umarła co to jest
Definicja: Rozliczenie tak zwanej IV RP będzie pełne – aż do sal sądowych włącznie słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy III RP nie umarła

Słownik: Rozliczenie tak zwanej IV RP będzie pełne – aż do sal sądowych włącznie.
Definicja:

Naczelny „Dziennika” Robert Krasowski, postanowił na zakończenie V kadencji Sejmu napisać artykuł podsumowujący ten moment. Zatytułował go „Upadek IV, klęska III RP”, należałoby go więc spodziewać w nim rzetelnej analizy, krytyki i rozliczenia 2 lat rządów Jarosława Kaczyńskiego i zderzenia go z rzeczywistością – a więc III RP – która, jak jest zapisane w Konstytucji Rzeczpospolitej Polski – jest w dalszym ciągu bytem państwowym. Niestety – nic podobnego.



Krasowski prześlizguje się nad rządami Jarosława Kaczyńskiego w trzech akapitach, w kilku zdaniach, zarzucając szefowi Prawa i Sprawiedliwości właściwie jedno – to iż przegrał, iż mu się nie powiodło. Nie jest istotne lub nieistotne, iż moralna rewolucja Kaczyńskiego dokonywana była brudnymi sposobami. Krasowski nazywa to pragmatyzmem. Konflikty, poprzez niego spowodowane, rozchwianie socjalne, podziały – traktuje jako zło niezbędne. istotne jest co innego – Krasowski stwierdza, iż Kaczyński rozbił hierarchię autorytetów. Tylko niestety – nie mówi – kim te autorytety zostały zastąpione. Nie wynika z jego artykułu, iż ta ponoć rozbita struktura została zastąpiona inna ekipą, profesjonalnym politycznym think tankiem, zespołem znakomitych postaci, zauważalnym, silnym, opiniotwórczym. Nie widzi, iż właśnie brak tego przeciwstawnego środowiska intelektualnego jest jedną z przyczyn klęski. Ponieważ gdyby formacja składająca z Legutki, Krasnodębskiego, Zybertowicza – potrafiła przedstawić nośny projekt socjalny – to chyba aby jednak projekt tak zwanej IV RP nie upadł z takim hukiem.


Kasty, jak to ustala redaktor Krasowski – nie było nigdy. Była i jest bardzo silna intelektualnie – i moralnie – ekipa ludzi, którzy nie tylko wiedzą lepiej – lecz sami tą rzeczywistość dla Polski tworzyli. Regularnie myśleli o niej w komunistycznych więziennych murach lub tworzyli idee ukrywając się przed SB. To oni i ci którzy już odeszli, tacy jak Jacek Kuroń czy Jan Józef Lipski, nie mówiąc o tych, co pozostali – wiedzą w dalszym ciągu lepiej. Ponieważ gdyby się mylili – to zapewne nie byłoby wolnej Polski, w której tacy jak bracia Kaczyńscy mogli dojść do władzy - i ją utracić…Wbrew temu, co pisze szef „Dziennika” - nie było jednego ośrodka mądrości politycznej – było ich sporo – tylko, niestety – nie dorastały intelektualnie głównemu nurtowi. Oczywiście – zaraz się pojawia w taki momencie odniesienie do Adama Michnika i „Gazety Wyborczej”… tego wroga prawicowego ludu. lecz prawda jest tak, ze to nie Michnik usadzał działaczy prawicowych na ich politycznych kanapach poprzez kilkanaście lat, to nie Michnik doprowadzał do następnych spektakularnych upadków gazet i tygodników prawicowych (vide „Życie” czy „Ozon”) i to nie on podzielił AWS. Prawdą jest z kolei to, iż polskie postacie lat 90, Balcerowicz, Geremek, Mazowiecki, Wałęsa – i nawet Aleksander Kwaśniewski – są w dalszym ciągu twarzami Polski. Nie Kaczyńscy, Fotyga, Dorn. I przypomnijmy jeszcze – to Leppera, takiego chłopskiego Frankensteina, stworzonego poprzez służby, Jarosław Kaczyński uczynił jedną z postaci najlepiej rozpoznawalnych w Brukseli.


Krasowski stwierdził, iż w Polsce wymienił się klimat umysłowy. To jest prawda. Wyraźnie widać było, jak elity intelektualne, umysłowe, naukowe, na początku ze zdumieniem, później coraz większym zażenowaniem patrzyły na poczynania tego rządu i jej poszczególnych funkcjonariuszy. „Wykształciuchy” dały temu słowo szczególnie w okresie gorączki l;lustracyjnej, co w pewnym momencie przybrało nawet formę słynnego zdania „Pocałujcie mnie w dupę, pajace” profesora Jana Turulskiego, który słusznie uznał, iż tylko takie proste przesłanie może trafić do funkcjonariuszy i działaczy tak zwanej IV RP. Ten rząd, ta grupa poza powyżej wymienionymi – nie miała żadnej ławki intelektualistów – co najwyżej oślą. Prawo i Sprawiedliwość nie przegrało wojny o elity – Kaczyńskiemu, zadufanemu w sobie, w własna nieomylność, w własne koślawe przemyślenia z lat odrzucenia politycznego – nie była potrzebne jakiekolwiek wsparcie intelektualistów. On ich nie rozumie – dla niego liczy się brutalna walka polityczna wg reguł kompletnie amoralnych a nie prowadzonych wg podbudowy intelektualnej. I prawdą jest także to, iż intelektualiści nie biorą udziału w nagonce – ponieważ nagonka, ustami Kaczyńskiego, Dorna, Ziobry – była prowadzona na nich. Na naukowców, na sędziów, na adwokatów…


Mit polskie inteligencji, jak chce Krasowski – w ogóle nie upadł. Ma się on dobrze, tylko po latach hucpy politycznej, serwowanej społeczeństwu, nie tylko poprzez ekipę Kaczyńskich – inteligencja uznała, iż lepie pozostawać z boku. Na 560 parlamentarzystów ze świecą szukać twórców, naukowców z pierwszych stron gazet, znakomitych polskiej kultury i edukacji. Mamy za to przestępców, prostaków i zwyczajnie – idiotów. I z nimi – inteligencja nie będzie rozmawiała. lecz na tyle jeszcze jest świadoma, iż wie, jak w razie negowania i podważania decyzji sądów, w tym Trybunału Konstytucyjnego – jak i kiedy zareagować.
Krasowski pisze, iż odmowa podporządkowania się ustawie lustracyjnej poprzez dziennikarzy i intelektualistów była szokiem – jak to napisał – dla wielu intelektualistów. Dla ilu? Dla jakiego środowiska? Może dla „Dziennika” i dla „Rzeczpospolitej”, ponieważ dla środowiska naukowego już nie. Pamiętam z kolei mnożące się uchwały władz poszczególnych uczelni przeciw hucpie lustracyjnej, pamiętam jednoznaczne, proste i jasne z punktu moralnego artykuły przeciwników lustracji, jak choćby słynny artykuł Ewy Milewicz. Taka postawa spowodowała, iż w ustawowym terminie z 700.000 oświadczeń – zostało złożonych ok. 120.000…


Z jednym się zgodzę – rzeczywiście, dziennikarze nierzetelnie pisali o rządach PiS-u , Jarosława Kaczyńskiego i całej tej grupy. Gdyby przedtem informowali, jakie zagrożenia ona niesie dla polskiej demokracji, przedtem wskazywali na obłudę, amoralność, nepotyzm, kłamstwa, stosowanie służb szczególnych i skrajne lekceważenie roli instytucji demokratycznych – być może nie musielibyśmy czekać aż 2 lata na koniec tego Sejmu.


I mam nadzieję – iż rozliczenie tak zwanej IV RP będzie pełne – aż do sal sądowych włącznie.


Robert Krasowski zabrania ludziom, którzy stworzyli wolna Polskę do krytyki rządów Kaczyńskich w mediach zagranicznych ( przedtem ten zarzut czynił także Rafał Ziemkiewicz).
Czy prawo do krytyki, wynikającej z innego osądu rzeczywistości, niż ta oficjalna opinia rządu, przyczynia się do osłabienia pozycji Polski – czy wprost przeciwnie – podnosi jej rangę, jako państwie demokratycznego i pluralistycznego? Czy krytyka, która jest suma doświadczeń z wielu lat i świadczy o zdolności odczytania zagrażających naszemu krajowi problemów w dłuższym okresie jest karygodna – czy jest symptomem troski o przyszłość państwie?
Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek, Paweł Śpiewak, czy Wiktor Osiatyński w sposób krytyczny wypowiadali się dla prasy zachodniej, niemieckiej, włoskiej, czy amerykańskiej na tematy powiązane zarówno ze sprawami polityki zagranicznej, czy wewnętrznej, np. lustracji – albo tak jak polski socjolog, na stałe mieszkający we Włoszech, Zygmunt Bauman – wręcz etycznych.


To nie są szeregowi posłowie, Iksiński, czy Igrekowski, ba, to nie są nawet byli działacze postkomuniści.
Są to ludzie, którzy właśnie tworzyli tą granicę, między komunizmem i nową, wolną Polską. Zapracowali sobie na to, by mieć wolne prawo do wypowiedzi, czasem w więzieniu.
To pierwszy premier wolnej Polski, to minister spraw zagranicznych, to znakomity socjolog, są to ludzie z kapitałem politycznym, naukowym i … moralnym. Ich opinie są, i będą, bardziej miarodajne – i zagranicą i w Polsce – niż tych co sprawowali władzę.
Nie jest winą tych polityków, ze władza pod przewodnictwem Jarosława i Lecha Kaczyńskich robiła wszystko, by zanegować 17 lat polskiej demokracji, polskich reform, polityki wewnętrznej i zagranicznej.
Ludzie, którzy ta politykę tworzyli – i byli twarzami Polski – począwszy od Lecha Wałęsy przez właśnie Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, czy Wiktora Osiatyńskiego – zsotali odsunięci na boczny tor – i jeśli nie są niszczeni – to ich osiągnięcia są dezawuowane. Tak jak np. polskich ministrów spraw zagranicznych, począwszy od Skubiszewskiego, na Rotfeldzie i Mellerze kończąc.


I ci ludzie – a również dziesiątki innych działaczy dawnej „S”, intelektualistów, naukowców, działaczy – to nie są upadłe gwiazdy III RP – tylko teraźniejszość Polski.


I są to autorytety, które były, są i będą w Polsce – niezależnie od numeracji. A o Kaczyńskich, ich akolitach i wspierających ich serwilistycznie publicystach – szybko zapomnimy.


Azrael

  • Dodano:
  • Autor: