paszczur opowiadanie dzieci co to jest
Definicja: Pierwsze opowiadanie Natalii Julii Nowak, napisane specjalnie DLA DZIECI słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy "Paszczur" - opowiadanie dla dzieci

Słownik: Pierwsze opowiadanie Natalii Julii Nowak, napisane specjalnie DLA DZIECI!
Definicja: ROZDZIAŁ PIERWSZY:


Było zwyczajne, lipcowe przedpołudnie. 10-letnia Marietta Faszyńska, którą wszyscy nazywali Faszyną, spędzała wakacje u swojego kuzyna - Nataniela "Wiedźmina" Wiedźmińskiego. On także miał 10 lat, lecz był dziwnie poważny jak na swój wiek i nie lubił tych zabaw, które uwielbiała Marietta. Kiedy dziewczynka zorganizowała mały "festiwal" na studzience kanalizacyjnej, znajdującej się z boku Natanielowego bloku, Wiedźmin bez końca narzekał i nie chciał uczestniczyć w zabawie. Był bardzo niezadowolony, ponieważ jego przyjaciołom: Bernadetcie, Olkowi i Sebastianowi podobały się wszystkie pomysły przybyłej z Wąchocka Marietty (Wąchock to małe miasteczko, położone w powiecie starachowickim, a akcja tego opowiadania rozgrywa się w samych Starachowicach).

Kiedy Olek stał na studzience kanalizacyjnej, śpiewając własną ulubioną piosenkę, wydarzyło się coś zdumiewającego. Wysoka, wykonana z żelaza i betonu studzienka zaczęła się tak trząść, iż nieszczęsny chłopiec stracił równowagę i upadł na trawę. Pozostałe dzieci pisnęły ze strachu i szoku, lecz już po chwili metalowa pokrywa wystrzeliła w górę, ukazując prawdziwe oblicze miejskiej kanalizacji. Pokrywa wylądowała na pobliskim mrowisku, zabijając setki niewinnych mrówek, a Olek - wiedziony bezmyślną ciekawością - podszedł do otwartej studzienki. Nagle ze śmierdzącej dziury wychyliły się długie, zgniłozielone, pokryte bąblami ręce, które złapały chłopca za nogi i zaczęły go wciągać do kanału. Nataniel i Sebastian złapali kolegę za ramiona, lecz tajemniczy porywacz okazał się silniejszy. Biedny Olek na próżno wzywał pomocy. Gdy już całkiem zniknął w cuchnącej otchłani, jedna ze zgniłozielonych rąk ponownie się wychyliła, chwytając żelazną pokrywę i zamykając studzienkę. Wszystko wróciło do normy - tyle, iż Olek przepadł bez wieści.

Bernadetta i Sebastian (oboje bladzi jak kreda) uciekli z miejsca zdarzenia, zostawiając Nataniela samego z Mariettą.

- Faszyna... - zaczął Wiedźmin, którego głos drżał jak galareta. - Faszyna, jak myślisz: co to było?!

Marietta dobrze wiedziała, iż jej kuzyn ma na myśli właściciela zgniłozielonych rąk.

- Nie wiem - odparła wedle prawdą - lecz nie mówmy o tym nikomu, ponieważ i tak nikt nam nie uwierzy.

- Miejmy nadzieję, iż jeszcze zobaczymy Olka - powiedział niepewnie Nataniel.

- Miejmy nadzieję - powtórzyła jak echo faszyna.



ROZDZIAŁ DRUGI:


Odkąd Olek został wciągnięty do kanału, Bernadetta i Sebastian unikali wszelkich kontaktów z Mariettą i Natanielem. Przechodzili na drugą stronę ulicy, chowali się za krzakami, a gdy Faszyna i Wiedźmin próbowali do nich zadzwonić - udawali, iż nie ma ich w domu. Zaginionego Olka zaczęli szukać rodzice, dalsi krewni, znajomi, a nawet policja - na próżno. Nikt nie miał definicje, gdzie może przebywać ten nieszczęsny 9-latek. Marietta i Nataniel, pytani o ostatnie spotkanie z Olkiem, odpowiadali, iż po zakończonym "festiwalu" poszedł on w stronę domu. Starali się nie myśleć o tym, co faktycznie spotkało ich kolegę. Niedawne wydarzenie było tak straszne, że nie mieściło się w ich 10-letnich głowach.

Pewnego dnia, kiedy rodzice Nataniela poszli do pracy, Wiedźmin i Faszyna zostali sami w domu. Nudzili się do tego stopnia, iż postanowili zrobić coś, czego przedtem nie znosili - pranie. Nataniel zaczął starannie pucować własne skarpetki, z kolei Marietta czyściła sukienki, należące do jej ulubionej lalki - Blanki. Dziewczynka sięgała właśnie po trzecią odświętną sukienkę, kiedy przerażony Wiedźmin wskazał na coś za jej plecami.

- Faszyna! ZA TOBĄ!!! - wykrzyknął.

Marietta odwróciła się i zobaczyła, iż z sedesu powoli wypełza przedziwne powstanie. Było ono wysokie, szczupłe, zgniłozielone i pokryte bąblami, utrzymywało się na dwóch tylnych nogach, lecz jego obwisłe ręce i wieczne przygarbienie przywodziły na myśl szympansa. Pysk troglodyty przypominał połączenie ropuchy z żółwiem i jaszczurką, a skórzaste "korale" - indyka. Przerażona Marietta rzuciła sukienkę w kąt, wybiegła z łazienki i otworzyła drzwi wyjściowe. Kiedy nieznane powstanie stanęło już na posadzce i zaczęło się zbliżać do Nataniela, 10-latek chwycił stojącą nieopodal miotłę, po czym siłą wyprosił potwora z mieszkania. Faszyna zamknęła drzwi na cztery spusty.

- On nas prześladuje, ponieważ byliśmy świadkami jego zbrodni! - zawołała dziewczynka, która zawsze potrafiła myśleć logicznie. - Możemy być pewni, iż jeszcze do nas wróci!

- Jak się przed nim uchronić? - zapytał Nataniel, jeszcze roztrzęsiony po spotkaniu z potworem.

- Wymyśl coś! To twój dom i twoje osiedle! - zawołała opryskliwie Marietta. Ciężkie przeżycia zawsze czyniły z niej małą awanturnicę.

- Musimy założyć sobie jakiś alarm, który będzie nas chronił przed tym gnojkiem - stwierdził całkiem roztropnie Wiedźmin.

- Myślisz, iż to coś da? - prychnęła Faszyna.

- Nie. lecz kazałaś mi coś wymyślić...



ROZDZIAŁ TRZECI:


Nataniel i Marietta spędzali popołudnie na pustym placu przedszkolnym, położonym niedaleko bloku Wiedźmina. Czas upływał im w wyjątkowo miłej atmosferze, gdyż przynieśli ze sobą kocyk (niebieski w białe koniki), napoje gazowane, kilka starych czasopism, notesik, karty do gry, długopis i książeczkę z łamigłówkami. Kiedy nie chciało im się czytać ani grać w Czarnego Piotrusia, skakali po drabinkach, huśtali się na huśtawkach i wyobrażali sobie, iż metalowa atrapa pociągu jest prawdziwym pojazdem.

- Oderwał się hamulec! - wykrzyknęła naumyślnie Marietta. Kuzyni oddawali się swojej ulubionej zabawie, która nosiła nazwę "Rozpędzony Extra Express".

- Wyskakujemy! - zakomenderował Nataniel, wcielający się w rolę odważnego konduktora.

- Nie możemy! Musimy prowadzić pociąg! - pisnęła teatralnie dziewczynka.

- Mylisz się, Faszystko!

Marietta spoważniała.

- Nie nazywaj mnie Faszystką! - mruknęła groźnie i zmarszczyła brwi.

- A dlaczego nie?! - spytał zaczepnie Wiedźmin. - Faszyna i Faszystka to jedno i to samo...

- W ogóle iż nie! Faszyna to taka roślina*! - błysnęła wiedzą Marietta.

- Teraz jesteś faszystką, a jak szłaś do Pierwszej Komunii Świętej, to byłaś komunistką.

- Kto są to komuniści? - chciała wiedzieć Faszyna.

- Nie wiem, lecz mój ojciec regularnie o nich wspomina.

- Mniejsza z tym.

- Właśnie.

- TO ZNOWU TEN PASZCZUR!!! - wrzasnęła niespodziewanie Marietta, pokazując palcem ławkę, na której siedział porywacz Olka.

Nataniel tak bardzo się przestraszył, iż spadł z atrapy pociągu, lecz już po chwili powiodło mu się podnieść. W czasie gdy Paszczur sunął ku przerażonym 10-latkom.

- Nie... - jęknęła Faszyna, wiedząc, iż już nie zdążą uciec.

Nagle ktoś, kto znajdował się kilka kroków za nimi, rzucił w Paszczura papierową kulką. Troglodyta wydał z siebie pisk podobny do tych, które dochodzą nieraz z łazienkowych rur, po czym uciekł w nieznanym kierunku.

Nataniel z Mariettą odwrócili się i zobaczyli, iż ich wybawicielem jest siwy, brodaty staruszek w okularach. Nieznajomy miał na sobie długi, ciemnozielony płaszcz i mały, śmieszny kapelusik.

- Widzę, iż poznaliście już Ludwika - przemówił wesoło, chcąc przerwać krępującą ciszę. - Nie bójcie się mnie. Mam na imię Teofil i lubię dzieci. Ludwika otrzymałem w prezencie od niejakiej Zołzy z Przedmieścia, która ma - iż się tak wyrażę - żółte papiery. Mój mały Paszczurek był nieco agresywny i gryzł wszystkie kable, więc postanowiłem spuścić go do sedesu. Widzę, iż od tej pory bardzo się rozrósł.

- Pański zwierzaczek Ludwik porwał naszego przyjaciela! - wykrzyknęła Marietta. - Do dzisiaj nie wiemy, co się z nim dzieje! To oznacza, z naszym przyjacielem, nie z Paszczurem...

- Myślę, iż powinniście o tym porozmawiać z Zołzą - oświadczył pan Teofil. - Jeżeli chcecie pozbyć się Paszczura, musicie wiedzieć o nim jak najwięcej. Pozwólcie, iż zawiozę was w odpowiednie miejsce.

- Dobrze - zgodził się Nataniel.

- Spoko - przytaknęła Marietta.

Faszyna i Wiedźmin zabrali własne rzeczy, po czym - wraz z nowym znajomym - ruszyli w stronę czarnego samochodu. Było to bardzo stare auto marki wołga, lecz czyste i zadbane.

- Na początku wpadniemy do mnie na herbatkę - powiedział pan Teofil.



ROZDZIAŁ CZWARTY:


Szybko okazało się, iż pan Teofil w ogóle nie jest taki życzliwy i uczynny, jak myśleli nasi bohaterzy. Kiedy Nataniel i Marietta wypili herbatę, nowy znajomy w ogóle nie spieszył się z zawiezieniem ich do Zołzy. Czas mijał, za oknem robiło się coraz ciemniej. Wiedźmin i Faszyna powoli zaczynali się niecierpliwić.

- Skoro nie możemy jechać do Zołzy z Przedmieścia, to może odwiezie nas pan do domu? - zaproponowała widocznie nadąsana Marietta. Jej ton był tak natarczywy, iż zdenerwował Teofila.

- NIGDZIE WAS NIE ODWIOZĘ!!! - ryknął starzec, a jego czarne oczy, ukryte za okularami, zalśniły niebezpiecznie. - Nie będę dłużej ukrywał prawdy. Zwabiłem was tu tylko po to, by uczynić z was moich niewolników! Paszczur jest po mojej stronie i specjalnie dla mnie porywa młodych ludzi. Ten wasz Olek już od wielu dni przebywa w mojej piwnicy. Jego zadaniem jest regularne polerowanie mojej bogatej kolekcji antyków.

- Ty draniu!!! - Marietta nie wytrzymała napięcia i wybuchła płaczem. Nie zważając na nic, zerwała się z kanapy i pobiegła do łazienki, by rozładować tam własną rozpacz. Nagle w rurach rozległo się charakterystyczne piszczenie. "To Paszczur!" - pomyślała dziewczynka, lecz w ogóle się nie przestraszyła. W tym momencie nawet Paszczur wydawał jej się bardziej przyjazny od pana Teofila.

- Wypuść nas stąd, złoczyńco! - awanturował się w salonie Wiedźmin.

- Tj. PORWANIE!!! - ryknął starzec, rozwiewając wszelakie wątpliwości 10-latków.

Marietta, nadal siedząca w łazience, ukryła twarz w dłoniach. Jej długie, blond włosy zwisały smętnie, przywodząc na myśl wierzbę płaczącą.

Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta historia, gdyby nagle nie rozległ się dźwięk dzwonka. Kiedy Teofil otworzył drzwi, okazało się, iż stoi w nich... mama Nataniela! Widocznie kobieta znała starca i miała do niego jakąś sprawę.

Wiedźmin i Faszyna zerwali się na równe nogi, po czym podbiegli do pani Wiedźmińskiej.

- Mamo! - wykrzyknął z ulgą Nataniel.

- Ciociu! - zawołała radośnie Marietta.

- Pomóż nam, ten człowiek nas przetrzymuje!

- A w piwnicy jest jeszcze Olek, którego szukają całe Starachowice!

Po powrocie do domu Faszyna i Wiedźmin opowiedzieli o wszystkim, co im się przydarzyło. Wkrótce pan Teofil został zatrzymany poprzez policję, a Paszczur oddany do warszawskiego ZOO. Pani Wiedźmińska kazała 10-latkom obiecać, iż już nigdy nie wsiądą z nikim obcym do samochodu. Nataniel i Marietta złożyli odpowiednie przyrzeczenie.



---------------------------
* Marietta popełniła błąd. Faszyna to nie roślina, tylko związane ze sobą przedmioty różnych roślin.

  • Dodano:
  • Autor: