parka co to jest
Definicja: Krótkie opowiadanie, napisane przy akompaniamiencie Moulin Rouge, szczególnie El tango.

Czy przydatne?

Co znaczy Pisarka

Słownik: Krótkie opowiadanie, napisane przy akompaniamiencie Moulin Rouge, szczególnie El tango de Roxanne.
Definicja: Było już późno, a ona siedziała przy biurku, pochylając lekko głowę i pisała. Jasne światło lampki oświetlało jej długie palce trzymające pióro, rzucając cień na białą, nie zapisaną jeszcze kartkę papieru. Jej dłoń zwinnie poruszała się po papierze, jakby już od dawna próbowała nadążyć z zapisywaniem coraz to nowych myśli przychodzących do jej głowy.

Była zmęczona. Na jej twarzy widniały oznaki wieloletniego zmęczenia, a brak uśmiechu pogłębiał jej smutny słowo. Nie można było powiedzieć, iż była brzydka. Do niej o sporo bardziej pasowało ustalenie zaniedbana, lecz nie brzydka. Zresztą, nikt od bardzo dawna nie rozwodził się nad jej urodą. Nie było takiej potrzeby, gdyż osoby, które ją znały, doceniały jej piękno wewnętrzne.

Była samotna, owszem, lecz to w żaden sposób jej nie przeszkadzało. Ot, przywykła. Nigdy nie narzekała na swój stan, który trwał od niebrzydkich paru lat. Była przekonana, iż to, co miała przeżyć, przeżyła. Teraz mogła spokojnie żyć sama ze sobą.

Jej jasne włosy w świetle lampki wydawały się białe, a duże, brązowe okulary, które wkładała, gdy zaczynała pisać, powiększały jej niebieskie oczy. Od czasu do czasu jej brwi ściągały się, a na jej twarzy gościł słowo głębokiego skupienia. Czasami także jej ręka zastygała w bezruchu, jakby zastanawiała się, co dalej ze sobą począć i znów wracała do poprzedniej czynności, z zawrotną szybkością kreśląc drobne, równe litery.

Następna czysta kartka zapełniła się z czasem i kobieta odłożyła ją na stosik doskonale ułożonych arkuszy.

Nie myślała o sobie. Od dłuższego czasu tego nie robiła. Codzienne, kilkugodzinne przesiadywanie przed lustrem straciło dla niej sedno już parę lat temu. Patrząc na nią, znajome jej osoby nie mogły sobie wyobrazić, co się z nią stało. Gdzie zniknęła ich piękna poetka?

Ponieważ była piękna. W mgnieniu oka rozkwitała jak czerwona róża, przebijała się poprzez smutek wszystkich ludzi, jak przebiśnieg zimą i błyszczała. Błyszczała tak mocno, iż niektórzy zastanawiali się, jak ona to robiła? Co dawało jej tyle szczęścia, którego tak bardzo zazdrościli jej inni ludzie?

Była piękna. Kiedyś. Wtedy błyszczały jej oczy, uśmiech nigdy nie znikał z twarzy, a jej zazwyczaj przygarbiona sylwetka nagle wyprostowała się i nie drażniła tak bardzo swoim widokiem. Stała się pewna siebie, bardziej rozmowna. Zaczęła ubierać się inaczej, w żywszych kolorach wychodziła do ludzi. Gdzie zniknęła ich szara poetka, pytali ludzie. Nie wiedzieli.

Westchnęła ciężko i odłożyła pióro. Spory, ciemny zegar wybił właśnie godzinę pierwszą w nocy. Spojrzała na niego, zdejmując okulary i przeczesała ręką jasne włosy. Była zmęczona.

Zerknęła ostatni raz na kartki leżące przed nią i zgasiła lampkę. Wstała ostrożnie i skierowała się do wyjścia z gabinetu. Jasny blask księżyca oświetlał jej drogę, sprawiając, iż wszystko wokół przybrało lekko niebieskawy kolor.

Później już było inaczej. Inaczej patrzyła na świat, inaczej rozmawiała z ludźmi. Ktoś ją wymienił i kompletnie zawrócił w głowie. Nawet kilka lat po tamtym widocznym szczęściu nadal potrafiła tak rozmawiać. Coś w niej pękło, lecz nie mogła tak nagle pozbyć się jedynego dowodu na to, iż to nie był sen.

Przygasła. Niektórzy mówili, iż było jeszcze gorzej, niż przedtem. Jej uroda prysła, a ona sama jakby zwiędła, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie piękna. Niektórzy mówili, iż już nie była szczęśliwa.
Ponieważ po tym, co przeżyła, nie można być szczęśliwym...

Powoli zdejmowała z siebie za spory, biały sweter i przetarte jasne dżinsy. Przebrała się w długą koszulę nocną i położyła na sporym, dwuosobowym łóżku, patrząc w sufit.

Miała żal. Bardziej do siebie i do tego, iż nie potrafiła się opanować. iż gdzieś po drodze zgubiła swój profesjonalizm, zignorowała kompletnie własne zasady. Miała żal, iż nie była do końca zimna i na swój sposób okrutna, iż nie zabiła tego uczucia zanim nie rozpaliło jej do czerwoności. A
później najwięcej miała żalu do siebie o to, iż miała żal do niego.

Kochała go. Co miała zrobić, gdy podstępem wtargnął do jej umysłu, ukradł część sekretów i tajemnic? Co miała zrobić, gdy niemal brutalnie zmusił ją do tańca? Co miała zrobić, gdy pierwszy raz... NIE!

Kochała go. To dla niego wymieniła szarą spódnicę na kolorowe sukienki, to poprzez niego coraz częściej ludzie widzieli na jej twarzy uśmiech. poprzez niego! poprzez niego...

Kochała go nawet wtedy, gdy postanowił ją opuścić, gdy powiedział jej tych kilka słów prawdy. Kochała go, gdy ostatni raz trzymał ją w ramionach, kładł na jej ustach ostatni pocałunek. I aczkolwiek, gdzieś tam, na samym dnie jej serce pękało z bólu, ona nadal go kochała i nie mogła tak zwyczajnie go znienawidzić.

A dzisiaj, po tych kilku latach szarości, smutku i wspomnień, stwierdziła, iż już tego więcej nie zniesie. iż przeszłość wypaliła w jej sercu zbyt ogromną szramę. Za bardzo bolało.

Przytuliła twarz do poduszki w delikatne kwiatki i zamknęła oczy. Wiedziała, iż to ostatni dzień szarości. Przygotowywała się do tego wewnętrznie już od dłuższego czasu, lecz ciągle nie mogła zdobyć się na odwagę, aby zrobić pierwszy krok.

Przecież jest lato. Jutro założy tę kolorową sukienkę, gdzie wyglądała dla niego najpiękniej, przystroi się w najszerszy i najpiękniejszy uśmiech, schowa list do torebki i pójdzie do niego. Zbyt długo i zbyt głęboko chowała cały żal. Żal do siebie i do świata. Zbyt długo...

Czyli, postanowiła. Jutro z samego rana wyjdzie z domu i kupi w kwiaciarni na rogu czerwoną różę. Taką, jaką on kupił jej za pierwszym wspólnie. A
później dumna pójdzie do niego i złoży ją na jego grobie i zostawi list, który pisała tych długich sześć lat. List, wypełniony żalem, bólem, smutkiem i wspomnieniami, również tymi pełnymi ciepłych uśmiechów i gorących wyrazów miłości.



25 maja 2007r.
  • Dodano:
  • Autor: