przewodnik znzczyć człowieka co to jest
Definicja: doświadczenie. Obracając w perzynę niewygodnych słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Przewodnik: Jak zniszczyć Człowieka

Słownik: Przestępstwo w białych rękawiczkach to nie novum, lecz w białych rękawiczkach i białym habicie to dość nietypowe połączenie. Zakon Paulinów ma w tym doświadczenie. Obracając w perzynę niewygodnych...
Definicja: Nie, nie ludzi, ale ich własność, a Człowiek bez własności kim jest? Niedorajdą życiowym, dziwolągiem, wyrzutkiem społeczeństwa, czy także jego marginesem (pławiącym się w rynsztoku własnych niemocy)... Czy można kogoś takiego traktować poważnie? Chyba nie. Czy traktuje się poważnie? Również nie. A Człowiek gaśnie, zamyka w sobie, traci nadzieję – aczkolwiek ta rzekomo umiera ostatnia.

Jednak umarła. A Człowiek bez nadziei: czy nadal jest Człowiekiem? Czy także bezduszną istotą ludzką? „Ludziem” – nie Człowiekiem!

A zresztą czy kogoś obchodzi, co odbywa się w świadomości „Ludzia”? Może obchodzi, lecz kogo – tego nie wiem.

z kolei mechanizm odczłowieczania, czy także „ludzienia” (jak zwał, tak zwał) poznałem i to o nim postaram się opowiedzieć, ponieważ rzadko można przeczytać tekst pisany z perspektywy osoby odartej... Odartej z godności, nadziei a nade wszystko człowieczeństwa.

Przechodzi tajfun, trąba powietrzna i Człowiek traci wszystko – znamy to. Nieubezpieczony, liczący na pomoc innych, bezradny. Podnosi się, ponieważ wokół znajdują się ludzi wyciągający pomocną dłoń. Jednak aby pojawiła się taka dłoń, na początku musi zaistnieć wiedza o stracie, o nieszczęściu, o bezradności, a nawet istnieniu tegoż Człowieka.

Jak ubezpieczyć się od tajfunu ludzkich rządz, niechęci, nienawiści? Jak ubezpieczyć się od „wilków odzianych w BIAŁE baranie skóry”? Jak ubezpieczyć się od ludźmi, którzy roszczą sobie prawdo do działania w imię boskie (tylko jakiego bożka – mamony, rządzy władzy, wpływów)? Chyba nie da się ubezpieczyć i chyba nie da się przewidzieć działań hybryd ludzko-...

Rozsądny człowiek gromadzi, zdobywa wiedzę, zabezpiecza się na przyszłość, dokonuje wyborów (czasem trafnych, czasem nie) i podąża do celów, które sobie wyznacza. „Ludź” stosował się do tych samych zasad. Studiując, gromadząc, dążąc, pragnąc, mając nadzieję. Podążanie za pasją wiązało się z nadzieją na przyszłość – godną i dostatnią.

„Ludź” czytał... i czytał... i czytał. Spędzając całe dnie w archiwach, bibliotekach, muzeach. Szukał i znajdował. Przepisywał, kopiował, odbijał, fotografował. Żył, ponieważ wiedza stanowiła esencję jego życia. Niedostatki – nieistotne. Ubóstwo – nieistotne. Wiedza była ważna, bardzo ważna. Wspólnie z jej pochłanianiem wzrastała nadzieja, iż kiedyś „skorupka trąci”, ponieważ przedtem nasiąkła...

„Ludź” czytał wiele i dlatego wiedział dość wiele. Jeździł od archiwum do archiwum, od biblioteki do biblioteki. Podążając za śladami przeszłości, która go fascynowała. Zajęło mu to kilka lat, lat mrówczej pracy, która miała wydać plon obfity...

Szukając wiedzy, szukał równocześnie siebie – swego miejsca na ziemi. Wydawało mu się, iż je znalazł. Biały habit i codzienność w Bogu, z Bogiem i przy Bogu – niestety wspólnie z ludźmi. Nastała stałość miejsca, brak dotykalności przeszłości (tak pojmował kontakt z oryginalnymi dokumentami), czas rozmów z Kimś, lecz prowadzonych w sobie.

I wszystko było ładnie.

I wszystko było pięknie.

I wszystko rozsypało się jak domek z kart ( aczkolwiek dosadniejsze stwierdzenie brzmi lepiej).

idealny przyjaciel „Ludzia” popełnił samobójstwo za klauzury drzwiami.

„Ludź” jako pierwszy znalazł umierania ślady.

Nie pozwolono mu mówić (z tymi, z którymi uznano, iż nie trzeba), a niespełna dwa tygodnie później wyrzucono. Zakon umył ręce, pozbył się osób, które mogły przypominać o winie. Tak (nie pomyliłem się w tym miejscu), o winie zwierzchników zakonnych.

Jednak rytuał musiał zostać zachowany, więc oficjalna wersja wydarzeń głosi o „zwolnieniu ze ślubów zakonnych” (przecież brzmi to o sporo lepiej niż: wyrzucić, wypie..., kopnąć w d...). „Ludź” nie zastanawiał się długo. Poszedł do swej celi, zdjął habit, zabrał pamiętnik i dowód, nałożył kurtkę i wyszedł. Nie miał tendencji do pozostawania w miejscu, gdzie jego obecność była niepożądana.

Na ulicy chłód, na ulicy „Ludź”. Oszołomiony, zagubiony, wolny. Jednak co to za wolność, gdy w kieszenie nie brzęczy nawet grosz, gdy można iść gdzie się chce, a nie wie się gdzie pójść.

Wszak wszystko co miało wartość prysło jak bańka mydlana. Ideały, nadzieje zniknęły. Z czasem obraz Boga zakryli ludzi (skałeczno-jasnogórskie elitarne śmieci) a „Ludź” trwał, odcięty od swej własności pozostawionej na Skałce.

Brzydził się postawami elity zakonnej i milczał. Czekał, ponieważ nie miał ochoty rozmawiać z personami, które wiązał z zacieraniem śladów śmierci i bezczeszczeniem pamięci. Czekanie było jednak bezowocne. Elita nie uznała za stosowne zwrócenie mu własności wniesionej do zakonu. W końcu upomniał się. Nie, nie odważył się na zapukanie do klasztornej furty i zażądanie zwrotu pozostawionego mienia. Wysłał list i znów czekał.

w końcu się doczekał, jednak doczekał się raptem listu, w którym oznajmiono mu, iż jego własność rozdysponowano (( aczkolwiek odniesienie do grabieży jest bardziej rzeczowe).

Mógłbym dalej prowadzić dysputę o „Ludzu”, lecz trudno pisze się tak bezosobowo o własnych doświadczeniach i chyba wystarczy już kaznodziejskiego tonu.

Rzeczywistość jest brutalna i należy ją nazywać po imieniu.

Niszcząc spuściznę przedzakonnego i zakonnego życia wspólnota postawiła Człowieka (mnie i nic nie złamie mnie na tyle bym pisał o sobie mała literą) w punkcie wyjścia jego życiowej drogi. Gdy nie tylko należało wyznaczać nowe cele, lecz również szukać nowej drogi. Niestety wiedza historyczna nie poparta materiałem źródłowym nie posiada żadnej wartości. Wszak fundamentem edukacji jest sprawdzalność rezultatów badań, a jak je sprawdzić, gdy brak aparatu naukowego – obróconego w perzynę poprzez wspólnotę paulińską.

czyli czym jest zakon, który Jasnej strzeże Góry? Czym jest dla mnie? Tajfunem, który przeszedł poprzez moje życie, niszcząc wszystko co napotkał. Jednak różnica między siłami natury a działaniem ludzkim bazuje na woli. A w tym przypadku słowem woli (>>czyli świadomym działaniem) przedstawicieli wspólnoty zakonnej było niszczenie. Niestety nie wiem czy wynikało ono z samej rządzy niszczenia czy także miało głębsze podłoże.

Stałem się ofiarą paulińskiej rządzy niszczenia – efekty mej pracy strawił inkwizycyjny stos – czyżby ma wiedza była aż tak groźna dla zakonu?

Stałem się ofiarą paulińskiej dobroczynności – wszak we „wspaniałomyślnym” odruchu dobroczynności zakonnicy rozdali nie własną ale moją własność.

Ofiarą byłem, lecz nie zamierzam nią być.

Co moje – to moje!

Tego żądam i oczekuję.

Amen!
  • Dodano:
  • Autor: