klasyczny co to jest
Definicja: królewskiej gry – zdolności przewidywania ruchów własnych i przeciwnika słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Klasyczny pat

Słownik: Podobno pośród polskich polityków jest kilku solidnych szachistów. Szkoda tylko, iż nie umieją oni przenieść na łono swoich partii podstawowej zasady królewskiej gry – zdolności przewidywania ruchów własnych i przeciwnika.
Definicja:

Prawo i Sprawiedliwość nie przewidziało, iż po ostrym ataku na HGW opinia publiczna zwróci się przeciwko nim. Ludwik Dorn rzucił więc tekstem o jej elementarnym braku wiedzy, premier Kaczyński stanowczo stwierdził już na samym początku afery, iż w świetle prawa nie jest ona prezydentem Warszawy i lawina ruszyła. Wzburzeni byli wyborcy, którzy głosowali na Gronkiewicz-Waltz, a dosadne słowa rządowych prominentów odebrali jako próbę manipulacji i szukania pretekstu do utopienia PO . Nawet proPiSowski zwykle „Dziennik” zarzucił Kaczyńskiemu autorytarne traktowanie demokracji. Czarę goryczy przelał artykuł „Prawie jak Putin” w "Newsweeku", po którym rozpętała się narodowa dyskusja, czy naprawdę polskiego premiera można porównywać z wszechwładcą Rosji. A iż Jarosław Kaczyński nienajlepiej reaguje na krytykę już dzień później usłyszeliśmy z jego ust komentarz o zbyt ogromnym wpływie „niemieckich” mediów na debatę publiczną w Polsce. A zapewniam, iż „Debata” nie przyjęła tych słów ciepło. Przy okazji pojawiła się jeszcze jedna żaba, którą PiS musi przełknąć. Gdyż nowe wybory w Warszawie wydają się nieuniknione, partia musi zachować pozory walki o prezydenturę stolicy. Znaczy to, iż nie może do wyścigu z HGW wystawić politycznej płotki, a raczej polityka bliskiego pierwszej ligi. Kilka nazwisk na dziennikarskiej giełdzie zdecydowanie odcięło się już od pomysłu. I mają rację – ostatecznie wskazana osoba będzie z góry skazana na porażkę w konfrontacji z panią prezydent i co najmniej czasowe odejście w niebyt. Ponieważ w mniemaniu dużej społeczeństwa nawet jeżeli dopuściła się niedopatrzenia, to powód z jakiej pozbawiono ją mandatu jest…po prostu niemądra, a zacietrzewienie Prawa i Sprawiedliwości całkowicie nieadekwatne.



Na szczęście dla PiSu problemy z przewidywaniem ma także Platforma. Na początku popisała się gdyż całkowitą ignorancją przygotowując projekt ustawy, która anulowałaby nieszczęsny przepis o zeznaniach majątkowych. A więc prawo, które miałoby działać wstecz – po chwili zastanowienia, może Dorn jednak miał trochę racji? iż nie wspomnę już o tym, iż takie działanie to jednak trochę przyznanie się do błędu pani Hanny…
później swoim czołgiem zajechał Jan Rokita przedstawiając „w imieniu całej partii” projekt programu PO będący efektem pracy gabinetu cieni. Szkoda tylko, iż szefostwo Platformy dowiedziało się o tym na kilka godz. przed upublicznieniem programu i nie kryło swego zdziwienia. I nawet jeżeli poseł Gowin powiedział, iż ogłoszenie planu było „słowem jedności w Platformie” przypadek jest jasna – w tej partii toczy się otwarta wojna o władzę. Wojna pomiędzy liberałami Tuska, a bardziej konserwatywną ekipą Rokity. Ten ostatni widząc coraz mniej przychylne traktowanie jego osoby zdecydował się pójść na całość i ryzykować publiczny wizerunek partii. Mimo to mądrze rozgrywa własną grę. Sam nie odejdzie z partii, ponieważ nieprędko mu do rządzonego żelazną ręką Kaczyńskiego PiSu. Trudno mi także sobie wyobrazić, by spiknął się z Płażyńskim, bo po pierwsze byłaby to partia kanapowa, a po drugie ciągle za panem Janem ciągnie się opinia z połowy lat dziewięćdziesiątych, gdy zmieniał partie jak rękawiczki. Czy Tusk ugnie się pod presją? jeżeli umie kalkulować i nie chce, by Platforma wymieniła się w drugie KLD będzie próbował się dogadać. Ostatecznie PO to mieszanka gospodarczego liberalizmu z twardością i stanowczością wewnątrz i na zewnątrz państwie, z czym kojarzony jest Rokita. Bez niego w PO zostaną tylko „różowi”. I aczkolwiek przy scenariuszu wyjścia Rokity z partii poparcie dla Platformy nie spadnie drastycznie ( aczkolwiek z pewnością poleci kilka kresek w dół), ponieważ żelazny antyPiSowy elektorat nie widzi dla obecnego rządu lepszej przeciwwagi, to ucierpi na tym ogólny wizerunek partii. Jeszcze bardziej niż w tej chwili, ponieważ jednak wywlekanie personalnych konfliktów na zewnątrz to nie jest dobry sposób na przekonanie wyborców.


SLD także nie do końca przewidziało możliwe reperkusje zawarcia związku z demokratami.pl i odrzutami Borowskiego. I ( aczkolwiek wybory samorządowe mogły dać im pewną nadzieję na renesans, nie sądzę, by mariaż czerwonej mafii z formacją na zawsze potępioną w oczach elektoratu wyszedł komukolwiek na zdrowie. ponieważ Partia Demokratyczna jest trupem, a od czasów Zbawiciela nie stwierdzono dotąd żadnego przypadku zmartwychwstania. I choćby nie wiem ile jeszcze inkarnacji przechodziła ta ekipa ideowców, już zawsze będzie się kojarzyła wyborcom z wypasionym Expressem Wolności objeżdżającym biedne poPGRowskie gminy w kampanii wyborczej 2001 roku, co było gwoździem do trumny tej formacji. A również grupką prof.ów, którzy o losie przeciętnego człowieka wiedzą co najwyżej tyle, ile przeczytali w książkach (o ile czytają zresztą cokolwiek innego niż podręczniki do ekonomii). Borowski wchodząc do LiD zaprzeczył kompletnie idei stworzenia SdPl. Przecież władze SLD, które tak zapamiętale krytykował, nie zmieniły się. Wystarczyła jednak szybka i spektakularna utrata „premii startowej” w formie kilku proc. poparcia, a już podkulone „borówki” wróciły do matecznika.
natomiast u głównego członu tej koalicji razi mnie obłuda. To paradoks, iż partia, która rządziła w poprzedniej kadencji, a jej politycy naprodukowali tyle afer, iż można aby nimi obdzielić przynajmniej kilka kadencji prac parlamentu, tak zajadle krytykuje każde posunięcie rządu. I to bez obiecanej odnowy w szeregach partii. Wybrano co prawda alibi w formie młodego pięknego Olejniczaka, zarząd partii pozostał jednak bez zmian. Zabrakło spektakularnego odebrania legitymacji Millerom i innym Oleksym, posypania głowy popiołem i uregulowania spraw w „terenie”, gdzie karty wciąż rozdają „leśne dziadki” z nostalgią wspominające czasy gierkowskiej prosperity. I nie pomoże w tym nawet chęć uczynienia głównymi twarzami stronnictwa ludzi kojarzonych z Okrągłym Stołem. Gdyby rzeczywiście Frasyniuk tak oddziaływał na ludzi, trup PeDecji nie śmierdziałby tak nieładnie w trumnie. ponieważ wbrew wszystkiemu, pamięć wyborców aż tak zawodna nie jest. Piszę te słowa mimo całej sympatii dla posłanki Senyszyn, która własnymi zgrabnymi komentarzami jest w stanie rozbroić cały arsenał Sojuszu Północnoatlantyckiego.


Na sam koniec zostawiłem koalicjantów albo, jak celnie określiła to Janina Paradowska „zakładników” PiS. Samoobrona i LPR wiedzą, iż w przypadku przyspieszonych wyborów ich szanse na wejście do parlamentu są nikłe, będą więc wspierać partię dominującą tak długo, jak to będzie koniecznie. Czas politycznych szantaży dawno minął – nie robią już na premierze Kaczyńskim żadnego wrażenia.



Andrzeja Leppera nie podejrzewam (więc już jestem w mniejszości) o grę w szachy, raczej o płynne posługiwanie się cepem albo jedną z tych ośmiu socjotechnik, które wpoił mu Tymochowicz. ( aczkolwiek on także, zajęty tropieniem spisków i obalaniem następnych oskarżeń wyraźnie zaniedbał swój naturalny elektorat. Nie można się dziwić irytacji rolników, kiedy ceny żywca i innych płodów rolnych pikują w dół, a odpowiedzialny za to minister miast interweniować pisze książki o swoich urojeniach. Z ręką na sercu: kiedy ostatnio zdarzyło się Wam oglądać jakieś wystąpienie Przewodniczącego, w którym mówiłby o rozwiązywaniu problemów rolnictwa? I nie mówię tu o polemice błędnego rycerza po tym, jak za grzech zaniechania zbeształa go Zyta Gilowska. Z polemiką także zresztą trafił kulą w płot, ponieważ okazało się, iż pani minister doktoryzowała się z ekonomiki rolnictwa i o problemach tej ekipy socjalnej ma znacząco większe definicja niż Lepper. W tej chwili dla Samoobrony najgorsze to jest, iż „chłop żywemu nie przepuści”, tym bardziej jeżeli jeden chłop wystawia drugiego do wiatru. Dali temu słowo pikietując pod Ministerstwem Rolnictwa i wygwizdując swego niedawnego idola. Lepper stracił także argument, którym szafował od zawsze - „oni już rządzili, teraz nasza kolej”. I niestety, kiedy przyjdzie mu zwolnić wygodny fotel ministra rolnictwa, nie będą go chcieli nawet na blokadzie…


>>natomiast LPR jest w tej chwili pośmiewiskiem nawet dla własnego elektoratu, który i tak kurczy się w zastraszającym tempie. Po poPiSowej akcji z atakiem na media partia Kaczyńskich przesunęła się na prawo tak bardzo, iż pomniejszyła do granicy błędu statystycznego zajmowaną dotąd poprzez Ligę przestrzeń pomiędzy sobą, a przysłowiową ścianą. Kiedy w październiku ubiegłego roku miałem okazję rozmawiać z p. Tymochowiczem, zasugerował terapię ekstremalną – jeszcze większą radykalizację i przywdzianie poprzez członków partii brunatnych mundurów. Jednak jak tu się radykalizować, jeżeli twarz wykrzywia się w spazmatycznym śmiechu. Takie były reakcje większości Polaków, gdy czołowy polityk LPR uzyskał w wyborach na prezydenta Warszawy poparcie mniejsze niż przedstawiciel ugrupowania Krasnoludki i Gamonie. Partia dostosowała się więc do humorystycznej tendencji i zaczęła zajmować się zakazaniem używania symbolu marihuany, czy problemem uczynienia z Polski monarchii z Jezusem na tronie. Co prawda LPR miał zawsze ukryty elektorat (i nie dziwota, ponieważ kto otwarcie przyznałby się do głosowania na nich?), lecz dziś wydaje się, iż potencjalni wyborcy partii Giertycha ukryli się tak głęboko, iż do kolejnych wyborów nie zdążą się odnaleźć.




Paradoksalnie najlepiej na politycznych przepychankach wychodzi gospodarka. Nie dajcie się jednak Kraj zwieść triumfalnym przemowom Kaczyńskiego, który usiłując przypisać efekt koalicji rządzącej obwieszcza, iż pod względem ekonomicznym ten rok był idealny dla Polski od 1989 roku. Nie to jest jego zasługa, tak samo jak zasługą sanacji nie było nagłe ożywienie gospodarcze II RP w połowie lat 30-tych – był to raczej rezultat ogólnej tendencji światowego wzrostu gospodarczego po ogromnym Kryzysie lat 1929-32. A sama sanacja, tak jak teraz PiS była zbyt zajęta rachowaniem się z opozycją. Wszystko to zgadza się z pierwszą zasadą ekonomii, która mówi, iż najlepiej gospodarkę pozostawić sobie samej i nie pozwolić ingerować w nią politykom. Wniosek z tego taki, iż tak długo jak będzie trwała deubekizacja, mamy szanse na rozwój.



Kiedy obserwuję obecną kondycję polskiej sceny politycznej przestaję się dziwić ludziom nie chodzącym na wybory, którzy tłumaczą to tym, iż „nie ma na kogo głosować”. I naprawdę, wśród waśni, sporów i popełnianych błędów najwspanialszym wyborem wydaje się opcja będąca mniejszym złem. Tyle tylko, iż tak trudno je wybrać. Nie zdziwcie się więc, szanowni politycy, jeżeli kolejnym wspólnie na Wasze apele o pójście do wyborów jako „obywatelskiego obowiązku” odpowie znikoma liczba Polaków. tak aby wymagać od innych, na początku trzeba wymagać od siebie.

  • Dodano:
  • Autor: