aadam co to jest
Definicja: siedzieli zupełnie obcy ludzie. Patrzyli na niego. Czekali na kolejne słowa słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy AAdam

Słownik: - Nazywam się Adam i jestem anonimowym alkoholikiem – głos młodego mężczyzny zadrżał. Stał jakiś taki skulony, zamknięty w sobie. Wokół niego siedzieli zupełnie obcy ludzie. Patrzyli na niego. Czekali na kolejne słowa.
Definicja: Nie było o nie łatwo. Adam przygryzł dolną wargę. Odetchnął głęboko. Spojrzenia siedzących zdawały się przewiercać go na wylot. Na zmianę splatał i rozplatał ręce. Czuł się tu nie na miejscu. Oni wszyscy ubrani luźno, w jeansach, podkoszulkach. Tylko on w ciemnym garniturze, błękitnej koszuli i stalowym krawacie. Nienagannie ogolony, włosy ledwo tydzień temu przycięte poprzez najlepszego fryzjera w mieście. Przystojny. W niczym nie przypominał alkoholika. Ponieważ przecież alkoholicy to ludzie z marginesu. Bez pracy, bez perspektyw. On się taki nie czuł. Czuł się lepszy.
- To zaczęło się kilka lat temu. Jeszcze w liceum – powiedział ściszonym głosem. I zaraz upomniał się za to w myślach. Wyprostował się, rozplótł dłonie. Pewnym głosem, nieco zbyt głośno, kontynuował: - Imponowało mi to, iż z kolegami mogłem kupić piwo, wino w sklepie, iż mogliśmy poczuć się dorośli. Później były studia i całonocne imprezy. Początkowo tylko z jakiejś okazji, później zaczęliśmy sobie z kolegami te okazje wymyślać. Teraz już nie potrzebuję okazji. Piję każdego dnia. Piję co wieczór. Nie potrzebuję towarzystwa. Dobrze mi z tym.
- To co cię do nas sprowadziło? – łagodnym głosem spytał prowadzący zajęcia.
- Narzeczona mi kazała.
Śmiech. Adam z rozdrażnieniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Złapał wzroku kilku z tych, którzy się zaśmiali. Wytrzymał spojrzenie. Zmusił ich do opuszczenia wzroku. Nikt się nie będzie z niego śmiał!
- Rozumiem – spokojnie powiedział prowadzący. – Mów dalej.
- Lecz ja już nie mam co mówić – odpowiedział Adam, którego ciągle trzymało wzburzenie. I po co tu przyszedł? Kaśka się myli. On nie jest taki, jak ci idioci. On jest lepszy. Zawsze był.
***
Trzydzieści lat przedtem nikt nie mówił o anonimowych alkoholikach. Owszem, alkoholicy się zdarzali. Stali przed sklepem spożywczym z piwem w ręku. Śmiali się głośno i używali języka rodem z rynsztoku. Alina patrzyła na nich z góry i nigdy nie odpowiadała na ich „dzień dobry”. Była ponad to. I była szczęśliwa. Niebawem miała się pobrać z Andrzejem, młodym prawnikiem. Rodzina była w nim wprost zakochana. Ona zresztą także. Ponieważ jak tu nie kochać tak przystojnego i wykształconego człowieka, z takimi manierami i z takiej rodziny. Andrzej zawsze przychodził do niej z bukietem kwiatów, był zawsze nienagannie ubrany. Wszystkie koleżanki jej zazdrościły.
Alina także była niebrzydką młodą kobietą. Jej jasne, gęste włosy były następnym przedmiotem zazdrości koleżanek. Bujne loki filuternie ukrywały łagodną twarz. Była szczupła i zwykle nosiła modne sukienki przed kolano. Koledzy oglądali się za nią, gdy szła ulicą na zajęcia na uniwersytecie. Ona to widziała i jakby specjalnie mocniej poruszała biodrami. Nie, nie chciała ich poderwać. Miała przecież Andrzeja. Lecz to takie miłe, gdy patrzą na nią z pożądaniem.
Tego wieczora Andrzej przyszedł później niż zazwyczaj. Mieli wybrać się na spacer. Lecz już zmierzchało.
- Zaraz zrobi się ciemno, może więc posiedzimy w ogrodzie? – zaproponowała Alina. Andrzej kiwnął głową i się uśmiechnął. I wtedy poczuła woń alkoholu. Nieprzyjemną woń. – Ty piłeś?
- Kolega z pracy miał imieniny – odrzekł Andrzej. Alina z pobłażliwością uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać, co się zdarzyło w czasie zajęć.
***
Ślub był najpiękniejszym dniem w życiu Aliny. Andrzej tak przystojnie wyglądał w czarnym garniturze. Na wesele zjechały się ciotki z całej Polski. Wszystkie gratulowały Alinie. „Cóż za przemiły młody człowiek”, „Alinko, nie mogłaś trafić lepiej”, „Widać, jak on cię kocha”. Alina promieniała. Biała suknia podkreślała jej brzoskwiniową cerę, włosy miała upięte wysoko.
Zbliżała się północ. Jeszcze tylko oczepiny i młodzi pożegnają gości na część zabawy. Będzie noc poślubna. Na samą myśl o tym Alina drżała. Andrzej spełniał następne toasty, wódki nie brakowało. Wszak to było wesele dzieci dwóch najważniejszych rodzin z dzielnicy. Właściwie wszyscy w mieście znali ojców młodej pary – lekarza i prokuratora.
- Prosimy młodych, tak aby podeszli na środek sali – powiedział prowadzący orkiestrę. Alina wstała uśmiechnięta. Andrzej zachwiał się. Panna młoda zaniepokojona spojrzała na męża, a on z szerokim uśmiechem złapał ją za rękę. Zataczając się poprowadził ją do krzesełek ustawionych w centrum sali.
Po udanej zabawie młodzi pożegnali się z gośćmi. Mieli przygotowany pokój. Tam miało się to stać. Andrzej nigdy nie naciskał, tak aby związek skonsumować przedtem. Alina cieszyła się z tego. Tak była wychowana.
- Położę się na chwilę – powiedział Andrzej po wejściu do pokoju. Jak powiedział, tak zrobił. Nawet nie ściągnął butów. Alina zaskoczona usiadła na brzeżku łoża i patrzyła na ukochanego. Oddychał głośniej niż zazwyczaj. Po chwili zaczął chrapać. Alinie łzy zebrały się w oczach. Nie tak to sobie wyobrażała.
Pół nocy przesiedziała na łóżku. Z zadumy wyrwało ją pukanie do drzwi.
- Kochani, wróćcie do nas – usłyszała głos swojej mamy. – Goście czekają, musicie spędzić z nami resztę zabawy.
- Dobrze mamo, chwileczkę – odpowiedziała do drzwi Alina. Złapała męża za ramię, potrząsnęła nim.
- Co jest? – zapytał zaspany.
- Musimy wrócić do gości – szepnęła.
- Dobra – odburknął Andrzej.
***
Minęły trzy lata. Alina zakończyła studia, Andrzej robił karierę prawniczą. Coraz częściej ciotki, kuzynki, koleżanki pytały Alinę o dziecko. Ona sama czuła, iż coś jest nie tak, iż powinna już być dawno w ciąży. Ponieważ jak tj., iż innym po roku małżeństwa rodzi się śliczny szkrab, a im nie?
Andrzej także już od jakiegoś czasu mówił, iż chce mieć syna.
- Musicie zwyczajnie częściej próbować – udzielił im pewnego razu „dobrej porady” Tomasz, brat Andrzeja. Alina zarumieniła się. O takich rzeczach się nie rozmawia. I jak to częściej? Robią to przecież co tydzień, w każdą sobotę. W tygodniu Andrzej nie ma do tego głowy, ponieważ jest zajęty robotą, do późna siedzi nad papierami. A w niedzielę nie wypada.
Słowa Tomasza męczyły Alinę. Którejś środy weszła do gabinetu męża. Ten nalewał sobie właśnie czegoś do szklanki. Alina podeszła bliżej. Poczuła odór alkoholu. Podobną woń, aczkolwiek słabszą, czuła co noc, gdy Andrzej późnym wieczorem przychodził do łóżka. Nie śmiała jednak zwrócić uwagi mężowi.
- Kochanie tak ciężko pracujesz, może przyjedziesz już do łóżka? – zapytała nieśmiało, speszona tym, iż najwyraźniej przyłapała Andrzeja na czymś, co on przed nią ukrywał.
- Masz rację, powinienem się położyć – odpowiedział i pociągnął łyk ze szklanki. Wyszedł za nią z gabinetu.
Tej nocy kochali się inaczej niż zazwyczaj. Ostro. To przeraziło Alinę. Nie była przyzwyczajona do tego, iż jej mąż jest gwałtowny. Nie powiedziała jednak słowa.
***
- Ma pani pięknego synka – powiedział doktor do zmęczonej Aliny. Ta słabo się uśmiechnęła. Syn. O synu Andrzej zawsze marzył.
aczkolwiek ojcom nie można było odwiedzać młodych matek, dla zięcia doktora Kalinowskiego zrobiono wyjątek. Andrzej przyszedł z bukietem róż. Alina promieniała. To chyba znów najpiękniejszy dzień w jej życiu. Teraz wszystko będzie inaczej.
***
- Niech on się wreszcie uciszy – Andrzej z krzykiem wyszedł z gabinetu. Trzasnął drzwiami. – Nie mogę pracować!
Alina zlękniona przytuliła mocniej maleństwo. Adaś płakał od dłuższego czasu i nie mogła go uspokoić. A Andrzej potrzebował ciszy, ma przecież tyle pracy.
- Wyjdę z nim na taras, a ty pracuj w spokoju – powiedziała cicho.
- Jak mam być spokojny? – krzyknął jej Andrzej w twarz. Alina odwróciła głowę, nie mogła znieść odoru alkoholu. Adaś przestał płakać. Własnymi sporymi niebieskimi oczyma wpatrywał się w tatę.
***
Adam poszedł do szkoły. Ten dzień aby trudny dla Aliny, która całą własną miłość przelała na jedynego syna. Na męża powoli nie mogła już patrzeć. Andrzej – za dnia wzięty adwokat, istotna osobistość, w nocy odrażający zapijaczony typ. Tak, odrażający to odpowiednie wyraz. To właśnie czuła myśląc o mężu Alina. Obrzydzenie.
- Synku nie martw się, wszystko będzie dobrze – powtarzała Alina przed wysokim szarym budynkiem z czerwoną tablicą: „Szkoła Podstawowa”. To niby tylko zerówka, lecz dla Aliny kończył się pewien faza. faza, w którym synka zawsze miała przy sobie. Gdy on mógł na nią zawsze liczyć. Teraz poprzez kilka godz. w ciągu dnia będzie z dala od niej. – Będzie dobrze – powtarzała, bardziej chyba do siebie.
- Mamusiu, a jak inne dzieci mi będą dokuczać? – Adaś patrzył na nią tymi własnymi ogromnymi błękitnymi oczyma.
- Kochanie, ty jesteś lepszy od nich, pamiętaj – uścisnęła go.
***
Czas liceum to zazwyczaj czas buntu dla młodego człowieka. Adam także chciał się buntować. lecz jak buntować się przeciwko nadzwyczajnie surowemu i wymagającemu tacie? Lub kochającej i nie widzącej świata poza synem matce? Adam buntował się po cichu. Z kolegami chodził po szkole na piwo, wino do parku. Był wysoki i postawny, z łatwością więc zwodził ekspedientki twierdząc tym swoim silnym, przekonującym głosem, iż dowód osobisty zostawił w domu.
Mama zaślepiona miłością nigdy nie poczuła od syna tej znienawidzonej woni. Adam dobrze się maskował. Po powrocie do domu zaszywał się w swoim pokoju. Siadał przy biurku obłożonym podręcznikami i wpierał rodzicom, iż się uczy. Zresztą nie odbiegało to od prawdy, ponieważ Adam pochłaniał książki kilogramami. W szkole miał zawsze idealne oceny. lecz zawsze gorsze, niż spodziewał się po nim tata.
- Synku nie przejmuj się, tato tak mówi, ponieważ cię kocha. Ja wiem, iż jesteś idealny – pocieszała Adama po burze od ojca Alina.
***
- Jak to, jakie studia? – wykrzyknął Andrzej. Zdenerwowany chodził po pokoju. Alina nerwowo miętosiła skrawek bluzki. Mąż rzadko się unosił w ciągu dnia.
- ponieważ myślę nad tym, tak aby pójść do akademii sztuk pięknych – ściszonym głosem powiedział Adam.
- Co?!? – tata zatrzymał się przed młodzieńcem. Jego wzrok piorunował. Źrenice drgały.
- On tak ładnie rysuje – nieśmiało powiedziała Alina. Andrzej jej nie słuchał. Patrzył w oczy synowi. Ten spuścił wzrok.
- Zobacz na mnie, jak do Ciebie mówię! – wykrzyknął tata. – Idziesz na prawo i ani słowa więcej.
Wyszedł z pokoju. Po chwili trzasnęły drzwi od gabinetu. Alina patrzyła na syna. Ten stał z zaciśniętymi szczękami. Splatał i rozplatał dłonie. Jak zawsze, gdy się denerwował.
- Synku… - zaczęła.
- tata ma rację. Powinienem pójść na prawo. Tak będzie lepiej – powiedział nie patrząc na nią.
***
- No i zdrowie! Jeszcze jeden egzamin i sesja za nami – wzniósł toast Piotrek. Adam uderzył swoim kieliszkiem o kieliszek kolegi. Pozostali również unieśli szkło. Następna półlitrówka pusta powędrowała pod stół.
***
- Kasia, Adam, Adam, Kasia – przedstawił ich sobie Piotrek. Kasia była jego kuzynką. Podobała się Adamowi. Wysoka, z długimi włosami i pięknymi piwnymi ogromnymi oczyma. W jej towarzystwie mężczyźni tracili rezon. Widać było, iż ona wie, czego chce. I iż to dostanie. Tego wieczora postanowiła otrzymać Adama. A on w ogóle nie myślał się opierać.
***
- To sami debile – powiedział Adam patrząc wyzywająco Kaśce w oczy. – I ty myślisz, iż ja jestem taki jak oni? I tu się mylisz!
Jeszcze czuł wzburzenie, > aczkolwiek od wyjścia ze spotkania ekipy AA minęła prawie godzina. Policzki go paliły, głos był nienaturalnie podniesiony.
- Uspokój się kochanie – powiedziała cicho Kasia. – Usiądź, muszę ci coś powiedzieć.
- Nie, nie namówisz mnie, żebym tam wrócił. Z pewnością nie! – głos Adama jeszcze się podniósł.
- Nie o to chodzi. Ja… jestem w ciąży.
  • Dodano:
  • Autor: