wildsteina jazda fali co to jest
Definicja: Bronisław Wildstein to już nie publicysta - to działacz polityczny, zaangażowany i.

Czy przydatne?

Co znaczy Wildsteina jazda na fali

Słownik: Bronisław Wildstein to już nie publicysta - to działacz polityczny, zaangażowany i stronniczy
Definicja: Czy można prowadzić zaangażowaną prawicową publicystkę w sposób intelektualnie wyważony i bezstronny, odnosząc się tylko do zagadnień politycznych, socjalnych, ideowych? Można, oczywiście, iż można. Wymaga to jednak odpowiedniego warsztatu pojęciowego, wiedzy, chęci i wysiłku umysłu, który aby pozwolił na wymyślenie i przelanie na papier (oczywiście stwierdzenie umowne, w dobie nowoczesnych technik informacyjnych) świeżych poglądów, takich, które aby dyskurs polityczny posunęły naprzód. Nie to jest łatwe, tym bardziej, iż konkurencja prasowa, dziennikarska, daje łatwe możliwości ominięcia twórczego wysiłku.
Od dłuższego czasu, szczególnie od momentu, kiedy na rynek prasowy wszedł “Dziennik”, wydawnictwa Axel Springer, daje się zauważyć tendencja, iż dziennikarze co raz rzadziej zajmują się sprawami bieżącej sytuacji politycznej, socjalnej, coraz mniej ich interesują konotacje socjalne, krajowe czy międzynarodowe danej decyzji takiego, czy innego polityka, a częściej reagują na to, co o danym wydarzeniu napisała konkurencyjna gazeta czy w programie telewizyjnym powiedział “wrogi” publicysta. Panowie żurnaliści zatracili poczucie odpowiedzialności za wyraz i za to, czego powinni się dowiedzieć czytelnicy - bardziej ich interesuje, by “dołożyć” przeciwnikowi po drugiej stronie barykady dziennikarskiej. I w ten sposób dziennikarze przestają komentować rzeczywistość - a wchodzą w buty polityczne - jako strona sporu.
to jest rezultatem tego, iż dziennikarze czują się “esencją” polityki - i ze zwykłego narcyzmu, jaki jest ich udziałem.
Dziennikarze “Rzeczpospolitej” celują w tego rodzaju “publicystyce”. Biorąc gazetę do ręki, czy wchodząc na portal wydawnictwa “Presspublica”, możemy być pewni, iż w komentarzach, dziale opinii znajdziemy jakiś artykuł, albo notkę, odnoszącą się do gazety konkurencji. Poprzez kilka tygodni tego roku prowadzona była wojenka między “Rzepą” a springerowskim “Dziennikiem” o to, która z nich jest lepszym wydawnictwem katolickim, która bardziej jest “papieska”. Lecz oczywiście - kluczowym celem i, jakby dziennikarze Pawła Lisickiego się przed tym nie bronili - jest “Gazeta Wyborcza”, jej szef, Adam Michnik, (aczkolwiek coraz częściej punktem odniesienia są kierujący naprawdę redakcją Jarosław Kurski i Piotr Pacewicz) i coś co określane jest mianem “środowiska” tejże gazety. Do tego środowiska zapisywani są wszyscy, którzy mają odmienne zdanie od dziennikarzy “Rzepy” i innych, tak zwanych “niezależnych” i “patriotycznych” publicystów.
Dodatkowo - ego dziennikarzy “Rzepy” nic tak nie podbija, jak wydanie własnej, zaangażowanej koniecznie, książki. I niezależnie od tego, czy talent sprzyja, jak Rafałowi Ziemkiewiczowi, czy nie - dziennikarzom wydaje się , iż nie przejdą do historii, kiedy nie pozostawią po sobie “dzieła”.


“Dolina nicości” Bronisława Wildsteina, okrzyknięta poprzez Salon IV RP pierwszą książką polityczną, z nie jednym kluczem, która ma być rozliczeniem się z elitami. Elitami III RP, oczywiście. Niektórzy piszą, iż
to jest pamflet polityczny, niektórzy twierdzą, iż karykatura. Postacie zaludniające karty powieści, mają własne odniesienia w rzeczywistości. Podręcznik Wildsteina jednak jest porównywana do dzieł takich, jak “Przedwiośnie”, czy “Wesele” - a nawet ma być swoistą przypowieścią o losach Judaszy III RP. I oczywiście, apologeci piszą o niej, jak o dziele literackim. Może kilka smakowitych cytatów literackich;

“Popatrzył na swój pomarszczony ogromny brzuch, który nadawał jego sylwetce kształt wrzeciona. Pod brzuszyskiem ukrywał się mizerny kutasik.”
[...]
“Powietrze nie chciało wypełnić klatki piersiowej, a oddech stawał się niekontrolowanym skurczem. Bolało go serce. Uzmysłowił sobie, iż ta wytarta metafora jest zwyczajnie opisem fizjologicznej reakcji.”
[...]
“Postacie na pierwszym planie kręciły się na obrotowej scenie wprawianej w ruch poprzez maszynerię kontrolowaną poprzez tych za kulisami”.
[...]
“Sen wpływał z burej wydzieliny nocy. Był lepki i pełen wykrzywionych twarzy.”

Nie da ukryć - ogromna, ogromna poezja…(sic!). Lecz i w tej książce znajdziemy odniesienia do “Gazety Wyborczej” i Michnika - w książce
to jest Michał Bogatyrowicz.

Każdy, kto dotknął się windsurfingu, wie, iż tak aby dobrze pływać i jechać na fali, prócz dobrej deski, trzeba mieć dobry żagiel. Dopiero on da dobre rezultaty. Dla Wildsteina takim żaglem dla jego pisania publicystycznego jest właśnie “Gazeta Wyborcza” - a szerzej sprawy III RP, gdzie to właśnie Michnik ma być tym, który jest synonimem zła.

W ostatnim wydaniu weekendowym “Rzeczpospolitej” znajdujemy artykuł, pod tytułem “Zapomnieć o Rywinie”, gdzie to redaktor próbuje udowodnić, po raz następny, iż siłą sprawczą afery nazwanej nazwiskiem znanego producenta filmowego, był Adam Michnik.
Jestem dość świeżo po długiej rozmowie z byłym premierem, Leszkiem Millerem (wywiad wkrótce), który na tej całej sprawie stracił najwięcej, tak zresztą, jak i jego ówczesna formacja polityczna - i wiem idealnie, jak Wildstein się głęboko myli.
Wg niego afera ta odsłoniła systemy funkcjonowania III RP. Ustalenie “III RP” jest zresztą traktowane poprzez przewarzająca część prawicowych komentatorów jako obelga i przeciwieństwo wszelkiego zła, korupcji, nepotyzmu i - oczywiście - układów szarych sieci, które oplatają państwo. Zapominają oni, iż III RP jest zapisana w Konstytucji RP, akcie dalej w Polsce obowiązującym. Wildstein oczywiście także taką semantykę stosuje, przeciwstawiając ją nieskalanej i pełnej jasnych stron IV RP.
Wildstein pisze w artykule, ze wybory w 2005 roku były klęską ugrupowań III RP, zapominając, iż obie zwycięskie partie miały własne korzenie w formacjach stworzonych już najpierw lat ‘90 - a główni politycy obu ugrupowań mają sporo wspólnego z OKP, z pierwszego parlamentu po wyborach czerwcowych roku ‘89. Jest faktem, iż obie partie szły do wyborów pod hasłem IV RP - lecz to Prawo i Sprawiedliwość, dla władzy, szybko związało się umowami - właśnie umowami, które niosły za sobą korupcje polityczną z ugrupowaniami skrajnymi, populistycznymi - i do tego ksenofobicznymi i w razie LPR, dodatkowo antyeuropejskimi.

Wildstein wyśmiewa się z poglądu, wynikającego z wyroku sądu białostockiego, iż afery Rywina nie było. Wyroku, który nie tylko oczyścił Aleksandrę Jakubowską z zarzutów, potwierdził brak “ekipy trzymającej władzę”, lecz także uczynił z raportu Zbigniewa Ziobro z prac komisji bezwartościową kupkę makulatury. Oczywiście - nie omieszkał obrazić wyroku sądu, który jednoznacznie określił działania prokuratury - a również mediów ją wspierających mianem “szukanie paragrafu na człowieka”.

W dalszej części artykułu Bronisław Wildstein usiłuje udowodnić - bez podania ani jednego przykładu, ani jednego dowodu, ani jednego stenogramu rozmów, czy dowodu procesowego - iż “Gazeta Wyborcza” i Adam Michnik byli tymi, którzy już po wykonaniu nagrania Lwa Rywina w gabinecie szefa “GW” rozgrywali karty w kwestii nowego kształtu ustawy medialnej - i wręcz szantażowali SLD, w celu uzyskania jak najkorzystniejszych zapisów prawnych. Zapisów, które miały ponoć im dać prawo zakupu “Polsatu” Solorza - Żaka, co miało dać firmie Agora panowanie na rynku mediów papierowych i telewizji. Ciekawe, lecz jakoś nikt wtedy, a i potem nie pytał się Zygmunta Solorza, co on na kupczenie jego koncernem medialnym, poza jego plecami…

Jest oczywiście prawdą, o czym pisze Wildstein, iż lewica (a właściwie część polityków zaangażowanych w sprawy mediów) usiłowały zastosować sprzyjającą koniunkturę polityczną do uzyskania dominacji nad mediami - również publicznymi. I tu należy szukać źródła całej tej afery - lecz w działaniach Adama Michnika i firmy Agora.
To, iż “Gazeta Wyborcza” była sojusznikiem postkomunistów z pod znaku SLD - jest nadużyciem, stwierdzeniem ukutym tylko dla tego, by udowodnić, iż jeśli ktoś nie zgadza się z poglądami współbieżnymi z poglądami dziennikarzy prawicowych - to koniecznie musi wspierać komunę…
Równocześnie Wildstein sam sobie zaprzecza, pisząc w kolejnym akapicie, iż SLD nie chciało wzmocnienia firmy Agora, poprzez zezwolenie jej na kupno telewizji. Pisze o jakiś negocjacjach, które jakoby miały mieć miejsce między firmą Agora a przedstawicielami rządu, gdzie to członkowie zarządu firmy mieli negocjować korzystne zapisy nowych regulacji prawnych. Nigdy i nikt jakoś nie potrafił do chwili obecnej przedstawić, kto, z kim, kiedy i o czym rozmawiał poprzez lipce 2002 roku, kiedy dokonano nagrania Lwa Rywina, na ulicy Czerskiej.
Wildstein pisze, iż już tuz po dokonaniu nagrania Michnik ponoć chodził i opowiadał, całą historię - a pomimo to poprzez 5 miesięcy nikt nie odważył się poważnie o tym napisać. Twierdzi, iż pozycja i naciski Michnika były tak potężne, iż nikt nie odważył się na publikacje informacji o propozycji korupcyjne Rywina i wręcz naczelny “Wyborczej” posuwał się do nieformalnych nacisków. Nasz redaktor twierdzi, iż Michnik trzymał sprawę w tajemnicy, gdyż miała ona taką siłę rażenia, iż odsłaniała brudne sprawki establishmentu III RP. Nie odpowiada jednak na najważniejsze pytanie, które narzuca się samo - dlaczego Adam Michnik jednak zdecydował się na publikację tego materiału i nagrań ze spotkania z Rywinem, jeśli to doprowadziło do osłabienia pozycji firmy Agora, a również rzuciło cień na “układ” III RP, którego modus furandi ma być właśnie on?!
Wildstein powiela dalej bajeczkę i model myślenia, który został zbudowany po wybuchu tej afery, iż odsłania ona brudy demokracji III RP. Pisze standardowe w takich sytuacjach dyrdymały o fasadowości tej konstrukcji, nie unika użycia w znaczeniu pejoratywnym ustalenia “elity”, w kontekście powiązań polityczno - biznesowych. Problem jest tylko taki, iż takie konstrukcje i poglądy zostały zbudowane w okresie funkcjonowania komisji rywinowskiej i pielęgnowane przed lata. Mit o układzie, sformułowany poprzez Andrzeja Zybertowicza, był samoistnym przedłużeniem tych poglądów. Stał się również programem politycznym, który wypełniał dychawiczny projekt tak zwanej IV RP. Niestety, pomimo długich i kosztownych (społecznie) poszukiwań tego układu, którego częścią miała być kwestia Rywina, a Michnik - zakulisowym Mefistofelesem - nie powiodło się go odkryć, ujawnić powiązań i zależności. Nawet słynny raport Macierewicza nie wstrząsnął Polską i nie doprowadził masowego potępienia “chorego układu” III RP.

Nie jest prawdą, jak to widzi Wildstein, iż establishment III RP zorganizował się w formie układu przeciwko rządom Prawa i Sprawiedliwości i IV RP. On się zwyczajnie obudził i zareagował, widząc, jak usiłuje się pod płaszczykiem odnowy moralnej zanegować 20 lat wolnej Polski. Elity, tak nienawistne dla Wildsteina, rzeczywiście próbują kierować państwem i społeczeństwem wskazując im kierunki rozwoju. A kto inny ma to robić? Radio Maryja i Jerzy Robert Nowak? Czy może doktrynerzy katoliccy, pod wezwaniem Tomasza Terlikowskiego, czy manipulatorzy medialni, jak Jan Pospieszalski?
“Gazeta Wyborcza” nie jest i nie była, dla ludzi myślących, jedyną wykładnią socjalną i jedynym centrum opiniotwórczym, jak chcą to widzieć dziennikarze prawicowi. Jest i będzie jednak zawsze głosem rozsądku i dyskusji, bez twardej ideologii i odwołań bogoojczyźnianych, narodowo - endeckich.

Jest przykre, czytając Bronisława Wildsteina, iż ten zdolny dziennikarz i niedobry poeta, wszedł tak mocno w kanał pisania “zaangażowanego”. Mogę zrozumieć jego nastawienie psychologiczne, powiązane z kwestią lustracji ( kwestia śmierci Stanisława Pyjasa i działania Maleszki), mogę zrozumieć jego niechęć do części dziennikarzy 0 nie mogę zrozumieć, iż publicysta tak inteligentny potrafi sprowadzić mechanizmy polityczne i socjalne do działań Adama Michnika…

Wildstein, kiedy nie pisze o Michniku (dotyczy to także Ziemkiewicza) - jest uczciwy, nie można mu zarzucić tego, iż postępuje niezgodnie z pewnymi wzorcami, kanonami moralnymi. lecz to nie są wzorce, które mogą przynieść jakieś konstruktywne rozwiązanie, np. problemu lustracji, dla dobra społecznego.To, iż to załatwi ona wszelakie problemy i oczyści kraj – tj. właśnie demagogia, która myślącemu publicyście nie przystoi.

Jest coś takiego, na co zwrócił kiedyś uwagę Przemysław Gintrowski, iż ludzie, którzy stan wojenny i najtrudniejsze lata 80 spędzili za granicą – czują, iż są traktowani poprzez tych, którzy tu zostali – inaczej, trochę jak ciało obce, jak ludzie, którym coś się zarzuca…tak było z Jackiem Kaczmarskim, tak jest z Maciejem Rybińskim, podobnie – z Wildsteinem. I oni regularnie nadrabiają to radykalizmem w sądach, takim regularnie mściwym podejściem do innych…

Na zakończenie - Panie redaktorze - ( kwestia “afery’ Rywina to była wewnętrzna rozgrywka obozu lewicy, skierowaną z jednej strony na osłabienie pozycji Leszka Millera, z drugiej strony - na przejęcie kontroli nad jednym z programów telewizji publicznej - a to, iż Rywin trafił do Michnika - to był tylko odprysk sprawy. I to Adam Michnik stanął na wysokości zadania - a nie ci, którzy próbowali zbudować na tej sprawie teorię “układu” i IV RP.

Azrael
  • Dodano:
  • Autor: