siedem grzechów premiera co to jest
Definicja: działaniami pogłębił podziały w społeczeństwie. Teraz umywa ręce słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Siedem grzechów premiera

Słownik: Premier Jarosław Kaczyński nie chciał podzielić się władzą z Platformą, a koalicję z Samoobroną i LPR traktował jako zło konieczne. Własnymi działaniami pogłębił podziały w społeczeństwie. Teraz umywa ręce.
Definicja: Twierdzi, iż rozpad koalicji i rządu nastąpił tylko i wyłącznie z winy LPR i Samoobrony. Prawda jest jednak taka, iż ów chory sojusz był dla niego jedynie złem koniecznym, potrzebnym, by móc w ogóle rządzić. Gdy zaś ostatecznie przekonał się, iż koalicjanci nie zamierzają się w pełni podporządkować, zapragnął ich skompromitować, a następnie zniszczyć.

Być może jest świetnym dyktatorem i przywódcą, lecz dobrym politykiem – już raczej nie. W innym razie, nie byłby w ogóle zmuszony zawierać układów z LPR i Samoobroną, ponieważ jeszcze jesienią 2005 r. dogadałby się z PO i poszedł na ugodę. Niestety, słowa „kompromis” nie ma chyba w jego słowniku. Jarosław Kaczyński w ciągu dwóch lat popełnił siedem grzechów głównych, które zaowocowały fiaskiem rozmów z Platformą, utworzeniem rządu z kłótliwymi partiami, aż nareszcie doprowadziły do jego upadku. Co więcej, skłóciły społeczeństwo i skompromitowały Polskę na arenie międzynarodowej.


I Nieufność

Brak zaufania do wszelkich współpracowników i partnerów był od samego początku jedną z rażących cech rządów Kaczyńskiego. W ciągu dwóch lat mogliśmy odnieść wrażenie, iż jedynym człowiekiem, któremu tak faktycznie ufa, jest jego brat. No, i może jeszcze kilkoro bezwzględnie podporządkowanych mu ludzi – jak Zbigniew Ziobro i Anna Fotyga.

Zaraz po wyborach w 2005 r. Kaczyński nastawił się wrogo do niesprzyjających mu mediów. Zamiast próbować zjednać sobie ich sympatię i pokazać bardziej pozytywne oblicze, wolał wypiąć się i na siłę pokazać swą wyimaginowaną wyższość. Na niewygodne pytania odpowiadał: „Nie będę tego komentował”, zupełnie jakby czynił ogromną łaskę, w ogóle udzielając odpowiedzi. Na krytykę, nawet tę w najwyższym stopniu konstruktywną i uzasadnioną, obrażał się, zamiast wyciągać z niej wnioski. W taki oto sposób podsycał napięte relacje z mediami, którym nie przysłużyło się również objęcie lustracją dziennikarzy.

Zaufaniem nie darzył także koalicjantów. Trudno się zresztą dziwić, skoro byli mu oni potrzebni jedynie do uzyskania sejmowej większości i utworzenia rządu. Gdy tylko Andrzej Lepper i Roman Giertych przyjmowali nieco mniej uległą postawę, rozpoczynało się poszukiwanie kwitów. Co więcej, każdą niepochlebną albo krytyczną wypowiedź premier traktował niczym zamach na koalicję, co niewątpliwie nie pomagało w zacieśnianiu współpracy pomiędzy rządzącymi. A kiedy wreszcie „przystawki” nie dawały już sobą tak łatwo pomiatać, wyreżyserowano wyrzucenie szefa Samoobrony z rządu.


II Chciwość

Już jesienią 2005 r. można było domyślać się, iż głównym celem polityki PiS nie jest w ogóle dobro Polski, tylko zagarnięcie możliwie jak największej władzy. To Jarosław Kaczyński, jako szef partii, w dużej mierze odpowiadał za fiasko koalicyjnych negocjacji z PO. Stawiał tak twarde warunki, jak gdyby wygrał wybory z miażdżącą przewagą, aczkolwiek przecież różnica była bardzo niewielka. Być może spodziewał się, iż Platforma pokornie odda większą część władzy, wspólnie z resortami siłowymi na czele, w ręce politycznego rywala. Tego przecież właśnie chciał i żądał.

Skoro jednak stało się inaczej, przywódca PiS musiał poszukać alternatywnej opcji, pozwalającej zatrzymać w rękach maksymalnie sporą władzę. Taką szansą stał się pakt stabilizacyjny, a później zawiązanie absurdalnej pseudokoalicji ze skompromitowanymi ugrupowaniami, jakimi były i nadal są Samoobrona i LPR. Kaczyńskiego niewiele interesowało, iż tworzy rząd z przestępcami, nacjonalistami i innymi oryginałami. Liczyło się dla niego tylko, iż zdołał złożyć sejmową przewarzająca część (gotową przegłosować wszystkie upragnione przezeń ustawy) i obsadzić przewarzająca część stanowisk w rządzie własnymi ludźmi.

Niewygodnie mu jednak było kierować wszystkim zza kulisów. Dlatego także, jeszcze przed zawiązaniem koalicji, wyzbył się pozorów i „zasłony dymnej” w osobie Kazimierza Marcinkiewicza, doprowadzając do jego zdymisjonowania. Być może stało się tak, gdyż były premier zanadto wykreował swoją, wyrazistą osobowość, usuwając w cień lidera partii, zamiast pozostać ślepym narzędziem. Tak czy inaczej, Kaczyński objął stanowisko premiera – wbrew powyborczym obietnicom – udowadniając, że chciał zdobyć władzę nie tylko dla partii, lecz również – a może w pierwszej kolejności – dla siebie samego. Tak, by zamieniać Polskę, jak tylko zapragnie.

wspólnie z bratem prędko przekonali się, że są jeszcze w demokracji instytucje krępujące ich autorytarne zapędy. Szczególnie dał im się we znaki Trybunał Konstytucyjny. Nic więc dziwnego, iż postanowili dążyć do jego osłabienia. Po fiasku ustawy lustracyjnej, Jarosław Kaczyński oskarżał Trybunał o sprzymierzenie się przeciwko PiS. I wnet zaproponował zmianę ustawy o Trybunale, aby mieć w nim własnego prezesa i de facto przejąć nad nim kontrolę. O tych i o innych przerażających działaniach premiera, zmierzających do zachwiania podstaw demokracji, opowiadał między innymi Andrzej Lepper w niedawnym wywiadzie dla tygodnika Polityka.


III Pamiętliwość

W oczach premiera, największym złem społeczeństwa polskiego i równocześnie największym wrogiem IV RP są wszelakie pozostałości po Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Postanowił zatem pokonać je za wszelaką cenę, aby raz na zawsze wymazać z historii państwie lata 1945-1989. A przy okazji upokorzyć ludzi, którzy w jakikolwiek sposób współpracowali z rządem socjalistycznym.

Kaczyński bardzo zręcznie wykorzystał fakt, że powiązania z PRL-owskimi władzami są poprzez przewarzająca część Polaków odbierane nadzwyczajnie negatywnie. Rozliczenie społeczeństwa z przeszłości uczynił jednym z głównych pkt.ów programu partii. Doprowadził także do sytuacji, w której najskuteczniejszą bronią polityczną stały się przeróżne fakty z dawnych czasów, kwity i archiwa IPN. Jego brat zagalopował się nawet, mówiąc swego czasu, iż „na każdego można coś znaleźć” i ujawniając tym samym cel działań związanych z lustracją i przeczesywaniem teczek z IPN.

Niestety, szumnie zapowiadana i właśnie w ten sposób przeprowadzana „rewolucja moralna” tak faktycznie nie oczyściła państwa z rzeczywistych przestępców sprzed 1989 r., z kolei wzbudziła strach w wielu niewinnych obywatelach i pogłębiła panujące w społeczeństwie podziału i uprzedzenia. Ustawa lustracyjna – na szczęście odrzucona poprzez Trybunał Konstytucyjny – mogła przecież wywołać utratę pracy poprzez wielu niewinnych ludzi, których zaliczono niegdyś do kontaktów operacyjnych bez ich wiedzy ani zgody.

Można odnieść wrażenie, iż bracia Kaczyńscy i ich zwolennicy i wyborcy wprost nienawidzą ludzi, którzy mieli jakikolwiek związek z PRL. Już sam fakt podporządkowywania się władzy, aby tylko móc żyć i pracować w socjalistycznym wówczas kraju, budzi u premiera niesmak. Zupełnie tak, jak gdyby obywatele mieli przed 1989 r. jakiś wybór. Jarosław Kaczyński chyba nawet zapomniał, że on sam również kształcił się i rozpoczynał działalność właśnie w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, aczkolwiek – oczywiście – aktywnie działając w opozycji demokratycznej. Z sporą satysfakcją, podobnie jak wielu innych członków PiS, nazywa także partie lewicowe „postkomunistami” albo nawet „komunistami”, wiążąc je tylko i wyłącznie z pozostałościami mechanizmu peerelowskiego.


IV Kłamliwość

Trzeba także jasno stwierdzić, iż Jarosław Kaczyński i jego ludzie nie ustrzegli się wielu mniejszych albo większych kłamstw. W większości miały one, rzecz jasna, na celu poprawienie wizerunku partii, zyskanie sympatii wyborców i poniżenie opozycji. Można nawet ryzykować stwierdzenie, że partia rządząca utworzyła istną cenzurę własnych działań, w wyolbrzymiony sposób przedstawiając sukcesy, a zupełnie pomijając wszelakie niepowodzenia.

Pierwszym zwiastunem owej nieszczerości stała się wojna na słowa z Platformą Obywatelską po wyborach w 2005 r. Okazało się wówczas – nie po raz pierwszy i nie ostatni zresztą – iż Jarosław Kaczyński to człowiek nieskory do jakiegokolwiek kompromisu. by nieco zamaskować ów fakt i strategię działania, politycy PiS wymierzyli oskarżycielski palec w stronę niedoszłego koalicjanta. poprzez sporo tygodni w ich wypowiedziach dominowało hasło, które można sprowadzić do krótkiego: „To wszystko wina Platformy”. Wytykano partii Tuska zbyt wygórowane żądania koalicyjne, tymczasem w rzeczywistości to PiS robiło wszystko, by uniknąć wyważonego kompromisu. To politycy PiS nie chcieli słyszeć o Rokicie jako szefie MSZ, ani także oddawać choćby części resortów siłowych we władanie PO.

Niedoszłą koalicję wielokrotnie później przypominano i wypominano, a poprzez pierwsze miesiące po wyborach partia Kaczyńskiego nieustannie podkreślała, że panująca niestabilna przypadek polityczna jest tylko i wyłącznie winą Platformy Obywatelskiej. Aż się w głowie nie mieściło, jak w krótkim czasie można zmienić front i wywołać tak olbrzymi konflikt z partią, z którą szło się niemal ramię w ramię do wyborów z zamierzeniem utworzenia wspólnej koalicji. Poskutkowało to przejściem PO do opozycji, co i tak odbiło się niekorzystnie na PiS – grupa rządząca niemal na samym starcie straciła najpoważniejszego sojusznika.

Bardzo tendencyjnym kłamstwem w wykonaniu PiS było także, szczególnie w ostatnim czasie, ciągłe chwalenie się wzrostem gospodarczym. Politycy ekip rządzącej, aby przypochlebić się i zaimponować wyborcom, zdawali się twierdzić, że dynamiczny rozwój polskiej gospodarki to tylko i wyłącznie ich zasługa. A tak faktycznie idealnie zdają sobie sprawę, iż jest w głównej mierze sukces reform przeprowadzonych poprzez wcześniejszy rząd, tak poprzez aktualny wyśmiewany i krytykowany. Niestety, przeciętny obywatel nie wnika głębiej w kwestie gospodarcze i wierzy w kłamliwe, pozbawione podstaw przechwalanki PiS.


V Brak kultury politycznej

Kłamstwa to jedno, a kompletny brak kultury – to drugie. Standardy rozmów politycznych na poziomie niemalże plebejskim zapoczątkowali tacy politycy, jak Andrzej Lepper. Jarosław Kaczyński uznał podobne sposoby za skuteczne i również zaczął je stosować. A dodatkowo rozwinął je o takie środki, jak likwidacja nazbyt krytycznych członków opozycji, podsłuchiwanie i jawna pogarda wobec ludzi o odmiennych poglądach.

O kulturze Kaczyńskiego i jego partii świadczy już sam fakt, że poprzez dwa lata rządów jej głównym celem było zamknięcie ust opozycji i toczenie z nią walki nie dzięki rozumnych argumentów, tylko kompromitacji i kwitów. Zamiast wysłuchać słów polityka o innych przekonaniach, natychmiast robiono z niego agenta WSI lub członka PZPR. Marszałek Sejmu Ludwik Dorn w końcowej fazie władzy PiS nie poddawał pod głosowanie wniosków opozycji, aby uniemożliwić jej zabranie głosu.

Co jednak najśmieszniejsze, a może i w najwyższym stopniu tragiczne zarazem, Jarosław Kaczyński chętnie stosował podobne „ciosy poniżej pasa” wobec przeciwników, lecz nie tolerował sytuacji, aby ktokolwiek stosował je przeciw niemu. Chętnie oskarżał własnych, wykreowanych do przesady wrogów o współpracę z dawnymi służbami socjalistycznymi; gdy jednak w jego teczce znaleziono podobne wiadomości, natychmiast ogłosił, że na pewno są sfałszowane. Tolerował (a być może nawet nakazywał) nagrywanie niektórych osób poprzez ministra Ziobrę – ale gdyby to jego samego ktoś podsłuchał lub nagrał, zapewne zrobiłby z tego aferę na skalę państwową i ogłosił stan wyjątkowy.


VI Dyktat

Nieufność, wrodzona nienawiść i nieumiejętność zaakceptowania osób o innych poglądach i wartościach uczyniły z Jarosława Kaczyńskiego dyktatora. Popadł w konflikty z niemal wszystkimi znaczącymi politykami opozycji. A gdy i tego było mu niewiele, zaczął doszukiwać się „członków układu” we własnych szeregach, dymisjonując Janusza Kaczmarka.

Oczywiście, w polityce najlepiej współpracuje się z osobami o takich samych albo co najmniej podobnych przekonaniach, ale nie zawsze to jest możliwe. Premier, jeżeli rzeczywiście zależałoby mu na stabilności Polski i jej zrównoważonym rozwoju, liczyłby się ze zdaniem opocyzji i kompetentnych doradców, nawet jeżeli byłoby ono diametralnie różne od jego opinii. Kaczyński uznał w czasie gdy, iż jego poglądy i wartości są jedynymi słusznymi. wszelakie zaś pró aby wyrażania krytycznych uwag i podważania jego decyzji to zamach na jego osobę i panującą władzę. Doszła tu do głosu wspommniana już przedtem nieufność wobec otoczenia. Co więcej, szef PiS nie dopuszczał do siebie myśli, że może się mylić w pewnych sprawach, dlatego także nie słuchał rad i propozycji polityków z własnej partii.

Boleśnie przekonał się o tym Paweł Zalewski, który nie chciał podlegać wewnętrznej dyktaturze w partii Kaczyńskiego. Wystarczyła jedna krytyczna uwaga pod adresem Anny Fotygi, bardzo zresztą sensowna i wygłoszona w kulturalny sposób, ; aby jeden z niewielu kompetentnych ludzi PiS został zawieszony poprzez kierownictwo partii.

A propos Fotygi – łatwo można wyjaśnić nadzwyczajne zaufanie i sympatię, jaką obdarza ją premier Kaczyński. Pani minister jest mu zwyczajnie bardzo uległa i bez przeszkód oddaje się owemu dyktatowi, jaki szef PiS wprowadza nawet we własnej partii. Wie z doświadczenia, że Fotyga bez zająknięcia wykona wszelakie jego odgórne rozkazy i polecenia, dlatego darzy ją wielkim zaufaniem i broni jej zaciekle na arenie politycznej.


VII Zazdrość

Podejmując próbę budowy IV RP – swojego wyimaginowanego, wymarzonego państwa, w którym dobrze i bezpiecznie mogliby się czuć jedynie obywatele o identycznych poglądach jak on – premier Kaczyński postanowił absolutnie odciąć się od kilkunastoletniej historii III Rzeczpospolitej. Jednym z głównych środków, ; aby ów cel osiągnąć, stało się obalanie autorytetów i podważanie wszelkich osiągnięć transformacji ustrojowej.

Nietrudno odgadnąć, że braćmi Kaczyńskimi w podjętych działaniach kierowała (i nadal kieruje) najzwyklejsza w świecie zazdrość o sukcesy poprzedników. Ów paskudny ludzki system, opierający na próbie dyskredytacji osób, które osiągnęły więcej albo cieszą się większym szacunkiem i prestiżem, przedostał się więc również do polityki. Od początku sprawowania władzy premier i prezydent wyrażali się o Lechu Wałęsie z najwyższą pogardą. w czasie wizyty George’a Busha w Gdańsku nakazali nawet zasłonić nazwę lotniska (którego patronem jest właśnie Wałęsa). Niejednokrotnie także usiłowali wmówić społeczeństwu, że Wałęsa w rzeczywistości był zdrajcą narodu, bo współpracował ze służbami specjalnymi w PRL.

Zarówno Jarosław, jak i Lech zapomnieli chyba, iż swego czasu sami z Wałęsą współdziałali. A gdyby nie jego rola w historii państwie, zapewne nie sprawowaliby teraz dwóch najważniejszych urzędów w wolnej Polsce. Niestety, przywódcy PiS starają się podkopać i zniszczyć autorytet byłego prezydenta, a na jego miejsce wstawić własny – wizerunek dobrych przywódców ludu, którzy non stop „walczą z patologiami”, „likwidują układ” i „wypowiadają walkę korupcji”. Brakowałoby jeszcze, by w podręcznikach szkolnych do historii wprowadzić poprawki i pisać, że transformacja ustrojowa była w rzeczywistości zamachem na wolność narodu polskiego, który od niechybnej klęski uratowało dopiero nadejście partii braci Kaczyńskich.

Politycy PiS – rzecz jasna, z premierem na czele – nie ukrywają także niechęci wobec poprzedników parlamentarnych. Spektakularne akcje aresztowań przez wzgląd na finansowymi niejasnościami – zakończone śmiercią Barbary Blidy – tylko potwierdzają tę tezę. Członkowie partii rządzącej bardzo chętnie oświadczają także przy każdej okazji, że ich rząd jest zdecydowanie najwspanialszym od 1989 r. Przytaczają przy tym tylko te fakty i liczby, które są im wygodne. Nigdy oczywiście nie wspomną, iż społeczeństwo nigdy nie było tak skłócone ze sobą jak aktualnie, zaś poziom narodowej nieufności wobec ludzi i panującej władzy jest niebezpiecznie wysoki.


Rząd Jarosława Kaczyńskiego odchodzi w niepamięć. O ile, oczywiście, PiS nie wygra nadchodzących wyborów. Nawet jednak wówczas osiągnięcie jakiegokolwiek kompromisu będzie dla Kaczyńskiego bardzo trudnym zadaniem. poprzez dwa lata sprawowania władzy zdążył popaść w konflikty praktycznie ze wszystkimi liczącymi się partiami i stronnictwami.

Nie można, oczywiście, uważać minionego okresu za absolutnia stracony; rząd PiS w istocie osiągnął pewne sukcesy. O sporo więcej było jednak porażek i poszkodowanych niewinnych obywateli. Partia Kaczyńskiego, chcąc dobrze dla jednych, usiłowała zniszczyć drugich i na tym opierały się w dużej mierze jej rządy. Olbrzymia nieufność, kłamliwość i pamiętliwość znacznie pogłębiły podziały w społeczeństwie i wywołały, że mniej się aktualnie mówi o przyszłości, a więcej – o zaszłościach z minionych lat. Natomiast kompletny brak kultury politycznej, agresywne działania i chciwość przedstawiane również na forum międzynarodowym skompromitowały nie tylko Kaczyńskiego i PiS, lecz także całą Polskę w oczach Europy i świata.

Były także momenty, gdy próbowano zachwiać podstawy demokracji, jednak Trybunał Konstytucyjny czuwał. Oby tylko pozostał niezależny. Należy mieć nadzieję, że władza wybrana w najbliższych wyborach – jakakolwiek będzie – skupi się mniej na wojowaniu i niszczeniu politycznych przeciwników, a bardziej na racjonalnych działaniach we wspólnym interesie, ku dobru Polski i współpracy międzynarodowej.

Tym wspólnie będzie o to łatwiej. ponieważ rządy PiS zaprezentowały w sposób najlepszy, jak postępować nie należy.
  • Dodano:
  • Autor: