polska wyborcza kampania co to jest
Definicja: niekorzystne cechy zgniłego Zachodu i odwetowców z Bonn, z drugiej na pozytywne cechy.

Czy przydatne?

Co znaczy POLSKA WYBORCZA KAMPANIA PRZYMIOTNIKOWO -TRANSFEROWA

Słownik: Właściwością PRL-owskiej propagandy politycznej było używanie w dużych ilościach rozmaitych określeń i przymiotników, wskazujących z jednej strony na niekorzystne cechy "zgniłego" Zachodu i "odwetowców" z Bonn, z drugiej na pozytywne cechy, wszak "prze
Definicja: Jeżeli ktoś, zahibernowany poprzez ostatnie 20 lat, jak bohaterzy "Seksmisji", zostałby właśnie obudzony, to czytając, oglądając i słuchając w mediach tego co i jak mówią politycy, na podstawie używanego języka, wszystkich zresztą partii, mógłby odnieść wrażenie, iż oto PZPR podzieliła się i walczą ze sobą poszczególne jej odłamy. W polemikach padają rozmaite, skierowane pod adresem przeciwników politycznych ustalenia, i porównania, coraz bardziej emocjonalne i coraz bardziej skrajne (oskarżenia o totalitaryzm i sposoby STASI z jednej, a totalną destrukcję Państwa z drugiej) - bogato okraszane przymiotnikami. W tej bijatyce słownej politycy, lecz również część dziennikarzy i publicystów bez żenady, otwarcie zajmujących miejsce po którejś ze stron barykady - doszła praktycznie do ściany. Na bonus każda z partii walczy z każdą, będąc bądź programowym przeciwnikiem, bądź programowym konkurentem o elektorat.

Dozwolone są wszystkie chwyty, argumenty i interpretacje faktów i zdarzeń, regularnie, mówiąc delikatnie, nie mające nic wspólnego z prawdą, stosowane w nadziei, iż może jednak niemądry elektorat to "kupi" i zagłosuje "właściwie". Mam wrażenie, iż politycy przestali sobie zdawać sprawę z tego, iż zbyt przesadne podkreślanie wad konkurencji politycznej i wysuwanie fałszywych, czy także małostkowych zarzutów, w najwyższym stopniu podważa ich swoją wiarygodność, tym bardziej, iż żadna z partii umoralniając przeciwników sama nie jest bez grzechów. A "pompowanie" emocji w dowolnej sprawie wprawdzie jeszcze bardziej utwardza i tak już "żelazny", własny elektorat, lecz równocześnie zniechęca dużą cześć niezdecydowanych wyborców, intuicyjnie wyczuwających przesadę, a również utwierdza w negatywnym nastawieniu elektorat przeciwników. Jedynym pozytywnym skutkiem takiej bardzo emocjonalnej kampanii może być większa frekwencja, co moim zdaniem nie gwarantuje jednak jakiejś radykalnej zmiany w powyborczym rozkładzie zdobytych mandatów.

W bijatykę wdają się również osobistości, które ze względu zajmowanych stanowisk powinny, jak sądzę, zachować pewna powściągliwość. I tak, na przykład prof. Jerzy Stępień, przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego publicznie podniósł do rangi poważnego problemu fakt, iż Anna Fotyga zostając po jedno, czy dwudniowej przerwie ponownie minister spraw zagranicznych, nie złożyła przysięgi natychmiast po akcie ponownego mianowania (była za granicą). Za komentarz do tego niech służy zjawisko, którego byłem świadkiem w wojsku, jeszcze w głębokim PRL-u.

Otóż w jednostce, w której odbywałem (2 letnią !) służbę wojskową wymienił się jej dowódca, a nowy okazał się zwolennikiem ścisłej, formalnej dyscypliny, wymagając na przykład rygorystycznie salutowania. Pewnego razu, akurat w trakcie trwającej niedaleko wejścia do sztabu odprawy warty (w której uczestniczyłem) z budynku sztabu wychodził szef parku samochodowego, major K., były frontowiec, ceniony i lubiany poprzez kierowców za fachowość, lecz i nieformalne traktowanie ich rozmaitych grzeszków. Major wychodził spiesząc się i wyraźnie zaaferowany. W tym samym momencie do budynku sztabu wchodził nowy dowódca, pułkownik, młodszy od majora wiekiem, drobnej postury i niewielkiego wzrostu. Major najwyraźniej nie zauważył dowódcy i nie zasalutował, wobec czego ten zawrócił go komendą "majorze - wróć!" i zażądał oddania honorów.
Major stanął przed pułkownikiem w niezbyt formalnej postawie zasadniczej, siedmiokrotnie machnął ręką do daszka czapki i głośno zameldował:
- Masz niemądry ch. . . . na cały tydzień !
po czym odwrócił się i odszedł, nie dając czasu na reakcję pułkownikowi.
zakończyło się to dla niego aresztem koszarowym (miał tak zwany "plecy"), lecz również śmiechem i uznaniem wśród żołnierzy, nie przepadających za "waleniem do dacha".
Odwołując się do tej historii, można aby poradzić minister Fotydze, aby na wypadek następnych, wymuszonych odwołań i powołań na własne stanowisko złożyła przysięgę na zapas dwu, czy nawet trzykrotnie.

istotnym elementem trwającej kampanii wyborczej okazały się niespodziewane transfery, lecz także wyautowania polityków między i z list wyborczych. Szczególną sensację wzbudziła jak wiadomo decyzja Jana Rokity o rezygnacji z kandydowania w ogóle.
Poza dość formalnym przyczyną zaangażowania się żony pana posła po przeciwnej stronie barykady (jako doradcy Prezydenta do spraw kobiet), komentatorzy nie ustają w poszukiwaniu faktycznej powody tej rezygnacji. Dołączając zatem do tych poszukiwań, obstawiam powód następujący:
To co się działo wokół krakowskiej listy kandydatów do Sejmu, a i to, co się działo przedtem wokół Jana Rokity w Platformie, być może wreszcie uświadomiło mu, iż jest on dla tej partii prawdziwym kłopotem, jako zdecydowany przeciwnik zafiksowanej już wstępnie (na razie tajnej) koalicji powyborczej z LiD-em (dla LiD-u taką samą, sporą przeszkodą, byli spuszczeni z wodą byli liderzy Miler i Dyduch). Pozostając na liście i będąc prawie z pewnością wybrany, wobec powstającej koalicji byłby bezradny, a zaprotestować mógłby tylko występując z partii i to bez powrotu. Z kolei jako zwyczajny, nie prominentny członek może spokojnie poczekać, na najprawdopodobniej zakładane poprzez niego, szybkie zakończenie tej współpracy, co umożliwi mu tryumfalny powrót na partyjne szczyty, jako jedynemu nie "umoczonemu" we współpracę z postkomunistami i nieskalanemu autorytetowi moralnemu. Nie piszę tego w formie zarzutu wobec Jana Rokity - wręcz przeciwnie, uważam to za mądrą, perspektywiczna decyzję, gdyż Platforma na współpracy z LiD-em skorzysta najpewniej precyzyjnie tak samo, jak PiS na współpracy z Samoobroną.

Jakby oprócz tego głównym jak na razie, przymiotnikowo - transferowym nurtem kampanii wyborczej pojawiają się od czasu do czasu wątki merytoryczne. Jedyną partią, która z założenia stara się unikać słownej bijatyki (chociaż temperament polityczny czasem jednak ponosi niektórych działaczy) i merytorycznie prezentować swój program wyborczy jest PSL, koncentrujące się na kilkunastu rzeczywiście konkretnych i koniecznych do podjęcia kwestiach i tematach dotyczących głównie polskiej wsi ( na przykład informatyzacji). W wyborach samorządowych taka taktyka przyniosła PSL-owi duży efekt.

PiS jak dotychczas w najwyższym stopniu (poza oczywiście antykorupcją, jako leitmotivem kampanii) nagłośnił temat opieki zdrowotnej - odbyła się narada prasowa z udziałem premiera i ministra Religi, w czasie której za jedyny sposób poprawy sytuacji w służbie zdrowia uznał minister Religa wpompowanie w nią potężnych, dodatkowych pieniędzy, co oczywiście wymaga powiększenia składki zdrowotnej, aż do 13 proc., wobec 8,5 proc. aktualnie. Jakiś czas temu byłem pacjentem zabrzańskiej kliniki i w czasie porannego spaceru po długich korytarzach spotykałem Pana Profesora, któremu ani razu nie powiodło mi się jako pierwszemu ukłonić, gdyż to on, już z daleka pozdrawiał pacjentów mimo, iż ich przecież dobrze nie znał i to on był w tej klinice najważniejszy. Zatem znając Go od tej strony, jego osobistą skromność i życzliwość nie wątpię, iż o większych nakładach na opiekę zdrowotną i podniesieniu składki mówił z konieczności, głęboko przekonany do słuszności takich decyzji. Myślę, iż takie podejście do tematu, to również skutek Jego doświadczeń życiowych - w latach 1984 - 1990 gdy stawiał na nogi śląską kardiochirurgię najważniejsze były przecież kapitał. Jednak mimo to nie mogę się z Profesorem zgodzić - pompowanie pieniędzy w opiekę zdrowotną powinno być jednak poprzedzone poważnymi zmianami, gwarantującymi znacząco lepsze zastosowanie nakładów finansowych (pisałem o tym dopiero co w artykule "ZDROWIE : DALEJ PIGUŁKI, CZY MOŻE JUŻ JEDNAK OPEROWAĆ ?" - również w iThinku). Rację pod tym względem ma raczej Platforma Obywatelska, tyle, iż mówiąc (ustami poseł Kopacz) o konieczności zmian, nie mówi konkretnie jakich. Myślę jednak, iż w przypadku wygranej PiS-u, w kierownictwie tej partii zwycięży rozsądek i pozytywne zmiany w organizacji i finansowaniu opieki zdrowotnej jednak nastąpią.

>>istotnym tematem, podjętym poprzez NSZZ "Solidarność" lecz podtrzymanym również poprzez PiS jest kwestia wymuszanego poprzez wielu pracodawców samo zatrudnienia pracowników. Generalnie samo zatrudnienie jest i powinno zostać jedną z form relacji pracy, gdyż w wielu sytuacjach jest metodą optymalną dla obu stron: zlecającej pracę i ją wykonującej. Jednak na skutek uzyskiwanej poprzez spółki przy samo zatrudnieniu obniżki wydateków administracyjnych ono jest nadużywane, wobec czego powstała w Polsce liczna ekipa pracowników, od których wymaga się świadczenia pracy tak, jakby pracowali "na etacie", lecz pozbawionych wszystkich z tym związanych przywilejów społecznych: kodeksowego ograniczenia czasu pracy, urlopów, gwarancji najniższego wynagrodzenia, a nawet prawa do nieobecności w pracy na skutek choroby. Trzeba tu jednak zauważyć, iż zanim Kraj zacznie porządkować te sprawy w firmach prywatnych, powinno zrobić porządek na swoim podwórku: samo zatrudnia pracowników (kolektorów) w swojej sieci Totalizator Sportowy, będący jednoosobową spółką skarbu państwa, a również sprzedawców (kioskarzy) przedsiębiorstwo "RUCH", również ciągle państwowe.

Merytorycznym tematem, który podniosła natomiast opozycja, jest kwestia stopnia z religii - wliczania go do średniej ocen. LiD, który ten temat podniósł twierdzi, iż ocena z religii jest bardziej stopniem z praktyki religijnej, niż opanowania teorii poprzez ucznia. Może być wobec tego zawyżana, albo zaniżana w sposób tendencyjny po to, aby po pierwsze wymusić na uczniach praktyki religijne, a po drugie, aby bezzasadnie podnieść średnią uczniów szczególnie gorliwych w tej praktyce, lecz słabo przyswajających wiedzę, nie tylko zresztą z religii. Tym samym rosły aby szanse tych słabszych uczniów, przy przechodzeniu na następne fazy edukacji. W trakcie konferencji prasowej na ten temat poseł Łybacka przyznała jednak, iż wszystkim uczniom oblicza się średnią tylko z tych elementów, które są oceniane, czyli brak stopnia z religii przy obliczaniu średniej skutkuje dzielenie sumy ocen poprzez mniejszą o jeden liczba elementów, wobec czego brak oceny z religii nie minimalizuje średniej z pozostałych elementów. Może z kolei tą średnią zawyżać, gdy uwzględniona w średniej ocena z religii była bardzo wysoka. Remedium na to ma być oddzielne świadectwo z religii.

Uważając, iż generalnie kwestia wliczenia ( albo nie) stopnia z religii powinna być rozstrzygana każdorazowo indywidualnie, wedle życzeniem rodziców ucznia, ( albo także na świadectwie powinny być podawane dwie średnie (z religią i bez) pragnę zauważyć, iż podobne zastrzeżenia dotyczące oceniania bardziej praktyki niż wiedzy, można mieć do trzech innych elementów: wychowania fizycznego, plastyki i muzyki. Powszechnie wiadomo, iż uczniowie nie najlepiej przyswajający wiedzę są regularnie bardzo sprawni fizycznie, utalentowani muzycznie (( na przykład dobrze grają na jakimś instrumencie) ( albo plastycznie, wobec czego wysokie oceny z tych elementów również zawyżają średnią. Stosując zatem LiD-owskie kryteria, i dla tych elementów trzeba aby wprowadzić odrębne świadectwa.

Kampania wyborcza dopiero się rozkręca, wobec czego dostarczy zapewne jeszcze wielu tematów. Jeśli jednak nie zdarzy się nic, (( na przykład kompletnie dyskwalifikującego którąś z partii, to najprawdopodobniej podział mandatów w nowym Sejmie nie będzie radykalnie odbiegał od podziału dotychczasowego i utworzenie rządu będzie wymagało zawiązania koalicji - najprawdopodobniej jak i do chwili obecnej - trudnej i być może zakończonej kolejnymi przyspieszonymi wyborami.
Namawiam zatem do lektury mojego artykułu, pt. " PRECZ Z KOALICJAMI!",
zamieszczonego również w iThinku jeszcze najpierw sierpnia i dołączenia się do apelu skierowanego do Prezydenta RP, który to tekst apelu zamieściłem gościnnie na mojej, innej tematycznie stronie www.gnglotto.webpark.pl. Powtarzając tezy artykułu apeluję o taką zmianę prawa, aby do Sejmu wchodziły dwie partie z największym poparciem: jedna jako rządząca, druga jako opozycyjna, jednak z możliwością wcześniejszej zmiany tego układu poprzez partie, które pozostały po wyborach jakby w przedsionku Sejmu. Można aby do tego doprowadzić podnosząc tak zwany próg wyborczy, a korzyścią byłoby zmuszenie posłów do merytorycznej pracy przy stanowieniu prawa i przeniesienie zastępczych dyskusji o wadach i błędach ich politycznych przeciwników poza Sejm.
Krzysztof Płocharz
  • Dodano:
  • Autor: