baśń tysiąca jednej nocy co to jest
Definicja: poza rzeczywistość, uobecnia sacrum i staje się metaforą, przejmującą i wielowymiarową.

Czy przydatne?

Co znaczy Baśń tysiąca i jednej nocy. O filmie Bahmana Ghobadiego

Słownik: Oto wspaniały przykład kina, które przygląda się światu i pragnie przedstawić każdą najdrobniejszą cząstkę codzienności, a równocześnie - wychodzi poza rzeczywistość, uobecnia sacrum i staje się metaforą, przejmującą i wielowymiarową.
Definicja: video nie załamuje się jednak pod ciężarem znaczeń i ucieka od patosu, zamieniając się w baśń - o muzyce, śmierci, wolności i milczeniu. Głównym bohaterem tej baśni jest Mamo, starszy muzyk, który po upadku Saddama Husseina jedzie wraz ze swoim rodzinnym zespołem do irackiego Kurdystanu, w którym pragnie dać koncert. Przed podróżą przestrzega go syn, mówiąc o złej przepowiedni, związanej z nadchodzącą pełnią księżyca. Mamo marzy jednak o tym koncercie od wielu lat i nie ma zamiaru zamieniać swoich planów. Wyrusza zatem w wędrówkę, która od początku stawia przed nim i przed jego synami sporo wyzwań. Bohater marzy o tym, by w jego zespole śpiewała kobieta, żeński śpiew jest gdyż fundamentem przygotowanych poprzez niego kompozycji i stanowi nieodłączny obiekt tradycyjnej kurdyjskiej muzyki. Od czasu rewolucji jest jednak zabroniony w Iranie, więc znalezienie i przemycenie wokalistki jest niełatwe.

Podobnie jak w swoich poprzednich filmach ( "Czas pijanych koni "i "Gdyby żółwie mogły latać"), Ghobadi rysuje tu nadzwyczajny obraz dramatu kurdyjskiego narodu. Który skazany jest na rozproszenie i ciągłą walkę o zachowanie własnej tożsamości. Funkcjonuje on ciągle w pewnej nieokreślonej przestrzeni pogranicza - nie ma gdyż własnego miejsca, w którym mógłby zostać na dłużej. Owo pogranicze tu jest zresztą pokazane nadzwyczajnie sugestywnie. Bohaterzy na swojej drodze regularnie widzą oznaczenia granic i wędrują wzdłuż linii oddzielającej Iran od Iraku. Która czasem jest prawie niewidoczna. Cały świat zresztą traci etapowo własne kontury, przenosi się w wymiar rzeczywistości onirycznej i niepewnej. Rozpoczyna wypełniać się kolejnymi znakami przemijania i śmierci, wobec których ważne przedtem problemy tracą swój ciężar znaczenia. Wędrówka, którą odbywa główny bohater, staje się dla niego już nie tyle wyprawą spełniającą marzenia, co zmierzaniem ku temu, czego od samego początku się spodziewał. Ta podróż pozwala mu się przygotować na przyjęcie swojego losu i oswaja go z trudnym przeznaczeniem. W pewnym momencie rozpoczyna pomagać mu w tym jego swoista Beatrycze, która wprowadza go w następne wymiary rzeczywistości. Jest nią kobieta, która swoim śpiewem ożywiła na chwilę zmarłego. ciągle tylko nie wiadomo do końca, czy istnieje ona faktycznie, czy jest tylko znakiem przemijania, najmocniejszym w tym filmie symbolem granicy i zwiastunem tego, co później przychodzi.



Ta baśniowa opowieść o przekraczaniu granic, dosłownych i symbolicznych, jest także niezwykłą historą o pragnieniu wyzwolenia. I sądzę, iż możemy znaleźć w niej pewną krzepiącą odpowiedź. Reżyser zdaje się mówić, iż wolność przynosi wiara w sztukę, której najczystszą postać uosabia tu muzyka. Ona pozwala na pokonanie wszelkich granic, przekroczenie zakazów i zapomnienie o rzeczywistości, która nas unieruchamia i więzi. A może nawet potrafi, choćby na chwilę, unieważnić istnienie śmierci. Jest ona także najpełniejszym przeciwieństwem milczenia, na jakie skazane są irańskie kobiety, które nie mogą śpiewać. To tym bardziej podkreśla znaczenie muzyki, która w tylko sobie znany, magiczny sposób, otwiera przed nami przestrzeń wolności.

Obraz Ghobadiego można potraktować jako następną część przejmującej filmowej metafory dramatu narodu, który ciągle nie potrafi zbudować własnego języka, ponieważ istnieje w przestrzeni pogranicza i skazany jest na milczenie. Podobnie jak przedtem, ta metafora przenosi nas także gdzieś dalej, z dramatu narodowego do dramatu egzystencji. Coś, co jednak odróżnia ten >video od jego poprzednich dzieł, to nieco humorystyczny i momentami ironiczny sposób przedstawienia bohaterów i zamieszkiwanego poprzez nich świata. Tym wspólnie autor buduje w swojej opowieści pewną przestrzeń dystansu, która sprawia, iż historia nieco traci swój ciężar, a równocześnie - znacznie zbliża się do widza. Ten cudzysłów ciepłego humoru sprawia, iż przemijanie jest łatwiejsze do zniesienia, a dramaty - oswojone poprzez przeniesienie w strukturę baśniowej opowieści - zdają się mniej boleć. Co w ogóle nie sprawia, iż tracą one na znaczeniu. Jest wręcz przeciwnie: zostają zauktualizowane i stają się jeszcze prawdziwsze. A my, wspólnie z Mamo, mamy szansę na to, by je zrozumieć albo choćby zaakceptować.

Magda Bartczak, blog filmowy: http://niezlekino.pl
  • Dodano:
  • Autor: