white stripes icky thump co to jest
Definicja: 18 września ujrzała światło dzienne nowa płyta The White Stripes słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy The White stripes - Icky Thump

Słownik: 18 września ujrzała światło dzienne nowa płyta The White Stripes
Definicja:

Powiedzieć o "White Stripes" “zespół” to jak nazwać singiel pełnowartościową płytą. Dwie osoby to wydawało aby się zbyt niewiele, by stworzyć kompletny skład rockowy, lecz Jack White (właściwie można aby powiedzieć Jacek Biały, ponieważ ma polskie korzenie) od kilka lat udowadnia, iż nie sesyjni muzycy wynajęci za grube miliony, ani extra sprzęt studyjny tworzą muzykę, lecz talent głównego pomysłodawcy.


Jack talentu ma wielkie ilości. lecz byłoby dużym nadużyciem powiedzieć, iż jest odkrywczy. Nie jest. W ogóle. Nie był na pierwszej płycie, wydanej za marne kapitał i nagranej w garażu. Nie był na „Elephant” gdzie otarł się o komercję, ani nawet na „Aluminium” gdzie zaprezentował symfoniczne wykonania swoich starych utworów (niestety to jest jedna z tych płyt, której nie da się słuchać). Jack White nie staral się nawet o odrobinę orginalności śpiewając w „The Racounters”, ani występując gościnnie u „Electric Six”. Więc skoro mamy do czynienia ze starszym, niezbyt urodziwym i wtórnym facetem, to czemu słuchamy jego muzyki?


Inż. Mamoń stwierdził, iż ogląda tylko te filmy, które już kiedyś widział. Stwierdzenie to doskonale opisuje to dlaczego słuchamy Jacka White’a i zachwycamy się jego piosenkami. Są klasyczne, nie zaskakują dziwnymi harmoniami, ani wymyślnymi aranżacjami. Tekst piosenek jest stosunkowo zrozumiały, nie śpiewa swojej zawiłej narkotycznej literaturze zrozumiałej jedynie dla tych, którzy są w czasie słuchania w tym samym stanie w jakim on był w czasie tworzenia. White gra na naszych przyzwyczajeniach wydając następny album z podobnymi piosenkami. Do czego podobnymi? Do wszystkiego co było do chwili obecnej w muzyce rockowej. To tempo było już u Zeppelinów, ten styl gry na gitarze poznamy, ponieważ to przecież Deep Pueple, podobny blousowy riff znajdziemy u Watersa, lub BB Kinga. A jeśli nie poznajemy tych melodii, to z pewnością znajdziemy je na wcześniejszych płytach „White Stripes” lub kilku zespołów stworzonych na fali „nowego – starego rocka”.


Dlaczego więc wciąż wracamy do korzeni, a pozostawiamy na półce krążki nowoczesnych zespołów, które wraz ze swoim powstaniem zapowiadają narodziny nowego stylu muzycznego, a wspólnie z wydaniem drugiej płyty jego zakończenie? to jest moim zdaniem wywołane wspomieniami. Należe do pokolenia, dla którego muzyka nie była wyłącznie tłem dla rozmowy. Nie rozmawiało się przy muzyce, tylko jej słuchało. O muzyce się rozmawiało. Te melodie, to brzmienia, ten styl gry na gitarze wrył się w pamięć jak przestrogi mamy, tak aby nie dotykać gorącego. Zawsze, już do końca życia będą tkwić w mózgu i reagować gdy tylko gdzieś zabrzmi podobna nuta, bądź zbliżymy dłoń do ognia. Gdy więc tera słyszymy Jacka grającego prostą solówkę, to nie widzimy niezbyt przystojnego pana o polskich korzeniach, lecz Smokie’ów lub AC/DC. W naszej wyobraźni momentalnie buduje się wielka scena na której grają Ian Paice z Angusem Youngem, a Jimi Hendrix z Howlinem Wolfem. Tj. klucz do sukcesu Jacka White: świadome naśladostwo znanych stylów i zespołów, powtarzanie utartych modelów w celu wydobycia z nich tego co idealne. Funduje on nam wycieczkę w obszary dobrze nam znane, lecz w lekko zniekształcających okularach z klapkami, które się czasem zamykaja. Dlatego widzimy jedynie częśc znanego krajobrazu i to w zniekształceniu.


Ostatnie wydawnictwo obfituje we wszystko to, co znamy z wcześniejszych płyt. 300 mph to nic innego jak kalka ‘I’ve got you in my pocket’ z Elephanta, “You Don't Know What Love Is” to nic innego jak “I just don’t know what to do with myself”, nie wymienia to w ogóle stanu rzeczy, iż to sa wybitne piosenki.


Na ostatniej płycie Jack dodaje do kalejdoskopu stylów również folk (St. Andrew) i do instrumentów sekcję dętą (Conquest) co wzbogaca zdecydowanie dość monotonny chwilami gitarowy szum.


Celowo pomijam cały czas perkusję. Moim zdaniem jedynie w „Bone broke” gra trochę bardziej skomplikowane rytmy. W reszcie piosenek mamy monotonne stukanie, do którego Meg przyzwyczaja od pierwszej płyty. Niestety słuchać, iż nie jest profesjonalistką, lecz to właśnie jest część uroku „pasków”.


Reasumując: jeśli nie polubiliście White Stripes od pierwszego usłyszenia, to z pewnością nie polubicie ich właśnie teraz. jeśli dalekie wam są gitarowe rżnięcie i przesterowany, wrzeszczący wokal, to nie powiesicie sobie plakatu White Stripes nad łóżkiem. A ja takowy mam.

  • Dodano:
  • Autor: