gwiazdą rocka koncercie ac/dc co to jest
Definicja: sławy. By zrozumieć życie gwiazdy show biznesu, trzeba się nią stać. Choćby tylko na.

Czy przydatne?

Co znaczy Byłem gwiazdą rocka... na koncercie AC/DC

Słownik: To mój pierwszy raz. Jestem nieco spięty. Ogromny stadion, scena, tłum ludzi. Lecz kiedy jakiś fan prosi mnie o autograf, zaczynam czuć słodki zapach sławy. By zrozumieć życie gwiazdy show biznesu, trzeba się nią stać. Choćby tylko na chwilę.
Definicja:

Od dziecka chciałem być strażakiem lub gwiazdą muzyki rockowej. Niestety lepszy jestem w podpalaniu niż w gaszeniu. I ze słuchem, i z muzykalnością u mnie kiepsko. Na moje nieszczęście był już kiedyś artysta, co na początku rzępolił na gitarze, a później ją podpalał. Nazywał się Hendrix, czy jakoś tak. Dlatego bohaterskich strażaków oglądam w telewizji, a gwiazdy rocka na koncertach. Regularnie gęsto stojąc w tłumie spoconych i nerwowo podskakujących ludzi.
I tak także zdarzyło mi się ostatnio. Nie mogłem opuścić koncertu słynnej australijskiej ekipy AC/DC w ramach ostatniej trasy koncertowej. Była to także okazja do zmierzenia z gwiazdorstwem. Przeprowadziłem gdyż mały koncertowy eksperyment socjologiczny. Upodobniłem się do lidera AC/DC – Angusa Younga, by na własnej skórze się przekonać, jak tj. być gwiazdą rzuconą na pożarcie poprzez fanów.
GRZECZNY UCZEŃ Z GITARĄ
Marynarka, krawat, krótkie spodenki, czapeczka i lakierki na połysk. Czy tak mógłby wyglądać wzorowy uczeń ze szkoły dla grzecznych chłopców hrabstwa Yorkshire? Mógłby, gdyby nie długie włosy, gitara i dzikie spojrzenie. A tak mniej więcej wygląda filigranowy przywódca AC/DC. Ja bez większych problemów skompletowałem podobny ubiór. Tymczasowy brak długich włosów nadrobiłem peruką w stylu platynowej blondyny.
DYSKRETNIE WKRACZAM DO AKCJI
Czerwcowy wieczór tego dnia wyjątkowo nie sprzyja koncertom na świeżym powietrzu. Jest chłodno i wietrznie. Po wyjściu z nagrzanego wnętrza samochodu, szybko się przekonuję, iż krótkie spodenki to nie był dobry pomysł.
Na moje szczęście zaskoczony moim wyglądem ochroniarz nawet nie kontroluje mnie przy wejściu. Posyłam mu lekceważący uśmiech gwiazdy. Bez problemów mogę wnieść przenośnie studio nagraniowe w bucie albo miniaturową bombę atomową pod peruką.
Czuję się trochę jak taka rockowa drag queen. Jeżeli chodzi o wygląd, wokół dominują konserwatyści. Skóry, czarne dżinsy i koszulki z napisami AC/DC. Mój wygląd mówi sam za siebie: Jestem fanem AC/DC od dziecka. lub: Wyprowadźcie stąd tego gościa, on jest niepoczytalny! Lecz czego to nie zrobi się dla pięciu min. sławy?
KOMU Niedrogo AUTOGRAF?
– O! Angus? – słyszę zaskoczony głos za sobą – Można autograf? Nagle wokół mnie robi się prawdziwe zamieszanie. Nikomu nie przeszkadza, iż jestem tylko „podróbką”. Rozdaję autografy na biletach, koszulkach, paczkach papierosów i damskich brzuchach. Szczególnie ten ostatni sposób dawania autografów sprawia olbrzymią frajdę. Aż mi ręce drżą, myśli szaleją, a ołówek sam temperuje! Z wrażenia podpisuję się własnym nazwiskiem. Lecz żadnej z niewiast nie robi to różnicy.
Fani z różnych stron świata zaczynają ze mną pozować do zdjęć. Gdybym pobierał koszty, tak jak facet przebrany za misia w Zakopanem, to pewnie zwróciłyby mi się wydatki tej imprezy. Jakiś zachwycony fan w „podeszłym” wieku pokazuje mi własną kolekcję tatuaży AC/DC. Tatuaże na rękach, na plecach. Imponująca zestawienie. Kiedy jednak rozpoczyna ściągać spodnie, rozpaczliwie rzucam się do ucieczki. Z opresji ratuje mnie jakiś Anglik.
– Panie Young. Nie powinien pan być koło sceny? Chyba już zaczynają – mówi do mnie, puszczając oko. Rozmarzam się. Wielomilionowe kontrakty, okładki czasopism i limuzyny. Wreszcie wiem, jak wygląda życie gwiazdy. W czasie gdy poprzez najbliższe dwie godziny muszę pilnować, by nie zgubić pożyczonej peruki. Ponieważ pod sceną jest jak zazwyczaj tłoczno i skocznie. A na scenie zespół AC/DC w najsilniejszym składzie.
DMUCHANE LALE I SALWY Z ARMAT
Jak na profesjonalistów przystało ekipa brzmi rewelacyjnie. Starzy rockmeni są jak wino. Może uroda już nie ta, lecz muzyka i idealny show bronią się same. Młodzi uczcie się pilnie od tych panów. Nie obrażając nikogo, wielu aktualnych młodych tuzów ciężkiego grania, to zwyczajni weselni grajkowie.
A od sceny nie sposób oderwać oczu. „Piekielne” dzwony i ognie. Dmuchane lalki. Gigantyczna statua o wyglądzie Angusa Younga. Sam Angus szaleje na specjalnym wybiegu. Podekscytowany tłum szaleje pod sceną. Ja także szaleję, ponieważ chcę do ubikacji za potrzebą, a nie mogę wydostać się z pod sceny. I wreszcie jest mi gorąco. Nawet w krótkich spodenkach. „Back in Black”, „Highway to Hell” i kilkanaście innych hitów rozgrzewa stadion do czerwoności. Na koniec koncertu salwy z armat. Huk jest olbrzymi.
– We salutu you! – dziękuje fanom rozpromieniony wokalista Brian Johnson, a ja dziękuję matce Naturze, iż po raz następny moje ciało i uszy to wytrzymały. Niestety więcej dźwięków tego wieczoru już nie usłyszymy. Pora wracać do normalnego życia. Pędzę więc do ubikacji.
Mój występ na tle AC/DC wypadł całkiem obiecująco. Może jednak zostanę gwiazdą rocka z krwi i kości? A może powtórzę mój eksperyment np. przy okazji koncertu takiego wariata Marilyn Mansona?

  • Dodano:
  • Autor: