kiwi foka frantz josef czyli co to jest
Definicja: stworzoną poprzez Boga w celu pokazania ludziom, iż można żyć inaczej i bliżej natury.

Czy przydatne?

Co znaczy Kiwi, foka i Frantz Josef czyli wizyta w kraju wielkiego białego obłoka.

Słownik: Kiedy postanowilismy, iż trzeba się ruszyć i gdzieś pojechać, nigdy nie myślałem iż wylądujemy na końcu Świata. Okazał się on idylliczną wyspą stworzoną poprzez Boga w celu pokazania ludziom, iż można żyć inaczej i bliżej natury...
Definicja:

Cz. I

"DECYZJA"



Monika zawsze chciała na plaże. Leżeć w pełnym słońcu, piec się na piaskowej patelni wysmarowana olejkiem, popijać soczyste drinki i rozkoszować się otaczającym widokiem palm i krystalicznego morza pełnego raf koralowych, barwnych rybek wszelkiej maści i zajadać się owocami morza. To była wizja żeńska.

Ja po obejrzeniu „Long Way Round” wiedziałem, iż po tym filmie mój światopogląd wymienił się raz na zawsze i podró iż muszą przestać być krótkie, łatwe, wygodne i monotonnie słoneczne. Czas zakasać rękawy, założyć trzydziestokilogramowy plecak na plecy i iść. W busz, las, góry, szukać nieznanego, dzikiego, barwnego, czasami groźnego, lecz zawsze satysfakcjonującego metody na życie. Raz samochodem, raz rowerem, w większości na pieszo, może na stopa, jak się da to motorem, chociaż nie umiem tego prowadzić.

Nasz pogląd na podró; iż był już całkiem zbliżony. Ostatni wyjazd to Kreta, po której podróżowaliśmy samochodem zatrzymując się w wioskach, miasteczkach, generalnie gdziekolwiek się chciało, więc epoka pakietowych wakacji już wtedy została poprzez nas zapomniana i wiedzieliśmy, ;; iż dzięki wolności, jaką daje podróżowanie na swoją rękę już do pakietów chyba nie wrócimy.
Teraz należało jedynie podjąć decyzję o kierunku wyprawy. Nawet nie wiedzieliśmy na jak długo chcemy jechać. Może miesiąc, może dwa. Chodziło raczej o swobodny budżet niż o czas. Kasy miało starczyć na dostanie życie bez wybryków poprzez jak najdłuższy moment. Było tego ok. trzydziestu tys. złotych na dwie osoby. W przypadku, czego był jeszcze budżet rezerwowy, więc nie było się, o co martwić.

Pewnego dnia, Monika wspomniała coś o Tajlandii. W mojej głowie momentalnie włączył się geolokalizator, zoom in, zoom out, i mamy mapę świata włączoną w podświadomości. Skoro samolot leci do Bangkoku to pewnie leci gdzieś dalej. Tylko gdzie? Przecież to jambo-jet, nie zatrzyma się w pół drogi, tak aby wrócić. Nie minęły 2 minuty i wszędobylski Internet dał odpowiedź: „Londyn-Bangkok-Sydney”. A co jest dalej złota kulo? „Nowa Zelandia – dalej jest już tylko ocean, ewentualnie droga dookoła Świata poprzez Amerykę Północna albo Południową z powrotem do Europy.”

Wątpliwości się rozwiały. Jedziemy do Nowej Zelandii. Na Podróż dokoła Świata nawet 3 miesiące to zbyt niewiele a nasz budżet mógłby tego nie wytrzymać. Nasz znajomy Marco z Włoch, potrzebował na przejście Ameryki Południowej ok. pół roku, więc rocznego urlopu raczej sobie nie zafundujemy a co najmniej „Not yet, not yet!” jak mówił nasz czarnoskóry kolega z „Gladiatora”.

To był sierpień.

Minął sierpień, wrzesień, przeszła jesień. Zaczęło padać, pogoda pod psem. Pomysł wyjazdu jakoś ucichł. Najprawdopodobniej poprzez to, ;; iż sami nigdy nie wierzyliśmy, ;; iż można tak sobie zwyczajnie wsiąść w samolot i polecieć na koniec świata, do w najwyższym stopniu oddalonego od Polski państwie. Nasze wojaże dotychczas skupiały się na Europie i północnej Afryce, a więc tzw. wakacyjny pakiet społeczny Polaka. Mimo, ;; iż Grecja czy Hiszpania a nawet Egipt to miejsca, do których zawsze będę wracał to nie dawały one w pełni satysfakcji takiej, jaką mogłaby dać kilkumiesięczna wyprawa gdzieś hen, hen daleko, za siódma górę, za siódme morze. Gdzieś gdzie Polaków a może i nawet Europejczyków jest jak na lek. Taki wyjazd, który raz na zawsze zmieni nasz pogląd na podróżowanie i prawdziwą wolność, będzie wstępem do tego, co nas dopiero czeka. Tego potrzebowaliśmy. Życiowego kopa. Zapalnika.

W połowie października Monika zaczęła się trochę denerwować. Jak to zawsze przed egzaminem. Nie istotne czy to mały sprawdzian czy ogromny test, już 2-3 miesięcy przedtem dostaje rozwolnienia.

Dla zaoszczędzenia jej cierpień duchowych i dania sobie chwili spokoju od wysłuchiwania, że tylko gadam o wyjeździe a nic w tym kierunku nie robię, kolejnego dnia, w czasie lunchu, poszedłem sprawdzić, jakie, za ile i na kiedy są osiągalne bilety. Dzień przedtem ustaliliśmy, ;; iż najwcześniejszy i w najwyższym stopniu najlepszy termin wyjazdu to kwiecień. przedtem nie damy porady pozałatwiać wszystkich naszych spraw, będą Święta, Sylwester, w pracy początek nowego roku, więc nowe pomysły i małe szaleństwo, mamy jeszcze kilka wyjazdów do rodziny i będzie bezpiecznie wykupić bilety na koniec marca, początek kwietnia. Oprócz tego, jeżeli chcemy zostać tam min miesiąc i zwiedzić obydwie wyspy to nie może to być zimą a w Nowej Zelandii zima rozpoczyna się już w połowie maja albo najpierw czerwca. Tak, więc jesień, najlepszy termin, koniec marca początek kwietnia, niewiele turystów a temperatury nadal przyjemne.

Kasjerka w FlightCenter od razu zaproponowała Quantas. W tym okresie mieli idealne opcje cenowe. Lecą poprzez Hongkong albo Bangkok. Żadnej przesiadki, jedynie postój dwie godziny na lotnisku na tankowanie. Cena z dwoma przystankami, jeden w Sydney a drugi w Bangkoku to ok. 850 funtów. Opcja była fajna, więc zabrałem ulotkę, nr telefonu i poszedłem do biura. Zdobyłem także cenną wiadomości o dodatkowi opłacie 50 funtów od osoby, którą miła Pani już wliczyła do ceny biletu. To jest nowa zapłata wprowadzona poprzez rząd australijski za każdy pobyt w Australii, nawet jednodniowy.

Tak minął październik i listopad, zaczął się grudzień a my nadal nic nie rezerwowaliśmy. Odłożyliśmy to na styczeń, po powrocie z Bożego Narodzenia i Sylwestra. Jakby nadal do nas nie docierało, ;; iż lecimy, ;; iż decyzja już w głowach zapadła i jeszcze tylko członki muszą wyrazić aprobatę. Każdy rozsądny człowiek, zarezerwowałby bilet jak najwcześniej, tak aby relatywnie niewiele zapłacić. Nareszcie to nie niedrogie linie lotnicze i cena wzrasta a nie maleje zbliżając się do terminu wylotu. Tym bardziej, ;; iż akurat ta trasa jest bardzo regularnie uczęszczana z racji na Bangkok. To jeden z w najwyższym stopniu obleganych kierunków w Azji. Cóż, zwłoka okazała się nas kosztować 100 funtów od głowy. Kolejne podejście do zakupu biletu i już ostateczne nastąpiło w połowie stycznia. Tym wspólnie lepszą ofertę od FlightCenter miał STA Travel. Cena jednak wzrosła do 950 funtów za sztukę. Szok to nie był, lecz trochę żałowałem utraty 200 funtów, ponieważ można aby to było wydać na sprzęt turystyczny. Bywa. Za głupotę i lenistwo trzeba płacić.

Tak, więc mieliśmy już termin ostateczny: 03 kwietnia o 22.30 wylot z Londynu do Bangkoku, tam postój 2 godziny o świcie na tankowanie, dalej lecimy do Sydney gdzie mamy przesiadkę na Air New Zealand i lecimy do Auckland. Będziemy tam 05 kwietnia ok. południa. Droga powrotna w odwrotnej kolejności. Z Auckland wylot 15 maja, lecimy do Sydney na 3 dni i 18 maja lądujemy w Bangkoku. Z Bangkoku lecimy do Londynu 31 maja i będziemy tam 1 czerwca o 6 rano. Bilet do Warszawy postanowiliśmy zarezerwować już w Nowej Zelandii, ponieważ nie wiedzieliśmy czy czasami nie przedłużymy sobie pobytu na miejscu. Nareszcie niektórzy nazywają Nową Zelandie zaginioną Atlantydą. Kto wie czy nie zostaniemy tam na stałe?

Po wyjściu z biura z uśmiechem na ustach od ucha do ucha wiedzieliśmy, ;; iż teraz to już nie ma odwrotu. Lecimy na koniec świata. Teraz tylko trzeba opracować plan, spakować cały dobytek, wysłać przewarzająca część do Warszawy a to, co potrzebne zapakować w plecaki.

Przygoda się rozpoczyna…

  • Dodano:
  • Autor: