maciej mackiewicz vital co to jest
Definicja: funkcjonowanie organizmu człowieka, mówił o jakiejś nieokreślonej sile istotnej dla.

Czy przydatne?

Co znaczy Maciej Mackiewicz: Vis Vitalis

Słownik: Wspomnienia lekarza i opis jego drogi do odkrycia znaczenia pewnej wypowiedzi starego profesora fizjopatologii ( lata 50-te), który opisując funkcjonowanie organizmu człowieka, mówił o jakiejś nieokreślonej sile istotnej dla trwania i jakości ży
Definicja:




Maciej Mackiewicz

VIS VITALIS

Kiedy najpierw studiów lekarskich, a było to w początku lat 50-tych, pewien stary prof. omawiając różne systemy fizjologiczne organizmów ludzkich wspomniał o jakiejś tajemniczej sile Vis Vitalis i zastanawiał się czy, w świetle filozofii materialistycznej, coś takiego może wogóle istnieć, wydawało się nam,iż rzeczywiście - w szczególności w tym świetle, nie może ! Jednak On, odczekawszy chwilę, w której jakby delektował się naszą milczącą akceptacją tej oczywistości, dodał, ,iż jednak starsi lekarze spotykali się z ową Siłą, która tym którzy ją posiadali pozwalała przetrwać różne nieszczęścia i choroby.
I ja, aczkolwiek nastawiony wówczas całkiem materialistycznie, dużo wiedziałem o takich jakichś trudno wytłumaczalnych "naukowo" zjawiskach jak na przykład podświadomość, ponieważ pochodząc z rodz. lekarskiej i wychowywany poprzez Mamę, która była w tym czasie neurologiem i psychiatrą a również udzielała porad ogólnolekarskich ''obok", w szkole średniej zapoznałem się z Freuda Wstępem do Psychoanalizy i nie wiedziałem czy można takie zjawiska wyjaśnić doświadczeniami z psem Pawłowa! Kiedy pytałem
o materialistyczne wyjaśnienia Mama, praktykująca przed wojną psychoanalizę w Warszawie, odpowiadała ,iż może da się to jakoś wyjaśnić później...
Do tego obrazu MNIE ówczesnego trzeba dodać moje nastawienie prospołeczne, które powstało gdy w liceum znienacka wybrano mnie przewodniczącym ZMP, gdyż byłem znany z tego, ,iż przychodziłem do szkoły prosto z basenu po treningu pływackim
i w zimie miewałem włosy w soplach lodu, co zapewniało mi jakąś popularność. Więc jako przewodniczący organizowałem różne prace socjalne na przykład rozbieraliśmy jakieś baraki na ulicy Kilińskiego i budowaliśmy, na "subotnikach" Teatr Ogromny w Łodzi. Owo socjalne nastawienie trwało nadal na studiach, gdzie jako przewodniczący ZMP na moim roku studiów przemawiałem na różnych zebraniach, organizowałem wyjazdy na żniwa do PGR-ów a na ostatnim roku studiów zainicjowałem "zaciąg pionierski młodych lekarzy do pracy na wsi"!
Lecz wracając do tytułowej Vis Vitalis, której jakby wogóle nie było a jednak zapewne jakoś istniała, warto wspomnieć o wizycie jaką wspólnie z Romką, moją ówczesną żoną, przez wzgląd na zamierzeniem rozpoczęcia pracy na wsi, odbyliśmy u Księdza Profesora Słomkowskiego, emerytowanego rektora KUL-u, w skromnym drewnianym domku w Otwocku, by posłuchać Jego rad na nową prospołeczną drogę życia na wsi. Po wysłuchaniu naszych ambitnych planów uzdrowienia wsi polskiej zapytał cicho- " moje dzieci, jak wy to chcecie zrobić bez Boga?"
Wydawało mi się wtedy, ,iż wystarczy chęć szczera!
Ten stan "wydawania się", który towarzyszy mi stale, jest jakoś związany z zakodowaną niepewnością wszystkiego, z ulotnością prawd uznawanych za pewne, z nieprzewidywalnością każdego jutra.
Pod koniec studiów porozumiewałem się
z Profesorem Marcinem Kacprzakiem, sławnym higienistą, autorem znanego dzieła "Zdrowie Wsi Płockiej", wówczas rektorem warszawskiej Akademii Medycznej. W takich studenckich jak i późniejszych lekarskich kontaktach z Profesorem poszukiwałem jakiegoś "całościowego podejścia" do zdrowia i jego zaburzeń. ponieważ przecież tak sporo różnych czynników wpływa na zdrowie jednostki i populacji ludzkiej, ,iż chciało aby się wiedzieć co jest najważniejsze, co decydujące, by móc wpłynąć na poprawę zdrowia człowieka i w masowej skali zapobiegać negatywnym zjawiskom.
Tu rodziła się krytyka medycyny specjalistycznej, która zajmuje się w wyodrębnionych działach wybranymi tylko czynnikami i chorobami i aczkolwiek oczywiście bywa bardzo efektywna w pewnych sytuacjach, przez brak całościowego podejścia nieraz gubi ważne powody niepowodzeń terapeutycznych i zapobiegawczych.
Od Profesora Kacprzaka pochodziło zapewne powiedzenie - które zdarzało mi się cytować - streszczające różnice pomiędzy tym co specjalistyczne
a tym co ogólne: "specjalista wie wszystko o niczym
a generalista wie nic o wszystkim". Napewno Profesorowi chodziło o poszukiwanie "złotego środka" lecz mnie chyba jednak ściągało w stronę ogólności.
Kiedy dwa lata po studiach - gdy wydawało mi się, ,iż jestem już dość doświadczonym lekarzem po pracy na wsi i w małym mieście - napisałem znów do Profesora prosząc o porady w kwestii dalszego rozwoju zawodowego i przedstawiłem Mu dylemat czy zajmować się
" wszystkim" co może wpływać na zdrowie jakiejś niewielkiej populacji czy może lepiej zająć się jakimś wycinkiem tej "całości", np. rozpowszechnieniem krzywicy i anemii czy rozwojem somatycznym dzieci w powiecie, w którym objąłem właśnie posadę kierownika powiatowego wydziału zdrowia i zaczęłem współpracę z Katedrą Higieny Akademii Medycznej w Łodzi.
On odpisał:
" Szanowny Kolego, Gorzki niepokój Pana sprawia mi sporą satysfakcję. A może Pan będzie tym niezwykłym człowiekiem, który zajmie się tak miłym dla mnie zagadnieniem (powiedzmy drogim, miłym to niewiele) z własnej chęci i zamiłowania? Sprawy szeroko ujmowane mają swój urok, lecz trudno je traktować naukowo, opis zaś nawet precyzyjny nie jest jeszcze edukacją, do której bym bardzo a bardzo chciał Pana nakłonić, właśnie w tej dziedzinie. Każdy poszukiwacz prawdy musi się na czymś skoncentrować, ponieważ inaczej prawdy nie znajdzie. Chcę tak aby Pan znalazł i chcę panu pomóc. Najlepiej tak aby Pan tu przyjechał na rozmowę...Parę projektów przychodzi mi do głowy.
Miłe pozdrowienia koleżeńskie MKacprzak"
W tym miejscu należałoby opowiedzeć ciąg dalszy tych kontaktów z Profesorem, które jednak nie dały rezultatu jakiego On się spodziewał, lecz to już aby za bardzo poszło w kierunku opowiadania własnego życiorysu z jego meandrami i powodami tych meandrów i za daleko aby odbiegło od tajemniczej, tytułowej Vis Vitalis! Więc może zajmę się teraz jakąś małą syntezą tych, zapowiedzianych w lekarskiej młodości, ogólnych rozważań nad zdrowiem i jego uwarunkowaniami, a jest w tym faktycznie sporo tajemnic!
Moja Teoria Zdrowia

Pięćdziesiąt lat temu uczono nas na studiach medycznych, ,iż zdrowie to poprostu homeostaza organizmu. Zdrowy człowiek jest w stanie równowagi we wszystkich swoich układach anatomiczno - fizjologicznych, wszystkie narządy, komórki i tkanki pracują normalnie. Wyobrażałem sobie wtedy zdrowego człowieka jako najlepszą maszynę a choroba jawiła się jako zakłócenie któregoś z układów.
stosunkowo poznawania następnych chorób, coraz bardziej rozbudowanej teorii różnych patologii a później teorii i praktyki naprawiania rozregulowanych organizmów, poprzez operacje, podawanie leków czy fizykoterapię, można było zorientować się, ,iż kwestia staje się coraz bardziej skomplikowana, i ,iż trudno jest znaleźć prawdziwie zdrowego człowieka, tym bardziej, ,iż poznawaliśmy coraz więcej czynników chorobotwórczych, znajdujących się w środowisku życia człowieka, mających charakter fizyczny, chemiczny, biologiczny czy socjalny.
później okazało się, ,iż spory wpływ na zdrowie ma nasze odziedziczone wyposażenie genetyczne a również i nasze zachowania, n.p.jak się żywimy, ubieramy, poruszamy, bawimy, czy jesteśmy wolni od nałogów czy im ulegamy, czy podejmujemy zachowania ryzykowne czy od nich stronimy.
A dalej jeszcze okazało się, ,iż to jak się zachowujemy zależy od tego jak myślimy i jak odczuwamy, poprostu od naszych myśli i emocji. Te zaś znajdują się pod wpływem nie tylko naszych genów, jakości naszego mózgu i całego układu nerwowego lecz również od tego w jakiej rodzinie, uwzględniając jej historię, urodziliśmy się i wychowywaliśmy się, ponieważ od tej rodziny dostaliśmy nie tylko nasze geny lecz i język, więc struktury myślenia, obrazy otoczenia, metody odczuwania i reagowania. A to jeszcze nie koniec komplikacji ponieważ jak już wyszliśmy z wczesnego dzieciństwa to coraz bardziej uczyliśmy się myśli, emocji, reakcji i zachowań
z przedszkola i szkół różnych, i grup formalnych i nieformalnych, w których przebywaliśmy krócej albo dłużej, a również z telewizji, radia, książek, prasy.
Na nasze myślenie, odczuwanie i zachowania wpływały i wpływają oprócz kultury również ekonomia i polityka zarówno lokalna, jak i państwowa czy światowa.
Wszystko to złożona jest na dobrostan albo, chciało aby się dodać, złowrostan otoczenia w jakim żyjemy.
Ostatnio na pewnym kanale telewizji, różne wróżki opowiadają o wpływie na nas układów ciał niebieskich, które towarzyszyły naszym narodzinom a i teraz wpływają na to czy nasze, podejmowane, w tym czy w innym czasie, decyzje będą korzystne dla nas czy nie! A w pewnej szkole amerykańskiej jednym z szeregu nauczanych obiektów przyrodniczych jest "wychowanie kosmiczne". Więc wpływ na nasze zdrowie kosmosu, wielorakich powiązań "wszystkiego ze wszystkim", różnych promieniowań, oddziaływań grawitacyjnych, dziury ozonowej, spowodowanej działalnością przemysłową piekielnie wynalazczej ludzkości, wpływ całej tej cywilizacji technicznej, która nie wiadomo do czego może świat doprowadzić.
A może nas także przerażać wizja katastrofy kosmicznej, która to apokalipsa może być uważana poprzez jednych za zjawisko szczęśliwe dla grzesznej i umęczonej ludzkości, a poprzez innych może być uznana za koniec świata skłaniający do nieuleczalnej depresji.
Więc może, nie definiując definicje " zdrowie", ponieważ jest tych definicji setki, i każda chwyta pewien aspekt z jakiegoś punktu widzenia, warto pokazać sprawę
wg własnego spojrzenia, które "wyrobiło" się w toku ostatnich 50 lat praktykowania, na początku na wsi, > później w instytutach naukowych i wreszcie znowu w ośrodkach zdrowia na wsi.
W pracy doktorskiej wykazałem, ,iż rozwój somatyczny dzieci, w wieku od urodzenia do 3 lat, znajdujący się pod wpływem warunków społeczno - bytowych rodzin, z których pochodzą (jak wiadomo, dzieci z lepszych warunków mają wyższy przyrost i szybciej rosną od dzieci z gorszych warunków), istotnie się różnicuje kiedy te dzieci dostają się pod opiekę żłobków. Dzieci z lepszych warunków reagowały na przyjęcie do żłobka sporym zwolnieniem tempa wzrastania tymczasem u dzieci z gorszych warunków owo zwolnienie tempa było mniejsze i krócej trwało.
W wieku trzech lat dzieci z gorszych warunków doganiały (co prawda niecałkowicie) dzieci z lepszych warunków domowych pod względem rozwoju somatycznego.
Żłobki wpływały dodatnio na rozwój tych pierwszych a ujemnie na rozwój tych drugich. Niestety, z powodów socjalnych, do żłobków ( w latach 60-ych, w Łodzi) trafiało za wiele dzieci z dobrych warunków a za niewiele dzieci ze złych warunków!
Przedtem wykazałem, ,iż w jednym z podłódzkich pow.ów, w każdej wiosce dzieci miały inny średni parametr zaawansowania w rozwoju somatycznym. Im większa wioska, im bogatsza, im bliżej położona w relacji do siedziby powiatu tym lepszy rozwój somatyczny dzieci a idealny w miasteczku powiatowym. To samo zdarzenie odnosi się do skali ogólnopolskiej. Jak to stwierdzili antropolodzy największe są dzieci warszawskie. Mówiąc nawiasem zamożność i wykształcenie mają podobny rozkład - centrum przyciąga. I to podobnie centrum gminy, jak i powiatu czy województwa, czy państwie a może i ziemskiego świata.
Kiedyś przeprowadziliśmy badania terenowe, w rejonie Kazimierza nad Wisłą, nad losem i zdrowiem starych ludzi na wsi. Okazało się, ,iż najważniejszym czynnikiem wpływającym na pogorszenie zdrowia tych osób była samotność i niedobór zdrowego ruchu. Inaczej mówiąc, w najwyższym stopniu można aby im pomóc poprawiając ich więź socjalną, organizując zaspokajanie i rozbudzanie zainteresowań, i prowadząc z nimi odpowiednie zajęcia gimnastyczne.
Przedtem obserwowałem pewnego lekarza rejonowego, aktualnie nazwało aby się go lekarzem rodzinnym, jak zderzony z nawałem pacjentów wielkomiejskich w biednej okolicy, pomniejszył codzienną zgłaszalność pacjentów przez zajęcie się rzetelne zarówno ich problemami zdrowotnymi jak i społecznymi a nawet, współpracując z opiekunem społecznym, problemami ekonomicznymi i kulturalnymi. Poprostu zajął się całością ich życia...
Więc może zdrowie należałoby zdefiniować jako DOBRE ŻYCIE ! A dobre życie to nie tylko dobrostan indywidualny lecz i socjalny ! I wzajemne pomiędzy nimi oddziaływania.
W pewnym programie napisaliśmy przed laty, ,iż chcemy by każda wioska naszej gminy stawała się społecznością „ niezłą” tj. miała aby to być społeczność życzliwa względem siebie, współpracująca, łagodnie rozwiązująca konflikty. Pomagająca żyć
i zarabiać swym członkom. Z radością przyjmująca gości, by im zapewnić dobry wypoczynek, potrzebną opiekę, poznanie walorów regionu. Społeczność chroniąca
i ulepszająca własne środowisko przyrodnicze i techniczne, opiekująca się biednymi i samotnymi, rozwijająca uzdolnienia i zainteresowania. Społeczność promująca zdrowie, rozumiane jako ”dobre życie” dla siebie i przybyszów, promująca pozytywną twórczość osób każdego wieku i stanu. Ma to być społeczność z radością wymieniająca rzeczy, usługi, porady, obecność, życzliwość. To jest obraz szczęśliwej społeczności, otwartej na " niezłą nowinę". Mógłby ktoś powiedzieć, ,iż to obraz niewiele realistyczny lecz jednak pozytywnie rozwijający świadomość!
I tak w tej "teorii" zdrowia od definicje homeostazy organizmu doszliśmy do ustalenia dobrego życia w dobrej społeczności.
To próbujemy realizować w naszej Galerii Ludzkich Spotkań w Przełomce, stwarzając miejsce jakby zatrzymania czasu, zatrzymania się w dotychczasowej aktywności, dla nas i dla innych przybyszów, i skierowania jej na proste czynności życia codziennego na wsi, w harmonii z odwiecznymi mieszkańcami tej okolicy i z przepiękną przyrodą i kulturą Starej Suwalszczyzny. Takich miejsc, powstaje i powinno powstawać coraz więcej, tworząc jakby enklawy cywilizacji spokoju, odległej od walk na rynku, arenie czy estradzie
(Stanisław Ossowski), które we współczesnym społeczeństwie toczą się coraz intensywniej.

ZAPRASZAMY...albowiem zawsze jest chwilę na małą PRZEŁOMKĘ W ŻYCIU !

lecz to jeszcze prawie wszystko. Chciałbym tu również przedstawić swój pogląd na medycynę a w szczególności na organizację i funkcjonowanie mechanizmu opieki zdrowotnej w Polsce, w ostatnich latach. Jeżeli gdyż w moich studenckich i wczesno-lekarskich aktywistycznych marzeniach jawiły się zamiary uzdrowienia polskiej wsi to mechanizmem do realizacji tego celu musiało być takie usprawnienie mechanizmu opieki zdrowotnej, by mógł on skuteczniej poprawiać stan zdrowia ludzi. Niezależnie od oczywistego faktu, że opieka zdrowotna tylko po części może wpływać na zdrowie, widziało się bardzo wiele zaniedbań i słabości funkcjonującej medycyny. Należało służbę zdrowia reformować! Z moim aktywistycznym nastawieniem do świata wprost musiałem brać w tym udział! Teraz, patrząc wstecz, mogę wyciągnąć pewne wnioski. Oto one:
O Filozofii Reformowania

sporo się pisze i mówi o pogarszającej się sytuacji w służbie zdrowia. Przyglądam się tej sytuacji z wiejskiej chałupy nad jeziorem Hańcza, gdzie w małej wioseczce ale o sporo znaczącej nazwie: Przełomka, odwiedzają nas goście z państwie i ze świata - w naszej Wiejskiej Galerii Ludzkich Spotkań.
Kiedy się już jest emerytowanym, byłym reformatorem służby zdrowia, któremu wprawdzie nie powiodło się nic trwale zreformować, aczkolwiek próbował i dość regularnie o reformowaniu pisał, jeszcze trochę pracującym w ośrodku zdrowia na wsi, więc nadal patrzącym na sprawy z perspektywy uczestnika zdarzeń i to najniższej rangi ( ! ), warto przekazać innym garść przemyśleń.
Reformy ostatnich kilkunastu lat opisałbym następująco: najpierw lat 90-tych polegały one na dyskutowaniu, poznawaniu zagranicznych rozwiązań, zachłystywaniu się wolnością i niewidzialną ręką rynku, który miał nam wszystko naprawić, wszystko z wyjątkiem służby zdrowia ponieważ tu jakoby nie można było rynku wprowadzić na skutek specyfiki tej dziedziny,
a jeszcze bardziej na skutek oporu społeczeństwa i polityków.
Kiedy wreszcie zniecierpliwienie stagnacją mechanizmu opieki zdrowotnej w jego postsocjalistycznym krztałcie, a to zniecierpliwienie dotyczyło również - jak pamiętamy - oświaty i administracji i mechanizmu emerytalnego - doszło do zenitu, rząd postsolidarnościowy wprowadził CZTERY Ogromne REFORMY.
Okazało się, ,iż wprowadzenie kas chorych nie było sukcesem, podobnie jak i wprowadzenie nowego podziału administracyjnego.
Widać było odrazu jak takie nagłe wstrząsy zaburzają codzienne funkcjonowanie instytucji wykonujących fundamentalne zadania, realizujących cele dla jakich istnieją. Byłem zdumiony słuchając w ostatnim dniu roku poprzedzającego PRZEŁOM jak premier prof. Jerzy Buzek ogłaszał, ,iż kolejnego dnia " obudzimy się w zupełnie nowej rzeczywistości ". Pamiętam jak Leszek Miller, wówczas szef partii opozycyjnej, grzmiał na rząd przypisując sposobowi wprowadzenia kas chorych nagłe powiększenie się wskażnika umieralności w pierwszym kwartale 1999r. Moje obserwacje z pozycji lekarza wiejskiego potwierdzały wówczas tę sposobność, ujawnioną w statystyce umieralności pierwszego kwartału, widziałem gdyż poprzednie - niż można było się spodziewać - trzy przypadki śmierci osób starych i poważnie chorych, które nagle straciły "swojego" lekarza i poprzez to resztkę poczucia bezpieczeństwa.
Jako znawca teorii organizacji, od dawna wiedziałem i ogłaszałem publicznie, m. in. na naradzie reformatorów służby zdrowia w kancelarii ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy i na łamach Służby Zdrowia, ,iż wszelakie gwałtowne zmiany w tak złożonym, wieloelementowym, skomplikowanym systemie jakim jest mechanizm opieki zdrowotnej, nie powinny być wprowadzane nagle, odgórną decyzją.
Jest tak dlatego, ,iż mechanizm ten każdego dnia funkcjonuje w sposób skrajnie zdecentralizowany - gdyż najmniejszym pojedyńczym jego elementem jest spotkanie pacjenta z lekarzem czy pielęgniarką oparte o więź socjalną, o potrzeby pacjenta
i oczekiwania obu stron tego " relacji społecznego", i to codzienne funkcjonowanie jest zależne od wielu czynników, a wśród nich od mechanizmu kierowania i finansowania. przyrost poziomu niepewności zakłóca utarte metody załatwiania codziennych spraw, zaspokajania potrzeb, a do wielkiego wzrostu poziomu niepewności dochodzi przy gwałtownej, REWOLUCYJNEJ REORGANIZACJI.
Nagłemu załamaniu ulegają gdyż dotychczasowe procedury n.p. skierowań pacjentów w systemie, zanikają dotychczasowe procedury nadzoru fachowego i wszelkiej kontroli, zatarciu ulegają dotychczasowe standarty jakości opieki medycznej.
mechanizm nie rozpada się odrazu tylko etapowo pogarsza się jego codzienne funkcjonowanie, podtrzymywane inercją modelów zachowań
i wyznawanego poprzez personel medyczny mechanizmu etycznego.
by takiego przebiegu reformowania uniknąć należałoby, głosiłem wówczas, mechanizm wprowadzania zmian uczynić procesem oddolnym, w pierwszej kolejności poszukując dobrych rozwiązań, wypracowywanych poprzez najniżej w hierarchicznej strukturze organizacji usadowionych, lekarzy-reformatorów, pielęgniarek- reformatorek czy innych pracowników służby zdrowia, którzy osobiście pełniąc funkcje fundamentalne, najlepiej wiedzą jak można poprawić te funkcje. Również organizatorzy- kierownicy szczebla podstawowego są najlepszymi ekspertami od ulepszania swoich organizacji.
Naturalnie nie wszyscy i dlatego do kierowników wyższych szczebli organizacji należy wyszukiwanie najlepszych terenowych reformatorów, badanie ich osiągnięć i rozwiązań, wspieranie ich i popularyzowanie. Powinni mieć przy tym pomoc naukowców w zakresie organizacji ochrony zdrowia, a przecież są w Polsce Instytuty Naukowe zajmujące się fachowo tymi zagadnieniami, są znani w świecie teoretycy organizacji na uniwersytetach lecz wygląda na to, ,iż decydenci nie chcą ich słuchać, jak aby sami całą mądrość posiedli !
Za chwilę spróbuję zastanowić się nad powodami tego, ,iż nasze ówczesne pró aby oddolnego reformowania mechanizmu opieki zdrowotnej w województwie suwalskim
i sporo inicjatyw oddolnych w całym państwie nie znalazło poparcia odgórnego.
Przedtym chciałbym jednak skomentować ostatnie lata pseudoreform odgórnych. Właściwie to samo wyraz CENTRALIZACJA i towarzyszące jej UJEDNOLICANIE może wystarczyć za niekorzystną ocenę tego co widzimy w ostatnich latach. Pominę aspekty aferalne tych poczynań centralizacyjnych ponieważ media donoszą narazie o poszlakach i fakty pewnie poznamy później. wiele także jest przypuszczeń co do patologii mechanizmów legislacyjnych, ,iż świadomie albo nieświadomie prowadzą nieraz do budowania luk prawnych, później stosowanych do przestępstw.
w najwyższym stopniu zastanawia mnie jednak to, ,iż rządzący uzurpują dla siebie MĄDROŚĆ ! I, ,iż mądrość musi być tak upolityczniona - słusznie były minister postuluje włączenie opozycji do prac nad nową ustawą o systemie opieki zdrowotnej > by " nie obijać się od ściany do ściany". Postulat odpolitycznienia jest bardzo słuszny lecz zupełnie niewystarczający ! Zgłaszam wiele dalej idący POSTULAT ZMIANY FILOZOFII REFORMOWANIA !
Tak skomplikowany mechanizm socjalny, jakim jest mechanizm opieki zdrowotnej, powinien być ujmowany całościowo jak organizm a nie jak maszyna, i to organizm rozpatrywany łącznie ze środowiskiem, w którym działa! Nie można mu aplikować odgórnie jakiejś piguły prawnej czy jakiejś operacji reformatorskiej (od czego specjalistami okazali się- jako ministrowie zdrowia- dwaj chirurdzy). Pró; aby odgórnego znalezienia ZŁOTEJ FORMUŁY USTAWOWEJ, nawet ponadpartyjnej, znowu doprowadzą do następnych nieszczęść!
Nie twierdzę jednak, ,iż rząd i parlament nic nie mogą zrobić > by najgorsze wady obecnej ustawy usunąć. Równocześnie jednak trzeba zwrócić reformowanie oddolnym reformatorom mechanizmów podstawowych, tym którzy na codzień opiekują się pacjentami i tym,
którzy na najniższym szczeblu struktury organizacyjnej organizują ich codzienne funkcjonowanie.
to jest niezbędne jeżeli prawdziwym celem reform > to jest, co politycy deklarują przy każdej okazji, a mianowicie poprawienie losu pacjentów i poprawa stanu zdrowia narodu !
Trzeba tym terenowym, oddolnym reformatorom zwrócić zaanektowaną poprzez Centralę: MĄDROŚĆ i GODNOŚĆ! I również AUTORYTET! O to się zresztą upomnieli lekarze rodzinni.
Jak ;; aby to było pięknie i jak efektywnie gdyby władze wszystkich szczebli skupiły się na wyszukiwaniu najlepszych rozwiązań merytorycznych i organizacyjnych, które przynoszą ulgę w chorobach, zwiększają poczucie bezpieczeństwa, powodują lepsze zapobieganie chorobom, poprzednie ich wykrywanie, skuteczniejsze leczenie i rehabilitację i lepszą opiekę długoterminową.
Gdyby wszyscy zajmujący się opieką zdrowotną i jej organizowniem znali i starali się osiągać CELE swojej pracy. Na każdym miejscu konkretne i mierzalne a to jako zadowolenie, a to jako pomniejszenie zachorowalności, a to jako przedłużenie długości życia,
a to jako powiększenie dostępności, skrócenie czasu oczekiwania, usprawnienie możliwości diagnostycznych czy terapeutycznych. Gdyby kierownicy różnych komórek organizacyjnych, na różnych szczeblach hierarchicznej struktury mechanizmu medycznego, na różnych terytoriach, mogli wprowadzać własne innowacje >wg zasady ZDECENTRALIZOWANEJ RÓŻNORODNOŚCI, która jest zupełną odwrotnością zasady SCENTRALIZOWANEGO UJEDNOLICANIA !
dopiero co usłyszałem jak w telewizorze pewna elokwentna minister zaprzeczyła tezie, ,iż politycy zajmują się jedynie zdobywaniem i utrzymaniem władzy. Przecież niektórzy z nich starają się pełnić własną funkcję publiczną - wyjaśniła dumnie! A niechże pełnią własne funkcje, jednak niech starają się osiągać CELE w realnej rzeczywistości socjalnej > by ludzie coś dobrego mieli z tego, ,iż oni pełnią funkcje publiczne! Inaczej sami kreują podejrzenia, ,iż zamiast starać się o DOBRO WSPÓLNE interesują się tylko posiadaniem WŁADZY i PIENIĘDZY.
Na koniec przejdę do krótkiej analizy przyczyn przewlekłej choroby służby zdrowia, która nie jest zresztą chorobą ograniczoną tylko do tej dziedziny.
Myślę, ,iż choroba naszego społeczeństwa wspólnie z jego władzami i to niezależnie od koloru politycznego tych władz, ma charakter socjobiologiczny. Tak jak u wielu gatunków zwierząt, w społeczeństwie wytwarza się struktura hierarchiczna, którą badacze n.p. hodowli kur nazwali STRUKTURĄ DZIOBANIA. Epoka krwawych dyktatur, jaką - mamy nadzieję - pozostawiliśmy w poprzednim stuleciu, była zapewne skrajną postacią tej struktury. Jednak aczkolwiek totalitaryzm odszedł to różne postacie autorytaryzmu i w różnym nasileniu trwają w ludzkich osobowościach. I aczkolwiek wiadomo, ,iż " pkt. widzenia zależy od punktu siedzenia" to nadal uważane jest, ,iż jak ktoś wespnie się na wyższy szczebel "struktury dziobania", to automatycznie przysługuje mu MĄDROŚĆ i WŁADZA dalece przekraczająca zakres tego co realnie może doglądać. Na ten socjobiologiczny system nakładają się pewne systemy kulturowe, wśród nich brak wychowania w kulturze demokratycznej, kulturze dialogu i rozumienia innego człowieka, czy płytkość zakorzenienia się w osobowościach ideałów chrześcijaństwa: altruizmu i dbałości o dobro wspólne.
Więc " kto uzdrowi służbę zdrowia?" Na to pytanie odpowiedziałem w Życiu i Nowoczesności trzydzieści trzy lata temu. Poprostu nikt tego nie dokona z centrali,
ponieważ nikt nie ma takiej mocy sprawczej w pojedynkę lub nawet i z całą partią czy nawet całym parlamentem! Nadzieję można lokować jedynie w procesach samonaprawy, ewolucji, stopniowych zmian oddolnych, których poznawaniem, pielęgnowaniem, wzmacnianiem powinien się zająć każdy minister, każdy dyrektor departamentu, każdy wojewoda czy starosta, każdy organizator mechanizmu. Nadzieję możnaby pokładać w upodmiotowieniu reformatorów najniższego szczebla hierarchicznej struktury, w wyszukiwaniu ich,
we wspieraniu ich, we włączeniu w badania i doradztwo prawdziwych ekspertów i naukowców.
lecz czy to realne? Czy można choćby zmniejszyć socjobiologiczny egoizm? Zmierzać w kierunku lepszego społeczeństwa? To zadanie na pokolenia !!!
Zakończę tak, jak zacząłem tę wypowiedź.
W naszej Galerii Ludzkich Spotkań w małej wioseczce, o znaczącej nazwie Przełomka, spotkali się w lecie nauczyciele z polskich szkół montesoriańskich. Dyrektorka prywatnej szkoły Montesori z wyspy Bainbridge koło Seattle, przy udziale naszej córki Kasi, która pracuje w tamtej szkole, przeprowadziła warsztaty zamiany doświadczeń pedagogicznych.
Wtedy zorientowaliśmy się, ,iż > by wychować nowe pokolenie osób nastawionych na dobro wspólne, życzliwych, kreatywnych, którzy w przyszłości mogliby zostać członkami i organizatorami dobrego społeczeństwa, trzeba rozpoczynać od bardzo wczesnych fazaów krztałtowania osobowości. To jednak będzie musiało potrwać kilka pokoleń!
W czasie gdy rozpoczął się dialog aktualnych dorosłych: lekarze rodzinni porozumieli się z ministrem zdrowia."Góra" chciała i umiała wysłuchać i zrozumieć czego chcą "doły". Uczymy się poprzez katastrofy ! Inaczej nie potrafimy. Szkoda, ,iż nie od znawców teorii organizacji. lecz jednak uczymy się !!!
Przełomka, styczeń 2004.

Więc napisałem już o teorii zdrowia i o teorii reformowania i teraz chciałbym przedstawić ostatnie doświadczenia i przemyślenia już nieco starszego lekarza wiejskiego, w międzyczasie zajmującego się edukacją w zakresie medycyny socjalnej, który osiadłszy na emeryturze w malutkiej wioseczce nad jeziorem Hańcza, zajął się, wspólnie z żoną Haliną, przyjmowaniem gości, pokazywaniem im obiektów starej kultury wsi suwalskiej, prowadzeniem z nimi długich nieraz rozmów przy "zaczarowanej herbatce, która spełnia wszystkie marzenia" a również wzmacnianiem przyjaznych więzi z sąsiadami i wogóle łączeniem " wszystkich ze wszystkimi" a w szczególności z przepiękną przyrodą Suwalszczyzny. Muszę tu podkreślić ogromną wartość przebywania w tym krajobrazie, wśród pól, łąk, lasów
i jezior dla zdobywania większej energii życiowej, uwalniania się od stresu codzienności, w szczególności codzienności miejskiej, pospiesznej i regularnie walczącej.
Tu czas płynie powoli a w powietrzu, wodzie, ziemi i drzewach jest bardzo wiele tajemniczej Vis Vitalis! Więc, zachęcając do odwiedzenia nas w Przełomce, opowiem jak przyjmujemy tu Gości: Goście w Galerii

Do Galerii Wiejskiej w Przełomce przychodzi się bez zaproszenia. Kiedy pojawia się na podwórku niezapowiedziany samochód lub grupka rowerzystów czy pieszy wędrowiec, wychodzimy i witamy. Pytamy skąd są i co ich interesuje. Zaczynamy oprowadzanie od "ruskiej bani z możliwością kąpieli w stawie", pokazujemy domek Paulinki ze słomy, gałęzi, gliny i kamieni, któremu nadaliśmy imię Kubusia Puchatka a Paulina nazwała go Domem Ziemi, informujemy, ,iż turysta może w nim zamieszkać "ciepło w zimie a chłodno w lecie", pokazujemy miejsce do spania, kuchniosalon z "masiną" a więc płytą kuchenną z artystycznie rzeżbionym kominem i murkiem, na którym można się wygrzewać siedząc albo leżąc, łazienkę z ciepłą wodą do kąpieli, wreszcie "okienko prawdy", przy którym niejeden turysta zamyślił się nad własnymi grzechami, lecz niepotrzebnie - > ponieważ służy to okienko do pokazywania kostrukcji domku!
Przechodząc do Galerii w "świeronku",zatrzymujemy się przy piecu do pieczenia chleba, który - tak jak Dom Ziemi - ulepiła Paulinka, zwracamy uwagę na powiewające pod daszkiem, wkoło pieca, kolorowe chorągiewki zamalowane kwiatkami, zwierzątkami, dziećmi i dorosłymi a przedewszystkim czerwonymi serduszkami i wyrazem: LOVE, dzieło małych dzieci ze szkoły Montessori z wyspy Bainbridge koło Seattle, i wreszcie wchodzimy do świeronka. Są tam dwa pokoje gościnne, piwnica zwana Grotą Gacka, lecz najważniejsza jest sala Galerii. Widzimy tu różne sprzęty starego gospodarstwa wiejskiego, podarowane nam poprzez sąsiadów bliskich i dalszych, jak tylko sprowadziliśmy się do Przełomki. Opowiadamy o życiu i pracy na wsi suwalskiej przed pięćdziesięciu laty i dawniej, o tym "jak to ze lnem było" > ponieważ są tu narzędzia do obróbki lnu "od nasionka do białej koszuli".
Dzieci szkolne i przedszkolne odgrywaja tu scenki z dawnego życia wiejskiego poznając pracowitość, zaradność i inteligencję gospodarzy, którzy potrafili każdy problem pomysłowo rozwiązać dzięki własnych rąk i dostępnych, naturalnych materiałów!
Na ścianach jest wystawa fotografii Antoniego Soduły z jego wędrówki po Suwalszczyźnie lub inne wystawy.
Wreszcie przechodzimy do głównej sali Galerii, w chacie, w której mieszkamy. Cała nasza Galeria jest GALERIĄ SPOTKAŃ! lecz ta główna sala w sposób szczególny służy SPOTKANIOM!!
Tu znajdują się liczne fotografie z wydarzeń w Galerii, Księga Gości z wpisami, które zawierają opinie, propozycje, oczekiwania, marzenia i życzenia kilkunastu tys. osób, które nas odwiedziły w ciągu dziesięciu lat. Tu odbywają się występy artystów i amatorów, śpiewy, tańce i biesiady a również kameralne pogaduszki przy ziołowej herbacie, najczęściej TY i JA !
Na ścianach wystawa collage y, przy stole dzieci malują KARTKI PRZYJAŻNI, które są > później wymieniane z dziećmi z innych państwoów, w kominku trzaskają płonące polana - ŻYWY OGIEŃ! A Halinka - dyrektorka tej Galerii - opowiada bajki i legendy, jak kto chce słuchać, a jak kto chce to sam także może opowiadać!
Przychodzą tu ludzie z obcych państwoów i sąsiedzi, artyści i wycieczki szkolne i przedszkolne, rowerzyści i piesi. Spotykają się tu sami ze sobą - > ponieważ cisza tu bywa taka, ,iż można usłyszeć własny oddech i bicie własnego serca. Nieraz, zupełnie nieoczekiwanie, spotykają się
z innymi - obcymi!
Spotykają się z tradycją i legendą suwalską, spotykają się z nami a my cieszymy się ze spotkań z nimi!!! Kiedyś wpisali do księgi: "jesteśmy suwalczanami i znamy każdy zakątek Suwalszczyzny lecz jest tu jej jakby więcej..."

A gdyż są tu również sztuki różne trzeba było opracować jakąś poręczną "teorię sztuki", którą mam ochotę teraz przedstawić:

Halinki Teoria Sztuki

Do Galerii nieraz przychodzą wycieczki szkolne i przedszkolne.Młodzi Goście oglądają stare elementy z dawnego gospodarstwa wiejskiego, zachęceni do zabawy, przedstawiają postacie gospodarza i gospodyni przy ich różnych czynnościach w domu, w polu i na podwórku, grają postacie swoich dawnych rówieśników, a to pomagających w pracach, a to bawiących się albo wybierających się do szkoły, i regularnie pytają a co to właściwie jest Galeria, a co tj. Sztuka ?
Galeria - mówi wtedy Halinka - tj. wszystko co tu widzicie... Te izby, w których zgromadziliśmy te stare sprzęty, okna poprzez które widzimy świat, poprzez każde okno nieco inny, cały krajobraz, który nas otacza, i ziemia i łąka i las i woda i niebo, a również zabudowania,
i ludzie - wy i my i sąsiedzi, i zwierzęta naziemne, podziemne, wodne i fruwające, cały ten świat to przecież Boża Galeria !
Pewnego dnia wjechał na nasze podwórko mały samochodzik. Wysiedli z niego rodzice z siedmioletnim synkiem, rozejrzeli się niepewnie i spytali co to za Galeria ? Po zwiedzeniu wszystkiego wyglądali nadal na niepewnych co to właściwie jest i powiedzieli, ,iż to właściwie nic ciekawego > ponieważ takie sprzęty jak warsztat tkacki, kołowrotki, międlice i cierlice, szpulownik, cepy, kopańkę, kosze, pedy i klompie to oni także mają u babci w chałupie na wsi dokąd własnie jechali z miasta, gdzie mieszkają, kiedy skręcili do nas, jak zauważyli drogowskaz do Galerii. A to bardzo dobrze, ucieszyła się Halinka, to wy także macie Galerię ! lecz zobaczcie, te sprzęty to jeszcze prawie wszystko. Możecie pooglądać fotografie z wydarzeń
w naszej Galerii: tu siedzą przy stole zasłuchani, tu dyskutując piją zaczarowaną herbatkę Ty i Ja, tu dzieci siedzą przy stole i malują kartki przyjażni, tu aktorzy i widzowie grają i śpiewają i tańczą raz w izbie, raz na podwórku, raz na łące...a tu kobiety z sąsiedztwa zebrały się przy kominku, w którym pali się żywy ogień, i śpiewają piosenki swojej młodości. Możecie poczytać co tu piszą goście w Złotej Księdze, gdy spotkanie ma się już ku końcowi tego dnia, > ponieważ regularnie piszą, ,iż niedługo odwiedzą nas znowu...
A to my pasujemy do waszej Galerii !!!, zakrzyknęła pani, > ponieważ pięknie śpiewamy...I zaczęło się rzeczywiście piękne śpiewanie, i przed odjazdem wpisali się do Księgi, ,iż będą tu przyjeżdżali do tej Galerii Spotkań: proszę dzwonić, tu numer telefonu, > ponieważ pięknie śpiewamy !
Kiedy indziej zajechał pan, zwabiony - jak to regularnie bywa - drogowskazem Galeria. Co tu można kupić ?, zapytał. A, to nie u nas - powiedziała Halinka, możemy poradzić gdzie można kupić jakieś artystyczne elementy, lecz tu nic nie sprzedajemy. > ponieważ prawie wszystko jest na sprzedaż. To czym zajmujecie się w tej Galerii? - spytał pan. tj. Galeria Spotkań, Galeria Obecności, Galeria Postaci, wreszcie Galeria Sztuk Różnych.
Tu, pan - jak znawca tematu - wykazał zainteresowanie, i zapytał: to co tu właściwie
jest sztuką ?
No, Pan...i osoba, która Panu towarzyszy - padła odpowiedź.Może Pan coś zaproponować, co moglibyśmy wspólnie zrobić. Może Pan, popijając zaczarowaną herbatkę Ty i Ja, która spełnia marzenia przy niej pomyślane, opowiedzieć nam o sobie,
> ponieważ tu przychodzą same ciekawe osoby i każdy ma coś ciekawego do opowiedzenia, a > później przychodzą do nas sąsiedzi i pytają o gości: a skąd oni są i co oni sobie myślą ? I wtedy my możemy opowiedzieć im różne historie przyniesione poprzez ludzi , takich jak Pan.
A oprócz tego, dzieją się tu różne rzeczy.Dzieci z naszej wioski i także będące tu gościnnie, malują kartki przyjażni, które > później jadą do dzieci w innych państwach, a nasze dzieci otrzymują od nich ich karteczki. Aktorzy z teatru kolędują po chałupach z gwiazdą, kozą, diabłem i aniołem i z Herodem. Wędrowny Cyrk z Berlina daje popis na łące. Wędrujący rzemieślnicy, którzy jako młodzi adepci rzemiosła poprzez dwa lata nie mogą się zbliżyć do swoich domów, utrzymując się z tego co zarobią, pracują za nocleg i pożywienie i idą dalej,
w szablonowych strojach, podpierając się rzeźbionymi kijami. Różni wędrowcy , z Niemiec, z Hiszpanii, z Anglii śpiewają tu piękne ballady z gitarą. Śpiewał tu także niejeden ksiądz, niejeden organista, niejeden chór niejedna kapela. jest tu " od tańca do różańca ".
A i cisza ma tu własne istotne miejsce. Niejeden się tu zrodził wiersz, a nawet poemat, niejedno opowiadanie. Wkoło pełno jest tu collage y i mandali, zwanych alelujkami, tj. " chwilek radości ", autorstwa Halinki. Pojawiają się także wystawy fotograficzne naszych Gości.
Oddzielny rozdział sztuk w Galerii to Dom Ziemi, zbudowany ze słomy, gliny, kamieni i drewna. Obrazuje on ideę " udomowienia świata " w przyjaznej łączności
z przyrodą. Gliniany piec do pieczenia chleba to także dzieło rączek, sporych i małych.
Tu psy i koty żyją w przyjaźni i to także jest sztuka.
A sauna gorąca, z pływaniem w stawie przy księżycu, na pewno dostarcza wielu artystycznych wrażeń.
Zadumał się nasz Gość nad tą różnorodnością sztuk. I wtedy opowiedzieliśmy mu o Piotrku - maturzyście, który przyjechał tu z wycieczką szkolną z Warszawy, i którego pani wychowawczyni kilka razy zrugała za niesforność i niesubordynację w momencie prelekcji
o dawnym gospodarstwie wiejskim i o tym " jak to ze lnem było ". Otóż Piotrek, który już miał wylecieć za drzwi za tę niesfornośc, zwalił na podłogę nieduży stosik książek i jedna z nich otworzyła się na pewnej stronicy, w chwili kiedy Halinka prosiła grupę uczniów > by może zgłosili jakieś własne propozycje dla Galerii.
Wtedy Piotrek, patrząc a to na warsztat tkacki, a to na kołowrotek, a to na snowadło, podniósł otworzoną książkę i zaproponował > by zrobić xserokopie z wiersza Adama Mickiewicza p. t. " Snuć miłość " i rozdawać je gościom ! Wszyscy zdumieliśmy się
tym wspaniałym pomysłem, który tak pięknie spinał w całość przedstawiane wartości tradycyjnego życia wiejskiego z różnorodnością sztuk w tej Galerii, i z naszymi intencjami, z którymi postanowiliśmy utworzyć tę Galerię i zwyczajnie "żyć życzliwie".
Jeszcze raz zadumał się nasz Gość nad zadziwiającą prostotą tej Halinkowej teorii sztuki, która powstała ze zwyczajnych, codziennych zdarzeń.

* * *
Wypada na koniec zadać sobie pytanie, z rodzaju pytań zasadniczych zresztą, czy marzenia młodego lekarza o nastawieniu aktywistycznym i prospołecznym jakoś się spełniły, czy powiodło mu się wejść w stan spoczynku - co prawda jeszcze tylko częściowego i miejmy nadzieję, jeszcze jakiś czas, nie ostatecznego - w poczuciu jakiegoś spełnienia, choćby cząstkowego spełnienia nadzieji własnych i profesora Marcina Kacprzaka, wyrażonych w przytoczonym na wstępie liście? Czy powiodło mu się dowiedzieć dużo o prawie wszystkim co istotne, czy znalazł prawdę albo jakąś jej część, czy zaspokoił własne zaciekawienie tajemniczą Vis Vitalis? Mam nadzieję, ,iż uważny Czytelnik znajdzie na tych stronach odpowiedzi, może niepełne,
może niezbyt jasne, może wymagające dalszego dopowiadania...
I niech tak narazie zostanie. ŁASKA PAŃSKA DAJĄCA NAM VIS VITALIS NIECH BĘDZIE Z NAMI WSZYSTKIMI...
I może warto zacytować wypowiedź wielkiego uczonego: "CHCĘ POZNAĆ MYŚLI BOGA - RESZTA TO SZCZEGÓŁY!"

  • Dodano:
  • Autor: