wojence ładnie co to jest
Definicja: czy Stworzenie Warszawskie miało sedno słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Jak to na wojence ładnie

Słownik: czy Stworzenie Warszawskie miało sedno
Definicja:

Znajomi zachęcali mnie do odwiedzenia Muzeum Stworzenia Warszawskiego. Dałem się namówić i nie żałuję. Mnóstwo ciekawych informacji i bardzo ekspresyjna, nowoczesna scenografia. Całość robi wrażenie i zapada w duszę.

We mnie uruchomiły się najstarsze zasoby pamięci. Przywołałem moje pierwsze wspomnienia. Nie dotyczą wprawdzie samego stworzenia tylko działań wojennych będących do niego wstępem, lecz także są interesujące. Pamiętam, iż był środek upalnego lata i ja – jako trzyletni maluch – byłem z babcią na wakacjach w Białołęce na przedmieściu Warszawy – Pragi. Nie mieliśmy radia i nie czytaliśmy gazet, więc skąd mieliśmy wiedzieć, iż nadciąga front wojsk radzieckich. No i zostaliśmy zaskoczeni w małej wiosce na uboczu. Dla mnie były to niezapomniane dnie.

Okazało się, iż panowie generałowie zarówno niemieccy, jak także i radzieccy, szalenie lubią dzieci. Lubią do tego stopnia, iż specjalnie dla mnie urządzili ogromne widowisko typu „światło i dźwięk”. Jestem pewien, iż zrobili to specjalnie dla mnie, gdyż w tamtej okolicy nie było jakichkolwiek wojskowych instalacji, ani jakichkolwiek żołnierzy. Spektakl był reżyserowany z ogromnym rozmachem, i bez oglądania się na wydatki.

na początku poprzez kilka dni waliła w nas radziecka artyleria a później niemiecki pan generał kazał położyć rakietowy ogień zaporowy z tak zwanego „nebelwerfera” (niemiecka wersja słynnej „katiuszy”).

Konwencja spektaklu przewidywała aktywny udział widza, więc my z babcią, udając, iż się trochę boimy, chowaliśmy się w różnych dołkach i piwnicach. Od czasu do czasu pędziliśmy dwukołowym konnym wózkiem od jednej kryjówki do drugiej. Widowisko zapierało dech w piersiach swoim monumentalizmem, z którym nie może się równać nawet festiwal w Rio de Janeiro. Szczególnie efektowny był ostrzał nocny. Te palące się domy i wybuchy pocisków ze wszystkich stron! No i ten ryk przelatujących rakiet. Zwyczajnie wspaniałe.

Babcia po kilku dniach twierdziła wprawdzie, iż panowie generałowie trochę przesadzają, lecz ja byłem oczarowany. Jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, iż miejscowi mieszkańcy nie docenili wysiłku i wirtuozerii reżyserów i otwarcie wyrażają własną dezaprobatę. Absolutny brak poczucia humoru i niedostatek zrozumienia dla potrzeb dziecka.

Jak się pewnie domyślasz, drogi Czytelniku, wakacje nam się porządnie przedłużyły, gdyż po zakończeniu lata nie dało się już wrócić do Warszawy. W każdym razie mogę po tej przygodzie z pełną odpowiedzialnością opowiadać wnukom, iż brałem udział w drugiej wojnie światowej, w której pełniłem odpowiedzialną funkcję ruchomego celu.

Oczywiście Stworzenie Warszawskie nie może być już opisane jako spektakl. To jest epopeja narodowa przypominająca „Iliadę” i tak zostało to przedstawione w muzeum. Wadą tej konwencji jest w miarę marginalne potraktowanie analizy politycznego i militarnego sensu tej operacji wojennej.

Taka badanie nie jest łatwa. Pisząc dzisiaj o Stworzeniu należy unikać w szczególności prostej krytyki osób należących do grona ówczesnych decydentów. Nie jesteśmy na ich miejscu i przenosząc się duchowo w tamte czasy, stawiamy się w pozycji jasnowidza. Wiemy to, czego oni wiedzieć nie mogli i jeszcze na dokładkę wiemy, co będzie później.

W lecie 1944 r. Niemcy przegrywali na wszystkich frontach i poprzez chwilę wydawało się nawet, iż wpadli w panikę. To było złudzenie. Niemcy nie byli nigdy łatwym przeciwnikiem.

Błędna była również ocena roli Warszawy w niemieckiej strategii obronnej. Dowództwo AK myślało, iż o Warszawę będą się toczyły jakieś ciężkie boje, gdyż to jest istotna strategiczna pozycja. Niemcy mieli zupełnie inny pomysł. Zamierzali zatrzymać sowietów na linii Wisły tylko z pozoru i uderzyć od południa sporą siłą ściągniętą z Bałkanów. Miał to być precyzyjnie powtórzony manewr marszałka Piłsudskiego z 1920 roku, tylko w trochę większej skali.

Przepraszam Cię , drogi cywilny Czytelniku, lecz muszę tu zrobić mały wykładzik z zakresu teorii strategicznych gier wojennych. Bez tego wykładziku nie da się zrozumieć, dlaczego sowieci czekali z zajęciem Warszawy aż poprzez pół roku. Nie przekonuje mnie popularna teza, iż zrobili to z czystej złośliwości. Aż takimi głuptasami to oni nie byli i nadal nie są. Przecież nie mogli wiedzieć, jaki będzie dalszy bieg wydarzeń, więc dlaczego ryzykowali, iż nie wezmą udziału w podziale Niemiec? Tłumaczy to strategiczna przypadek na froncie wschodnim.

Otóż musisz wiedzieć, drogi cywilny Czytelniku, iż armia nie może walczyć z przeciwnikiem atakującym znienacka ze wszystkich stron. Żołnierze muszą wiedzieć, gdzie jest nieprzyjaciel, muszą wykopać sobie okopy i muszą mieć za plecami pomocników, którzy przywożą im amunicję i jedzenie, a również zabierają rannych do szpitala. Jeśli ktoś nagle zaatakuje taką armię z boku (wojskowi mówią „z flanki”) a więc wzdłuż linii okopów, odcinając zaskoczonych żołnierzy od magazynów z żywnością i amunicją, to owa armia ma do wyboru dwa prawie równie niedobre rozwiązania. Może dać się pozabijać na miejscu, lub zwiewać w tył na łeb, na szyję. Na skutek braku pocisków do karabinów i armat armia w takiej sytuacji jest praktycznie bezbronna.

natomiast ktoś, kto chce doprowadzić przeciwnika do klęski podanym tu metodą, powinien zgromadzić duże siły gdzieś z boku i poczekać, aż front wrogiej armii minie te schowane z boku siły, odsłaniając bezbronną „flankę” na niespodziewany cios.

Marszałek Piłsudski w 1920 roku zgromadził taką ukrytą armię na Lubelszczyźnie nad rzeką Wieprz i poczekał, aż sowieci podejdą pod Warszawę. Niemcy w 1944 roku skoncentrowali armię pancerną na Węgrzech i zamierzali przejechać poprzez Słowację, Beskidy i Lubelszczyznę, demolując front Armii Radzieckiej w chwili przekraczania Wisły.

lecz tym wspólnie sowieci nie dali się nabrać. Nie pchali się środkiem, tylko uderzyli na południe. Walki toczyły się o Budapeszt a nie o Warszawę i trwały kilka miesięcy. Na domiar złego w tym samym czasie alianci zajmowali Paryż i tym interesowała się prasa na całym świecie. Zrobiony został jeszcze jeden błąd. W Armii Krajowej nie było alianckiej misji łącznikowej. To dość dziwne, gdyż, np., w komunistycznych oddziałach partyzantów jugosłowiańskich taka misja była. Skutek był taki, iż sowieccy propagandyści mogli bez większych oporów pisać, iż w Warszawie nie ma żadnego stworzenia, podobnie jak nie istnieje jakaś tam „Armia Krajowa”. Dowództwo AK na samym wstępie przegrało bitwę w płaszczyźnie „public relations”.

Proporcja sił obu stron walczących w Warszawie jest sprawą dyskusyjną. Przewarzająca część historyków ocenia, iż Niemcy dysponowali wzmocnioną dywizją (trzydzieści tys. żołnierzy), sensownie zaopatrzoną i dobrze wyszkoloną. Dysponowali również wsparciem lotniczym i pancernym. Siły Armii Krajowej nie mogły się z tym równać. Pełnego uzbrojenia starczyło im ledwo na lekkozbrojny pułk szturmowy (trzy tysiące żołnierzy). Powstańcy byli znacząco gorzej zaopatrzeni i wyszkoleni. No i niby skąd mieli brać amunicję? Zapasik starczał ledwo na kilka dni. Ludzi było oczywiście znacząco więcej niż ten jeden pułk. Tyle tylko, iż byli nieuzbrojeni, jeśli nie liczyć legendarnych butelek z benzyną.

Dowództwo AK oczywiście zdawało sobie sprawę z tej dysproporcji i dlatego plan stworzenia zakładał zaskoczenie przeciwnika. Powstańcy nagłym atakiem mieli opanować całe miasto, wypędzić okupantów, okopać się na przedmieściach i bronić się, korzystając z zaopatrzenia mostem powietrznym z zachodu.

Niestety, Niemcy nie dali się zaskoczyć. Powstańcy nie opanowali głównych pkt.ów strategicznych, zaś Niemcy nie dopuścili, na domiar złego, do połączenia dzielnic Warszawy. Walka była przegrana już drugiego dnia. Jakim metodą akowcy toczyli tę bitwę poprzez całe dwa miesiące? Tego nie rozgryźli nawet najlepsi wojskowi specjaliści.

Lotnicy angielscy i amerykańscy starali się zrzucać zaopatrzenie, > lecz jak to efektywnie zrobić, kiedy Warszawa była poszatkowana na rejony i nie wiadomo było, które z nich są zajęte poprzez Niemców? Utraty lotników były wielkie, wielu zginęło, skutek zaś był bardzo mizerny.

Z historią stworzenia łączy się również pewien dziwny zbieg okoliczności. Jak wiadomo, dowódcą oddziałów powstańczych był gen. Komorowski. Niemcami dowodził generał SS Zelewski, zaś największym okrucieństwem w tłumieniu stworzenia wsławił się niejaki Bronisław Kamiński. Ten ostatni był zwyczajnie psychopatycznym zbrodniarzem i w niemieckiej służbie dowodził brygadą Rosjan. Facet ten zresztą źle skończył, ponieważ kiedy do reszty zwariował, sami Niemcy go rozstrzelali. To kolekcja nazwisk może zainteresować Czytelnika kolekcjonującego egzemplarze niecodziennych poloników.

Jest jeszcze jedna rzecz, którą należy sprostować. Chodzi o te legendarne „Tygrysy”. „A na Tygrysy mają Visy…”- śpiewali powstańcy. Otóż czołg „Tygrys” był ogromną i ciężką maszyną skonstruowaną do walki z innymi czołgami i do tego na otwartej przestrzeni. Nie nadawał się do jeżdżenia po Warszawie, więc w walce z powstańcami nie brał udziału. Niemcy używali lekkich czołgów i dział pancernych.

Są osoby, które krytykują dowództwo AK, twierdząc, iż Stworzenie nie miało sensu. Można na to odpowiedzieć pytaniem: a zacięty opór, jaki Niemcy stawiali Amerykanom i Anglikom , to miał jakiś sedno? Wpuścili sowietów do Berlina poprzez swoją głupotę. Jak na ojczyznę Karla von Clausewitza – ojca politologii, to trochę poniżej oczekiwań. Armia Krajowa co najmniej walczyła po właściwej stronie.

  • Dodano:
  • Autor: