ostatni traper rzeczpospolitej co to jest
Definicja: czym polega dzikość i ciężkość tak zwany - Ziem Odzyskanych słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Ostatni Traper Rzeczpospolitej

Słownik: Czy polski "Dziki Zachód" po wielu dziesięcioleciach stał się niezłą ojczyzną dla potomków repatriantów z rożnych regionów Drugiej Rzeczpospolitej. Na czym polega dzikość i ciężkość tak zwany - Ziem Odzyskanych.
Definicja:
Miałem sen, do ogromnego bloku mieszkaniowego podkradł się złodziej. Na początku przeskanował wzrokiem okna, później uniósł się w powietrzu jak balon i poprzez uchylone okno jednego z lokali wpłynął do środka. Wszystkie mieszkania o dziwo były opuszczone, złodziej miał łatwą robotę, przechodził od mieszkania do mieszkania, w ścianach były drzwi, które same się otwierały. Szabrownik był w amoku, po pewnym czasie rytm grabieży zmalał, z wolna następowało zażenowanie. - Czy jest tak jak być powinno? Nie ma ludzi, pełno jest elementów, nic tylko brać do woli, lecz gdzie są ludzie! Strach pojawił się nieoczekiwanie poprzedziła go determinacja, chęć ucieczki na zewnątrz, jednak nic z tego! Z tej budowli nie ma wyjścia, błądzi się po niej, aż do śmierci!


Na pomysł przejścia beskidzkiego szlaku GSB wpadłem w czasie okazjonalnej wycieczki w Beskid Śląski. Głośno wówczas powiedziałem: a gdyby tak pociągnąć tę ścieżkę do końca i to zimą! Trzeba było czasu tak aby się w tym temacie rozeznać, lecz wszystko poszło swoim torem i tak rozeszła się wieść, iż idę, iż jestem w centrum, iż państwo mnie obserwuje.
Pierwsze dni były krytyczne, pokusa aby zrezygnować atakowała. Przykładowo: Pędzi wyciąg w górę w okolicy człowieka, a tu trzeba wchodzić na Czantorię z 30-kilogramowym bagażem, w tych chwilach nie można pękać.

Jestem Kaszubem, ciągnie mnie zimą w góry. Lato jest czymś innym, wszędzie pełno ludzi miejskiego gwaru na szlakach. Karpaty to rozlegle pasmo, a w tym miejscu nie było mnie od schyłku lat osiemdziesiątych wówczas, gdy cały ten tabor świeżo był postawiony. Przebywałem, tu na waleta..., mam wyjątkowy charakter. Ówczesny właściciel postawił mi ultimatum, lecz ja uparłem się przy swoim! Ze mną jest tak, iż już jesienią główkuję, by zacząć wędrówkę. Z pewnością już nie wymyję cuchnącego piwem czajnika; to se już ne vrati, lecz po 20 latach zadośćuczynię w inny sposób, znowu jestem w tym samym miejscu.

- Potencjalnie w tym samym, ponieważ las urósł i już nie widać skał, a jeszcze dziesięć lat temu przebijało poprzez drzewa jak ktoś się drapał tam gdzie go nie swędzi.


Góry, to góry, skały są czystą gimnastyką podbudowaną narcyzmem napinaczy, prawda brzmi okrutnie, w Tatrach, przewarzająca część z nich nie urobiłaby prostej drogi.

- Masz pkt. odniesienia siedmiotysięcznik w Himalajach.

Trzeba już wracać W domu nie byłem od paru miesięcy, ludzie się dziwią, jak moja rodzina, to znosi, a ci co zdradzają drążą, jakie ja mam małżeństwo?

- Kupiłem płyn do mycia szyb w kominku.

W porządku, i myj zawsze jak szyba ostygnie, akumulator powinien jeszcze z tydzień pociągnąć, a później dzwoń do Mariana.

- Nie miałem okazji go poznać?

Facet inteligentny wiele podróżuje, a tu pilnuje lasu nie dla niego robota w mieście.

- Około jak sprzęt siądzie, to dzwonie, lecz co mi tam prądu potrzeba...

kwestia ze zwierzakami. Póki, co karmy powinno im starczyć. Nandze możesz te suche bułki dorzucić do michy. Luny nie rozpieszczaj, ponieważ za bardzo się panoszy.

- Mam alergię na sierść kota.

Tym bardziej, niech załatwia się w lesie, a nie do kuwety. Koty, to dranie, kiedyś w Beskidzie Niskim, rys mi zmoczył namiot, śmierdzi, do chwili obecnej...

- Ciekawe.

Za bardzo nie synchronizuj dnia, ponieważ licho obserwuje. Podam przykład idę do wioski, na zakupy do sklepu, a tu facet z lasu, z piłą spalinową wychodzi i powiada: Pan, to zawsze o tej porze, po piwo i bułeczki. Ty nie wiesz, iż oni wiedzą!


- Co ma być,to będzie żywcem mnie nie wezmą.

Różnie ludzie reagują. Wojtek jak tu zostaje, zasłania okna ręcznikami i nasłuchuje czy by ktoś nie nadchodził. Marian śmieje się z tego i mówi: po co wywoływać wilka z lasu, kiedy więcej jest tego całego gangsterstwa w mieście niż w przyrodzie. Pomyśl czy ktoś o wyśrubowanych materialnie ambicjach idzie kraść do lasu?

- Co tam strach jest jeszcze ktoś Ponad!

No, to dobrze, ponieważ inni, boją się duchów. Całymi dniami i nocami samemu w lesie... Z własnego doświadczenia powiem, iż ludzie nawet na zawal serca umieją umrzeć, kiedy słyszą i widza rozmaite fantomy czy mgliste zjawy bliskich.

- Daleki jestem w takich kwestiach od sceptycyzmu, codziennie coś próbuje upodlić człowieka, zdegenerować, uwstecznić!

Wyobraźnia i psychika plątają figle: strach przed odgłosami natury, wyciem wilków, ujadaniem saren, a nawet śpiewem ptaków.

- Hm!

Jest jeszcze Nanga, naturalny komunikator, szczeka i biegnie w las, gdy coś się dzieje podkręca atmosferę.

- Coś ty, lepiej z gryzlimi mieć do czynienia niż z bydlakami!

To prawda zwierzęta nie, a ludzie pewnie gdyby im pozwolić, to aby się wzajemnie pozagryzali.

- tak aby nas to nie dotyczyło, tak aby nic nikomu nie trzeba było udowadniać, rozkazywać, z nikim konkurować, ile to już człowiek stracił czasu i energii na te buraczane niuanse.

Trzeba mieć własne Karpaty i plecak na ramieniu, są to inne tory. Śni ci się las, skały, krajobrazy. Nie trzeba tak pędzić, słońce wschodzi i zachodzi, to wszystko starcza, tyle dynamiki przynosi każda pogoda. Zwierzęta tym bardziej, każdy gatunek ma własną witalność, wysoce komunikuje. Lekko słońce przygrzeje już mrówki wychodzą ze swoich kopców, para myszołowów mknie nad skałami, drozdy, kosy, sikorki, dzięcioły, grzywacze...

- W mieście nie ma zlituj, harpie i labirynt szczurów, żaden romantyzm.

W waszym regionie fakt widać brak gospodarności, ludzie piramidę gnoju koło domu stawiają. Chodzę, to widzę, cały Dziki Wschód tu zajechał, osadnicy dbają o Dolny Śląsk jak o dom robotniczy! Każdy fragment tutejszej rzeczywistości mówi o tych ludziach kim oni są.

- To prawda! Moi rodzice przyjechali w Sudety z Mazowsza, lecz znajomych mam o rodowodach ukraińskich, niemieckich, białoruskich czy litewskich, tylko, iż niewiele, kto jest w stanie się przyznać do starych korzeni, a z nowym otoczeniem, także się nie identyfikuje. Masz rację: Dom Robotniczy!

lecz co chcesz tu była Trzecia Rzesza!

- Paradoksalnie można nazwać ziemie wroga ojczyzną, tylko, iż mój tata rodził się w Skierniewicach, a nie w Hirschberg. Wiec jestem czy nie jestem u siebie?

Dlatego preferuje Karpaty. W Sudetach ludzie nie tylko są na bakier z poniemieckim dobytkiem, > lecz i z naturą, ona nie jest dla nich do końca swojska.

- są to sprawy zawiłe, ziemie przyznane, a nie odzyskane. Wciąż śmierdzi tu swastyką, złożoność urasta, a z nią rozdarcie, poczucie braku tożsamości. Polska i Warszawa dla Dolno-Ślązaków to coś odległego, bliżej stąd do Pragi, Berlina, Bratysławy, Budapesztu czy nawet Wiednia.

U nas na Kaszubach jest inaczej. Ludzie to społeczność dbającą o obszar, tożsamość i otoczenie. Dla nas liczy się reputacja, ukradniesz coś, masz piętno złodzieja i to do końca życia. Jesteś niegospodarnym brudasem wszyscy ciebie palcami wytykają i nikomu do głowy nie przyjdzie stawiać na środku podwórka gnojowych kopców "Kościuszki".

- Niemcy, tożsamości wspólnej z nimi nie mam, podobnie jak z Warszawą. Zostaje mi tylko figura mentalna, zadanie domowe z zakresu multikulturowości.
Ziemia Babel! Trzeba stąd uciekać oszczędzić sobie dalszego widoku stojących od 60 lat ruin, nawet ekonomia człowieka do tego zmusza, tak aby nie patrzeć już na to wszystko.


Emigracja, to nie jest łatwy chleb. Poszedłbyś do roboty na wysokościach, za sezon jest tyle pieniędzy, co inni maja w rok.

- Dzięki już pracowałem. W moim przypadku nie jest, to jakiekolwiek rozwiązanie, emerytury z tego nie ma, podobnie jak z tego, co teraz tu robimy. Zamiast constans happeningu potrzebuje jak drzewa stojące w lesie spokojnego wzrostu i stałych jak w przyrodzie stosunkowo dobrych warunków, no i banalnie słońca, deszczu, gleby do życia...

Nie żal ci tych przestrzeni, krajobrazu...

- Wyobraź sobie, iż wyrosłem z tego żalu!

Wiosna się robi, plotki mówią o wilkach w Górach Łużyckich, ruszę niedługo w Polskę: Lublin, Bieszczady, Warmia, Wejherowo. Latem na taborze nie idzie wypocząć, a i także bardziej opłacalna praca na mnie czeka. Trzeba szukać prostych rozwiązań, a nie splinu ciągłego marudzenia.

- Spadek bezrobocia, wiem coś o tym. Latem wiele więcej ofert niż w zimę. Wyjdzie albo nie wyjdzie liczy się poszukiwanie: dwojnica, fujara alikwotowa, drumla, a gdy nie pasuje ci akordeon, przechodzisz na didgeridoo, boli cię przepona spróbuj z gitarą, aż coś nareszcie zaskoczy na przykład casting na 900-lecie Sarniej Łąki, wysłali mi e-maila, żebym na niego poszedł, dawali 300 sarnich funtów.

Staszek będzie chciał, to wszystko uruchomić.

- Nasz wspólny narodowy łabędzi śpiew.

Może wasz, my Kaszubi, nie stoimy bezradnie, gdy dom się wali działamy i to zaraz. Na tej zasadzie wykonałem obudowę piecyka, wyszlifowałem podłogę, zwiozłem kwiatki tak aby było radośniej, na górze zamontowałem biurko..., Wszystko wykonałem z własnej nie przymuszonej inicjatywy!

- Tak, widzę i w pełni pojmuję...


*


Zima tego roku nie dopisała, wiosna zaczęła się tym, czego nie było zimą wszędzie mnóstwo śniegu. Czy doskwiera mi samotność, lub czy się nudzę, ani jedno ani drugie. Mam wrażenie jakbym znajdował się gdzieś daleko cisza, spokój, kot i pies żyją jak przewarzająca część ludzi nie potrafi! A Staszek, to pleciuga, potrzebuje ludzi, > lecz pluje im w twarz. Wszystko może zwrócić się przeciwko człowiekowi, a później przychodzi rozgoryczenie, poszukiwanie wady w samym sobie, wyszło źle, a tyle się starałeś, > lecz co tam, było minęło.

Co jeszcze pilnuję, uczę się języka, gram. Lunę pewnego dnia wystraszyły wałęsające się po lesie nastolatki. Minąłem ich w trasie, szli jak taran, najprawdopodobniej byli pod wpływem jakiejś substancji, rozbijali butelki, łamali drzewa, i te decybele. Kot jeszcze młody doznał traumy, > lecz znalazł się po dwóch dniach cały i zdrowy, przyprowadzili go ludzie z Bobrowa/Boberstein.
Jedni ratują życie, inni je z pietyzmem niszczą. Mniejsze ekipy ludzkie trzymają jeszcze fason, > lecz od ośmiu osób wzwyż rozpoczyna się ta niewidzialna granica, kiedy to z jednostek wykluwa się zbarbaryzowany tłum. Potrzebne są jeszcze Hitlery, Staliny, Pol Poty, Karadžicze.
Tak masa ma swą ciężkość, pkt. krytyczny. Każdy ruch, gest, śmiech, a może raczej rżenie jest zapowiedzią przyszłej eksplozji.

Przyjechali robić wszystko jedno, co. Nie spoufalam się, nie wyrzucam w świat tego wszystkiego, o czym nie warto nawet wspominać. Ognisko płonie, goście szaleją, nie obchodzi mnie, co sobie o mnie myślą, nie obchodzi mnie ich opinia uśmiecham się i patrzę na to wszystko z pewnej odległości.

Jest bardzo dobrze, a będzie jeszcze gorzej. W Staszku, także to siedzi, ta woda na młyn, rozkochał się w regule i do grobowej deski nie odpuści, już lepiej jest jak Zbychu być z plecakiem.

- Po drodze ze Stożka syf, breja śnieżna, roztopy i błoto lub lód. Mam wolne tempo poprzez to no i poprzez tego wora ciężkiego. Waży ponad 25 kg, w tył odchyla... Po drodze będę coś z nim kombinował... Pozdrawiam.

Samoloty w nocy pulsują światłami i wyją, marzeniem moim jest być w jednym z nich aby stąd odfrunąć!

- Śpię w lesie za schroniskiem Przysłup pod Baranią Górą. Po drodze nadal syf, błoto lub lód.

Czym jest tutejsze pomniejsze jutro, nielegalną robotą, mieszkaniem w betonowych slumsach, przyjazdem Wojtka ostatniego cyklisty na horyzoncie świetlistego szlaku?

- Teraz mocno wieje, czasami tarmosi człekiem po ścieżce. Od hali Rysianki śnieg. Wczoraj pobłądziłem, straciłem godziny. Są zrywki drewna i zrywają wspólnie ze znakami szlaku...
Na Rysiance spotkałem miłych ludzi. Obfotografowali mnie jak małpę i wyślą tobie na napieraj. I nie dramatyzuj jak nie ma kontaktu. Mi jest gorzej jak wieczorkiem nie mogę napisać.

Bartek i Ryś mają rację! Te słupki, podesty pod namioty, ulokowane tuż za ogniskiem, są jak cmentarz toborowych, kiedy przychodzi noc zombiaki z wolna podnoszą się z szeolu, niepostrzeżenie wchodząc w nowe ofiary. W latrynie także trzeba uważać, ludzie w to nie dowierzają zamiast wodnika Szuwarka mieszka tam duch taboru, nie dość, iż straszy, to jeszcze śmierdzi, zwierzyna płowa szerokim łukiem instynktownie omija te miejsce, ale ludzie ciągle brną po lamblie i owsiki?



/ Tabor - Góry Sokole 2008/
  • Dodano:
  • Autor: