utracony co to jest
Definicja: która zaświeci gdy tylko ktoś albo coś mignie jej przed oczyma. Lekki wiaterek lata tu i.

Czy przydatne?

Co znaczy Raj utracony

Słownik: Na ławce, na podwórku siada on. Jest noc, niesrebrzysta, niebłyszcząca, normalna. Księżyc oświetla całe podwórze niepotrzebnie. Od tego jest lampa, która zaświeci gdy tylko ktoś albo coś mignie jej przed oczyma. Lekki wiaterek lata tu i ówdzi
Definicja: Także niepotrzebnie. On siedzi w grubej, zimowej kurtce, czapce, owinięty w szal, uzbrojony w rękawiczki i zupełnie go nie czuje. Czuł zawsze, gdy od czasu do czasu kładł się w letnie popołudnia i leżakował na ławce, podziwiając ogrom i bezmiar chmur, charakteryzując i nazywając każdą z nich. Teraz ani trochę go nie odczuwa. Pochylił się. Owiniętą ręką chwycił kilka ziarenek piasku. Popatrzył na nie, posmakował. Zakrztusił się. Teraz tylko w ustach mu chrzęściło. Niegdyś czuł ten piasek wszędzie i zapach kurzu poprzez cały czas, od rana do nocy i od nocy do rana. Podwórze było dla niego drugim domem. Tu spędzał cały wolny czas, wszystkie najwspanialsze chwile swojego dzieciństwa. Wszędobylski piasek i kurz były tego częścią.
Po chwili ściąga szalik z ust i z chrzęszczącymi zębami mówi: „To nie to jest samo podwórze. Inne. Bez smaku. Inne. Bez zapachu gruszy która rodziła owoce raz na dwa lata. Bez widoku sosen które rosły wszędzie i wreszcie bez widoku i zapachu choinek które rosły już tak długo, iż nawet nie pamiętam. Wszystko zupełnie inne.”
tak aby zobaczyć tamte podwórko musi zamknąć oczy. Na wprost, widzi trzepak na którym uczył się najróżniejszych akrobacji, przyczynę jego wielu upadków i powstań, płaczu i radości. Teraz, w najwyższym stopniu smrodliwe miejsce- śmietniki. Po lewej dwa garaże. Ich dwie bramki. Źródło wielkiego hałasu i pierwszych goli. Teraz tylko dwa garaże i nic ponadto. W okolicy ich bramek- szałerki. Pieszczotliwie mówili na nie chlewy. Nie było tam świnek, za to był węgielek, drewienko i niepotrzebne rzeczy które nie mieściły się w mieszkaniach i piwnicach. Teraz dla niego to są chlewy których przyszłość jest mu obojętna, jak i obojętne jest dla niego to, co w nich się znajduje.


Wspominanie odległych czasów nie jest rzeczą łatwą i nie należy do najprostszych zajęć. Jest czasochłonne, lecz przyjemne. Odgrzebywanie starych, niewyraźnych, zamazanych, zagrzebanych pod zwałami kurzu wspomnień jest tak niemiłe, jak późniejsze ich powrotne zakopywanie. Sprawia radość bądź smutek. Seneka powiedział, iż przyjemnie jest wspominać ciężkie chwile. Ja odwróciłbym tą myśl. Wg mnie ciężko jest wspominać te chwile, które są przyjemne.
Przykrość w nich przeplata się ze wspaniałością, smutek i żal ze szczęściem. Niewiadomo jakie wspomnienie nagle nas nawiedzi, czy będzie takie, o którym z radością będziemy myśleć, czy będzie takie, od którego będziemy starali się odciąć. Zapomnieć. Wymazać z pamięci.
Ludzkim dramatem, a co najmniej moim, to jest, iż gros wspomnień nie jest piękny, idylliczny, a w większości przeważają momenty niezbyt ciekawe i „niewiele wspaniałe”. to jest trochę dziwne, bo wygląda to tak, jak byśmy chcieli wracać do nich. Z kolei od razu mówię, iż jak każdy człowiek na tej czy innej ziemi, nie jestem pozbawiony wspomnień przemiłych, do których mógłbym wracać na okrągło i do których tylko i wyłącznie chciałbym wracać. Aczkolwiek, i tu znów inteligencja Seneki- może przyjemność sięgania pamięcią wstecz, tkwi również we wspominaniu ciężkich chwil i nie zawsze tych najpiękniejszych?


Pamięta swoich kolegów. Miał ich mnóstwo. Miał szczęście, iż na tej ulicy przy której stała jego kamienica, mieszkało wielu rówieśników. Spędzali ze sobą dwanaście godz. na dobę. Niektórzy z nich nie mogli bez siebie wytrzymać choćby chwili. Okres rozłąki, kiedy trzeba było iść już do domu był momentem tragicznym. Znali się jak łyse konie. Bawili się wspólnie. Grali wspólnie. Myśleli wspólnie. Dorastali wspólnie. poprzez szesnaście lat. Wchodzili do mieszkań kolegów jak do swoich własnych. Czuli się jedną ogromną rodziną. Już nie jak koledzy. Już nie jak przyjaciele. Tylko jak rodzeństwo. Brat i siostra. Jak trzeba było coś zrobić, to zawsze wspólnie. Nigdy osobno. Jeden na drugim mógł bazować. Aczkolwiek oczywiście nie zawsze. Były lepsze i gorsze dni, momenty zawodu, rozczarowania, lecz i chwile w których odczuwali, iż jedno bez drugiego istnieć nie może.


Otwiera oczy. Wstaje. Idzie w kierunku drzwi prowadzących do kamienicy. Wchodzi. Stoi na klatce schodowej która kiedyś pachniała starym drewnem, a dzisiaj śmierdzi próchnem i stęchlizną. Kiedyś biegał po nich jak dziki pies, skakał na łeb, na szyje, a teraz nie ma odwagi dać kroku naprzód.
To nie jego już jest. Obce. Inne. Nie wie dokąd schody prowadzą, aczkolwiek kiedyś znał je jak swoją kieszeń. Nie będzie schodził do piwnicy, niegdyś do najstraszliwszego miejsca w domu, teraz mieszkania szczurów i przechowalni włóczęg.
„A może jednak usiąść w okolicy bezdomnego, przywitać się i przygotować się na to, iż w każdej chwili ktoś z dawnych sąsiadów mnie wyrzuci?”- pomyślał.


Naprzeciwko domu- tory kolejowe. Pociąg już nie trąbi, gdy przejeżdża dwadzieścia metrów od kamienicy, już nie jest tą maszyną zdolną do potrząsania wszystkimi rzeczami które mieliśmy w mieszkaniu. Aleja- nie znam jej, pierwsze widzę. Drzewa na chodniku- łyse i biedne, jak gdyby panowała tam wszechjesień. Przechodnie- brak. To już nie przechodnie, którzy przechodzili w okolicy mojego mieszkania. To zwyczajni ludzie, zwykle nie mający z Tą ulicą nic wspólnego; kiedyś byli „przechodniami” których się obserwowało, czasem zagadywało a teraz...


Po chwili chciał spróbować wejść do swojego mieszkania. Zamknięte. Na drzwiach inna tabliczka z nazwiskiem, pod drzwiami inna wycieraczka. Na klamce wisi wywieszka z napisem: „I tak nie wejdziesz”. Wychodzi z korytarza na bezimienną ulice. Spogląda poprzez niegdyś własne okno.
Na miejscu gdzie miał łóżko widzi półeczkę z napisem: „Fantastyczne, jedwabne gacie po dwa pięćdziesiąt!”, lub na miejscu stołu: „Kosmiczne kalesony ciepłe z każdej strony plus trzy skarpetki gratis!”.
Dramat! Zgroza! Trwoga! W tym momencie poczuł się upokorzony. Dość powiedzieć, iż przed sklepem z niedrogą odzieżą była tam cepelia.
czyli tyle po nim pozostało. Świeczka z jego imieniem została zastąpiona poprzez sporą gromnicę, a to do czego kiedyś wracał zostało zastąpione tym...czymś... Nie ma takiego przekleństwa...tfu!
„Kiedyś tam mieszkałem...-powiedział przygryzając wargę- mam nadzieję, iż ten sklep w przyszłości przyczyni się w jakimś stopniu dla ludzkości... ponieważ inaczej biada tym profanatorom...”


Wspomnienia wspomnieniami, a życie życiem. Co można zrobić?
lecz najgorsza i w najwyższym stopniu bolesna jest ta obojętność i to przywiązanie do czegoś co poprzez szesnaście lat mnie otaczało. Już nie jesteśmy braćmi. Rodziną. Ani przyjaciółmi. Nie można nazwać nas kolegami. Co najwyżej znajomymi.
Aż dziw może człowieka wziąć, jak zobaczy jaką destruktywną siłę ma czas. Tylko znajomi i nic więcej. „Cześć”, „cześc”, „do widzenia”, „na razie”.
Telefon milczy. Listonosz nie przychodzi. Żadnego kontaktu. Nic. Pustka. Tak, jakby nikogo nigdy nie było. Amen.
Wspomnienia raju który został utracony są za szybą, za obojętnością która je przysłania. Chcąc sięgnąć pamięcią do okresu dzieciństwa, trzeba się przebić poprzez gęstą mgłę. Czasem to się udaje, czasem nie. Wszystko płynie, co było nie powróci.


Na mapie miasta czarnym flamastrem zamalował swój były dom, byłą ulicę, wszystko to co teraz stało się obce i te miejsca, gdzie nie jest już mile widziany. Wspomnień nie chce zamalować. Jakkolwiek są wspaniałe i piękne. Aleja i dom, jako miejsce, znikają, jako wspomnienia, nigdy. On także znika.
I już nie wróci
  • Dodano:
  • Autor: