włamanie nazbyt doskonałe co to jest
Definicja: iż włamał się do komputerów wydawnictwa Bloomsbury i wykradł treść siódmego tomu słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy Włamanie nazbyt doskonałe

Słownik: Pod koniec czerwca wielu fanów Harry’ego Pottera wstrzymało oddech. Haker internetowy, o pseudonimie Gabriel, oznajmił na jednym z forów dyskusyjnych, iż włamał się do komputerów wydawnictwa Bloomsbury i wykradł treść siódmego tomu.
Definicja: W nocy z wtorku na środę, 20 czerwca, wielu fanów Harry’ego Pottera na całym świecie wstrzymało oddech. Haker internetowy, podpisujący się pseudonimem Gabriel, oznajmił na jednym z forów dyskusyjnych, iż włamał się do komputerów wydawnictwa Bloomsbury. I iż dotarł do pliku z całą treścią siódmego tomu, uzyskując "główne wiadomości" dotyczące fabuły.

Sensacyjna informacja rozprzestrzeniła się w okamgnieniu. Już kolejnego dnia wszystkie media bombardowały czytelników tytułami, które nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości: "Haker zdradza zakończenie siódmego tomu Pottera", "Włamanie w Bloomsbury: wiadomo już, kto zginie w HP7", i tym podobne Fanów ogarnęła panika. Zapanowała prawdziwa, globalna, potterowska histeria.


Uzasadniony strach

Trudno się w zasadzie dziwić takiej reakcji tłumów. By ją zrozumieć, wystarczy tylko jedno wyraz: spoiler. To zapożyczenie z języka angielskiego ("spoil", a więc psuć) od kilku lat jest największym przekleństwem potteromaniaków. Znaczy informację zdradzającą niektóre treści nowej książki. Spoilery, jak sama nazwa wskazuje, zabijają niemal całą przyjemność z czytania – ten, kto ich nie uniknie przed lekturą, pozna zakończenie jeszcze zanim przeczyta powieść.

A doświadczenia z tak zwanymi spoilerami fani Pottera mają nienajlepsze. Wystarczy przypomnieć sobie historie sprzed dwóch lat. Przed premierą "Księcia Półkrwi" w lipcu 2005 r., na niezłą sprawę, miał miejsce tylko jeden głośny przeciek. Lecz za to jaki! Na dwa miesiące przed publikacją szóstego tomu, w jednym z miast, w których właśnie drukowano książkę, zaskakująco spora liczba osób zaczęła obstawiać w zakładach bukmacherskich śmierć jednego z najważniejszych bohaterów, Albusa Dumbledore’a. Kwestia wyglądała tak podejrzanie, że bukmachery szybko przestali przyjmować zakłady. Nie trzeba było być geniuszem, aby domyślić się, że któryś z miejscowych drukarzy mógł zdradzić tajemnicę. Początkowo nikt nie chciał dowierzać tym wiadomościom, traktowano je jako niewiele prawdopodobną plotkę. A dwa miesiące później, 16 lipca, okazało się, iż nieuczciwy pracownik drukarni miał rację.

Analogii do owej historii można doszukać się wielu. Wiadomo powszechnie, iż w siódmym tomie mają zginąć przynajmniej dwaj bohaterzy. Haker Gabriel sprytnie zagrał na emocjach i bez ogródek napisał, co to za postacie. Dodał przy tym, iż robi to celowo i z pełną świadomością. "Chcę, aby dlatego siódmy tom stał się bezwartościowy i nudny", oznajmił z satysfakcją. Potteromaniakom na całym świecie widmo spoilerów zajrzało w oczy. Ponieważ powieści J.K. Rowling mają to do siebie, iż świadomość, kto zginie, psuje niemal całą przyjemność z czytania. Gdyby było inaczej, nikt przecież nie zawracałby sobie głowy żadnym hakerem i jego wpisami na forum.


Dziecinnie proste

Jak w ogóle mogło dojść do rzekomego przecieku informacji? Haker, zapewne chcąc uwiarygodnić swoje słowa, opisał dość szczegółowo własne działania. Ponoć wysłał do jednego z pracowników Bloomsbury (z siedzibą w Londynie) maila z wirusem, który po otwarciu uruchomił się i umożliwił mu dostęp do komputera i wszelkich znajdujących się na nim danych. A wśród nich Gabriel bez problemu odnalazł plik z tekstem siódmego tomu, w wersji roboczej. Wystarczył rzut oka na ostatnie fragmenty – i już znał zakończenie. Podkreślił przy tym, iż cała akcja poszła mu nadspodziewanie łatwo. "To była najprostsza z możliwych strategii. Nigdy bym nie pomyślał, iż tak wielu pracowników wydawnictwa ma na swoich komputerach cały tekst 'Deathly Hallows'", napisał.

Niewiarygodnie proste, prawda? Rzec aby można, iż stanowczo za proste…

sporo mogłoby wyjaśnić oficjalne stanowisko Bloomsbury. Sęk w tym, iż rzecznicy prasowi wydawnictwa jakby nabrali wody w usta i odmówili komentarza w tej sprawie. Podobnie zresztą zachowali się przedstawiciele Scholastic, amerykańskiego wydawcy Harry’ego Pottera – z tym iż Kyle Good zastrzegła, że podobne plotki mógłby wypuścić w obieg praktycznie każdy i nie należy zanadto im ufać. Nikt jednak nie rozwiał wątpliwości, czy włamanie naprawdę miało miejsce, czy także nie.


Fałszywy alarm?

Dopiero po początkowej fali niepokoju i paniki, przyszedł chwilę na bardziej stonowane, sceptyczne komentarze. Na temat domniemanego włamania zaczęli się wypowiadać eksperci w zakresie informatyki i bezpieczeństwa komputerowego. Zapoznawszy się z opisem włamania, sporządzonym poprzez samego Gabriela, przewarzająca część z nich stwierdziła jednoznacznie, iż jest "wielce nieprawdopodobne", by podobna akcja mogła się udać, biorąc pod uwagę wysoki poziom zabezpieczeń w sieci komputerowej Bloomsbury. Mark Loveless – były haker, aktualnie specjalista od bezpieczeństwa komputerowego w Vernier Networks – wprost wyśmiał całą sytuację, mówiąc, iż jego zdaniem całe zajście to tylko żart, fałszywy alarm. "Gdyby był sprytny, i naprawdę dysponował treścią siódmego tomu, to ujawniłby kilka fragmentów lub nawet cały rozdział", stwierdził.

Poza opiniami ekspertów, istnieje jeszcze szereg innych okoliczności, podważających wiarygodność hakera Gabriela. W pierwszej kolejności wydaje się nieprawdopodobne, by którykolwiek z pracowników wydawnictwa postąpił w równie nieodpowiedzialny sposób. Wirus nie uruchomiłby się sam, w szczególności iż przewarzająca część nowoczesnych programów pocztowych blokuje potencjalnie niebezpieczne załączniki. Sam Gabriel twierdzi zresztą, iż wirus został uruchomiony przez kliknięcie. Czy to możliwe, aby któryś z pracowników Bloomsbury – mając świadomość, iż skrywa w swoim komputerze największą tajemnicę firmową – dał się nabrać w tak dziecinny sposób?

co więcej, z wypowiedzi hakera wynika, że włamał się rzekomo do komputera jednej z mniej istotnych osób. Skąd zatem wiedział, iż akurat u niej znajdzie to, czego szukał? Na logikę – chyba każdy, chcąc wykraść tekst "Deathly Hallows", zacząłby od sprawdzenia komputerów wyżej postawionych pracowników, na przykład któregoś z dyrektorów, gdzie byłoby większe prawdopodobieństwo, iż go znajdzie. Wątpliwości wzbudza także fakt, że Gabriel wspomina o jednym sporym pliku, zawierającym całą treść HP7. Ludzie obeznani w branży zwracają uwagę, iż to raczej niemożliwe w momencie, gdy trwają intensywne prace nad książką i jej składem. Każda osoba pracuje wówczas nad osobnym fragmentem. Haker mógł więc co najwyżej znaleźć jeden, góra dwa rozdziały, a nie cały tom.


Wiedzą, ale nie powiedzą

Jaki był motyw rzekomego włamania? Sabotażysta wspomniał o pobudkach religijnych, powołując się na krytykę Harry’ego Pottera ze strony Josepha Ratzingera z czasów, gdy był jeszcze kardynałem. Pojawia się tu jednak następny problem. Nawet jeśli haker okazałby się zwykłym fanatykiem religijnym, musiałby zdawać sobie sprawę, jak ogromną wartość ma poszukiwana przezeń wiadomość. Jeżeli zaś naprawdę udałoby mu się ją wykraść i skoro już postanowił uprzykrzyć życie fanom Harry’ego Pottera, powinien czym prędzej pognać z nią do największych mediów, dla których taka sensacja warta byłaby fortunę – >>sporo tys. funtów, dolarów albo euro (nie wiadomo, w jakim państwie mieszka tajemniczy Gabriel). W czasie gdy zamiast tego, haker opublikował ten w najwyższym stopniu strzeżony sekret XXI wieku na średnio znanym forum hakerskim, nie otrzymując za to ani grosza. Czy rzeczywiście będąc w posiadaniu tak cennej informacji, tak właśnie aby uczynił? To również pomniejsza jego wiarygodność.

Zastanawiać może tylko, dlaczego w całej sprawie nie wypowiedzieli się sami zainteresowani, a więc przedstawiciele Bloomsbury? Wystarczyłoby np. oznajmić: "Nie było żadnej pró aby włamania", i wszelakie wątpliwości zostałyby rozwiane. W czasie gdy rzecznicy wydawnictwa uparcie odmawiają komentarza, mówiąc, iż: "Nie zaprzeczamy, lecz także nie potwierdzamy". W ten oto sposób pozostawiają ziarno niepewności w głowach potteromaniaków i sugerują, iż być może jest coś z prawdy w opowieści hakera Gabriela. Takie niejednoznaczne działanie może dziwić, w szczególności iż pracownicy Bloomsbury nie są głupcami i jeżeli miała miejsce choćby próba włamania do ich mechanizmu, na pewno o tym wiedzą. W razie, gdyby włamanie istotnie miało miejsce, moglibyśmy podejrzewać, że zwyczajnie boją się do tego przyznać. Nic jednak nie wskazuje na to, ; aby haker Gabriel mówił prawdę. Dlaczego więc pracownicy Bloomsbury udają w tej sytuacji głuchych i ślepych? Być może stosują, nawet nie do końca świadomie, następny chwyt marketingowy, mający zachęcić do kupna książki. Zdają się mówić: wiemy, czy haker ma rację, lecz wam nie powiemy. jeżeli chcecie się przekonać, to kupcie w lipcu książkę i sami sprawdźcie.


Czy haker to…

Niezależnie od tego, jaki sukces chcą w ten sposób osiągnąć przedstawiciele wydawnictwa, odcinając się od komentarzy, skutek może nagle okazać się zgoła odwrotny: kompromitują gdyż siebie i Bloomsbury, dając światu do zrozumienia, że sami nie wiedzą, czy ktoś ukradł im treść "Deathly Hallows".

Gdy już światowa panika ustąpiła miejsca sceptycznym wątpliwościom, pojawiły się nawet pró ; aby humorystycznego podejścia do sprawy. Jeden z dziennikarzy serwisu New York Entertainment w żartobliwy sposób usiłował ustalić, kto kryje się za postacią hakera Gabriela, a jako potencjalnych podejrzanych przedstawił osoby mające na pieńku z J.K. Rowling. Wśród nich znaleźli się między innymi: A.S. Byatt (brytyjska poetka, która twierdzi, że Harry Potter przeznaczony jest dla ludzi o płytkich umysłach i ograniczonej wyobraźni), Alois Gmeiner (Austriak, który swego czasu otworzył specjalną antypotterowską linię telefoniczną) i William Safire (publicysta gazety New York Times, który w 2000 r. opisał potteromanię jako zło, które psuje amerykańską młodzież). Ten ostatni natychmiast znalazł sobie jednak alibi: "Nigdy nie zrobiłbym tylu błędów językowych, co ów haker!"


Byle do premiery

Za trzy tygodnie potteromaniakom może jednak w ogóle nie być do śmiechu. Jeśliby jakimś trafem okazało się, iż haker Gabriel (niezależnie kim jest) mówił mimo wszystko prawdę, szefowie Bloomsbury mieliby nad czym myśleć.

Na szczęście wszystko wskazuje, iż będzie inaczej. Jak można gdyż wywnioskować z powyższych analiz, jakiekolwiek włamanie prawdopodobnie w ogóle nie miało miejsca. Z opisów Gabriela wynika, że przebiegło ono rzekomo w sposób łatwy i aż nazbyt doskonały, ; ; aby mogło okazać się prawdziwe; podobnego zdania są, jak już wyżej wspomniano, specjaliści w zakresie informatyki. Dobrym podsumowaniem są słowa samej J.K. Rowling, która na incydent zareagowała ze stoickim spokojem i stwierdziła, iż to, co napisał Gabriel, mógłby równie dobrze zamieścić każdy inny internauta i nie ma podstaw, by wierzyć w takie doniesienia. Autorka zaapelowała przy okazji do czytelników, ; ; aby nie zwracali uwagi na podobne rewelacje. I chyba należy jej ufać.

Fani Pottera muszą jednak mieć się na baczności, ponieważ czasu do premiery "Deathly Hallows" – wbrew pozorom – pozostało jeszcze całkiem dużo i wszystko może się wydarzyć. Najlepiej więc unikać wszelkich przecieków, choćby nawet były zwykłymi plotkami, bo i tak nigdy nie wiadomo, co w rzeczywistości się za nimi kryje.
  • Dodano:
  • Autor: