przemijam gasnę odchodzę co to jest
Definicja: skórzanych kanapach, w głowie szumiało mi techno i mojito. Jak myślisz? Była na Ław.

Czy przydatne?

Co znaczy Przemijam. Gasnę. Odchodzę. Tak po prostu, bo zawsze łatwiej uciec.

Słownik: Natana poznałam przypadkowo, na imprezie. Był sam. O niej, o nich, dowiedziałam się kilka miesięcy później.
'Wyjeżdżam' - powiedział. Siedzieliśmy na skórzanych kanapach, w głowie szumiało mi techno i mojito.
Jak myślisz? Była na Ław
Definicja:

Poznałem prawdę, trochę za późno, zbyt boleśnie. Może dlatego nie chciałem dorastać. Może już niczego nie zmienię.


Człowiek. Samotny, samotny, obrzydliwie samotny.

Grzesznik.


lecz wiesz...

Nigdy nie myślałem, iż będę tym człowiekiem. Ponieważ kiedyś byłem inny. I wszystko wokół takie było. Pamiętam ciężkie perfumy matki, nigdy ich nie lubiłem. Kolor garnituru ojca, piaskowy, i nic oprócz tego. Pierwsze kłótnie, pocałunki, rozstania, których nic już nie cofnie. Pamiętam czerwień krwi na spodniach i trzask łamanej deski. Zapach sprayu na świeżo pomalowanej ścianie. Smak chmielu i słodkawego skręta żarzącego się nocą.

I coś jeszcze, o czym ciągle próbuję zapomnieć. Jej uśmiech.

Jeden, jedyny. Przypadkowy.


***
Noc wypełniona gwarem. Śmiech. Ktoś w okolicy rozmawia poprzez telefon. Ktoś kogoś wita, krzycząc poprzez ulicę. Spojrzał w górę, między cegły i druty.

‘Miasto nigdy nie śpi. Nie widać gwiazd’ – pomyślał nieco nostalgicznie, przypominając sobie zimowe ferie, obóz dla snowboardzistów w Alpach. Tam widział niebo - czyste, ciemnogranatowe, upstrzone srebrem... ‘Cholera, Natan, co ty pieprzysz?’ - zupełnie jak gdyby kiedykolwiek zależało mu na wpatrywaniu się w niebo. Siedzę i milczę.

w okolicy, pod bramą zabytkowej kamienicy ekipa wydekoltowanych dziewcząt i chłopców, z włosami na żel paliła papierosy i popijała ze szklanych butelek. Neon oświetlał ich twarze niezdrowym, niebieskawym światłem. Chodnikiem przetoczyła się ekipa Niemców. W każdy letni wieczór po rynku spacerowały tłumy – zarówno turystów jak i miejscowych. Ogrodzeni od samochodowych wyziewów starymi murami, chłodzeni delikatnym wiatrem wieczora, szczęśliwi. ‘Piątek jest jak autobus. Wciąż na niego czekasz’ – głosił podświetlony napis, reklama piwa na odległym przystanku. Co to, to racja.

On także czekał - zerknął na zegar na rynkowej wieży, nieźle zachowane renesansowe dzieło - spóźniała się. ‘Nic nowego’ - oparł się o ścianę i wydobył z kieszeni szerokich jeansów żarową zapalniczkę; odpalił czerwonego Marlboro. Zaciągnął się. Matkę strasznie irytowało kiedy palił w pokoju, >lecz tu nikt nie mógł się czepiać. Lubił to. >lecz tak faktycznie sam nie wiedział dlaczego pali. Chyba bardziej z nudów, niż rzeczywistej potrzeby.

A może robił to próbując zapomnieć?

- Nati! – właścicielka piskliwego głosu i długich, szczupłych i bardzo niebrzydkich nóg wyłowniła się zza rogu. Za nią, na obcasach, drobiło kilka wymalowanych panienek. Świta.

Cmok! Cmok! – poczuł jak jasna szminka rozmazuje się na jego policzkach.

- Długo czekasz?

- Dla ciebie mam zawsze czas –mruknął cicho. Uwodzicielsko? Czy tylko mi się wydaje? – Czego potrzebujesz dzisiaj? Cena promocyjna, jak zawsze – dodał.

- To co zazwyczaj. Byle szybko, czekają – wskazała kciukiem na towarzyszki. Stały pod klubem plotkując pomiędzy sobą; żadna z nich nie ośmieliła się przeszkadzać liderce.

Transakcja przebiegła szybko. W kieszeni miał wymiętoszony banknot; dziewczyna schowała przezroczystą torebeczkę pełną białego proszku. Kiedy masz kapitał stać na sporo, nawet na iluzję szczęścia. Uśmiechnęła się lekko i poprawiając szydełkowy top, dzieło jakiegoś zagranicznego projektanta. Podeszła bliżej do bruneta:

- Wiesz, iż cię kocham – szepnęła muskając jego usta. faktycznie chciałby ją pocałować tylko chwilkę... Troszeczke, troszeczke. Smakowała dietetyczną colą z whisky i truskawkami. Poczuł ciepło rozlewające się po ciele, jak zawsze gdy była > w okolicy. Kami, Kama, Kamila...

Nie był do końca pewien co kręci go w najwyższym stopniu w tej ciemnowłosej zdzirze. Zgrabne ciało? Cholerna pewność siebie? Czy to przewrotne szaleństwo? Poszukał jej wzrokiem; weszła już do lokalu. Znajomości. Ciekawe, czy spała z kierownikiem ? - Przypomniał sobie jej zgrabny tyłek w obcisłych, jeansowych spodniach. Och, tak. To ten typ, który nie cofa się przed niczym, o ile może wyciągnąć z tego korzyści. >lecz mimo wszystko oblizał usta zatrzymując jej smak na dłużej.

Włączył iPoda i wybrał jedną ze starych piosenek Peji. Wyrzucił niedopałek na chodnik i przydeptał nowym, czarnym vansem. Nadal się żarzył, kiedy Natan zniknął za zakrętem.


Dealer to twój kumpel dealer nie ma serca.
Dealer to kurwa dealer to morderca*


***

‘Radio eska, witajcie. Mamy poniedziałek, 15 czerwca. Na zegarze 7.40. Cudowny poranek! Jeszcze kilka dni pozostało do zakończenie roku – to zdecydowanie dobra informacja dla wszystkich uczniów, w szczególności, iż temperatura nie sprzyja naukowym wyczynom – mamy 21 stopni > >lecz słupek ciągle rośnie... A teraz gorący hit: Patrycja Markowska i ‘Świat się pomylił’’ – z głośników popłynęła muzyka.

Złośliwy uśmiech losu, słońce wstaje, dalej, jak gdyby nigdy nic.

Jasnowłosa dziewczyna ściszyła radio i podeszła do lustra. Podkrążone oczy pozbawione blasku, spierzchnięte usta, blada, niemalże przezroczysta twarz - czy tam wygląda szczęśliwa licealistka na kilka dni przed rozpoczęciem wakacji?

- Nie powinnaś już wyjść?

- Nie idę dziś do szkoły.
- Ester...

- Nie mamo, przepraszam – usiadła na kuchennym stołku chwytając kubek kakao. Ściskała go tak, jak gdyby chciała je ogrzać, mimo iż rozpoczynał się następny parny dzień w mieście. Kobieta schyliła się i objęła córkę ramionami. poprzez chwilę trwały bez ruchu.

- Będzie dobrze, kochanie – szepnęła – Zobaczysz. Z...zostanie uniewinniony.

Przymknęła oczy wdychając jej ciepły, słodki zapach przywodzący na myśl słodkie ciastka z konfiturą. Zapach matki. ‘Wierzysz? faktycznie w to wierzysz?’ – chciała zapytać > >lecz kobieta wstała i po chwili wyszła prowadząc za rączkę jej kilkuletniego braciszka. Trzasnęły drzwi.

Stereotypy – krzywdzący obraz mojego ja w twoich oczach. Nie jestem złodziejem.
Nie zrobiłem nic złego. Dlaczego mnie krzywdzisz?

ciągle słyszała małego, który pytał natarczywie i naiwnie ‘gdzie ojciec’.

Czy to już koniec?

Przecież byliśmy tacy szczęśliwi.

Nauczyłam się żyć tutaj, być dumną z moich czarnych oczu, prostych słów modlitwy i kamieni, które kładziesz na grobach przodków.

Chyba właśnie za to w najwyższym stopniu cię kocham, ponieważ pokazałeś mi ile znaczę, i iż w ogóle nie jestem inna. Nasz Bóg jest ich Bogiem.

Nic więcej nie ma znaczenia.

***
- Ile ten wazon? – zapytał pochylając się nad stolikiem zastawionym antykami. Siwy sprzedawca wskazał z wyrzutem stojącą za naczyniem kartkę. Klient zdał mu się cokolwiek podejrzany – szczeniak, pewnie osiemnastoletni, w zbyt szerokich spodniach i równie obszernym t-shircie. Brązowe, przydługie włosy otaczały opaloną twarz, w ręce trzymał dymiącego papierosa.

- To Furstenberg? – dopytywał młody oglądając wazon ze wszystkich stron. Stary sprzedawca skinął głową aczkolwiek nie miał definicje o co chodzi. ‘Znawca – złodziejaszek się znalazł!’

Chłopak zerknął jeszcze raz na cenę – Jutro macie czynne?

*
‘Pieprzony dziad’ – mruknął do siebie wspominając podejrzliwego starucha w drelichu. Patrzył na niego jak na jakiegoś smarkatego kieszonkowca czy innego śmiecia! A przecież on – Natan- nie był przestępcą. Czyżby?

Szedł ostrożnie, balansując pomiędzy lustrami opartymi o kamienice a ozdobnymi lampami i zegarkami na stolikach. Odetchnął z ulgą gdy opuścił targ staroci na Żydowskiej. Zdecydował przejrzeć dziś allegro. Nareszcie do urodzin matki zostało... – wyciągnął telefon, absolutnie nowy schemat z kamerą, i rzucił okiem na datę – jeszcze 2 tygodnie. Zdąży.

Stary zegar na wieży obwieścił dostojnie południe. Uśmiechnął się pod nosem na myśl o kumplach ślęczących nad funkcjami. A on? Zwyczajnie nie miał dziś ochoty iść do szkoły, w szczególności, iż wypadła historia, jedyny element na który uczęszczał z przyjemnością. Tak, tak, ponieważ arogancki, leniwy Natan miał również własną szkolną pasję...

> >lecz dziś nie było historii.

Spacerował znudzony po rynku. W kawiarnianych ogródkach biznesmeni popijali kawę; na miękkich, plecionych fotelach jednej z restauracji ekipa kobiet po trzydziestce, rozmawiała nad kolorowym magazynem. Natan poprawił wystrzępiony daszek bordowej czapki New Era aby lepiej przyjrzeć się jednej z nich, szczupłej blondynce przypominającej trochę Jennifer Aniston.

Niezła.

Stadko gołębi przecięło błękitne niebo i wylądowało wokół ławki zajmowanej poprzez bezdomnego. Nieogolony mężczyzna wyciągnął resztkę chleba z reklamówki i zaczął rozrzucać wokół siebie. Natan patrzył zafascynowany. On je... karmił.

‘Dziwne’ – Dzielić się mając puste kieszenie? A gdybyś był sam i nie miał nic do stracenia?

Podszedł szurając butami i wrzucił brudnemu mężczyźnie w spraną czapkę kilka złotych.
On je miał. Tak zwyczajnie.

Nagle pomyślał o tym, tak aby rzucić „dodatkowe źródło dofinansowania”. No właśnie. Nie lubił myśleć o sobie ‘dealer’. Doręczyciel – to tak. Dostawca – jeszcze lepiej. Dostarczyciel. Pośrednik.


Skąd nieszczęścia się biorą
Zastanów się co robisz ponieważ tj. z pewnością zbrodnią
Morderstwo morderco sukces twojej działalności*


***

Gdybyś spytał ile pamiętam z ostatnich piętnastu sekund, powiedziałabym, iż nic. Zdziwisz się, ponieważ nie czułam strachu, jakichkolwiek kadrów życia jak z filmu. Śmierć jest na pewno zielona, tak jak jego oczy.


- Pojebało cię?

Wstał, schwycił jej dłonie i pociągnął do góry.
- Przepraszam - nadal drżała.

- Nie ma za co – warknął puszczając jej nadgarstki. Przepchnął się poprzez tłum zgromadzony wokół. Dziewczyna szła za nim, uciekała od zgiełku. Poprawił czapkę, otrzepał koszulkę i rozpoczął mozolne poszukiwanie paczki Marlboro w szerokich kieszeniach jeansowych spodni. Pechowa blondynka zniknęła gdzieś z tyłu tłumacząc jakiejś staruszce, iż nic się nie stało, a ofiar brak.

- Hej, Natan – odwrócił się zaskoczony. Był gotów założyć się o litr czarnego Johnny’ego Walkera iż jej nie zna – Natan... Ja... Dziękuję.

- Nie ma za co – powtórzył. Tym wspólnie spokojniej - Znamy się?

Roześmiała się. Krótko, aczkolwiek tak naturalnie i czysto jak gdyby zapomniała, iż chwilę temu spojrzała w twarz śmierci na torach tramwajowej lini numer 5.

- A kto cię nie zna w szkole? – odparła - Można powiedzieć, iż do dziś byłam niewidzialna...

Za to teraz była idealnie widoczna. Aż zbyt dobrze. Guziki przy błękitnej bluzce rozpięły się interesująco, a długa spódnica i blond loki wirowały na wietrze. Nie, nie była pięknością > > >lecz coś w tym momencie sprawiło, iż nie mógł oderwać od niej wzroku...

Stres? Przyśpieszone oddechy i ten jeden, niepewny i zagubiony takt serca. Miłość?

Nie, ja zwyczajnie zawdzięczam mu życie.

- W takim razie miło mi cię poznać... – uniósł pytając brew jak amant w zachodnich filmach. ponieważ niezależnie od sytuacji nie tracił konceptu. Wyciągnął tę lalkę spod tramwaju. ‘Jak się odwdzięczysz, malutka?

- Estera – widząc jego zdziwienie dodała - Jestem Żydówką. Właściwie pół-żydówką – powiedziała nawijając złote pasmo na palec.

- Natan. Jestem... – no ponieważ co miał powiedzieć: ‘Jestem dealerem’? ‘Jestem ateistą’?
- Wiem – uśmiechnęła się ciepło. Cisza. Tylko przechodzący zboku ludzie stukali obcasami o bruk, słowa zlały się w jeden dźwięk.

- Śpieszysz się? – zapytał po chwili – ponieważ jeżeli nie...

- Właściwie nie idę dziś do szkoły –wymamrotała wpatrując się w własne buty – Wyszłam tylko po...

- Ja także nie – zrządzenie losu? - Co powiesz na kawę? – wskazał na czerwono-czarny szyld Nescafe nad nimi.

Skinęła głową. Weszli.

Jeden krok bliżej...

*

- Nati! Stęskniłeś się z mną?

Jedna chwila, jedno spojrzenie.


Kamila skrzywiła się nad swoim macchiato. Przystojniak Nat i ta nudna, żydowska dziwka, do której startował kiedyś Kacper. Jej Kacper. Nagle przypominała sobie rozmowę ojca i macochy przy kolacji. Czasem warto być córką prawnika. Np. wtedy, gdy narobisz sobie kłoptów, lub chcesz kogoś postraszyć... lub właśnie teraz.

- To prawda, iż przymknęli twojego starego za przekręty? Sorry, iż tak powiem... > > >lecz nareszcie to Żyd, wiesz... Nie można im do końca ufać.

Słodki uśmiech wpełzł na drobną twarz.

No i jak się czujesz, złotko?

___________________
* Peja 'Mordercy'
** Ławica- lotnisko w Poznaniu.
  • Dodano:
  • Autor: