wszystkim studia co to jest
Definicja: Uważam, iż studia nie powinny być ogólnie dostępne. Dlaczego? Ponieważ obecna przypadek.

Czy przydatne?

Co znaczy A po co im wszystkim studia?

Słownik: Uważam, iż studia nie powinny być ogólnie dostępne. Dlaczego? Ponieważ obecna przypadek prowadzi do absurdu.
Definicja: Studia?
Dziś droga nauki wygląda następująco: podstawówka, gimnazjum, szkoła średnia. Przewarzająca część osób idzie również później na studia - wybierając czy to z racji na zamiłowanie, czy z racji na przyszłość zawodu (na przykład spora liczba pieniędzy w przyszłej pracy). Jednak można znaleźć również gro osób, które idą na studia tylko i wyłącznie dla papierka. Sukces? Tymczasem w latach 90 liczba studentów była jeszcze niewielka, tak aktualnie praktycznie każdy robi studia. Czy to państwowe (trudniej się otrzymać, czasem wymagają łapówek - ((na przykład w najwyższym stopniu skorumpowane kierunki - prawo i administracja, psychologia), czy także prywatne (tu zapłata jest usankcjonowana prawnie - zwyczajnie opłacamy wpisowe, czesne, egzaminy poprawkowe i tym podobne). W rezultacie mamy - teoretycznie - masę młodych Polaków, świetnie wykształconych i extra radzących sobie w życiu (gdyż trzeba sobie te studia opłacić).

Co to oznacza dla rodzica?
Dla rodzica kwestia jest bardzo skomplikowana. Dajmy na to, dziecko mówi: "tato, chcę studiować w Gdańsku, jakieś 100 km od nas". Tata, uradowany, iż dziecko zapragnęło studiować (wszak on sam studiów nigdy nie rozpoczął) wysyła dzieciaka na studia - załóżmy państwowe - do Gdańska. Opłacić musi mu więc mieszkanie (akademik), dać kapitał na życie (jedzenie, pranie, i tym podobne))) i przeznaczyć następną część swojego zarobku na podręczniki i ksera. W rezultacie przeciętny tata, który zarabia ok 2150 zł netto musi wydać ok 1300 zł na dziecko, które pragnie studiować. Innym rozwiązaniem są kredyty studenckie, które z pewnością pomagają żyć w czasie studiów, jednak już po w ogóle tak fajnie nie wyglądają - trzeba je gdyż (jak każdy kredyt, aczkolwiek na preferencyjnych warunkach) spłacić.

Co to oznacza dla pracodawcy
Dla pracodawcy rzesza osób po studiach to nie lada problem. Mamy gdyż gro osób z dyplomem - trudno się czasem połapać, która uczelnia co sobą reprezentuje, nieraz uczelnie prywatne uczą lepiej niż uczelnie państwowe. Zatrudniający nie ma czasu na szukanie dziur w wykształceniu przyszłego pracownika, nie ma także czasu na odbycie 1000 rozmów kwalifikacyjnych z zainteresowanymi kandydatami. Dlatego także zakres potencjalnych pracowników automatycznie zawęża. Chce u mnie pracować? No to musi mieć przynajmniej dwa fakultety. Chce zostać kimś więcej? no to trzepnę mu ze trzy języki. I fru - z 1000 kandydatów zostaje garstka, na rozmowę z którą zatrudniający ma czas. Właściciel dużego hotelu powiedział mi kiedyś ze śmiechem: "teraz, tak aby nie musieć rozmawiać z masą kandydatów, zamieszczam w ofercie pracy informację, iż sprzątaczka musi biegle władać dwoma językami i przynajmniej jeden zrobiony fakultet. To przecież absurd! Ja nawet nie mam wyższego wykształcenia!"

Co to oznacza dla studenta?
Szukamy pracy - zamieszczamy informację o swoim wykształceniu, jeżeli jest (ciężko, ponieważ studia dzienne) to i pracy. Dodajemy informację o zainteresowaniach, predyspozycjach, przebytych kursach, o cechach swojej osobowości. Problem nie w tym, iż dobrze byśmy na miejsce pasowali. Problem w tym, iż takich jak my, po zakończeniu studiów, jest bardzo wiele. Była taka zagadka: na stanowisko ubiega się trzech kandydatów: osoba z ukończonym MBA, kobieta z biegła znajomością pięciu języków obcych w tym japońskiego i prof. na trzech uczelniach. Kto dostanie pracę? Jak to kto. Szwagier!

Ja powinien wyglądać mechanizm nauki?
Będąc poprawnym politycznie powinienem napisać, że każdy powinien mieć równe szanse w dostępie na studia. Lecz raz, iż nie jest tak nawet teraz, a dwa - iż po zakończeniu studiów, obserwowania niewiele rozgarniętych, nazwijmy to, osób, które nic nie robiły, nic nie potrafią i dziś tak samo jak ja mogą poszczycić się tytułem magistra - uważam, iż dostęp do uczelni wyższych powinien być ograniczony. Lecz ograniczony mądrze.

Świat a Polska
Nigdzie na świecie nie jest tak, jak w Polsce - dziś ok 30-40% pracowników fizycznych to pracownicy z wyższym wykształceniem. Dlaczego? ((gdyż wolą pracować ciężko fizycznie za 3000 zł na rękę, niż pracować przy biurku za 1200 zł na rękę. Na świecie raczej nikt się nie przejmuje brakiem tytułu naukowego - ponieważ po co? Edukacja jest dla naukowców, robota jest dla pracowników. jeżeli pracujesz w McDonaldzie to pracuj - masz werwę, zdolności, ambicję? Znajdziesz pracę i w banku, jeżeli chcesz. Potrafisz dodatkowo jakiś obcy język? jeżeli spółka ma tam oddział - możesz tam pojechać na staż! W Polsce można tego doświadczyć, lecz jeszcze bardzo rzadko. I tylko "for the best" co najczęściej znaczy "rozpychaj się łokciami, inaczej się nie przeciśniesz".

kapitał za studia
Uczelnie powinny zagwarantować studentowi płaca za dobre wyniki w nauce. aktualnie, studiując, najlepiej jest uczyć się zaocznie: mogę sobie zarobić na życie i po zakończeniu uczelni mogę wpisać w CV doświadczenie. Można to samo zrobić ze studiami wieczorowymi, jednak to trochę ostrzejsza jazda (sam jestem po wieczorówce). Gdyby uczelnia zapewniła mi płaca za naukę, wtedy nie miałbym dylematu - uczyć się czy pracować. zwyczajnie wziąłbym się ostro do edukacji.

Studia dla najlepszych
Na studiach powinny być osoby, które naprawdę chcą się rozwijać. Ile dziś jest psychologów, którzy pracują w sklepach z ubraniami, ile jest managerów kierowania, którzy jeżdżą taksówkami, ile jest nareszcie kulturoznawców, którzy "zwijają się" w Empiku?
Dobrym pomysłem byłoby przyznawanie kredytów na naukę, które byłyby spłacane z uniwersytetu - jeżeli student byłby autentycznie dobry (czytaj: osiągnął jakiś pułap ocen, wiedzy i tym podobne))))). Skąd uczelnia powinna brać na to > kapitał? Z dwóch źródeł - od państwa i od pracodawców. Od pracodawców, którzy z dziką chęcią zatrudniliby w pełni wykwalifikowanego pracownika z wiedzą i wachlarzem zdolności. zapłata byłaby wyższa niż w razie spółek doradztwa personalnego - wszak studentów nie byłoby tak wiele, czyli o wykwalifikowanego przyszłego pracownika spółki musiałyby się trochę bardziej postarać. Jak ograniczyć napływ studentów na studia? Nie wiem niestety, nie znalazłem remedium. lecz fakt jest faktem, obecną sytuację należałoby co najmniej poprawić.

Absolwent dla pracodawcy
zatrudniający po zatrudnieniu absolwenta powinien móc dwie fundamentalne wiadomości przyjąć za pewnik:
a) wiedzę absolwenta,
b) zaangażowanie absolwenta udowodnione samą obecnością na studiach.
Osoba oczywiście powinna jeszcze pasować do charakteru spółki i jej "osobowości", lecz to już trzeci obiekt, który przecież łatwo sprawdzić - choćby w czasie rozmowy czy nawet dalej, w czasie okresu próbnego.

Zakończenie
Zdaję sobie sprawę z tego, iż mój artykuł jest dość toporny i z pewnością sporo osób się ze mną nie zgodzi, z moimi poglądami można przecież polemizować, zapraszam do komentowania. Mimo wszystko jednak uważam, iż sytuację na rynku czelnianym nalezy poprawić - wydaje mi się niebywałym, iż płacąc 2200 zł za semestr wieczorowych studiów, uczelnia nie może mi zasponsorować dyplomu za 60 zł, co więcej, nie potrafi zasponsorować mi również indeksu za 30 zł ani legitymacji za 5 zł (!). A sekretariat studiów jest otwarty od 10 do 14
  • Dodano:
  • Autor: