli czym się usprawiedliwiać. lecz poczekaj – przyłożyła mu palec do ust - to nie jest koniec mojej odpowiedzi. Nie jestem tu szczęśliwa, a, mimo wszystko, wciąż tu jestem. Zastanawiasz się pewnie dlaczego. Częściowo chodzi tu o to, iż wierzę. Może nie do tego stopnia, co Morfeusz, lecz wierzę.
- W co wierzysz?
- W to, iż pokażesz mi niebo, Neo. To prawdziwe.
Wybraniec zmierzył ją złośliwym spojrzeniem.
- To z aniołami, świętym Piotrem i Maryją Dziewicą?
Trinity pokręciła stanowczo głową.
- Wiesz, o czym mówię, prawda?
Uśmiechnęła się, zanurzając długie palce we włosach. Neo odpowiedział jej uśmiechem.
- Kostyczna wariatka.
Wiedział.
  • Dodano:
  • Autor: