stadionowy debiut co to jest
Definicja: teraz. Myślę, iż to nie był zwyczajny debiut. Niecodziennie można obejrzeć na żywo.

Czy przydatne?

Co znaczy Mój stadionowy debiut

Słownik: Trudno w to uwierzyć, lecz, będąc studentem dziennikarstwa sportowego i fanem futbolu, jeszcze nigdy w życiu nie byłem na meczu piłkarskim. Aż do teraz. Myślę, iż to nie był zwyczajny debiut. Niecodziennie można obejrzeć na żywo Ronaldinho.
Definicja: Dziewiątego września 2007 roku zapamiętam chyba na długo. Dlaczego? Trudno w to uwierzyć, lecz, będąc studentem dziennikarstwa sportowego i pasjonatem piłki nożnej, jeszcze nigdy w życiu nie byłem na meczu piłkarskim. Nigdy nie doświadczyłem atmosfery, jaka panuje w czasie spotkania, nigdy nie oklaskiwałem zawodników, nigdy nie cieszyłem się z innymi kibicami ze strzelonych goli, będąc na stadionie. Aż do dzisiaj.

Myślę, iż mój debiut nie był zwykły. Nareszcie niecodziennie można obejrzeć na żywo wyczyny takich gwiazd jak Ronaldinho, Kaka czy Robinho.

Tak, tak... Byłem na towarzyskim meczu USA - Brazylia, rozegranym na Soldier Field w Chicago. Jeszcze zanim dojechałem pod stadion, widać było wielu kibiców "Canarinhos" ubranych w charakterystyczne, żółte koszulki. Jednak przekrój fanów był dość szeroki, zauważyłem koszulki nie tylko reprezentacyjne, lecz także prezentujące klubowe sympatie. Barcelona, Real, Chelsea, Arsenal, Liverpool, Chicago Fire, zapewne drużyny z lig brazylijskiej i meksykańskiej, AC Milan, Inter Mediolan... Chyba pierwszy raz w życiu ujrzałem aż tyle różnych trykotów. Oczywiście, nie mogło zabraknąć również Manchesteru United, którego barwy rozpoznawałem wszędzie za pierwszym wspólnie i muszę przyznać - było ich dużo.

Na własne miejsce powiodło mi się otrzymać precyzyjnie w kilka sekund przed 15:00, a więc w godzinę rozpoczęcia meczu. Spiker zaczął właśnie prezentować wyjściowe jedenastki, a gdy odczytywał składy, zdjęcia i nazwiska piłkarzy pojawiały się na dwóch telebimach. Trochę szkoda, iż nie zrobili osobnego sektora dla kibiców Brazylii, z pewnością świetnie wyglądałaby część trybuny, w której dominuje żółć. Po kilkudziesięciu sekundach z tunelu wyszły obie drużyny, powitane gorącymi oklaskami. Oczywiście przewarzająca część oczu skierowane były na tego najsławniejszego i najpopularniejszego zawodnika - Ronaldinho. Później hymny obu krajów, a dalej już samo sens, a więc piłka w grze...

Potwierdzę to, co każdy kibic, który był aczkolwiek raz na stadionie, wie. W telewizji widać detale i to w dużym przybliżeniu, jednak nasze pole widzenia jest ograniczone. Tutaj sam mogłem być "realizatorem" transmisji i to ja decydowałem, co chcę widzieć. Pełna dowolność... Kapitalne doświadczenie. Wróćmy jednak do meczu...

Miałem spore obawy, co do poziomu gry. Nareszcie to towarzyski mecz, nie można było oczekiwać ostrej walki o każdą piłkę, gryzienia trawy poprzez zawodników i wielu spornych sytuacji. Oba zespoły zaczęły spokojnie, Brazylijczycy jakby od niechcenia, a gospodarze prezentowali od samego początku większą werwę. Odniosłem wrażenie, iż piłkarzom kopanie piłki nie sprawia absolutnie żadnej trudności, nieważne czy podanie było krótkie, czy długie, słabe czy silne. Zupełnie jakby kopali balonik. Czas mijał niespodziewanie szybko i można aby powiedzieć, iż już po raptem 5 minutach padła pierwsza bramka, a tak faktycznie była to 20. minuta meczu. Niespodziewanie prowadzenie objęli Amerykanie. Z rzutu rożnego w pole karne Brazylii dośrodkował Landon Donovan, a piłkę do bramki strzeżonej poprzez Doniego skierował obrońca Fulham Londyn, Carlos Bocanegra. Na trybunach szał radości i okrzyki "USA, USA!". Ja również się ucieszyłem, lecz raczej z tego, iż ta bramka mogła podziałać mobilizująco na gości, dzięki czemu zapowiadał się ciekawy mecz.

Mimo utraty gola, to Brazylia była bliższa objęcia prowadzenia kilka chwil przedtem. Na początku w dobrej sytuacji znalazł się Robinho, lecz uderzył tylko w boczną siatkę. Kilka min. później świetne prostopadłe podanie od Ronaldinho dostał Afonso, jednak po jego technicznym strzale piłka odbiła się od słupka i wyszła poza linię końcową. W 29. minucie znowu gwiazdor FC Barcelony wrzucił piłkę z rzutu wolnego w pole karne, tam świetnie wyskoczył Afonso, lecz Howard pewnie wyłapał jego strzał. Jednak już 180 sekund później był bezradny. Po kapitalnie przeprowadzonej zespołowej akcji w polu karnym znalazł się Kaka. Jego strzał fantastycznie wybronił golkiper Evertonu, niestety piłka trafiła w nadbiegającego Oguchi Onyewu i wpadła do bramki Amerykanów. Na trybunach rozległa się brazylijska samba. 1:1.

Gospodarze jednak ciągle próbowali atakować, lecz ich strzały minimalnie mijały bramkę Brazylijczyków. Oni również mieli własne szanse. Tuż przed przerwą efektownie na lewym skrzydle pokazał się Robinho. Kilka sekund "poczarował" dwóch obrońców przy linii bocznej, po czym jednym zwodem wkręcił ich w ziemię, zostawiając za własnymi plecami. Skrzydłowy Realu Madryt wpadł w pole karne, minął następnego rywala, już miał podawać, gdy następny defensor zrobił wślizg i powstrzymał atakującego Brazylijczyka. Kibice byli przekonani, iż należał się rzut karny, lecz arbiter był innego zdania. Na szczęście był co najmniej konsekwentny i po tym, jak lekarze zajęli się zwijającym się z bólu Robinho, sędzia upomniał go żółtą kartką za symulowanie. Rezultat do końca połowy nie uległ zmianie.

W przerwie trybuny w większości opustoszały. Kibice, zapewne głodni, wybrali się w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, po piwo albo na tak zwany "dymka". W międzyczasie na murawie odbył się mini-konkurs, w którym wzięło udział troje młodych kibiców piłki nożnej, dwie dziewczyny i mały chłopczyk. Zadanie polegało na tym, aby umieścić piłkę w konkretnym punkcie ułożonym z trzech koszulek reprezentacji USA, które były do wygrania. Każdy z uczestników miał po dwie pró aby. Konkurs wyłonił tylko jedną zwyciężczynię, pozostali niestety musieli wrócić na własne miejsca z pustymi rękami. Po kilku minutach na boisko wyszło kilku rezerwowych z grupy Boba Bradleya, by się rozgrzać, lecz to Brazylia dokonała jednej zmiany w przerwie spotkania. Środkowego obrońcę Juana zastąpił Edu Dracena.

Pierwszą okazję po przerwie mieli gospodarze po ładnej akcji Clinta Dempseya. Jego strzał minął jednak bramkę Doniego. W odpowiedzi Brazylijczycy wykonywali rzut rożny. Z narożnika dośrodkował Ronaldinho, a piłkę do bramki skierował kapitan "Canarinhos", Lucio. 2:1 dla Brazylii. Interweniując przy tym strzale, Howard doznał kontuzji palca, jednak reprezentacyjni lekarze poradzili sobie z kontuzją i były golkiper Manchesteru United mógł kontynuować grę. Amerykanie ciągle nie rezygnowali z walki o dobry rezultat, aczkolwiek ich rywale długo powstrzymywali ich od sforsowania swojej defensywy. powiodło się to w 73. minucie spotkania. Do długiego podania Donovana doszedł w polu karnym Steve Cherundolo. Zawodnik Hannoveru 96 zagrał w tempo do wbiegającego Dempseya, który uderzył z pierwszej piłki w długi róg bramki. Znowu radość na Soldier Field!

Nie trwała ona jednak zbyt długo. Dwie minuty później tuż przed polem karnym USA faulował kapitan gospodarzy, Bocanegra. Do piłki podszedł oczywiście Ronaldinho i stało się to, czego wszyscy sympatycy Brazylii oczekiwali. "Ronnie" doskonale znalazł lukę w murze i fantastycznym, technicznym strzałem umieścił piłkę tuż przy słupku. Howard bez szans. 3:2 dla Brazylii. Na stadionie zapanowała prawdziwa euforia, zdecydowanie największa w czasie całego spotkania. Widać było gołym okiem, iż Ronaldinho potrafi zaczarować tłum własną techniką, zagraniami, przeglądem pola, no i świetnym strzałem. Można go nie lubić za sporo rzeczy, lecz nie można odmówić mu prawdziwego geniuszu. Zawodnik Barcelony zszedł z boiska w 86. minucie. W jego miejsce pojawił się Diego. W doliczonym czasie gry w polu karnym Julio Baptistę sfaulował rozgrywający dobre zawody Michael Bradley. Do piłki podszedł pomocnik Manchesteru City, Elano i pewnie zamienił "jedenastkę" na czwartą bramkę dla gości. Po kilku minutach meksykański arbiter zakończył spotkanie.

Trudno wyobrazić sobie lepszy debiut w roli kibica oglądającego mecz na żywo, aczkolwiek nie to jest zadanie niemożliwe (wystarczyłby mecz Manchesteru United albo reprezentacji Polski). Sześć bramek, efektowne zagrania, spore emocje, aczkolwiek ranga spotkania w ogóle nie była spora. No i trzeba przyznać, iż Soldier Field to faktycznie przyzwoity stadion. Spotkanie obejrzało ponad 43,5 tysiąca widzów. Oj, było na co popatrzeć...

USA - Brazylia 2:4 (1:1)
Bramki:
Bocanegra 20', Dempsey 73' - Oneywu 32' (sam.), Lucio 52', Ronaldinho 75', Elano 90' (k.)

USA: Tim Howard - Steve Cherundolo, Oguchi Onyewu, Carlos Bocanegra, Heath Pearce (Davy Arnaud 86') - Michael Bradley, Benny Feilhaber (Bobby Convey 70'), Landon Donovan, DaMarcus Beasley; Josh Wolff (Eddie Johnson 70') - Clint Dempsey

Brazylia: Doni - Maicon (Daniel Alves 64'), Lucio, Juan (Edu Dracena 46'), Gilberto - Mineiro, Gilberto Silva - Kaká (Julio Baptista 70'), Robinho (Elano 78'), Ronaldinho (Diego 85') - Afonso (Vagner Love 64')

Widzów: 43543
Sędziował: Armando Archundia (Meksyk)
  • Dodano:
  • Autor: