coma co to jest
Definicja: do szczęścia potrzebne jest im tylko swoje towarzystwo słownik.

Czy przydatne?

Co znaczy "Coma"

Słownik: Noc. Auto z kierowcą i dwójką pasażerów jedzie do domu, po udanym weekendzie w górach.
Szczęśliwa rodzina. Tata, matka i córka. Bardzo się kochają i do szczęścia potrzebne jest im tylko swoje towarzystwo.
Definicja: Noc. Samochód z kierowcą i dwójką pasażerów jedzie do domu, po udanym weekendzie w górach.
Szczęśliwa rodzina. Tata, matka i córka. Bardzo się kochają i do szczęścia potrzebne jest im tylko swoje towarzystwo. Kiedy tylko mogą jadą gdzieś wspólnie, by spędzić ze sobą czas. Nie istotne gdzie, istotne iż wspólnie. Są ze sobą bardzo związani i jest im wesoło. Wracają do domu. Wracają nieświadomi tego, co za chwilę się wydarzy. Jedno zjawisko. Tylko jedna chwila, a tak bardzo zmieni ich życie.
Gabriel nie był jakimś demonem szybkości na drodze. Jechał zawsze ostrożnie i wedle przepisami ruchu. Jednak auto jadące przed nimi było tak powolne, iż musiał dodać gazu i wyprzedzić. Popełnił największy błąd w swoim życiu.
Gdy wyprzedzał zza zakrętu wyskoczyła mu czarna furgonetka. Nie było już czasu na ucieczkę albo na jakąkolwiek inną reakcję. Krzyk, poślizg, szarpnięcie, zderzenie, ciemność.
Ciemność wydawała się wiecznością i nieskończoną przestrzenią. Wypełniała każdy zakątek duszy Gabriela.
Nagle zaczął słyszeć dźwięk. Jakby grzmoty w czasie burzy. Stawały się coraz głośniejsze i głośniejsze. Nagle zobaczył światełko. Małe światełko na końcu ciemności, które powiększało się w wielką szybkością.
Ocknął się. Głowę miał opartą na kierownicy samochodu. Z jego lewej strony ktoś pukał do szyby i krzyczał – „Hej! Czy wszystko w porządku?! Hej! Odezwijcie się!”. Do Gabriela jeszcze nie dotarło to co się stało. To działo się wszystko za szybko. Podniósł głowę i spojrzał w prawo. Obraz, który pozostanie mu do końca jego życia. Jego ukochana żona, Marta, wgnieciona poprzez zdeformowany przód samochodu siedzi w fotelu pasażera. Oczy otwarte, klatka piersiowa się nie porusza. Tkwi tam tak w bezruchu, cała we krwi. Jej zegar życiowy przestał bić. Zatrzymał się nieubłaganie i już nic z tym nie można było zrobić.
Gabriela zamurowało. Mieszało się w nim tysiące uczuć na raz. Był tak skołowany, iż nie słyszał już głosu osoby, która chciała go wydostać. Niepotrzebnie. Stracił już swój sedno życia. Nawet nie próbował jej ratować. Patrzył tylko na nią ze łzami w oczach i delikatnie muskał ją dłonią po twarzy i jej długich jasnych włosach. Była jeszcze ciepła i taka delikatna.
Gabriel marzył w tym momencie tylko o jednym. Umrzeć wraz z nią. Jego serce krzyczało i wzywało śmierć. Ta jednak nie nadeszła. W jednej chwili wydawało mu się jakby usłyszał – „Nie możesz tutaj umrzeć. Nie. Nie teraz”. Nagle z tyłu samochodu usłyszał kasłanie. To była Eliza, jego ośmioletnia córeczka. Odwrócił się delikatnie na tyle ile pozwalały na to warunki i zobaczył zakrwawioną córkę, która dawała oznaki życia. To dla niej musiał dalej żyć i dołożyć wszelkich starań, by przeżyła. Próbował ją zawołać po imieniu, dosięgnąć ją, lecz niestety auto było zbyt zdeformowane. Spróbował otworzyć drzwi, gdzie nadal stał mężczyzna, który starał się pomóc. Nic z tego. Były poprzez coś zablokowane. Otworzył więc okno i zwrócił się do owego człowieka:
- Błagam Cię, pomóż mojej córeczce! Zrób coś!
- Przykro mi, lecz ja nic nie mogę! Drzwi są zablokowane i nie mam jak się do niej otrzymać. Zadzwoniłem po straż pożarną i karetkę. Powinni zaraz tu być. Przepraszam, lecz tylko tyle byłem w stanie zrobić.
Gabriel był zrozpaczony. Jedyne co mógł teraz zrobić to czekać, a czas zdawał się być coraz krótszy dla tej małej.
Znów starał się dosięgnąć córeczki, zawołał ja po imieniu, lecz nic z tego. Nie reagowała. Jej oddech robił się coraz płytszy. Gabriel obawiał się najgorszego. Błagał, by nadeszła pomoc.
Nagle z oddali wydobył się dźwięk. Była to syrena karetki i wozu strażackiego. Od tego czasu czas zaczął dziwnie szybko płynąć. Strażacy rozcięli samochód, wydostali pasażerów, szybka interwencja medyków i werdykt. Śmierć małej Elizy. Ta informacja była dla Gabriela wielkim szokiem. W jednej chwili los odebrał mu jego dwa najcenniejsze skarby. Nie. To nie los. W głębi duszy Gabriel czuł, iż to wszystko jego wina. To on spowodował tą okropną tragedię. Gdyby tylko nie był tak niecierpliwy i nie wyprzedził tego auta. Ta jedna mała chwila zaważyła na całym jego życiu i życiu jego bliskich.
Gabriel czuł się teraz więźniem własnego ciała. Chciał uciec. Nie mógł znieść emocji jakich w nim się kotłowały. poprzez głowę przechodziło mu mln myśli. A gdyby tak mógł cofnąć czas. A gdyby tak wyjechać przedtem, a może gdyby tak w ogóle nigdy się nie narodzić?
Sam zadawał sobie pytania bez odpowiedzi. Jego serce i dusza były rozdarte. Nie miał już po co żyć.

Od czasu wypadku rodziny Gabriela minął ponad rok. Wymienił miejsce zamieszkania, pracę, przestał jeździć samochodem. Odciął się kompletnie od ludzi. Nawet z swoją rodziną i rodziną Marty. Ostatni raz widział ich na pogrzebie. Nie był im wtedy w stanie spojrzeć w oczy.
Mimo, iż nikt go nie obwiniał o śmierć, to jednak sam Gabriel poczuwał się do winy. Zamknął się kompletnie w sobie.
wciąż dręczyły go koszmary o tamtej nocy. Widział własną żonę i dziecko, które krzyczały z bólu i wołały o pomoc, a on nie mógł się nawet poruszyć. Regularnie także wydawało mu się, iż słyszy głos jego żony, która woła go po imieniu. Był nawet parę razy u psychologa, lecz stwierdził, iż to nie przyniesie jakichkolwiek sukcesów i zrezygnował. Raz próbował nawet popełnić samobójstwo. Kupił na bazarze jakiś pistolet, wrócił do domu, usiadł naprzeciw zdjęcia Marty i Elizy. Przyłożył sobie lufę do skroni. Jedna mała chwila. Pociągnięcie za spust i strzał. Gabriel otworzył oczy i >wciąż siedział na krześle przed zdjęciem. Popatrzył się na pistolet. Kula nie wystrzeliła. Był cholernie niedobry, lecz już nie próbował drugi raz. Postanowił, iż na jakiś czas wróci do swoich codziennych zajęć.
Było czwartkowe popołudnie i Gabriel wracał ze swojej pracy. Po drodze do jego mieszkania był mały park. Regularnie się tam zatrzymywał aby się zrelaksować. Tak także zrobił i tym wspólnie. Usiadł na ławeczce oparł się wygodnie, odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. Ciepłe promienie słońca muskały jego twarz. Nagle coś dotknęło jego nogi. Była to piłka, którą bawiły się małe dzieci. Gabriel podniósł ją i zaczął oglądać. Jedno z dzieci, drobniutka dziewczynka, podbiegła do Gabriela i poprosiła o piłeczkę. Była bardzo podobna do Elizy. Gabriel podał jej piłkę i uśmiechnął się do dziewczynki, a ona go odwzajemniła, podziękowała i wróciła do zabawy. Gabriel poczuł się poprzez chwilę jak za starych dobrych czasów. Bardzo chciał, by te chwile mogły powrócić, lecz wiedział, iż to niemożliwe.
Jego rozważania przerwała mu kobieta, która dosiadła się do niego. Była to niewysoka brunetka, ze spiętymi w kucyk włosami i równo ściętą grzywkę, która opadała na czoło. Spojrzała na Gabriela i uśmiechnęła się. Miała bardzo piękny i szczery uśmiech. Gdy na nią spojrzał poczuł bardzo dziwne uczucie. Znał je, lecz tak dawno go nie czuł, iż zapomniał co znaczy. Zdobył się na mały uśmiech.
- Cześć. Mam nadzieję, iż nie masz nic przeciwko temu, iż do Ciebie się dosiadłam, lecz wyglądałeś na całkiem osamotnionego. – Piękna nieznajoma znowu obdarzyła Gabriela ciepłym uśmiechem.
- Nie, oczywiście, iż nie. To nareszcie wolny państwo.
Nie wiedzieć czemu Gabriel poczuł się trochę niezręcznie. Zapadła chwila ciszy.
- Nie jesteś chyba typem charyzmatycznego rozmówcy. – Zażartowała – No to może Ci pomogę. Nazywam się Justyna. – Wyciągnęła w jego kierunku dłoń. Gabriel uścisnął jej dłoń. Była tak bardzo delikatna, że miał wrażenie, iż może ją przypadkiem zgnieść.
- Jestem Gabriel. Miło mi Cię poznać.
Tak zaczął się nowy faza w życiu Gabriela. Justyna była bardzo miłą i mądrą kobietą. Mieli ze sobą sporo wspólnego. Zaczęli się ze sobą spotykać coraz częściej i częściej. Chodzili wspólnie do kina, spędzali wieczory, śmiali się. Gabriel poczuł się przy niej jakby na nowo się narodził. Porzucił żal, ból i złe wspomnienia. Już przy pierwszych spotkaniach Gabriel powiedział o swojej rodzinie Justynie. Okazała ona ogromne zrozumienie, a później zaczęła go pocieszać. Stała się dla niego kimś bardzo istotnym. Minęły raptem dwa miesiące ich znajomości, a Gabriel złapał się na tym, że się w niej zakochał. To wszystko działo się nierealnie szybko. Postanowił jej wyznać własne uczucia.
Powiedział wszystko co o niej myśli i jak bardzo jest dla niego istotna. Mówił bardzo szybko i z ogromnym podekscytowaniem. Justyna tylko na niego patrzyła i co chwilę się uśmiechała. Gdy skończył i czekał na reakcję, Justyna przybliżyła się, objęła dłońmi jego twarz i pocałowała. Gabriel poczuł się szczęśliwy. Po raz pierwszy od bardzo dawna. Ogarniające go uczucie miłości było już tak ogromne, że nie chciał na nic czekać. Chciał być z Justyną już na zawsze. Zaproponował jej, by zamieszkali wspólnie. Justyna bez wahania się zgodziła i po tygodniu mieszkali już wspólnie.
Gabriel poczuł, iż żyje. Nie zapomniał jednak o swojej rodzinie. Cały czas nosił w sercu Martę i Elizę. Wiedział jednak, iż już nic nie przywróci im życia i najzwyczajniej w świecie chciał być szczęśliwy. Justyna pomogła mu przebaczyć sobie swoje winy i pomogła patrzeć na przyszłość, a nie skupiać się na przeszłości. Zadecydował, iż jej się oświadczy. Był z nią, mieszkali wspólnie i nic mu więcej do szczęścia nie było potrzebne, jednak chciał jakoś zapieczętować ten związek.

Powiedział jej, iż musi coś załatwić na mieście i wyruszył do sklepu jubilerskiego. Zastanawiał się chwilę i wybrał ten symboliczny pierścionek. Schował go do pudełeczka i poszedł w stronę pobliskiej kwiaciarni. Kupił 13 róż, bo wielu ludzi uważa, iż liczba 13 jest liczbą miłości. Wyszedł z kwiaciarni i udał się w stronę domu, gdzie czekała na niego jego najprawdopodobniej przyszła żona. Mimo, że wiedział, iż go kocha, to jednak miał pewne wątpliwości co do tego, czy zgodzi się przyjąć oświadczyny.
Jego przemyślenia przerwał mu dziwny niepokój. Zauważył, iż na ulicach nie ma jakichkolwiek aut, ani ludzi. Wydało mu się to przynajmniej dziwne. Szedł tak i po drodze nie spotkał ani jednej żywej duszy. Nagle coś zaczęło dziać się z niebem. Chmury zaczęły bardzo szybko przelatywać, a niebieski kolor zaczynał zamieniać się na ciemno czerwony.
Gabriel nie miał definicje co się dzieje. Zaczął odczuwać głęboki strach. Nagle usłyszał głośny dźwięk dochodzący z oddali. Dźwięk przypominał syczenie połączone z drapaniem w czyste drewno. Odwrócił się i zobaczył, iż budynki na horyzoncie zaczęły po prosty się rozsypywać. Jak babki z piasku. Jedyną różnicą było to, iż cząsteczki tych budynków ulatywały ku górze. Zdarzenie to wyglądało jakby niebo zaczęło wysysać budynki. Gabriel stracił kompletnie orientację tego co się dzieje. Ocknął się dopiero z tego transu gdy przypomniał sobie, iż w domu czeka na niego Justyna. Zaczął biec w stronę mieszkania modląc się, by w ogóle jeszcze tam była. W tym czasie niebo już całkiem nabrało krwisto czerwonej barwy, a Słońce zniknęło z jego powierzchni.
Gabriel wparował do mieszkania jak oszalały. Uradował się jednak, bo Justyna siedziała sobie spokojnie w fotelu odwrócona do niego tyłem.
- Justyna, zbieraj się! Musimy uciekać! Coś się dzieje z miastem!
Stał tak poprzez chwilę, lecz ona nie reagowała. Podszedł do niej bliżej tak, by stanąć z nią twarzą w twarz. Jej twarz nie wyrażała jakichkolwiek emocji. Nie wyglądała ani na niespokojną, ani na wesołą. Poruszyła tylko gałkami ocznymi i spojrzała na niego.
- Nadszedł czas. – Powiedziała cichym, spokojnym tonem.
- Chwilę na co? O czym Ty w ogóle mówisz, nie ma czasu teraz na rozmowy, musimy się zbierać!
- Ty nic nie rozumiesz, prawda? Nie można uciec. Nie uchronisz się przed przeznaczeniem.
- Jak mam to niby rozumieć? – Gabriel był coraz bardziej zaniepokojony.
- To miejsce. Nie możesz z niego uciec. To miejsce jest odbiciem twojej duszy. A twoja dusza jest powoli niszczona. Ja jednak mogę Ci pomóc.
Justyna wstała z krzesła i jej ciało uniosło się nad ziemią. Gabriel nie miał definicje co się dzieje. Był całkowicie zdezorientowany. Modlił się, by to był tylko sen albo coś podobnego.
- Kim jesteś? – Zadał to pytanie, mimo że wiedział. Przecież spędził z nią ostatnie miesiące swojego życia. Znał ją jak nikt inny.
- Faktycznie nie wiesz? Istnieję od początku świata i trwać będę po sam jego koniec. Towarzyszyłam Ci już sporo razy. Byłam z twoją matką, z twoim ojcem i z różnymi innymi osobami, które kochałeś.
- Nadal nie rozumiem.
- Głuptasie, lecz ty jesteś niedomyślny. Jestem Śmiercią. – Na jej twarzy wyraźnie zaczął malować się uśmiech. Ten sam, który dobrze znał Gabriel.
- Śmiercią? Co za bzdury pleciesz? I Co tu się w ogóle dzieje?
- Och, to takie proste. Wystarczy tylko pomyśleć. Ty umierasz.
Gabriel zbladł. Umiera? On? Jak to możliwe? Przecież stoi tutaj całkiem zdrowy i nigdzie nie ma ochoty się wybierać!
- Czy możesz mi to jakoś sensownie wytłumaczyć? – Zapytał mając nadzieję, iż Justyna oszalała.
- Nadszedł na ciebie czas. Przyszłam, by cię ze sobą zabrać. Czy to nie wspaniałe? Będziemy mogli być ze sobą wiecznie! Wybrałam Cię już w czasie twojego nieszczęsnego wypadku. Wtedy już wiedziałam, iż będziemy mogli być ze sobą.
- w czasie wypadku? – Gabriel się trochę tym zdenerwował.
- Oczywiście. Od tamtego czasu >wciąż jesteś ze mną. Cały czas byłam przy tobie. – Śmierć wydawała się być bardzo podekscytowana tym co mówiła.
- Od tamtego czasu? To oznacza, iż wszystko do chwili obecnej, moje życie, nasze spotkanie, to nie był zbieg okoliczności? Wszystko to zaplanowałaś? – Gabriel był zszokowany tym co powiedziała. Czuł się oszukany poprzez ten cały czas.
- Nie miej mi tego za złe. Chciałam dla Ciebie jak najlepiej. Dlatego także musiałam usunąć z tego miejsca twoją żonę i córkę. Ich iluzje aby tylko przeszkadzały w zdobyciu ciebie.
- Usunięci? Czy to oznacza, iż to ty je zabiłaś? – W głosie Gabriela można była odczuć narastający gniew.
- Och, ty chyba faktycznie dalej nic nie pojmujesz. Zdaję się, iż będę musiała Ci to wytłumaczyć jak dziecku. Miejsce, którym teraz się znajdujemy jest twoim umysłem. Od momentu kiedy obudziłeś się w swoim aucie wszystko było produktem twego umysłu. Twoje ciało znajduje się teraz w stanie głębokie snu. A więc jak ludzie to nazywają – w stanie śpiączki. – Mówiąc to Śmierci, ani poprzez chwilę uśmiech nie zszedł z twarzy.
Gabriel nie mógł uwierzyć w słowa Śmierci. Czy to faktycznie jest możliwe?
- Czy to znaczy, iż moja żona i córeczka żyją? – Zapytał z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, iż tak. lecz zapomnij o nich. Twoje ciało umiera, a ja mam zamierzenie cię zabrać ze sobą. Będziemy już zawsze mogli być ze sobą. Przecież tego właśnie chciałeś, prawda? Wystarczy tylko, iż weźmiesz ten pierścionek i założysz mi go na palec u dłoni. Wtedy już nic nie stanie na drodze naszego szczęścia. – Śmierć stawała się coraz bardziej podniecona.
Gabriel nie wiedział co robić. Właśnie się dowiedział, iż jego ukochane osoby żyją. Był to dla niego wielki szok, lecz poczuł także radość. Z drugiej strony nie można tez zapomnieć o kobiecie, z którą chciał spędzić resztę życia. Po raz pierwszy w życiu Gabriel poważnie się wahał.
- Na co czekasz? Zwyczajnie wyciągnij pierścionek, a będziemy najszczęśliwszymi istotami w całym wszechświecie. Mamy niewiele czasu, zrób to!

Za oknem świat rozsypywał się coraz szybciej i szybciej. Powoli zaczęły rozsypywać się ściany mieszkania, w którym aktualnie się znajdowali.
- Zrób to! Przecież tego właśnie pragniesz! My tego pragniemy! Bądźmy szczęśliwi. wspólnie. – Głos Śmierci przybrał melancholijne brzmienie.
Gabriel wyjął pierścionek z kieszeni. Twarz Śmierci rozpromieniała.
Nagle Gabriel zaczął słyszeć głos Marty. Wołała go po imieniu tak jak wtedy, zanim poznał Justynę. Po tych wszystkich cierpieniach chciał ujrzeć własną kochaną żonę i córkę, lecz także pokochał Justynę.
Pokój, w którym byli ulegał coraz szybszemu rozpadowi. Śmierć wyciągnęła dłoń ku Gabrielowi. Jej oczy błagały, by się z nią pojednał. Gabriel spojrzał na nią i znów na pierścionek. Czas uciekał. Po chwili rozważań podjął ostateczną decyzję. Schował pierścionek do kieszeni.
Spojrzał w oczy Śmierci i powiedział – „Przepraszam.”
Śmierć cofnęła rękę, a na jej twarzy malował się obraz smutku i rozpaczy. Poczuła się opuszczona. Z jej oczu poleciały strugi łez. Jej ciało zaczęło rozpadać się jak piasek i połączyło w jedność z krwistym niebem. Pokój, w którym pozostał tylko Gabriel był już prawie doszczętnie zniszczony. Gabriel tylko zamknął oczy i modlił się, by obudzić się z tego koszmaru. Poczuł tylko na swoim ciele dziwne wibracje, które przypominały mrowienie. później zapadła cisza i ciemność. Trwały one długo, Gabrielowi zdawały się wiecznością. Po chwili usłyszał jak ktoś woła go po imieniu. Zdołał otworzyć oczy i ujrzał wielką jasność. Przyćmiewała jego zmysł wzroku. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do jasności, ujrzał zapłakaną, lecz uśmiechniętą twarz znajomej kobiety. To była Marta, miłość jego życia. Gabriel poczuł niesamowitą ulgę i radość, iż to wszystko już dobiegło końca.


Całe to wydarzenie zmieniło życie Gabriela. Zaczął bardziej doceniać istotne dla niego osoby. Starał się kochać je bezgranicznie i być na każde zawołanie. Zaczął zabierać Martę na romantyczne kolacje, zabierał rodzinę na częstsze wakacje, a po jakimś czasie spotkał się z nową nowiną. Znów zostanie ojcem. Gabriel był bardzo szczęśliwy.
Z całego wydarzenia ze Śmiercią, bądź Justyną jak wolał ją zapamiętać, w najwyższym stopniu dziwnym wydało mu się to, iż w stanie jakim był wydawało mu się, iż faktycznie spędził więcej niż 14 miesięcy. Gdy obudził się i doszedł do siebie, lekarze powiedzieli mu, iż był w śpiączce mniej niż miesiąc. Nie zawracał sobie jednak za bardzo tym głowy i starał się żyć swoim życiem. Pamiętał także o Justynie, ponieważ czy tego chciał czy nie, jakaś część jego serca ciągle ją kochała. Nie martwił się jednak tym. Wiedział, iż gdy nadejdzie czas, Justyna po niego przyjdzie i znów będzie mógł ją zobaczyć
  • Dodano:
  • Autor: