tygodnie trauma porodu co to jest
Definicja: Anna Spyra od lat walczy o sprawiedliwość dla swojego syna. Na jej prośbę publikujemy.

Czy przydatne?

Co znaczy 3 tygodnie - trauma porodu

Słownik: Anna Spyra od lat walczy o sprawiedliwość dla swojego syna. Na jej prośbę publikujemy poniższy tekst.
Definicja: Moje wspomnienia…
…minęło 9 lat, a ten obraz mam wciąż przed oczami.
Budzę się, mam do siebie żal, pretensje.
Dlaczego byłam tak naiwna? Czekałam do obchodu wieczornego na lekarza - przecież nie mogłam wstawać! Lecz mogłam krzyczeć, histeryzować, może mój synek...

Chodziłam prywatnie do ginekologa. Zgłosiłam się do kontroli 30 września. Widziałam synka na USG, ważył ok 1 kg. To był 26 tydzień ciąży. Wszystko było dobrze. Ucieszyłam się. Wróciłam do domu.
Nad ranem zauważyłam, iż sączą mi się wody. Wpadłam w panikę. Zadzwoniłam do lekarza. Polecił, bym jechała do najlepszego szpitala, który specjalizuje się w ratowaniu wcześniaków.
Zadzwoniłam do Św. Wojciecha. Kazano szybko przyjechać. Zbadano mnie i dziecko. Pozostałam na patologii ciąży. Moje wyniki nie były niepokojące. Miałam leżeć, aż synek podrośnie i dostanie leki na rozwinięcie płuc. Nie mogłam wstawać, nawet do toalety.
Leżałam tak 3 tygodnie. Podporządkowałam się kompletnie lekarzom. Synek był dla mnie najważniejszy. Nie miałam świadomości co będzie dalej, kiedy urodzę. Dostałam dwie serie leków na rozwinięcie płuc dziecka.

Na obchodach nie zwracali już na mnie uwagi. Przyzwyczaili się do mnie, nareszcie to trzeci tydzień wspólnie. Nie byłam uciążliwą pacjentką, nawet ktg sobie sama podłączałam. Pielęgniarek nie było zbyt sporo, ponadto wciąż miały ciężką pracę. W najwyższym stopniu bałam się weekendów. Tylko dlatego, iż lekarze byli niewidoczni i zajęci. Dlatego chciałam urodzić w dzień powszedni. Każda z nas o tym marzyła - nie rodzić w weekend!

Dziecko nie wybiera. Nadeszła sobota i mój scenariusz się potwierdził. Rano zgłaszam lekarzowi złe samopoczucie. O 10:00 zrobił mi USG. - Tętno dziecka wynosiło 180 – doktor nie był zachwycony. Dalej źle się czułam. Ponownie wezwałam lekarza. Nie przychodził!!! Dostałam zastrzyk papaweryny, działający rozkurczowo. O 14:00 - doktor ciągle był zajęty. Było ich raptem dwóch na oddziale.

w czasie odwiedzin rodziny nadal nie czułam się dobrze. Bliscy wezwali lekarza. Podłączyłam KTG i po 20 min oddałam pielęgniarce rezultat - dopiero o 19:00!!! doktor przyszedł na obchód. Osoby odwiedzające musiały wyjść, gdy trwało badanie. Na sali miałam rozwarcie. Akcja porodowa się zaczęła – tylko kiedy, skoro nikt nie przychodził od czasu obchodu? Jadąc na salę porodową, bardzo się bałam. Moi bliscy czekali pod drzwiami porodówki.

Było już za późno na narkozę, więc musiałam czekać na anestezjologa. Dostałam znieczulenie zewnątrzoponowe - zastrzyk w okolicach kręgosłupa. Mimo to byłam świadoma, nie spałam. Boże, jak się bałam!
Słyszałam szczęk narzędzi. Mam tamten obraz przed oczami nawet dziś, po tylu latach. Przerażenie było wielkie, bałam się o dziecko. Wiedziałam, iż zaraz będą przecinać mi brzuch, słyszałam i widziałam lekarzy.

O 19:45 poród się zakończył. - „Urodziło się. Ma Pani syna” - powiedzieli mi tylko. Nikt mi jednak Oskara nie pokazał, widziałam tylko zieloną kotarę. Zszyto mnie i wyjechałam z sali operacyjnej. Mijałam koleżankę i szwagierkę, które cały czas czekały za drzwiami - „Aniu, widziałyśmy, masz synka. Wszystko dobrze, zadzwonimy do męża”.
Leżałam na sali pooperacyjnej. Odzyskiwałam czucie w nogach , lecz nadal towarzyszył mi nieustanny ból. Dostawałam zastrzyki przeciwbólowe, lecz mimo to nie mogłam zasnąć. Martwiłam się i ciągle dopytywałam, co odbywa się z dzieckiem.

Na Sali obudziła się dziewczyna, która leżała w okolicy. Miała cesarskie cięcie z narkozą. Robił jej je doktor, do którego chodziła leczyć się prywatnie - bała się naturalnego porodu. Była to cesarka na zamówienie. Zgłosiła się do szpitala, wedle umową zawartą z lekarzem.

Nad ranem przyszła pani lekarz zajmująca się wcześniakami. Oznajmiła, iż mój syn „się załamał”, iż potrzebne było wspomaganie – podłączono go do respiratora. Przewieziono mnie na salę matek z dziećmi. Jako jedyna leżałam sama - bez synka. w okolicy mnie szczęśliwe matki karmiły własne dzieci. Mnie nie wolno było nawet wstać, by zobaczyć dziecko, bo nie upłynął odpowiedni moment po znieczuleniu zewnątrzoponowym.


Po wstaniu poszłam do dziecka. Widok był przerażający - mój synek, mała kruszynka, leżał wokół przewodów i rurek. „Dlaczego tak cierpi?” - myślałam. Poczułam się słabo i wróciłam do łóżka z intensywnym bólem głowy.

Na salę przyszedł doktor. Inne dzieciątka leżały z matkami, płakały. Czułam się strasznie. Przeniesiono mnie na inną salę. Wezwany został neurolog. Okazało się, iż są powikłania po znieczuleniu zewnątrzoponowym. Miałam leżeć płasko, bez poduszki, by płyn się wyrównał. Dostawałam kroplówki, musiałam wiele pić. Zostałam sama na sali - w kiepskim stanie zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Oskarek leżał na piętrze, jedyne co mogłam dla niego zrobić, to ściągać pokarm. Tęskniłam za nim bardzo.

W strachu podjęłam decyzję o ochrzczeniu dziecka. Nadałam mu imię Oskar, a na drugie Wojciech – jak patron szpitala, w którym przyszedł na świat. Modliłam się o niego.
Wypisali mnie ze szpitala, lecz synek został. Każdego dnia dostarczałam mu pokarm.

Dzień, w którym mogłam odebrać synka, był moim najszczęśliwszym w życiu. Jednak diagnoza brzmiała przerażająco: „niedotlenienie okołoporodowe”, ma jamki malacyjne, które się wchłoną zrogowacieją. Tłumaczyli, iż to wcześniak, więc wszystko nadrobi.

Gdy Oskar skończył 8 m-cy, diagnoza brzmiała poważniej: „porażenie mózgowe czterokończynowe”. Tak stwierdził inny neurolog. Czułam się potwornie. Jak to możliwe? Leżałam trzy tygodnie w szpitalu przed porodem. Później także tam trafiałam.

Oskarek ma aktualnie 9 lat, ciągle wymaga całkowitej opieki. Nie chodzi, nie siedzi - trzeba go karmić, przewijać… Synku, lekarze mówią, iż to Twoja wina, ponieważ urodziłeś się za wcześnie. Ja Ci tego nigdy nie powiem!!!
Cały czas masz mnie. Będę dla Ciebie walczyć o standardy opieki okołoporodowej. Każdego dnia widzę jak cierpisz. Cierpiałeś od momentu, kiedy zawinięto Cię jak element po cesarskim cięciu. Nie przygotowali dla Ciebie nawet respiratora ani inkubatora transportowego.
Po co tam w ogóle pojechaliśmy…?



  • Dodano:
  • Autor: