wakacje polsku co to jest
Definicja: słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Wakacje po polsku

Słownik:
Morza szum, ptaków śpiew, złota plaża wśród drzew... Któż z nas, nie marzył, aczkolwiek raz o takim właśnie scenariuszu wakacyjnego wypoczynku
Definicja: Niestety, wybierając na urlop, któryś z nadmorskich, bądź górskich kurortów w Polsce, trzeba jak najszybciej wyrzucić z głowy ten urokliwy wers i potraktować go wyłącznie jako literacką fikcję. Letni koszmar rozpoczyna się już na Dworcu, kiedy to obarczeni bagażem, próbujemy wsiąść do pociągu stosunku Wrocław- Hel( oczywiście jedynego na tej trasie w ciągu doby). Na peronie obserwujemy tłumy pełnych energii(mimo późnej pory- 23.00) i żądnych zajęcia wygodnego miejsca turystów. I oto nadjeżdża pośpieszny cud techniki. W tym momencie także zaczyna się wyścig, zarówno o miejscówkę, jak i w pewnym sensie o przetrwanie. By wygrać walkę i zachować godność trzeba zapomnieć o dobrych manierach i wychowaniu, zamiast tego przygotować łokcie i kilka niecenzuralnych słów. Kultura, gdyż w chwili walki turystów- pasażerów o miejsce jest definicją obcym, zarówno w relacji do ludzi starszych, niepełnosprawnych, jak i wszystkich pozostałych, chcących zachować resztki taktu i zdrowego rozsądku. Niektórzy niestety, na czas wakacji oprócz telefonów komórkowych wyłączają również mechanizm myślenia.
powiodło się siedzimy wygodnie(4 osoby)w 8- osobowym przedziale pociągu klasy 2, trafiamy na miłe, a co istotne niepalące współtowarzyszki podróży. Wydaje się, iż nic nie jest już w stanie zakłócić naszego szczęścia i możemy spokojnie oddać się na wpół wakacyjnemu już relaksowi, bądź marzeniom sennym o złotych plażach właśnie. Nic bardziej mylnego, nie wszyscy podróżni podzielają nasz pogląd. Niektórzy z nich, najwyraźniej rekompensując sobie monotonię życia codziennego postanowili dać słowo wakacyjnemu luzowi, wspomaganemu oczywiście alkoholem i zaznaczyć przez nad słowo głośne rozmowy tudzież śpiewanie piosenek piwno- biesiadnych własną obecność w pociągu. Oprócz czynnika ludzkiego, zawodzi również tak zwany czynnik organizacyjno- techniczny. Otóż mniej więcej po godzinie podróży( trwającej w sumie 9,5 godziny) zapycha się będąca, jak łatwo się domyślić w i tak już fantastycznym stanie toaleta, do tego w spłuczce zabrakło wody, co kończy się delikatnym sajgonem i paraliżem. Co robią w tej sytuacji lekko zdesperowani podróżni? Nie rozumiejąc jakże prostej wydawałoby się w treści informacji o braku wody, jeden po drugim wchodzą do nieszczęsnej toalety, próbując dokonać cudu zaistnienia wody na powrót. W jaki sposób? Niezależnie od płci, wieku, wykształcenia w jeden. Mianowicie uderzając mocno i nadzwyczaj energicznie w zbiornik wody, po stokroć przy tym naciskając niezmiennie nieczynną spłuczkę. Nie trzeba chyba dodawać, iż cud wskrzeszenia wody, nie dokonuje się. Zamiast niego następuje gwałtowne obudzenie pasażerów, śpiących w sąsiadujących z ubikacją przedziałach i co gorsza dalsza dewastacja i tak zdemolowanego sanitariatu.
Po trudach i niewygodach wielogodzinnej podróży docieramy do celu. Wysiadamy tym wspólnie spokojnie we Władysławowie, będącym jedynie przystankiem na trasie, której celem ostatecznym jest niedaleka Karwia. Następny faza walki i następne trudności. Otóż niezmotoryzowani, do których niestety się zaliczamy, mogą otrzymać się do wspomnianej wyżej Karwi autobusem PKS, „ nadzwyczajnie solidnej”, jak się później okaże spółki PKS Wejherowo, bądź faktycznie solidnymi prywatnymi busami. Pomijając fakt, iż Władysławowo powitało nas deszczem, co stanowiło znaczące utrudnienie, spotkałyśmy się również z miłym zaskoczeniem: na wspomnianym przystanku, mimo deszczu stał pracownik spółki i uprzejmie informował zdezorientowanych turystów o godzinie odjazdu poszczególnych autobusów, pytając uprzednio o kierunek podróży. Do głowy cisnęła się myśl: O, czyżby nareszcie jakieś zmiany, zaczęto myśleć o wygodzie i potrzebach klienta? To jakże pozytywne wrażenie nie trwało jednak długo. Szybko okazało się, iż wiadomości podawane poprzez miłego pana, mało mają wspólnego z rzeczywistością. Godzina odjazdu autobusu do wymarzonej Karwi, różniła się, o przynajmniej 10 min. na niekorzyść od tej podanej poprzez pracownika.
Po nużącym wyczekiwaniu i równie monotonnej jeździe docieramy nareszcie do celu. Wysiadamy na przystanku autobusowym w Karwi. Po w miarę niedługim okresie błądzenia, znajdujemy własną nową, faktycznie piękną i faktycznie zadbaną kwaterę. Nasz optymizm po wejściu do środka i poznaniu sygmatycznych właścicielek wzrósł niepomiernie. Może nareszcie uda się poddać wyłącznie relaksowi i rozpocząć wyczekane wakacje?
Pierwszy spacer po nadmorskim kurorcie, przyniósł delikatne rozczarowanie.
Okazało się, iż ze znanej karwiańskiej, podobno jednej z najszerszych w Europie plaż, zostało mało, bo morze w ubiegłym roku dokonało dzieła zniszczenia, zabierając z jej powierzchni, aż 10 m. Następną, budzącą wątpliwości kwestią jest jakość chodników, znajdujących się w miejscowości. Na pierwszy rzut oka widać ewidentne niedociągłości. Mimo że miasto żyje i funkcjonuje wyłącznie dzięki turystyce, jego władze najwyraźniej nie odkryły jeszcze tego faktu. Wspomniane wyżej chodniki są w opłakanym wręcz stanie, przewarzająca część to stare, regularnie zapadające się płyty. Nierówności są na porządku dziennym, gdy dodamy do tego ich zastraszająco małą szerokość i tłumy żądnych spacerów turystów, mamy gotowy problem. Nie to jest jednak jedyną bolączką miasta. Jako, iż Karwia jest miejscowością starą, w dużej części, można zaobserwować tam całkowity brak chodników, zastąpionych żwirem. to jest problematyczne o, tyle, iż przy każdym, najmniejszym nawet deszczu owe ścieżki zamieniają się w błotniste jeziora, co oczywiście znacznie utrudnia swobodne poruszanie się.
Niewątpliwym atutem niemal każdej nadmorskiej miejscowości, oprócz tych oczywistych, takich jak plaża, są również skwery zieleni, deptaki z licznymi ławkami, gdzie możemy odpocząć „ po trudach” plażowania. Niestety, w wyżej wymienionej miejscowości i z tym jest problem. Dysponuje ona, gdyż dosłownie 8 przedmiotami typu ławki. Jak na kurort mający tak wysokie mniemanie o sobie i wysokie ceny za oferowane „ dobra” to jest liczba zastraszająco wręcz mała. Do tego są one rozmieszczone w bezsensownych miejscach, co sprawia, iż zamiast służyć odpoczynkowi jednych, tarasują przejście innym, a to odbiera ochotę do wylegiwania się na nich.
nareszcie przyszedł chwilę na ulubione plażowanie! Pierwsze rozczarowanie nastąpiło już przy wejściu, kiedy okazało się, iż dawna, piękna szeroka plaża, jest węższa o całe 10 metrów. Nietrudno się domyślić, iż rozmiar plaży, nie była wystarczająca, dla licznie przybyłych, spragnionych słońca turystów. By zająć dogodne miejsce jest to blisko brzegu i zapewnić sobie tym samym stosunkowo dogodne dojście do morza, trzeba było stawić się na plaży z pełnym wyposażeniem (parawan, leżak, parasol)o godzinie 9. To, co działo się później przypominało cyrk i nijak miało się do sielskiej atmosfery wakacji. Na porządku dziennym było łączenie parawanów mające uniemożliwić dojście do wody, tym, którzy ośmielili się zażyć nadmorskiej kąpieli. Bezmyślność ludzka, przy rozkładaniu koców, tudzież ręczników osiągała szczyty, każdy dążył do zagarnięcia najmniejszego nawet, ale wolnego kawałka plaży. Doprowadzało to do kuriozalnych sytuacji, kiedy to opętani rządzą uchwycenia choćby promienia słońca wczasowicze rozkładali się dosłownie w nogach „ sąsiadów”, przybyłych przedtem. Zdecydowanie najgorzej w całej sytuacji miały dzieci, bo miejsca na zabawy typu robienie babek z piasku, czy także budowanie zamków, nie było prawie w ogóle. Miłośnicy sportów plażowych, musieli poszukać innych rozrywek, bo siatka do gry była dla władz, najwidoczniej zbyt sporym luksusem. Obserwując całą sytuację z boku, zamiast beztroskiego: „ czas relaksu, relaksu, relaksu to czas”, miało się ochotę zaśpiewać na cały glos: „ I co ja robię tu?”
Na plaży nie można grać w siatkówkę, budować zamków z piasku, można za to kupić wszystko od drożdżówek w astronomicznej cenie 2.50 za sztukę( dla porównania cena sklepowa wynosiła 1.20!) po kosmetyki do opalania, na wypadek gdyby koś zapomniał, bądź nie zdążył się wyposażyć. Na plaży można także było wypożyczyć leżak. Tutaj uwaga kaucja za jego wypożyczenie wynosiła „ marne” 100 zł.! Nie, bynajmniej nie był to leżak ze złota, wysadzany drogocennymi kamieniami, bądź najnowszy jego schemat widywany na filmach w bardzo eleganckich hotelach, ale zwykły, aby nie rzec stary do tego o dziwnej, trudnej do rozłożenia konstrukcji. Cóż, aż ciśnie się na usta, by zaśpiewać za Kazikiem: „ Polska, mieszkam w Polsce, mieszkam tu, tu, tu!”.
Po plaży nadszedł chwilę na obiady, desery i inne tego typu atrakcje. Zaplecze gastronomiczne Karwi: bary, puby, restauracje, jest dobre. Każdy znajdzie coś dla siebie w cenie odpowiadającej finansowym możliwościom. Jeżeli chodzi o zaopatrzenie sklepów, nie jest najlepiej. Fakt ten można jednak wyjaśniać wielkością miejscowości.
Niewątpliwym hitem sezonu były niezmiennie już od 3 lat przepyszne lody zwane świderkami i równie pyszne, będące specjalnością kurortu okrągłe gofry.
jeżeli chodzi o innego rodzaju rozrywki największy wybór, jak to zazwyczaj bywa miały dzieci. Tutaj prym wiodła nieznana mi bliżej gra w cymbergaja(za ewentualną błędną pisownię przepraszam). Do tego dochodziły inne tego rodzaju gry, gokarty. Maluchy miały do dyspozycji plac zabaw, był to równocześnie w najwyższym stopniu hałaśliwy pkt. miasta. Dorosłym pozostawał tradycyjny zbiór rozrywek, ograniczony najczęściej do kursowania od pubu do pubu i porównywania smaków piwa. Dla miłośników dyskotek, dancingów i innych imprez z muzyką, oferta była bardzo uboga, tak aby nie powiedzieć żadna. Osoby nie lubiące przesiadywania w licznych knajpkach, miały do wyboru spacery po lesie, tylko tam niestety była wystarczająca i urocza do spacerowania przestrzeń, bądź wycieczki do pobliskich miejscowości na przykład do Władysławowa, gdzie możliwości spędzenia wolnego czasu i terenów do spacerów było zdecydowanie więcej.
Nadszedł czas powrotu. Towarzyszyły mu bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony smutek, bo dobiegł końca czas błogiego mimo wszystko lenistwa, korzystania z przyjemności wylegiwania się na słońcu i zażywania kąpieli morskich w nienajcieplejszym, rodzimym Bałtyku. Z drugiej zaś strony ulga, iż już wkrótce powrócę do swego rodzinnego miasta, gdzie wśród zieleni odpocznę od zgiełku, który był nieodłącznym elementem plażowania, a przechadzając się po uroczym i bardzo rozległym Rynku, z radością pomyślę, iż przyszło mi mieszkać w jednym z najpiękniejszych miast Polski.
W tym miejscu powstaje pytanie:, Co należy zmienić, by wakacje w nadmorskich kurortach Polski, nie kojarzyły się z udręką, wiecznym wyścigiem i wszech obecnym hałasem? Pierwszym, co przychodzi na myśl jest nasz kapryśny, niełaskawy klimat. Cóż mimo najszczerszych chęci, zaklęć to jest rzecz, na którą w bliższej perspektywie, nie mamy wpływu. Pozostaje nam jedynie pogodzić się z faktem, iż deszczowa pogoda szczególnie upodobała sobie nasz obszar. Należy zastanowić się nad tym, co zależy wyłącznie od nas i tutaj listę otwiera zdecydowanie kultura i mentalność wypoczywających. Rzecz niełatwa, lecz przy odrobinie chęci możliwa do zrobienia. > jeżeli niektórzy, zrozumieją, iż plaża, nie jest terenem prywatnym, a ma służyć wszystkim, komfort wypoczynku znacząco wzrośnie. > jeżeli przestanie się traktować plaże jako ogromny kosz na śmieci, a morze jako darmową toaletę wzrośnie przyjemność przebywania na niej. Jak to osiągnąć? W jaki sposób zmienić mentalność ludzi? Oczywiście fundamentem są wzorce wyniesione z rodzinnych domów. > jeżeli chodzi o działania socjalne to może zamiast lekcji patriotyzmu, proponowanych poprzez pana ministra Giertycha, w programie nauczania powinny znaleźć się obligatoryjne lekcje dobrego wychowania? Chcąc poszerzyć wiedzę społeczeństwa na temat zgubnych skutków zanieczyszczania środowiska i zapobiec dalszemu rozwojowi zjawiska, warto zacząć choćby od ustawienia na plażach nadbałtyckich zdecydowanie większej ilości koszy na śmieci i toalet.
Niebagatelną rolę w zmianie wizerunku wakacji nad Bałtykiem, mają do odegrania władze samorządowe. Sprawy takie jak: równe chodniki, większa liczba zieleni i miejsc do spacerowania w mieście, z całą pewnością przyciągną do kurortów nowych turystów i sprawią, iż ci, którzy przyjeżdżali przedtem, z przyjemnością powrócą, by obserwować zmiany zachodzące w mieście.
Argument braku pieniędzy, jest łatwy do podważenia. Wskazuje na to przykład niedalekiego Władysławowa, gdzie komfort wypoczynku, liczba stref zieleni i pięknych, czystych chodników jest nieporównanie wyższa. Po raz następny okazuje się, iż najważniejsze to chcieć. Ostatnią rzeczą, która znacznie wpłynęłaby na jakość urlopu i późniejsze wspomnienia o nim, jest podniesienie jakości usług oferowanych poprzez największych przewoźników, spółek PKP i PKS. Nie do przyjęcia jest gdyż fakt, iż autobusy, będące najczęstszym środkiem lokomocji turystów niezmotoryzowanych, nie przestrzegają rozkładu jazdy widniejącego na przystankach. Wyraża to brak szacunku i ignorancję wobec wypoczywających, którzy są przecież fundamentalnym źródłem dochodu kierowców.
> jeżeli uda nam się osiągnąć choćby połowę z wyżej wymienionych postulatów, wakacje nad Bałtykiem będą długo oczekiwaną radością, a nie wyborem z braku wyboru, bo zaplecze noclegowo- gastronomiczne już stoi na świetnym poziomie. Brakuje tylko właściwego rozumienia stwierdzenia: klient nasz pan.
Cóż na razie pozostaje jedynie zanucić: „ Żegnaj lato na rok...” z nadzieją, iż to przyszłe przyniesie z sobą więcej pozytywnych zaskoczeń.



  • Dodano:
  • Autor: