ziemi polskiej co to jest
Definicja: na nylonowej nitce .... Spadła ? Zatem go, Johnny, go, go, go słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Z ziemi polskiej ?

Słownik: Miało być na początku jakoś wzniośle, może nawe lirycznie, lecz guzik z tego : nad czym się tu uwznioślać, kiedy czerwoniutka cegła dynda nad głową na nylonowej nitce .... Spadła ? Zatem go, Johnny, go, go, go ...
Definicja:

... I już właściwie wszystko jest jasne, pogodziliśmy się chyba z tym wszystkim, co najmniej w warstwie zewnętrznej .Nikt nie roni łez (pewnie jeszcze), nikt nie wzdycha nad dziwacznym losem (a to się jeszcze okaże), nikt nie nuci tego upiornego Górala ... („A żebyś kurna wiedział, iż nie żal, pajacu” – wysyczał góral do nizinnego w trakcie patriotycznego ochlaju na jakimś Jackowie czy innym polskim bajzlu gdzieś w świecie). Nie ma nad czym płakać; jakieś tam moralne zadry z pewnością zostaną, zobaczymy jednak, na jak długo. Jeden taki, mocno ochrypnięty, śpiewał tys. lat temu, iż najwspanialszym startem są spalone mosty ; ileż to razy w trudnych przypadkach zgadzamy się z tymi słowami i – tak, tak – znajdujemy cudowne ukojenie w myślach o tym, iż przecież naprawdę wszystko to można zostawić, rzucić w cholerę i odwrócić się plecami . Lord I’m 500 miles away from home. Panie, daj mi chociaż z pięć tys. kilometrów swobody a nie to niemądre pięćset mil – pięćset mil znaczy niecałe tys. kilometrów, gdzież miałbym więc znaleźć moje upragnione Miejsce ? W połowie drogi pomiędzy Berlinem a Brukselą ? Gdzieś pomiędzy Rygą a Tallinnem ? Po co ? ... A jednak odbywa się to nareszcie – kości zostały przecież rzucone, Rubikon (w fazie pierwszej zapewne ten między Calais i Dover) za chwilę zostanie sponiewierany, choćby nawet z wysokości paru kilometrów – i to tyle jeżeli chodzi o górala, któremu przestało być żal. Pierwszy krok ,krok najtrudniejszy, kolejny zaś – zobaczymy. Może tam, gdzie pachnie żywicą ? Lub wprost do kangurów ? Lecz odetchnąć już można z ulgą : kości zostały ... itd.. Zostaną w państwie. Trochę ciężko się przyzwyczaić, iż to, co poprzez minione lata stanowiło na początku niewyraźne pragnienie ( tak, tak – kiedy żyje się we wszechobecnym szarym pyle , można i trzeba mieć kolorowe marzenia) , później zaś wirtualny wentyl bezpieczeństwa (i gwarant zdrowia psychicznego i opcję końcową), dzisiaj jest równie realne jak fakt, iż istnieję. Ciężko przyzwyczaić się do realizacji trudnych zamierzeń – wiele łatwiej zwyczajnie je mieć.

Stają więc na wyimaginowanej wadze wszystkie „za” i „przeciw” – i jak to zazwyczaj w życiu bywa, kiedy dochodzi wreszcie do sytuacji, w której wyboru dokonać trzeba, obie szalki wagi za cholerę nie chcą drgnąć – innymi słowy : jest precyzyjnie tyle samo „za”, co „przeciw”. Ponieważ przecież nic nie może być proste, skoro proste być nie musi. Wyjazd, wyjechać, wyjeżdżanie ... to nie jest łatwe. Właściwie nie wiem, czemu piszę „wyjazd” i ciągle myślę „wyjazd”. Tj. emigracja. Bez względu na jej powody, bez względu na jej przebieg (ten zaplanowany i ten wykonywany) – wyjazd z własnego państwie w poszukiwaniu lepszego (a w każdym razie – lżejszego) „dzisiaj”, tj. właśnie emigracja. Niezbyt to popularne wyraz, chyba jednak zbyt ostentacyjnie i ostatecznie ustala to, z czym się mierzymy . Lecz to również wyraz klucz ... Jadąc na saksy zwyczajnie wyjeżdżasz – odwalisz te własne tys. ton kamieni, położysz mln betonowych bloczków, wymieszasz sto wagonów zaprawy ... i już. Nabijesz portfel czymś prawdziwym i dobrze urobiony ( lecz przecież i dobrze nażarty) wrócisz tutaj, aby konsumować, konsumować, konsumować ... Emigracja to wyraz o sporo bardziej ostateczne. Nasze słownictwo histopatriotyczne przewiduje nawet takie swojskie, wieszcze bez mała, ustalenie : wieczna tułaczka (abstrahując od wyciskających łzy ze słowiańskiej duszy Słowackich i Mickiewiczów to chyba coś jak kraina wiecznych łowów u Apaczów, trochę tylko mniej podniosłe). Czyli na wieczną tułaczkę udać się nie chcesz, wolisz wierzyć, iż z tymi zdobycznymi milionami wrócisz na nasze zapyziałe Podlasie hodować truskawki i leżeć plackiem. ( lecz czy tak będzie ? Czy da się tutaj wrócić ? Czy będzie do czego wracać? Czy będzie w tym jakikolwiek sedno ? Nie umiem popatrzeć aż tak daleko przed siebie; może to i źle ( lecz nie potrafię. Stąd także szalki na wadze za cholerę nie chcą drgnąć : skamieniały. Zresetowanie wagi również nic nie daje: nowe „za” i „przeciw” ważą precyzyjnie tyle samo co stare i pat trwa.

A Polacy tyralierą spieprzają w cieplejsze rejony ... U Grassa Niemcy wymierali, u nas zaczął się Ogromny Marsz ; jeszcze trochę i jakiś kulturowy Kolumb napisze : Polacy wymierają. Nie będzie to bynajmniej plagiat z wielkiego GG – za chwilę naprawdę zaczniemy wymierać. Przy okazji - nie jestem pewien czy jakikolwiek dezerter może posługiwać się tą metodą - „zaczniemy”; są w tym państwie tacy, którzy zapewne tego prawa z satysfakcją aby odmówili. Uciekasz stąd więc nie jesteś już jednym z nas – i dalej wg hurranarodowego rytu. Nieważne to zresztą. Ergo : zaczniemy (przy tej formie zostanę) wymierać – odpływ „kapitału ludzkiego” przypomina wiek dziewiętnasty i te ogromne, głodowe migracje : za chlebem, za przygodą, za nowym, za innym .... Zostaną najsłabsi, najstarsi, najmniej zaradni, w najwyższym stopniu przyspawani, najsłabiej zintegrowani. Nie ma się zresztą co dziwić – tu horyzont kończy się w miejscu, które widać, dalej chyba nic nie ma. Studiujemy więc pilnie języki, uczymy się zależności międzykulturowych, zaciskamy zęby i tolerujemy (nazywa się to tutaj : akceptacja) wszystkie te głupoty dnia codziennego, z którymi przyszło nam się zmagać ....Po to, by w odpowiednim momencie zwiać gdzie pieprz rośnie. No i uciekamy – a czy ktoś z nas tu wróci ? Póki co jest nieźle, cały ten exodus ma jakże zbawienny wpływ na polską gospodarkę: oto rosną wszelakie wskaźniki, minimalizuje się lawinowo bezrobocie .

Wskaźniki właśnie ... Śmieszna taka schizofrenia w publicznej strefie się szerzy ostatnio : z jednej strony gazety i media w ogóle opiewają zalety życia i pracy tam (a więc gdziekolwiek byle nie tu), organizuje się dni otwarte, targi i narady, promuje zawodową (i osobistą) mobilność jednostki, pośrednicy zbijają fortuny ku zadowoleniu Istotnych Urzędów i Instytucji – z drugiej zaś premier błagalnym tonem wzywa z telewizora, abyśmy jednak zostali.... Mija pół roku i ten sam premier (już jako zwyczajny obywatel) również udaje się na tułaczkę – za kanałem zajmuje się własnym rozwojem i pomnażaniem majątku ... Tu zaś prezydenci miast, burmistrzowie i inni decydenci zaczynają dwoić się i troić, by chociaż trochę tej masy emigracyjnej zostało na swoich śmieciach : rozbawiła mnie jakiś czas temu inicjatywa jednego z tych prezydentów, bodajże - Białegostoku. Facet odtrąbił mianowicie publicznie, że znalazł receptę na wyciekające z państwie talenty – otóż jednym kopem wyrzucił z pracy całą dotychczasową starą kadrę (ciekawe co z emeryturami?), stworzył kilkadziesiąt „nowych” miejsc pracy (ciekawe po co?) - i zaprosił do siebie. Masz dwa jajka i łeb pod czapką ? Ruszaj do Białegostoku ! Można na tym interesie zarobić jakieś tys. dwieście złotych miesięcznie - czyli wszystko jasne ... Program, jak śmiem domniemywać, zrobi zapewne olbrzymią furorę wśród młodych, efektywnie zniechęcając ich do anglosaskich, galijskich, niemieckich czy amerykańskich pomysłów na życie ...

... No i znalazł się wreszcie ten jeden, maleńki powód, by waga przechyliła się chociaż na chwilkę na stronę „przeciw” ... Idzie burza. Takiej burzy jak w Polsce, nawet wśród betonu, nawet pośród chaosu, nie uświadczysz nigdzie. Szare chmury, ciemnoszare chmury, czarne chmury, granatowe chmury .... i ten zapach ozonu w powietrzu. Powiesz, iż bredzę, iż przecież burza wszędzie wygląda i pachnie tak samo – i pewnie tak jest, dla mnie jednak polska burza pozostanie polska burzą i koniec. Okazuje się więc, iż i we mnie siedzi latarnik ... a pisałem jakiś czas temu, iż latarnikiem z pewnością nie będę. Wytrąciła mnie z równowagi ta wiosenna burza .


Czy wątpliwości lepiej przespać czy przetrawić ? Czy lepiej je odsunąć czy także przepuścić poprzez jednostkę centralną i niech dalej odbywa się to, co ma się dziać ? Czegokolwiek aby się nie postanowiło – i tak jakoś przecież będzie ; coś się wydarzyć musi. Czasu nie zatrzymamy, świat nie stanie ...Coś się wydarzyć musi. Zobaczymy. Czasem dobrze jest popłynąć z biegiem rzeki – a to, co faktycznie dobrze umacnia to świadomość, iż gdzieś tam z przodu jest następny zakręt, i następny, i jeszcze coś za nim. A dalej kolejny i kolejny i następny.... Świadomość zakrętów to ogromna siła, im bardziej je oswajamy, tym lepiej nam się żyje. Gdyby zakręty nigdy się nie kończyły, człowiek pewnie w ten czy w inny sposób żyłby wiecznie. A przecież upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem... Oby więc było przy tej drodze coraz więcej zdumień. I coraz więcej zakrętów.


  • Dodano:
  • Autor: