htorie śmietnikowe krótka co to jest
Definicja: Historie śmietnikowe słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Historie śmietnikowe (1) - Krótka historia bez morału

Słownik: Historie śmietnikowe ....
Definicja:

- Do tego zaznaczenia.- tak powiedział stary i podstawił Szczylowi plastikowy kubek bez mała pod sam nos. Kubek naprawdę miał zaznaczenie , mniej więcej na trzech czwartych jego wysokości. Taka mała kreseczka. Szczyl tego przedtem nie zauważył ; kiedy przychodziło co do czego, lał zwyczajnie ile wlazło i już. Pomimo to nie ruszył się.
- Nie usłyszałem "poproszę". - oznajmił.
Starszy spojrzał spod oka.
- Do tego zaznaczenia.- powtórzył. Podsunął mu kubek pod nos i znacznie weń zapukał. Szczyl westchnął i wyciągnął flaszkę. Stary zarechotał. Poproszę , mruknął. Salonowych manier mu się zachciało , kurwa. Szczyl udał iż nie usłyszał.
- Do zaznaczenia , Szczyl. - stary wykrzywił twarz / gębę / maskę w imitacji uśmiechu i młodszy posłusznie nalał. Do kreski. Stary nie czekał aż Szczyl naleje i sobie. Przyłożył kubek do ust, westchnął i z radosnym zrezygnowaniem przyjął zawartość kubka.
Szczyl był brudnym , cuchnącym i gnijącym podwórkowym filozofem, którego jedyna aktualna wiodąca filozofia sprowadzała się do rozważania metod zdobycia wszelkich dostępnych form alkoholu i upojenia się nim do nieprzytomności - do kompletnej zwałki krótko mówiąc. Nie pamiętał (chwała Bogu) skąd wzięło się to jego przezwisko - i nie chciał za nic w świecie sobie przypominać - niemniej jednak wszyscy z upodobaniem go używali ... i nadużywali. Szczyl to, Szczyl tamto, Szczyl polej , Szczyl spieprzaj ... A jednak posłusznie odbijał nakrętkę , nalewał i pozwalał jeździć po sobie jak po burej kobyle. Z flaszki zwykle zostawało dużo, z kimkolwiek aby się jej nie opróżniało , a jak powszechnie wiadomo - czterdzieści proc. czegoś jest zdecydowanie lepsze od stu proc. niczego. Taką filozofię prezentował Szczyl przed własnymi kolegami od kielicha i był to układ faktycznie wygodny. Niewiele godny może i niewiele ambitny - lecz wygodny. Stąd właśnie nie chciał pamiętać pochodzenia swojego przezwiska .Wygodne.
Flaszka, którą zwinęli ze starym w nocnym sklepie była niezła, faktycznie dobra i mocna . Istniała więc szansa, iż stary zwali się już po paru łykach ( tych do kreski rzecz jasna, co Szczylowi było bardzo na rękę ) cała reszta zaś wyląduje w jego żołądku. Później krwiobiegu, później zaś ... no cóż, później zaś wyląduje zapewne w jakimś kącie lecz to już tak zwane wydatki uzyskania ... Nieważne. Gorzała była pierwsza klasa.
No i ten śnieg .... istne błogosławieństwo. W taki wieczór jak dzisiaj żaden upierdliwy cieć nie wyściubi nosa ze swojej cieplutkiej norki tak aby sprawdzić czy jakiś następny menel nie zafajdał mu klatki schodowej. Każdy względnie normalny człowiek siedzi teraz w domu na dupie, ogląda telewizję , je , pije , pierdzi w fotel lub obmacuje własną babę. I jest dumny ze swojej normalności. I bardzo dobrze. Apel do wszystkich normalnych : zostawcie takie dni dla Szczyla i jemu podobnych.
Klatka schodowa był sucha i ciepła. Dość intensywnie paliła się żarówka pod sufitem, więc Szczyl skwapliwie ją wykręcił. Na chuj psuć taki miły klimat ; ciemność sprzyja przemyśleniom. I stała się ciemność. Kiedy oczy Szczyla przyzwyczaiły się do mroku, zobaczył jak stary nalewa sobie następną porcję z flaszki. Klimat klimatem lecz trzeba uważać ; flaszka jest na dwóch. Skwapliwie zagarnął ją do siebie i pociągnął prosto z butelki. Alkohol przyjemnie rozszedł się ciepłem po jego wnętrzu. Wszystko się uspokoiło.
- Wiesz , myślę ... - zaczął Szczyl i nie skończył. Stary rzucił się gwałtownie w swoim kącie. Zbyt gwałtownie.
- Mam w dupie co myślisz. - oznajmił. - Siedź i pij lub spieprzaj.
Zagrzebał się po tym oświadczeniu w swojej szmaciarskiej kurtce i pomimo gwałtownych protestów Szczyla, nie odezwał się więcej.
- I ja mam cię w dupie . - mruknął nareszcie zrezygnowany Szczyl i pociągnął jeszcze raz. Pociągnął solidnie, bardzo solidnie. Kawał burasa z tego starego. Odwrócił się obrażony i nadęty do ściany.
Stary spędził pół życia w kryminale. Może więcej. Głębokich wynurzeń, wniosków, przemyśleń nasłuchał się już tyle, iż całkowicie nie obchodziło go co ten konkretny ławkowy filozof ma do powiedzenia. Zresztą. Wszyscy oni, zachlani i pogubieni, zaćpani lub zwyczajnie zamotani mają do powiedzenia to samo. Mają do powiedzenia nic. Stary najchętniej wsadziłby ich do pieca. lub w rakietę - i w kosmos , niech tam zawracają dupę małym zielonym ludzikom. Pił ze Szczylem z jednego , bardzo prozaicznego powodu. Nie lubił pić sam.
Spojrzał na niego kątem oka. Szczyl siedział obrażony, oparty plecami o ścianę klatki schodowej. Biła od niego, jak łuna, urażona godność, duma, zranione emocje .... Podobno kiedyś był kierowcą autobusu, podobno miał żonę, dziecko, normalny dom i przyszłość - może marną lecz MIAŁ. Stary nim gardził. Nie był do końca pewien co sprawiło, iż Szczyl znalazł się wraz z nim w tej tutaj klatce schodowej , lecz wiedział jedno : gardził nim. lecz - jak powiedziano już przedtem - nie lubił pić sam. W zasadzie to wszystko.
Do pieca. lub w rakietę - i w kosmos.


Stary spał. Młodszy podniósł głowę. Poprzez ostatnią godzinę usiłował przypomnieć sobie tekst piosenki , piosenki którą w jakiejś cholernie odległej przeszłości bardzo lubił. Było tam coś o pukaniu do bram nieba. Puk puk puk ... no i co ? No i wiadomo co. Gówno. A więc nie wiadomo co. Zbyt wiele wódy, zbyt niewiele żarcia, zbyt wiele niemądrych myśli. A to była taka niebrzydka piosenka... Puk puk. Puk puk. Puk puk a może ŁUP ŁUP , kurwa wasza mać , skoro na puk puk nikt nie odpowiada. Nikogo nie ma w domu ? Raczej nie. Nikomu nie chce otwierać się drzwi takiej mendzie jak ja.
- Zapomniałem. - oznajmił. Stary po swojemu - nie odpowiedział.
- Ty masz wszystko w dupie . - poskarżył się Szczyl, bardziej flaszce niż staremu. Masz w dupie. - powtórzył z pijacką namolnością. - Nie chcesz ze mną rozmawiać, ignorujesz mnie ...Złapał starego za ramię. Tamten już miał się wyrwać kiedy Szczyl ścisnął go mocniej .
- Zobacz, zobacz jak leci, zobacz. - rzucił z nienawiścią. Pokazał brudnym paluchem na okno klatki schodowej. Stary niechętnie podniósł głowę.
Tuż przed wejściem do klatki przechodził ... nie , nie przechodził - przebiegał młody chłopak. Zziajany, z zawziętą, skupioną miną. W ręku ściskał wielką, czerwoną różę. Zanim stary zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Szczyl zerwał się na równe nogi i wybiegł z klatki na podwórko.
- Ty ! - wrzasnął. Chłopak się obejrzał. - Ty, właśnie ty! - powtórzył. Chłopak się zatrzymał. - O co panu chodzi ?
A tak aby Szczyl to wiedział ...
Niecałe pół flaszki jakie wlał w siebie tego wieczoru zwaliło go z nóg ; stał tak w padającym śniegu, twarzą w twarz z chłopakiem , który najwyraźniej gdzieś się spieszył ... i zapomniał , kurwa ZAPOMNIAŁ , czego od niego chciał. Podrapał się w głowę i bez słowa odwrócił się na pięcie. Wrócił do klatki. Chłopak ruszył w własną stronę, Szczyl kątem oka zauważył jak tamten wzruszył ramionami.
Stary patrzył na niego z pogardą. Ten wzrok był trudny do wytrzymania. Szczyl nareszcie eksplodował – nieprawdopodobne, lecz przypomniał sobie czego chciał od tamtego dzieciaka. Przypomniał sobie tylko częściowo, lecz to wystarczyło by gówno strzeliło aż pod sufit.
Szczyl gdyż rozindyczył się jak stara panna na widok wielkiej, czerwonej róży.
- A ty, ty może wierzysz w te pierdoły? W te gówniane bajeczki dla dzieci ? - alkohol sprawił iż bełkotał ("wwrzysz w t gwniane bbbaeczki ddla dzici"...), lecz zupełnie nie zwracał na to uwagi. - Wierzysz? Powiedz? W te gówniane historyjki o tym jak to on ją bardzo a ona go jeszcze bardziej? Wiara ? Nadzieja ? Miłość ? Gówno ! Prawda ! - ostatnie słowa Szczyl wykrzyczał staremu prosto w twarz. Stary spojrzał na niego.
- Wierzę. - odpowiedział. - I wiesz co? Wierzę także w to , iż rok czy dwa po ślubie ona dostaje od niego nożem po bebechach i koniec pieśni. I do piachu. A jemu aplikują dwa lata kryminału ponieważ nie wiedział co robi. I taki niebrzydki pomniczek jej stawia, wiesz ? iż niby Bóg tak chciał. - spojrzenie starego miotało pioruny. - Idź do jasnej cholery !
Szczyl zaniemówił. Stary WIEDZIAŁ. Usiadł i spuścił głowę.

Dwóch meneli z klatki schodowej zgarnia policja. Śnieg przestał padać i cieć, który przestał spać / czytać / macać własną babę / inne wyszedł na klatkę schodową sprawdzić czy ktoś mu jej nie zapaskudził. Zapaskudzili. Obaj.
- Stary patrzy na Szczyla z kpiną. A jego oczy mówią "Tak, wierzę"
Szczyl spuszcza wzrok. Wytrzeźwiał. On także kiedyś wierzył. A później tę wiarę rozdeptał.
Śnieg już nie pada. Nie ma wódki.


  • Dodano:
  • Autor: